Coraz lepiej się znamy

Irena i Roman Kubalowie są małżeństwem od 39 lat. Ona jest ewangeliczką, on katolikiem. – Nigdy nie było u nas kłótni w sprawach wiary – mówią. – Ekumenizm to dla nas codzienność.

Irena Kubala pochodzi z Kresów Wschodnich. W 1945 roku wraz mamą, babcią i dwójką rodzeństwa przyjechała do Katowic uciekając z Kresów przed Rosjanami. Potem rodzina przeniosła się do Sosnowca. Cała rodzina pani Ireny z dziada pradziada jest ewangelicka. Jej dziadek i jego brat byli księżmi ewangelickimi.

Mimo to, kiedy do dziewczyny zaczęli smalić cholewki chłopcy wyznania katolickiego, jej rodzice nie mieli nic przeciwko temu. Jednak kiedy sami zainteresowani dowiadywali się, że Irena jest ewangeliczką, odchodzili.

Pewnego dnia w jej życiu pojawił się Roman – katolik. Oboje mieli już wtedy po 30 lat. Nauczona doświadczeniem dziewczyna od razu powiedziała mu, że jest ewangeliczką. „A jakie to ma znaczenie” – odparł przyszły mąż.
– Dla mnie nigdy nie miało znaczenia to, kto do jakiego kościoła chodzi – mówi pan Roman. – Przecież ewangelicy i katolicy mają te same chrześcijańskie korzenie.

Roman jeszcze na studiach w Krakowie chodził na organizowane przez misjonarzy spotkania z ludźmi różnych wyznań. – Myślę, że niechęć do innych religii wynika właśnie z braku świadomości, z powtarzanych stereotypów dotyczących jakiegoś wyznania – mówi.

Ekumenizm wyssany z mlekiem
Ale ojciec Romana był bardzo religijnym katolikiem. Początkowo nie był zadowolony z decyzji syna o poślubieniu ewangeliczki. Żeby więc żadnej z rodzin nie robić przykrości, młodzi postanowili wziąć tylko ślub cywilny. „Jak to tylko cywilny?” – zaoponował ojciec.

Wtedy Roman samodzielnie, bez nacisku ze strony rodziny narzeczonej, postanowił, że pobiorą się w kościele ewangelickim.

Kiedy urodził im się syn Jacek, postanowili wychować go w wierze katolickiej. – Nie chciałam, żeby syn przeżywał to, co ja w młodości – mówi pani Irena. – Kiedy byłam uczennicą szkoły podstawowej, dzieci przezywały mnie i wołały za mną „kici, kici”, jak zwykło się obrażać Świadków Jehowy. Przychodziłam do domu i płakałam. Mama powiedziała o tym wychowawcy, która tłumaczyła dzieciom w szkole na czym polega wiara ewangelicka.

Pani Irena nie miała większych problemów z katechezą syna. – Mamy tę samą modlitwę „Ojcze nasz”, „Wierzę w Boga”, te same przykazania. U nas nie ma kultu Maryi, ale „Zdrowaś Mario” też nauczyłam syna, bo znałam tę modlitwę jeszcze z czasów szkolnych, nauczyłam się jej od koleżanek. Chciałam wychować syna na dobrego chrześcijanina, tolerancyjnego, światłego człowieka i myślę, że to się udało. 37-letni dziś syn państwa Kubalów, Jacek, ekumenizm wyniósł z domu rodzinnego. – Rodzice nauczyli mnie, że nie dzieli się ludzi na katolików czy ewangelików. Liczy się to, że człowiek potrafi być dobry dla innych – mówi.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |