W rolach głównych

By umieć kochać i być kochanym, dobrze mieć wcześniej kochających i wspierających rodziców, łatwiej potem wejść w dojrzewanie i w końcu dorosnąć…

Wprowadzanie korekt do znanego scenariusza wymaga jednak wiele cierpliwości i czasu – związanych z wypracowaniem alternatywnych metod i narzędzi socjalizacji. Dotychczasowe, wzmacniające stereotypowe myślenie, mocno trzymają się w siodle, z pewnością bez walki nie oddadzą pola obcym. Czasem chodzi o łatwy pieniądz, to domena mediów – znana scenarzystka wielu polskich seriali mających największą oglądalność, na zarzut podtrzymywania i kreowania stereotypowego modelu ról kobiet i mężczyzn odpowiedziała, że pisze tylko to, co się dobrze sprzedaje, a ludzie chcą w telewizji oglądać wierne kopie siebie, po co zatem wchodzić z widzem w dialog, nie daj Boże – zdenerwować go przed snem? Podobną logiką kierują się twórcy reklam, które nie tylko arbitralnie dowodzą, jakie produkty warto mieć w domu i w jakim celu, ale o wiele bardziej na drugim planie ukazują określony porządek domowy szybko zyskujący status wzorca dla wielu ludzi. Ten, kto jest inny, nie ma, nie chce mieć, nie chce być taki i siaki, chce inaczej – zdaje się być poza rolą…

Schematyczną wizję rzeczywistości podtrzymuje szkoła, realizując nie tylko ukryty program edukacji rodzajowej, podająca dziewczynkom i chłopcom według płci wiedzę o świecie, jawnie odzwierciedlaną w podręcznikach. Dla potrzeb tematu przytoczę tylko fragment podręcznikowych mądrości. Wiadomym jest, że w znanym nam tradycyjnym scenariuszu społecznym nie ma miejsca na wychowanie seksualne – wątków w sumie wiele, ale jak je ubrać w język, jak nazwać, skoro wachlarz możliwości pozostawia do dyspozycji albo wulgaryzmy, albo wydumaną łacinę? Jeśli rodzice uznają, że sami nie podołają i gotowi oddać pączkującą seksualność swoich dzieci w strefy wpływów edukacji szkolnej, pozostaje przedmiot noszący zwykle nazwę wychowania do życia w rodzinie lub – w nieco bardziej wyzwolonych placówkach – wychowania seksualnego.

Pierwszy, zwany tradycyjnym, stara się przekazać wzorce funkcjonowania społecznego kobiet i mężczyzn, drugi, tzw. biologistyczny, uczy techniki poza wszelkimi wzorcami. Ten ostatni pominę, ponieważ takie podręczniki w Polsce są dwa i stanowią przedruk ze szkolnej literatury amerykańskiej. Analiza pozostałych wykazuje ich służebność wobec określonej ideologii związanej z polityczną falą.

W obecnych na rynku dominuje model kobiety matki i żony, niezastąpionej w opiece nad dzieckiem, kochającej bezwarunkowo, przyjmującej swoją seksualność w kategoriach prokreacyjnych, naturalnie planującej rodzinę i rezygnującej ze środków antykoncepcyjnych. Zdaniem autorki pracy poświęconej analizie podręczników do wychowania seksualnego, „płodność kobiety staje się wartością nadrzędną, porządkującą i podporządkowującą swoim prawom życie seksualne obu małżonków”3. Właściwe przygotowanie do funkcji rodzicielskich jest fundamentem małżeństwa, stąd chłopcy i dziewczęta powinni znać różnice psychiczne i biologiczne wynikające z płci po to, by w sposób odmienny, ale zarazem komplementarny podjąć życiowe role. Prezentowany materiał nie pozostawia przestrzeni do dyskusji nad resztą społeczeństwa, oparty jest na tzw. hierarchicznej strukturze związku z dominującym mężem i ojcem i podległej mu kobiecie, przy zachowaniu praw i obowiązków każdego z małżonków. Ostatnim razem kobieta równa mężczyźnie, świadoma swojego ciała, świadomie realizująca swoje macierzyństwo, będąc zarazem aktywną zawodowo, przedstawiona została w podręcznikach z lat 60.

Przekaz określonych wzorców, norm, wartości i zachowań, także tych o charakterze intymnym, tworzących wspomniane już społeczne nakazy roli, konstytuuje się również na płaszczyźnie kościelnej, gdzie Kościół/parafia tworzą przestrzeń, w której funkcjonuje specyficzny układ społeczny i realizowane są role przypisane tradycyjnie kobiecie i mężczyźnie w obrębie wspólnoty, mające określone implikacje na gruncie ogólnospołecznym. Często i tutaj współczesna seksualność przypomina demoniczny twór, trochę sztucznie wyjęty z całości ludzkich doświadczeń, zamieciony pod chrześcijański dywan. Któż miałby dość odwagi, by rozprawiać o swoich słabościach i grzechach?

Wstrzemięźliwość, czystość, umiarkowanie, dążenie do typów idealnych, bo bezcielesnych, wypierają rzeczową rozmowę o radości mogącej płynąć dla kobiety i mężczyzny z relacji intymnej, nie tylko w kontekście prokreacji. By mogła się w pełni wydarzyć, potrzebnych jest wiele innych spotkań, ponieważ człowiek dorasta do indywidualnej i niepowtarzalnej roli kobiety i mężczyzny poprzez doświadczenia wyniesione ze spotkań i relacji z ludźmi i Bogiem. Z każdego z nich dowiaduje się czegoś o sobie, próbuje sił, gubi się i odnajduje nowe drogi do siebie i drugiego człowieka. Niezależnie od płci, by otworzyć ciało, trzeba najpierw umieć otworzyć ręce, pozwolić się pogłaskać słowem i gestem, powierzyć komuś, umieć wziąć, ale dając, jednocześnie zapomnieć o sobie, by znaleźć wspólnie nową rzeczywistość, w której jest miejsce na dom, drzewo, dziecko i codzienną intymność.

Gdy człowiek jest na właściwym miejscu w życiu, przyjęta przezeń rola przylega do niego niczym wygodne ubranie, można powiedzieć – jest z nią tożsamy. Gdy zamiast żyć, odgrywa nie swoją, lecz zadaną sobie rolę, pozostaje zaledwie przebrany w strój świętego czy grzesznika, w duchu jednak jest głęboko nieszczęśliwy. Nikomu tego nie życzę.

Artykuł pochodzi z kwartalnika "Warto" wydawanego przez Centrum Misji i Ewangelizacji Kościoła Ewangelicko Augsburskiego w RP

***

Przypisy:
1. Dorota Pankowska, Wychowanie a role płciowe, Gdańsk 2005, s. 23.
2. Iwona Chmura-Rutkowska, Joanna Ostrouch, Mężczyźni na przełęczy życia, Kraków 2007.
3. Dorota Pauluk, Modele ról kobiety w podręcznikach do wychowania seksualnego, Kraków 2005.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»