Boża misja nie poniesie porażki

Czy anglikanizm ma przyszłość i czym właściwie jest światowa Wspólnota Anglikańska? Jakie znaczenie i konsekwencje miała ogłoszona przez Benedykta XVI konstytucja apostolska Anglicanorum coetibus? Jakie będzie chrześcijaństwo przyszłości? - Boża misja w świecie ma do dyspozycji Kościół i ta misja nie poniesie porażki - uważa bp Pierre Whalon, zwierzchnik Konwokacji Kościołów Episkopalnych Europy w rozmowie z ekumenizm.pl. Zapraszamy do lektury wywiadu.

Jako anglikanie jesteśmy rodziną, jesteśmy do siebie podobni. Wszyscy mamy Modlitewniki Powszechne. Wszyscy uznajemy Czworobok z Lambeth. Wszyscy mamy biskupów, niektórzy z nas także arcybiskupów. Niektórzy biskupi są wybierani, a inni mianowani. Tak więc zawsze były różnice w sposobie, w jaki jesteśmy częścią Wspólnoty Anglikańskiej. Nie sądzę, aby to się miało zmienić. Jeśli zaś chodzi o schizmę, która odbyła się w USA, to pewnie pan wie, że w ciągu ostatnich sześciu miesięcy ci, którzy się odłączyli, zdążyli się podzielić na trzy kolejne grupy. To są właśnie skutki schizmy. Stwarza malutkie Kościółki, dzielące się z powodu kwestii, które z perspektywy czasu wyglądają na bardzo głupie. Najlepszym przykładem jest V wiek, schizma z powodu Chalcedonu. Różnica między Nestoriuszem a Chalcedonem była tylko o włos. Sam Nestoriusz mówił, że mógł zaakceptować definicję Chalcedonu, ale schizma i tak nastąpiła. Kościół wschodu rósł w siłę znacznie szybciej niż Kościół na zachodzie do czasu, kiedy przyszli Mongołowie i wtedy zostali sami. Kościół zachodni nie znał i nie chciał ich poznać. Byli dla nich monofizytami albo nestorianami. Dziś tylko niewielu z nich ocalało na Bliskim Wschodzie. To jest właśnie to, co czyni schizma.

Więc sam pan widzi, kiedy słyszy się informacje o anglikanach w mediach w takim kraju jak Polska, to wówczas łatwo powiedzieć: ‘O spójrzcie na nich, biedactwa są zagubieni. Nie należą do Kościoła Matki i powracają do nas! To znaczy, że nie jesteśmy tacy źli, jak myśleliśmy, prawda?”. To jest naprawdę propaganda. Kiedy spojrzymy na rzeczywistość, to wówczas mówimy o niewielkiej liczbie ludzi. Mówimy o pastoralnym geście Kościoła rzymskiego, co jest w porządku. Mamy więc kilku emerytowanych biskupów, którzy nie chcą być już częścią Kościoła Anglii i stają się rzymskimi katolikami. I cóż z tego? My także mamy takie sytuacje.

Tyle tylko, że problemem nie jest to, że sobie po prostu idą. Każdy ma do tego prawo. Wyrywają z korzeni duchowość i tradycję anglikańskiego dziedzictwa i zaszczepiają je w miejscu, które nie wyraża tej spuścizny.
Cóż, może powiem to nieco inaczej. Kiedy zdecydowaliśmy się wyświęcać kobiety, część episkopalnych księży napisało petycję do Rzymu, aby przyjęto ich wraz z rodzinami, żonami. Uczyniono to. Także wtedy mówiono dokładnie to samo, że konwertyci przyniosą ze sobą anglikańskie dziedzictwo, które wiele zmieni, a jednak nie zmieniło. Zostali zasymilowani. Nic się nie zmieniło w katolickim etosie. Najważniejszym wydarzeniem, które doprowadziło do zmian, o których pan mówi, był czas kiedy John Henry Newman został…

Rzymskim katolikiem...
Właśnie. Newman wniósł anglikańską ideę i anglikański sposób patrzenia na rzeczy, co w dłuższej perspektywie było – jak myślę – bezpośrednio odpowiedzialne za to, co stało się podczas Soboru Watykańskiego II poprzez Aggiornamento. Więc być może dobrze się stanie, jeśli dzisiejszy Kościół rzymskokatolicki znów odkryje kawałek anglikańskiego etosu. Może wtedy nastąpi Sobór Watykański III?

Dziękuję za rozmowę.

***

Boża misja nie poniesie porażki   Tekst pochodzi z portalu Ekumenizm.pl

Serdecznie dziękujemy za zgodę na zamieszczenie jej w naszym serwisie

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | » | »»