Mury runą jeszcze raz

Joanna Bątkiewicz-Brożek

GN 51-52/2011 |

publikacja 22.12.2011 00:15

Wolontariusze, którzy rok spędzają ze Wspólnotą z Taizé. Od września pomagają braciom przygotować Spotkanie Europejskie w Berlinie

Mury runą jeszcze raz Henryk Przondziono/GN Wolontariusze, którzy rok spędzają ze Wspólnotą z Taizé. Od września pomagają braciom przygotować Spotkanie Europejskie w Berlinie

Berlin jest symbolem dla tych, którzy na całym świecie próbują zburzyć mury podziałów i zasiać nadzieję – pisze Brat Alois, przeor ekumenicznej Wspólnoty, we wstępie Listu z Taizé na 34. Europejskie Spotkanie Młodych. Przygotowania do wydarzenia, w którym weźmie udział ponad 30 tys. młodych ze wszystkich zakątków Starego Kontynentu, trwały pół roku. Okazały się jednymi z trudniejszych, ale i ważniejszych w historii spotkań. Zresztą, jak mówią bracia, to, co najważniejsze, dzieje się zawsze przed Spotkaniem.

Dawny Berlin Wschodni. Jedno z poenerdowskich osiedli. Ani świecące nowoczesne witryny sklepowe, ani żółty neon McDonald’s, ani kolorowa farba (róż i zieleń) naniesiona na fasady betonowych blokowisk nie są w stanie zamaskować śladów panoszącego się tu jeszcze przed dwiema dekadami komunizmu. Ulewny deszcz i przenikliwe zimno potęgują wrażenie.

W zapadającym zmroku szukamy kościoła. Zwykle bracia z Taizé, przygotowując Europejskie Spotkanie Młodych, instalują centralny punkt przygotowań przy parafii. A tu żadnej wieży kościelnej na horyzoncie. Nagle na słupie, za krzakami, przebija się pomarańczowa wskazówka z odręcznym napisem „Taizé”. Jesteśmy na Max Brunnow Strasse 4 – pod tym adresem do niedawna było więzienie. Zamiast parafii więc, trzypiętrowy szary budynek między blokami osiedla. Więźniów już tu nie ma, ale zza krat, które nadal tkwią w oknach, wydostaje się ciepłe światło. Z dala ktoś macha.

– Welcome to Berlin! Szczęść Boże! – wita nas po angielsku i polsku br. Andreas z Taizé. Niemiec, od 18 lat we Wspólnocie Ekumenicznej. – Wreszcie Berlin! To jedno z najbardziej oczekiwanych Spotkań Europejskich – mówi, otwierając nam drzwi. Młodzi berlińczycy od lat prosili braci o zorganizowanie Spotkania w ich mieście. Kard. Sterzinski, nieżyjący już metropolita Berlina, co roku wysyłał z diecezji berlińskiej 100-osobową grupę do Taizé, sam odwiedził Wspólnotę kilkakrotnie. Wreszcie razem z luterańskim biskupem zaprosił braci do stolicy Niemiec. I przyjechali.

– Najpierw trzeba było znaleźć lokum, a ten budynek okazał się najtańszy. Wynajęliśmy go  więc od władz miasta na cztery miesiące – wyjaśnia br. Paolo, Anglik od 35 lat we Wspólnocie. – Jesteśmy w Lichtenbergu, dzielnicy, gdzie mieściła się siedziba i centralne więzienie śledcze Stasi. Tu nie ma żadnego kościoła.

Nie lada sensację musiał więc budzić tir z Francji, a także bracia z permanentami (młodzi, którzy przez rok mieszkają z braćmi) wnoszący ikony z Jezusem i Matką Bożą. Na parterze bracia urządzili kaplicę, obok małą zakrystię, gdzie przebierają się w białe habity. Codziennie rano modlą się tu za miasto. Niewykluczone, że to pierwsza od czasów upadku komunizmu grupa modlitewna w tej dzielnicy. Niczym ziarno nadziei zasiane w sercu betonowej pustyni.

Dotknąć Kościoła

Uważny turysta, a już na pewno przybysz z byłego bloku komunistycznego, od razu rozpozna splatające się w Berlinie dwa światy: wschodni – gdzie unosi się zapach przeszłości, i zachodni – gdzie bije zsekularyzowany rytm życia. Mówi się, że stolica Niemiec jest jednym z najbardziej laickich miast Europy. W trzymilionowej społeczności tylko 9 proc. to katolicy. I większość z nich mieszka w części byłego Berlina Zachodniego. Pozostali to różnych odłamów ewangelicy, muzułmanie, wspólnota żydów. Dominuje jednak religijna obojętność, jakaś surowość – także we wnętrzu pustych kościołów. Na ulicach przemykają kamienne twarze, mało kto się uśmiecha.

– Ludzie są tu szorstcy, ale mają konkretny plan na życie, racjonalny – mówi siostra Bep ze Zgromadzenia św. Andrzeja, odpowiedzialna za rozdział zakwaterowania dla młodych uczestników Spotkania Europejskiego. Jest Holenderką, mieszka w Taizé. Siostry latem pomagają w przyjęciu dziewcząt na wzgórzu we Francji. W Berlinie od września każdego rana s. Bep pokonuje 40 minut tramwajem z parafii, gdzie mieszka podczas przygotowań: – Berlin nie daje odczuć stresu wielkich stolic. Co dwie minuty jedzie tramwaj, jest świetnie zorganizowana komunikacja. Życie toczy się tu spokojnie.

Ale tegoroczne przygotowania nie należą do łatwych. – Trudniej było tylko w Rotterdamie – mówi s. Bep. – W ubiegłym roku w ostatniej chwili władze miasta udostępniły szkoły na kwaterunki, bo rodziny nie chciały przyjmować młodych. A w Berlinie na dwa tygodnie przed Spotkaniem brakuje 10 tys. miejsc na noclegi w rodzinach! Ale znajdziemy – przekonuje zakonnica.

– Każdy chce być anonimowy, to trochę przywilej stolic – wyjaśnia niezdziwiony zamknięciem berlińczyków Stefan Foerner, rzecznik kurii Kościoła katolickiego w Berlinie. – Skoro ludzie mają swój świat, plany na sylwestra, to wolą, by nikt im go nie burzył.

– Ale pojawiają się iskry nadziei. Ludzie nas zaskakują – dodaje s. Bep. – Wielu oddaje nam klucze do swoich domów. Nie rezygnują z zaplanowanych wyjazdów, ale to wielki gest zaufania – opowiada. Siostra Bep musi spotkać się osobiście z każdą z takich rodzin.

Jak mówią bracia, przygotowania są ważniejsze od samego Spotkania. Bo nawiązują się relacje, burzą mury, jest szansa na zmianę oblicza miasta. Co wieczór bracia wyruszają do  jego zakątków.

– Odwiedziliśmy już 160 parafii w Berlinie. Protestanckich i katolickich. Mamy tylko problem z księżmi katolickimi, bo za każdym razem, kiedy dzwonię, ksiądz jedzie samochodem – śmieje się brat Paolo. – Dlaczego? Bo opiekuje się kilkoma parafiami naraz i ledwo nadąża!

Brat Paolo, mimo nawału pracy, ani na moment nie traci zapału. Na ścianie przed wejściem do jego berlińskiego pokoju wisi cytat z Pisma Świętego: „Ci, co zaufali Panu, odzyskują siły, otrzymują skrzydła jak orły: biegną bez zmęczenia” (Iz 40,31). Obok ktoś przykleił rysunek bociana pożerającego żabę: Never give up – czyli nigdy się nie poddawaj.

– Czasem jadę do parafii przez całe miasto i nie wiem, co tam zastanę, czy na spotkanie przyjdzie dziesięć osób czy dwie.

Odwiedziny parafii są najważniejsze, bo to tutaj będzie toczyć się część Spotkania Europejskiego. Uczestnicy rano będą spotykać się na modlitwie w kościołach, grupach dyskusyjnych, a dopiero w południe i wieczorem w halach.

Brat Paolo: – Chcemy, by młodzi nauczyli się angażować w życie parafii. By księża wiedzieli, że to, co robimy, jest dla Kościoła, nie dla Taizé. Chcemy, by młodzi dotknęli serca Kościoła i zrozumieli je.

Każdego dnia w centrum Berlina w Marienkirche o 12.30 gromadzi się tłum. Na wykładzinie przywiezionej z Taizé w prezbiterium kościoła siadają ubrani w białe habity bracia. Obok wolontariusze. Zaczyna się modlitwa. W ławkach gromadzi się coraz więcej ludzi. Jedni weszli na chwilę, turyści, jest grupa uczniów zwiedzających kościoły. Zatrzymują się. Mama z dzieckiem w wózku przechodząc, usłyszała kanon. Zajrzała do środka, bo zwykle o tej porze panuje tu cisza. Trudno być obojętnym na piękno modlitwy z Taizé, na proste, zapadające w serce wersety z Ewangelii, na rozstawione w kościele ikony, na modlitwę przecinającą ciszę. („Cisza w centrum miasta” – tak napisał jeden z berlińskich dzienników o modlitwie w Marienkirche). Kościół jest luterański. Na dywanie siedzą jednak katolicy. – To nie ma znaczenia – mówi Kuba, wolontariusz, seminarzysta z Polski. – Nikt tu nikogo nie pyta o wyznanie. W Berlinie ewangelicy z katolikami muszą współpracować, muszą się poznać.

Potwierdza to Stefan Foerner. W jego biurze w kurii Kościoła katolickiego na ścianie wisi olbrzymie zdjęcie Jana XXIII. Papież soboru błogosławi i subtelnie się uśmiecha. – To zdjęcie wisiało w parafii mojego wujka księdza, po śmierci pobiliśmy się niemal z braćmi, kto je weźmie – śmieje się Stefan. – Papa Giovanni jak nikt inny wplata się w berliński klimat ekumeniczny, czuwa nad nim.

Warto przypomnieć, że Jan XXIII zawsze wspierał to, co robili bracia z Taizé. Wiedział, że młodzież doświadcza dzięki nim powszechności Kościoła. Jak Simon.

– Czasem pytają mnie znajomi, gdzie jest mój Kościół. Odpowiadam, że tam, gdzie jest Chrystus, bo gdzie są dwaj albo trzej zgromadzeni, tam i On jest – mówi wolontariusz. Niemiec jest synem pastora luterańskiego. W Berlinie często przygotowuje „taizowskie” modlitwy w parafiach katolickich. Simon zamyśla się, kiedy pytam, czy mu nie przeszkadza, że od miesięcy modli się w katolickich kościołach – Nie. Może katolicki Kościół to mój drugi dom? Jeszcze nie wiem.

Zimne prysznice

Bernauer Strasse. Jedno z miejsc, gdzie zachował się mur berliński. Tu otwarto miejsce pamięci – miniaturowe muzeum, przypominające czasy powstawania oraz obalenia muru. Jest też kaplica. Punkt widokowy imitujący dawne wieże obserwacyjne wybudowano po wschodniej części muru – z góry dobrze widać przestrzeń dzielącą oba pasy muru i były Berlin Zachodni z kopułą Bundestagu i strzelistą słynną wieżą telewizyjną oraz aluminiowe wieżowce przy Potsdammer Platz. Z drugiej strony ciasno przytulone do siebie bloki mieszkalne. W miejscu wyburzonego muru wbito w ziemię czerwone kilkumetrowe metalowe pręty.

– Kiedy po raz pierwszy stanąłem przed tym murem, zaniemówiłem – wspomina brat Han-Yol, Koreańczyk, autor programu tegorocznego Spotkania. – Wiedziałem, że musimy zrobić wszystko, by runął. A teraz jeżdżę na rowerze w miejscu, gdzie stał mur!

Bracia z Taizé pierwszy raz pojawili się w Berlinie w 1955 r., potem, kiedy w 1961 r. mur przedzielił miasto, zwielokrotnili wizyty nad Szprewą. W latach 80. powstawały jak grzyby po deszczu małe grupki modlitewne. A w 1986 r. założyciel Wspólnoty Ekumenicznej Brat Roger modlił się tu w Marienkirche. Bracia musieli wówczas uzyskać zgodę od władz miasta na religijne zgromadzenie. Warunkiem była gwarancja, że na modlitwę nie przyjdzie nikt z Zachodu. Brat Han-Yol: – Dziś wolność czuje się tu w powietrzu. Ale niestety, jak powiedział jeden z berlińskich biskupów – „ludzie dziś zapomnieli, że zapomnieli o Bogu”.

Czy Europejskie Spotkanie Młodych zadziała jak lek na pamięć? Berlin przecież niedawno odwiedził Benedykt XVI. Czy te dwa bodźce zmienią miasto?

– Papież był dla berlińczyków jednym z przywódców religijnych, Msza na stadionie była takim samym widowiskiem jak koncert – analizuje chłodno Stefan.

– Ale wszędzie tam, gdzie człowiek spotyka się z drugim, coś się zmienia, nawet jeśli jest to trudne spotkanie – mówi z nadzieją w głosie br. Paolo. – Choćby ci, którzy gościnę ofiarowali młodym – to jest już gest otwarcia się na coś nowego. Poza tym spotkanie, którego centrum jest modlitwa, nie może nie zmienić ludzi.

A zmiany widać już gołym okiem. Jedziemy z Simonem do parafii katolickiej św. Józefa, 20 km poza miasto. W salce parafialnej czeka 20 osób, rodziny, które otwarły swoje domy dla młodych. Na 20 osób 16 to ewangelicy. Razem z katolikami na zakończenie modlitwy odmawiają „Ojcze nasz”. Potem spotkanie nabiera tempa, padają pytania.

– Ludzie zaczynają się czuć potrzebni, odpowiedzialni, pytają o szczegóły: co podać młodym gościom na śniadanie, czy zaprowadzić ich na poranną modlitwę, jak rozmawiać, jeśli będzie bariera językowa – mówi Simon.

– Często na spotkanie w parafii przychodzą ludzie, którzy dawno już w kościele nie byli, a usłyszeli o możliwości przyjęcia kogoś pod dach od znajomych czy w miejscowym przedszkolu – dodaje Indre, permanentka z Litwy. – Potem chcą pomóc w przygotowaniu modlitwy.

Simon: – Przez Taizé dla wielu zaczyna się spotkanie z Kościołem!

Indre: – Ktoś na spotkaniu w parafii nagle wstał i zapytał braci: „Jak wy to robicie, że tylu młodych ludzi do was lgnie i gromadzicie tłumy, a nasze kościoły są puste?”. A brat na to: „Mamy w Taizé zimne prysznice, skromne jedzenie, namioty i baraki. Nie wiem, dlaczego lgną takie tłumy”.

Solidarność

Tegoroczne Spotkanie Europejskie, 34. już z kolei, przypomni historię. Brat Alois, przeor z Taizé pisze: „To wielki ruch polskiej »Solidarności« utorował dla wielu krajów Europy drogę do wolności; upadek muru berlińskiego w 1989 r. byłby trudny do wyobrażenia, gdyby nie »Solidarność«”. To słowa ważne nie tylko dla Polaków, ale dla ukształtowania historycznej świadomości młodych pokoleń. List z Taizé, który otrzyma każdy uczestnik Europejskiego Spotkania, symbolicznie już w tytule: „Odnowić więzi solidarności”, nawiązuje do zmian, jakie przetoczyły się przez Europę. Didaskalia i przypisy listu osadzają duchowe i mistyczne rozważania Brata Aloisa w rzeczywistości. „Mimo coraz łatwiejszej komunikacji, nasze społeczeństwa stają się coraz bardziej zamknięte i podzielone. Mury wyrastają nie tylko między narodami i kontynentami, ale także obok nas, w głębi naszych serc”. Brat Alois pisze o odrzuconych na margines społeczeństwa, imigrantach, o podziałach między chrześcijanami. „A pokój światowy zaczyna się w ludzkim sercu”. Tekst jest poruszający, zachęca do zaufania Bogu, ludziom i budowania relacji z innymi w komunii z Chrystusem. W każdej sytuacji, od zaraz. Jest i apel o życie w prostocie. I mocny akcent, wszczepiający nadzieję, że Bóg wciąż odnawia zaufanie do człowieka.

– Bracia z Taizé ciągle nam o zaufaniu przypominają. W praktyce także powierzając nam odpowiedzialne zadania. To mobilizuje do bezinteresownego działania, do tego, by iść tam, gdzie jest trudniej. Europejskie Spotkania to przecież etapy Pielgrzymki Zaufania przez Ziemię – mówi Indre.

– Patrzymy z nadzieją na Berlin i Spotkanie. Mimo wszystko – kończy Stefan Foerner. – Pielgrzymkę papieża będziemy analizować dopiero za jakiś czas, choć dla berlińczyków nie jest to łatwe. Papieża utożsamiają raczej z zakazami. Ale jestem pewien, że obecność braci z Taizé, kontakt z Kościołem młodym i powszechnym, zburzy mury lęków i uprzedzeń.
 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.