Dialog trudny i... niebezpieczny

Rosja, Ukraina, prawosławie, grekokatolicy i Franciszek. Refleksje po X Zjeździe Gnieźnieńskim.

Emerytowany arcybiskup gnieźnieński, Henryk Muszyński w czasie dyskusji panelowej po wystąpieniu abp. Szewczuka zwrócił uwagę, że mimo niezadowolenia, jakie na Ukrainie wzbudziła deklaracja, pretensji że „mówiono o nas bez nas” czy braku wyraźnego potępienia w niej rosyjskiej agresji na Ukrainę, deklaracja ta jest wielkim krokiem naprzód. Ot w takim jej punkcie 25, choć potępiono „uniatyzm” jako metodę budowania jedności przyznano, że Kościoły powstałe w drodze dawnych unii mają prawo istnieć i się rozwijać. Ważne: Cerkiew Moskiewska uznała, że Kościół greckokatolicki może istnieć!  Faktycznie, to wielki krok naprzód, bo przecież do tej pory w wypowiedziach moskiewskich hierarchów ten stan rzeczy był ostro krytykowany; ba: bywał uznawany za powód do niemożności spotkania kolejnych papieży z patriarchą...

W tym kontekście zwraca też uwagę opublikowany w okolicach Zjazdu Gnieźnieńskiego list prawosławnych intelektualistów (głównie z Zachodu i Ukrainy) dotyczący „pseudosynodu lwowskiego”. Tego, na którym 70 lat temu zlikwidowano Kościół greckokatolicki przyłączając go do Cerkwi. Wzywają w nim swoich braci do uznania „strasznej prawdy” o tym synodzie: to nie był prawdziwy synod; nie było na nim żadnego greckokatolickiego biskupa (byli aresztowani), a wszystko odbywało się pod dyktando NKWD. Dlatego dziś proszą grekokatolików „o przebaczenie za wszystkie niesprawiedliwości”.  To naprawdę wielki krok naprzód. Ciągle wielu prawosławnych usprawiedliwia udział w pseudosynodzie przedstawicieli Cerkwi i zgodę na likwidację Kościoła greckokatolickiego  chęcią „zrobienia porządku” z Kościołem wspierającą zbrodniczą UPA. W podobnym duchu, jak to przypomniał w swoim wystąpieniu abp Szewczuk, potraktował w 2006 roku sprawę potępienia synodu dzisiejszy patriarcha Cyryl, odpowiadając w imieniu patriarchatu na list kardynała Huzara. Teraz być może powoli zacznie się przebijać do świadomości rosyjskich prawosławnych „druga strona medalu” tej prawdy.

Charakterystyczne, że jeden z sygnatariuszy tego listu, obecny na Zjeździe Gnieźnieńskim prof. Antoine Arjakovsky, do wspólnego dokumentu Papieża i Patriarchy ma zupełnie inne zastrzeżenia. Chodzi o jego punkt 5: Mimo wspólnej Tradycji pierwszych dziesięciu wieków katolicy i prawosławni od prawie tysiąca lat są pozbawieni jedności w Eucharystii. Jego zdaniem to nieprawda. I podczas jednej z konferencji prasowych, i podczas dyskusji po wystąpieniu abp. Szewczuka zwracał on uwagę na Sobór Florencki i uzgodnioną na nim unię z Grekami (innymi Kościołami Wschodu też). W sumie coś w tym jest. Zawarta w 1439 roku, choć wzbudziła na Wschodzie wielki opór, formalnie odrzucona została przez prawosławie dopiero trzydzieści parę lat po upadku Konstantynopola, w 1487 roku. Unia Brzeska, która dała początek dzisiejszemu Kościołowi greckokatolickiemu na Ukrainie, zawarta została ponad sto lat później. Ale widać że nie była pomysłem, który pojawił się znikąd.

Dyskutując nad sensem wspólnej deklaracji Franciszka i Cyryla I warto zdać sobie sprawę z jeszcze jednego: za spotkanie z Papieżem  Patriarcha spotkał się w swoim własnym Kościele z ogromną krytyką. Jak stwierdził podczas jednej z dyskusji Zjazdowych Siergiej Czapnin, do niedawna pracujący w mediach patriarchatu, wielu prawosławnych w Rosji uważa, że Cyryl spotykając się z Franciszkiem okazał się zdrajcą i heretykiem. Zwłaszcza że tego spotkania nie uzgodnił z synodem. W tym kontekście warto przypomnieć słowa odwołanego w grudniu zeszłego roku ze stanowiska przewodniczącego Wydziału kontaktów ze społeczeństwem Patriarchatu Moskiewskiego ks. Wsiewołoda Czaplina, który odważył się po swojej dymisji powiedzieć, że „sam patriarcha prędko będzie musiał odejść". Być może nie była to wypowiedź zdenerwowanego odwołaniem kurialisty, ale znak, że faktycznie coś się wokół Cyryla dzieje. Spotkanie z Franciszkiem na pewno jego pozycji w Cerkwi nie umocniło. Tym większe dla niego uznanie (choć oczywiście nie wiadomo, czy spotkanie z papieżem nie było do czegoś potrzebne włodarzowi Kremla).

Echa tej sytuacji mogliśmy dostrzec w niedawnej nieco zaskakujące wypowiedzi przewodniczącego Wydziału Zewnętrznych Stosunków Cerkiewnych Patriarchatu Moskiewskiego, metropolity Hilariona. Stwierdził on ni mniej nie więcej, że przeciwników ekumenizmu w rosyjskiej Cerkwi wcale nie należy uspokajać, ale wezwać ich do nawrócenia. To jak na dotychczasową powściągliwość rosyjskich hierarchów bardzo mocne stwierdzenie.

Jewgienij Raszkowski, rosyjski historyk, poeta i filozof, podczas dyskusji po wystąpieniu abp. Szewczuka stwierdził, że fakt, iż stojący na czele Cerkwi rosyjskiej zaczęli mówić o ekumenizmie to spory krok naprzód. Do tej pory ekumenizm budził ostry sprzeciw. W cerkwiach nie można było kupić książek jego zwolennika i wielkiego teologa, zabitego w 1990 roku ks. Aleksandra Mienia. Jego zdaniem taka postawa zamknięcia nie powinna dziwić. Wielu dzisiejszych hierarchów Cerkwi to wychowankowie Komsomołu (Komunistyczny Związek Młodzieży). Tym większa radość, że coś drgnęło.

Czy z prawosławiem w Rosji jest aż tak źle?  Może jeszcze gorzej. Wspomniany wcześniej Siergiej Czapnin podczas dyskusji po wykładzie o 25 latach wolności krajów byłego ZSRR stwierdził, że „to coś” co dominuje w życiu religijnym Rosji to wcale nie prawosławie, ale jakaś struktura opierająca się na poradzieckiej mitologii. Jego zdaniem, choć wielu ludzi chce uważać się za prawosławnych, jednocześnie chce też zostać ludźmi radzieckimi. Trudno nie zauważyć, że w tej sytuacji przed myślącymi nie w kategoriach radzieckich a chrześcijańskich stoi bardzo trudne zadanie. Pewnie jeszcze często będziemy zaskakiwani przez rosyjską Cerkiew manewrami, które z perspektywy wiary wydadzą się nam trudne do zrozumienia.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |