Po co katolikom ekumenizm?

Po co katolikom ekumenizm? Dlaczego nie uznajemy wszystkich wspólnot chrześcijańskich za Kościoły? Jakie problemy trzeba jeszcze rozwiązać w dialogu ekumenicznym? – na te i inne pytania odpowiada kard. Kurt Koch, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Popierania Jedności Chrześcijan.

Wspomniana już katolicko-luterańska deklaracja o usprawiedliwieniu nie przez wszystkich uznawana jest za osiągnięcie. Wielu duchownych, zwłaszcza starszego pokolenia, najwyraźniej nie rozumie jej treści i dostrzega w niej rezygnację Kościoła katolickiego z nauczania Soboru Trydenckiego...

– Nowością tego dokumentu jest to, że nie stanowi on jedynie rezultatu dialogu między grupami teologów różnych wyznań. Jest to wspólna deklaracja przyjęta przez Kościoły! To niezwykle istotne, bo przecież prowadzimy wiele dialogów, ale ich wyniki nie są potwierdzane przez kierownictwa Kościołów. Nie mają więc one takiej samej wartości, co ta deklaracja.

Problemem był sam proces jej przyjmowania. Po stronie katolickiej było to proste: Papieska Rada ds. Popierania Jedności Chrześcijan przedstawiła tekst, Kongregacja Nauki Wiary go przebadała, a potem zatwierdził Ojciec Święty. Po stronie luterańskiej musiał się wypowiedzieć każdy Kościół z osobna, dlatego ten proces był bardzo trudny. Wielu teologów w Niemczech nie chciało zaakceptować deklaracji.

Zagadnienie usprawiedliwienia przez wiarę nie jest proste. Wierni nie rozumieją, o co w nim chodzi. Czasem dotyczy to także księży, którym brakuje wystarczającej wiedzy na ten temat. Dlatego trzeba dobrze tłumaczyć, co deklaracja zawiera.

Stwierdza ona jasno, że jest zgodna z wiarą katolicką. Bł. Jan Paweł II bardzo tę deklarację chwalił. Jeśli dobrze zapoznamy się z jej treścią, nie dostrzeżemy żadnej sprzeczności z naszą wiarą, a szczególnie z Soborem Trydenckim.

Jednak początkowo wzbudzała ona wstrzemięźliwość także w Stolicy Apostolskiej, która uznała za konieczne dodanie do niej wyjaśnienia...

– To prawda, były też wątpliwości po stronie katolickiej. W ich wyjaśnieniu bardzo zasłużył się kard. Joseph Ratzinger, który osobiście pojechał z Rzymu do Niemiec, aby sprawę doprowadzić do końca. Bez jego wielkiego wysiłku nie osiągnęlibyśmy celu. A skoro kard. Ratzinger zgodził się z treścią deklaracji, nie można wątpić o jej ortodoksji!

Niektóre Kościoły starokatolickie (np. Polski Narodowy Kościół Katolicki w USA i Kanadzie) pragną, by starokatolicy mogli być rodzicami chrzestnymi rzymskich katolików. Chcą także uznania ważności małżeństw mieszanych zawartych w ich Kościele. Co stoi temu na przeszkodzie?

– Wracamy tu do tego samego problemu, o którym mówiliśmy w przypadku prawosławia. Rzymscy katolicy i starokatolicy mają zupełnie inną wizję teologiczną relacji między Kościołem powszechnym i Kościołami lokalnymi. Nie widzę, jak moglibyśmy tu dojść do rozwiązania wyłącznie na szczeblu lokalnym bez uzgodnień na szczeblu światowym. Kiedy czytamy raport końcowy z dialogu ze starokatolikami nt. wspólnoty kościelnej widzimy, że wciąż są punkty, które musimy pogłębić w naszych dyskusjach.

Ale tu chodzi przede wszystkim o chrzest, który przecież nas łączy, a nie o różnice w rozumieniu Kościoła...

– Różni nas jednak rozumienie relacji między chrztem i Eucharystią. Sobór Watykański II uczy, że przez chrzest nawiązuje się relację z Kościołem katolickim, jest ona jednak niedoskonała. Prawdziwa komunia z Kościołem katolickim następuje w Eucharystii. Chrzest i Eucharystia zawsze idą w parze. Nie można więc oddzielić chrztu od całej eklezjologii. Ta wizja jest odmienna od tej, jaką prezentują Kościoły ewangelickie i starokatolickie.

Czy jest możliwy wspólny głos chrześcijan na forum Unii Europejskiej? Może bylibyśmy wtedy bardziej słyszalni w sprawach, które są nam drogie, takich jak np. obrona wolności religijnej?

– Ten wspólny głos jest potrzebny szczególnie w kwestiach zasadniczych ze sfery etycznej, a przede wszystkim antropologicznej. Bo największe problemy Europy są głównie natury antropologicznej. Weźmy np. ideologię genderu (płci społeczno-kulturowej), która twierdzi, że każdy może wybrać, czy chce być kobietą czy mężczyzną, bez względu na to, w jakim ciele się urodził. Trzeba wielkiej inteligencji, żeby pojąć tę bzdurę, która jest wyrazem takiej wrogości wobec ciała, jakiej nigdy nie znało chrześcijaństwo! Ale jeśli herezja jest współczesna, nie dostrzega się jej ukrytej niedorzeczności...

Kościoły mogą być słyszalne w Europie tylko, gdy zabierają głos wspólnie. Ale tak się dzieje od stu lat! W zeszłym roku obchodziliśmy setną rocznicę pierwszej Światowej Konferencji Misyjnej w Edynburgu. Już wówczas zastanawiano się nad problemem, jak możemy ewangelizować świat, skoro zanosimy do innych krajów wszystkie rozłamy Kościoła na Zachodzie. Od czasów Edynburga ekumenizm i misje stały się dwiema stronami tego samego medalu.

Europa jest dziś najbardziej zsekularyzowanym kontynentem. Wspólny głos chrześcijan jest więc niezbędny. Ale problemem jest dzisiaj to, że między Kościołami istnieją wielkie podziały w kwestiach etycznych. W latach 70. XX w. mówiono, że wiara nas dzieli, ale łączy nas działanie. Obecnie trzeba by powiedzieć na odwrót: wiara nas łączy, ale dzieli nas działanie. Dlatego odzyskanie wspólnego głosu jest wielkim wyzwaniem, jeśli chrześcijaństwo chce być w Europie słuchane.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»