Pomimo porwania przez rebeliantów z Republiki Środkowoafrykańskiej polskiego misjonarza, ks. Mateusza Dziedzica, misja w Baboua stara się funkcjonować normalnie - powiedział w piątek PAP współpracownik porwanego ks. Leszek Zieliński.
W czwartek delegacja rządu Republiki Środkowoafrykańskiej udała się do Junde, stolicy Kamerunu, żeby rozmawiać na temat uprowadzenia polskiego duchownego. Ks. Zieliński nie ujawnił jednak więcej szczegółów dotyczących rezultatów tych rozmów; nie ma też nowych informacji na temat traktowania przez porywaczy duchownego.
Rozmówca PAP przypomniał, że rebelianci "dobrze go traktują, nie są agresywni; ksiądz dostał jedzenie i ubrania, nie czuje, że porywacze mogą mu zrobić krzywdę". "Ich jedyny warunek to uwolnienie ich przywódcy", który przebywa w więzieniu w Kamerunie - dodał ks. Zieliński. Pierwszy krok w podjęciu rozmów z porywaczami zrobili przedstawiciele diecezji Buar - sprecyzował.
Polski misjonarz ks. Mateusz Dziedzic został porwany w nocy z niedzieli na poniedziałek przez napastników, którzy zaatakowali misję katolicką Baboua w RŚA, ok. 50 km od granicy z Kamerunem.
Jak opisuje w rozmowie z PAP ks. Zieliński, centrum misji mieści się właśnie w Baboua. "Nasza praca jest taka, jak zwykła praca księdza. Głosimy tutaj Słowo Boże, odprawiamy msze święte, udzielamy sakramentów. W poniedziałki, wtorki i środy jest katecheza dla dzieci, które przygotowują się do przyjęcia sakramentów" - opowiada.
"Działają tutaj również grupy parafialne; jest grupa Legion Maryi, są ministranci, są nawet tancerki, które śpiewają i tańczą na mszy św." - dodaje.
Oprócz tego nasza misja Baboua prowadzi dwa przedszkola. "Obecnie mamy 80 dzieci. W tym tygodniu nie chodzą na zajęcia, bo wszyscy są zszokowani, wystraszeni sytuacją. Na ten tydzień przerwaliśmy zajęcia, bo rodzice nie chcą (posyłać dzieci), ale od poniedziałku już je wznawiamy" - tłumaczył.
Ks. Zieliński został na parafii i codziennie o godz. 6 rano odprawia mszę św.; o 15.30 odmawiany jest różaniec. "Szczególnie teraz modlimy się w imieniu misjonarzy i księdza Mateusza. Ludzie nawet przychodzą trzy razy bardziej licznie niż zwykle, bo jednak przeżywają porwanie" - podkreślił.
"Oprócz tego - jak dodał - mamy jeszcze 20 kaplic rozproszonych w buszu, do których dojeżdżamy. Są tam małe wspólnoty katolików; przyjeżdżamy tam do nich, odbywa się spowiedź, odprawimy mszę święta, sprawdzamy, czy odbywa się katecheza". Taka wspólnota może liczyć od 20 do 50 osób; niektóre nawet do stu osób.
Spytany o potrzeby misji i okolicznych mieszkańców w związku z napiętą w ostatnim czasie sytuacją wewnętrzną w RŚA, ks. Zieliński odpowiedział: "Wszyscy chcą, żeby zapanował pokój, żeby zakończyły się te strzelaniny, napady, wszystko to, co powoduje, że człowiek żyje w strachu, w napięciu, w niepewności".
"Myślę, że jak jest pokój, wtedy możemy pracować, ludzie mogą uczestniczyć w życiu parafii, uprawiać pole, normalnie żyć" - dodał. "Ludzie starają się normalnie funkcjonować, ale gdy dochodzi do jakiejś nadzwyczajnej sytuacji, wtedy przychodzi strach" - zaznaczył.
Według ks. Zielińskiego grupa, która uprowadziła Polaka, to Front Demokratyczny na rzecz Ludności Środkowoafrykańskiej, a porywacze przebywają ok. 25 km od Baboua. Ugrupowanie to działa w pobliżu Baboua od kilku miesięcy, a w RŚA jest obecne od kilkunastu lat. Podkreślił, że misję ochrania obecnie siedmiu żołnierzy ONZ. 30 km od parafii jest baza "błękitnych hełmów".
W Republice Środkowoafrykańskiej pracuje obecnie 32 polskich misjonarzy. Sytuacja wewnętrzna kraju jest bardzo trudna. Aby zapobiec eskalacji przemocy i stworzyć warunki powrotu do stabilizacji, w RŚA działają trzy misje zagraniczne: misja pokojowa ONZ MINUSCA, misja Unii Europejskiej EUFOR CAR oraz misja specjalna Francji Sangaris. W skład misji EUFOR CAR wchodzi polski kontyngent liczący ok. 50 żołnierzy.
Odnotowano ofiary śmiertelne, ale konkretne liczby nie są jeszcze znane.
Odnotowano ofiary śmiertelne, ale konkretne liczby nie są jeszcze znane.