Na pierwszy ogień

Nie o grzechu chcę się rozpisywać, lecz o jedzeniu, bo to temat ważny, nad wyraz biblijny, bo bardzo lubię zarówno gotować, jak i dobrze zjeść.

Kontynuując wątek: nie walczyłam o prawa zwierząt, nie oglądałam filmów o warunkach, w jakich żyją przeznaczone na ubój krowy, świnie, kurczaki. Nie miałam pojęcia, co oznaczają cyferki na jajkach, nie czytałam składu na opakowaniach. Nie miałam komputera ani dostępu do internetu. W szkole, jak ktoś szedł pod prąd w poglądach, był traktowany jak dziwak i na ogół wykluczany, ewentualnie znajdował innych mu podobnych i tworzył elitarną grupkę, do której nie miałam odwagi nigdy się wprosić. W kościele, grupie młodzieżowej, na lekcjach religii nie dyskutowało się o gustach żywieniowych, może jedynie w kontekście koszerności niektórych  produktów kuchni żydowskiej. Były to bowiem czasy, kiedy chrześcijanie jeszcze nie interesowali się tak intensywnie kulturą Izraela, jak to obecnie ma miejsce, nie uczyli się tańców żydowskich na przyjęciach weselnych i nie obchodzili żydowskich świąt. Były to jednak czasy, kiedy sery w plasterkach dopiero wchodziły do sklepów, ludzie z dumą nosili zakupy w reklamówkach, a największym hitem na obozach były zupki i sosy z tzw. paczka. Sytuacja uległa zmianie, kiedy wyjechałam na studia do Warszawy. Przez jakiś czas, póki uczelnia dopłacała do obiadów, stołowałam się w tzw. Prokuraturze na Trębackiej. Te kotlety jajeczno-ziemniaczane... Któregoś dnia dobre czasy się skończyły i trzeba było zacząć gotować samodzielnie. Całe szczęście! Od tego momentu datuje się trwająca do dziś moja przygoda z kuchnią. W tym miejscu mogłabym snuć długą opowieść o fasolce po bretońsku, spaghetti, rosole gotowanym na skrzydełku z kurczaka i wielu innych potrawach moich studenckich lat. Fajnie jest też powspominać naszą ciasną, akademicką kuchnię na Miodowej i tych wszystkich gości, którzy wpadali tak zupełnie przypadkiem w porze obiadu. I te dyskusje przyszłych teologów przy stole, który wtedy jeszcze potrafił zintegrować równie skutecznie, jak telewizor przed sekretariatem, kiedy to oglądaliśmy skoki w wykonaniu Adama Małysza.
 
Trochę lat od tamtej pory minęło, ale jedna rzecz się nie zmieniła: jeść trzeba, stąd chyba i refleksja, że może warto jeść bardziej świadomie, zdrowiej i w poczuciu odpowiedzialności przed samą sobą, najbliższymi i Stwórcą. Dotarło w końcu do mnie, że pokarm, po jaki sięgam, wpływa nie tylko na moje samopoczucie fizyczne, ale również psychiczne i intelektualne. Z mężem podjęliśmy decyzję o takim gotowaniu, które będzie służyło całej naszej trójce. Wiem, że w ten sposób inwestujemy w zdrowie naszej córki. Przed momentem wspomniałam o odpowiedzialności przed Bogiem. Odnoszę czasem wrażenie, że jako chrześcijanie swoją wiarę wyrażamy słowami dłuższych lub krótszych, cichszych lub głośniejszych modlitw. Śpiewamy różne pieśni, kłócąc się przy tym, czy ze względu na ich wiek (!), rytm, melodię, pochodzenie, one w ogóle chwalą Boga. Działamy charytatywnie na rzecz bliźnich, głosimy z niższej bądź wyższej ambony kazania.
 
Wszystko pięknie, tylko dlaczego zdarza nam się zapominać o swoim ciele, wszak to przez nie właśnie i dzięki niemu możemy realizować drzemiące w nas pokłady wiary, przemieniać je w czyn. Żyjemy na ziemi, na której postawił nas Bógw takich a nie innych ciałach, które są coraz częściej zaniedbywane, traktowane jako zło konieczne, stale wymagające interwencji lekarskich.
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

TAGI| BIBLIA, LUTERANIE

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |