Wierni ulicy

W Warszawie od roku rośnie nowy kościół. Nie ma murów, ołtarza, ani sakramentów. Ale ma za to grono wyznawców, którzy za miskę zupy są gotowi wysłuchać kilku głośnych kazań i świadectw o tym, że Jezus ich kocha.

Ruch na tzw. Patelni wzbiera pod wieczór, już po tym, gdy większość ludzi wyjdzie z okolicznych biur i urzędów. Od roku na placu przy wyjściu z Metra Centrum co środę przed godz. 19 rośnie kolejka ludzi biednych i bezdomnych. Ustawiają się w pobliżu drewnianego krzyża ustawionego przy wielkich termosach z zupą. Obok grupa młodych ludzi rozkłada instrumenty muzyczne, próbuje mikrofony, zaczyna rozdawać ulotki i gazetki. Także kieszonkowe wydanie Nowego Testamentu, które większość ludzi przyjmuje z wdzięcznością. Na ścianie widać baner z adresem internetowym „Kościoła ulicznego”.

Kim są chrześcijanie?

– Nie reprezentujemy jednej wspólnoty. Jesteśmy grupą ponaddenominacyjną – wyjaśnia Paweł Bakuła, organizator modlitewnego spotkania, który za chwilę rozpocznie płomienną przemowę do gęstniejącego tłumu. Oprócz około stu bezdomnych na Patelni zatrzymują się co chwila nowi przechodnie. Większości śpieszniej jednak do domu niż do słuchania „nawiedzonych”. – A daj pan spokój. Po co mi to? – obrusza się żwawa starsza pani, którą osoby w czerwonych koszulkach z angielskim napisem „Jezus Cię kocha. On ma plan dla twojego życia” zapraszają do wspólnej modlitwy. Blisko kręci się młody chłopak z barwnym irokezem na głowie, ubrany w czarną skórę z wymownym komunikatem na plecach „Jezus mnie zbawił”.

Tych, którzy przystają, dziwi to, że wśród nich nie ma żadnego księdza. Nie słychać tu o Kościele, o Mszy św., o sakramentach. Tylko o tym, że Bóg czeka ze swoją miłością i że zbawienie jest łaską, na którą nie można samemu zasłużyć. Kilkakrotnie napomkną, że religia nie jest potrzebna, bo prowadzi do podziałów. Wystarczy Chrystus, który kocha. I nasza odpowiedź. – Witam was w kościele, który nie ma ścian i drzwi. Do którego można w każdej chwili wejść i z niego wyjść. Jesteśmy tu, by wylewać Bożą miłość – słychać z potężnego głośnika. Świadectwo życia przemawiających brzmi bardzo radykalnie. Co chwila przerywają śpiewem i modlitwą.

Kim są ewangelizatorzy z „kościoła ulicznego”?

Bóg zabiera ze śmietnika – Wielu z nas siedziało w więzieniach, byliśmy uzależnieni od alkoholu, narkotyków. Ale Jezus dotknął dna naszych serc. Jesteśmy tu po to, by każdy z was nawiązał relację z Jezusem. Bo On zabiera nas ze śmietnika naszego życia i sadza, jak mówi Psalm 113, wśród książąt – zapewnia zebranych Paweł Bakuła.

O sobie mówi: były dziennikarz Polskiego Radia. Przyjechał z Rzeszowa, bo poczuł, że Bóg dał mu do wykonania misję. Myślał kiedyś, że Kościół to instytucje, ale spotkał działającego w życiu Boga. Sam był na dnie, Jezus podał mu dłoń. Teraz jest w tym samym Kościele co John Abraham Godson, czarnoskóry poseł z Łodzi – duchowny Kościoła Bożego w Chrystusie, chrześcijańskiego odłamu protestanckiego o charakterze zielonoświątkowym. Ale wśród organizatorów „kościoła ulicznego” są także inne, niewielkie wyznania chrześcijańskie. Najczęściej o nazwach, które w uszach przeciętnego katolika brzmią obco i niezrozumiale. – To, co nas łączy, to pragnienie niesienia Dobrej Nowiny najuboższym i bezdomnym, ale nie tylko im. W każdą środę, w kościele bez ścian i drzwi, uwielbiamy Boga, głosimy Jego słowo i pomagamy potrzebującym w wyjściu z uzależnienia – mówi Paweł Bakuła.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |