W godzinie próby

Andrzej Grajewski

publikacja 17.07.2014 07:47

Wojna na wschodzie Ukrainy jest wyzwaniem dla miejscowych chrześcijan należących do różnych Kościołów, podzielonych przez politykę. Modlitwą, codziennymi gestami, życzliwością wobec innych starają się, aby nienawiść nie zwyciężyła w sercach ludzi.

Prawosławne kobiety modlą się o pokój przed gmachem obwodowej administracji w Doniecku, zajętym przez separatystów Evelyn Hockstein /POLARIS/east news Prawosławne kobiety modlą się o pokój przed gmachem obwodowej administracji w Doniecku, zajętym przez separatystów

Donieck jest centralnym punktem Donbasu, wielkiego zagłębia przemysłowego na południowym wschodzie Ukrainy. Mieszka tam blisko milion ludzi, ponad sto narodowości i działa wiele wspólnot wyznaniowych. Donbas jest niezwykłą mieszanką etniczną, a ludzi o jednorodnym pochodzeniu praktycznie tam nie ma. Także język nie jest wyznacznikiem politycznych przekonań. Wielu moich rozmówców podkreślało, że choć mają rosyjskie pochodzenie oraz posługują się językiem rosyjskim, uważają się za obywateli Ukrainy i chcieliby nimi pozostać także w przyszłości. Są i ludzie o korzeniach ukraińskich, którzy brali udział w prorosyjskich wiecach i poszli na zorganizowane przez separatystów referendum.

Jądro sowieckiego ateizmu
W czasach sowieckich Donbas był areną okrutnych prześladowań religijnych. W obwodzie donieckim w okresie międzywojennym zamknięto bądź zniszczono 108 cerkwi. Duchownych i wiernych aresztowano, wielu z nich zginęło w łagrach. W 1931 r. wysadzono w powietrze cerkiew pw. Przemienienia Pańskiego w Doniecku, jedną z większych i piękniejszych w południowo-wschodnich regionach Rosji. Powstała wysiłkiem tysięcy ludzi, składali się na nią nie tylko miejscowi fabrykanci, ale przede wszystkim środowiska robotnicze. W czasach sowieckich wszystkie ślady tej prawosławnej cywilizacji zostały bezwzględnie zniszczone. Miasto w latach 20. otrzymało nazwę Stalino i miało być przykładem stalinowskiego ducha dla całego kraju.

Donbas, jedno z większych skupisk klasy robotniczej w Związku Sowieckim, poddany był wytężonej ateizacji. – Nawet w czasach odwilży nie pozwalano tutaj rejestrować wspólnot religijnych. Skutkiem tego była kompletna dezintegracja miejscowej społeczności – wyjaśnia Tamara Sabelnikowa, etnograf pracująca na Wydziale Prawnym, zajmująca się badaniem miejscowej kultury. Zwraca uwagę, że błędne jest mniemanie, jakoby Donbas był jednolicie rosyjskojęzyczny. Podczas spisu z 2001 r. jako Rosjanie zadeklarowało się 48 proc. mieszkańców Doniecka, jako Ukraińcy zaś 46 proc. Rosyjski dominuje w centrum miasta, ale już w podmiejskich osadach mówi się najczęściej po ukraińsku. Nie jest to język literacki, ale tzw. surżyk, w którym wiele słów, a nawet całych konstrukcji gramatycznych jest przeniesionych z języka rosyjskiego.

W tych osadach przetrwała najczęściej także wiara. Władza nie walczyła tam z religią tak intensywnie, jak w wielkich osiedlach miejskich. Do dzisiaj te regiony są ostoją ukraińskiego ducha w Doniecku. Nie bez powodu ochotnicy do pospolitego ruszenia Donieckiej Republiki Ludowej (DNR) rekrutują się głównie z ludności wielkich blokowisk, często anonimowej, bezwyznaniowej, choć dzisiaj wielu z nich mieni się obrońcami prawosławia. – Dla nich prawosławie – wyjaśnia Tamara – to nie religia, ale ideologia. Opołczeńcy (członkowie pospolitego ruszenia) w swoim mniemaniu są strażnikami Świętej Rusi, której centrum jest Federacja Rosyjska. Dlatego część z nich nazwała swoje oddziały Rosyjską Prawosławną Armią. W swej propagandzie podkreślają, że walczą nie tylko o zjednoczenie z Rosją, ale także bronią prawosławia.

Ostrożne prawosławie
W latach 90. Kościół prawosławny starał się nadrobić stracony czas. W Doniecku wybudowano kilkanaście nowych cerkwi, m.in. okazałą katedrę pw. Przemienienia Pańskiego, która stanęła przy głównym prospekcie miasta – ulicy Artioma. Sponsorami prawosławia stali się miejscowi oligarchowie, m.in. Wiktor Janukowycz, który jako gubernator doniecki i lider miejscowej Partii Regionów dał się poznać jako możny protektor miejscowego prawosławia. Zdjęcie byłego prezydenta nadal wisi na honorowym miejscu w donieckiej katedrze. Zdecydowana większość mieszkańców Doniecka to prawosławni, należący do diecezji doniecko-mariupolskiej prawosławnego Kościoła Ukraińskiego Patriarchatu Moskiewskiego.

Pod koniec lat 90. zaczęły powstawać parafie należące do Patriarchatu Kijowskiego, ale było ich znacznie mniej. Nigdy nie odgrywały wielkiej roli w życiu społecznym miasta. Kilka lat temu przeżyły zresztą wielki wstrząs, kiedy ich biskup przeszedł do Kościoła greckokatolickiego, gdzie został zwykłym księdzem. – Były z tym spore kłopoty, opowiadał mi greckokatolicki biskup Doniecka Stefan Meniuk, gdyż Watykan niechętny był kontaktom z Patriarchatem Kijowskim, aby nie psuć dialogu z Patriarchatem Moskiewskim. Duchowni z Patriarchatu Kijowskiego, podkreślający swą wierność Ukrainie, stali się obiektem ataków separatystów, dlatego sporo ich teraz wyjechało.

Bardziej złożoną postawę prezentuje hierarchia prawosławna Patriarchatu Moskiewskiego. Metropolita doniecki Hilarion (Szukało) pochodzi z zachodniej Ukrainy i część prorosyjskich prawosławnych zarzuca mu brak patriotycznego zaangażowania na rzecz samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej (DNR). Aktywistom DNR, który przyszli prosić go, aby zaapelował o pójście na referendum w sprawie ogłoszenia suwerenności Donieckiej Republiki, powiedział, że jest to kwestia polityczna i Kościół nie będzie w tej sprawie się wypowiadał. Warto także dodać, że metropolita Hilarion odegrał ważną rolę w negocjacjach w sprawie uwolnienia ks. Pawła Witka, chrystusowca, zatrzymanego i uwięzionego przez separatystów. Z wiarygodnych źródeł wiem, że metropolita osobiście interweniował w sprawie jego uwolnienia, a jego autorytet był w tej bardzo dramatycznej sytuacji decydujący. Część aktywistów DNR, z którymi rozmawiałem, przekonywała, że miejscowa hierarchia prawosławna nie jest samodzielna, gdyż finansowo i organizacyjnie zależna jest od miejscowych oligarchów. Jednak politolog Cyryl Czerkaszyn z Uniwersytetu Donieckiego dostrzega także inne powody takiej postawy. – Prawosławni muszą działać ostrożnie, przekonuje, gdyż wiedzą, że jeśli otwarcie wesprą separatystów, spowoduje to negatywne reakcje wobec nich w centralnej i zachodniej Ukrainie.

Ta kwestia wydaje się kluczowa dla zrozumienia wstrzemięźliwości prawosławnej hierarchii we Wschodniej Ukrainie. Jeśli struktury podległe Patriarchatowi Moskiewskiemu chcą utrzymać się na całej Ukrainie, nie mogą otwarcie popierać buntu na Wschodzie, gdyż mogłoby to dla nich oznaczać poważne problemy w innych regionach kraju. Metropolita Hilarion ogłosił też list pasterski, w którym potępił każdą formę gwałtu i przemocy. Przypomniał, że wszystkich chrześcijan obowiązuje przykazanie „Nie zabijaj”. Potępił także pełną nienawiści i kłamstw propagandę. Choć nie wskazał, co konkretnie miał na myśli, biorąc pod uwagę, że w sferze publicznej w Donbasie wypowiadają się jedynie separatyści, zostało to zinterpretowane jako głos sprzeciwu przeciwko nieustannemu porównywaniu wszystkiego, co ukraińskie, do faszyzmu.

Unici idą na Wschód
Prawosławie podległe Moskwie dominuje w życiu religijnym Donbasu, ale część wiernych opuszcza jego szeregi, przechodząc do Kościoła greckokatolickiego oraz do różnych wspólnot ewangelickich, bardzo żywotnych na tamtym terenie. W ocenie bp. Stefana Meniuka rozwój tych wspólnot wynika z faktu, że prawosławie nie jest w stanie wypełnić oczekiwań wielu ludzi, zwłaszcza młodszego pokolenia, które szuka osobistego duchowego przeżycia, a nie tylko rytuałów i ceremonii. Przyznaje, że część prawosławnych odnajduje się również w parafiach unickich. Taką drogę przeszła właśnie Tamara, który wyszła z rodziny prawosławnej, ale później zaczęła poszukiwanie dla siebie innego miejsca. Odnalazła je w Kościele unickim, który już dawno przestał być tylko Kościołem jednego regionu – Zachodniej Ukrainy (Galicji) i systematycznie rozbudowuje swoje struktury także we wschodnich regionach kraju.

Biskup Meniuk przyznaje, że spora część jego wiernych używa języka rosyjskiego, dlatego liturgia sprawowana jest także w tym języku, co w Zachodniej Ukrainie byłoby nie do pomyślenia. Piękny, niewielki sobór katedralny nie bez kozery wymalowany jest w żółto-niebieskie narodowe barwy ukraińskie. – Nawet jeśli w Doniecku pozdejmowali wszystkie flagi państwowe – mówi jego proboszcz ks. Wasyl Panteluk – nasz sobór katedralny pozostaje widocznym znakiem, że tutaj jest Ukraina.

Parafie greckokatolickie są w dobrych relacjach z łacinnikami, co na innych obszarach Ukrainy nie jest regułą. Duchowni odwiedzają się nawzajem, wymieniają się informacjami i pomagają sobie z wielką życzliwością, czego sam w Doniecku byłem świadkiem.

Długą obecnością w Donbasie mogą pochwalić się natomiast katolicy obrządku łacińskiego. W XIX w. były to tereny diecezji tyraspolskiej, a wiernymi byli głównie miejscowi Niemcy oraz Francuzi, zatrudnieni w tutejszym przemyśle. Francuscy asumpcjoniści prowadzili m.in. dużą parafię w Makiejewce pod Donieckiem, zamkniętą w latach 30. Odrodzenie wspólnoty katolickiej w Doniecku oraz w innych miejscach Donbasu nastąpiło na początku lat 90. Wiernymi początkowo byli najczęściej wierni pochodzenia polskiego, wywodzący się z centralnych rejonów Ukrainy. Dzięki ich ofiarności, a także pomocy katolików z Polski i Niemiec powstał w Doniecku okazały kościół pw. św. Józefa Robotnika. Ma on duże znaczenie dla Górnego Śląska, gdyż symbolicznymi tablicami upamiętniono w nim niewolniczą pracę kilkudziesięciu tysięcy Ślązaków, wywiezionych do kopalń Donbasu na początku 1945 r. Dzięki gorliwej pracy chrystusowców parafia w Doniecku powiększa się, głównie dzięki konwersjom ludzi dorosłych. W uroczystość Trójcy Przenajświętszej byłem tam świadkiem Pierwszej Komunii św. dwojga młodych osób, które ponad rok były przygotowywane przez siostry urszulanki pracujące w tej parafii.

Duchowni z różnych Kościołów, z którymi rozmawiałem w Doniecku, nie ukrywali, że polityka weszła także do ich wspólnot, powodując rozbicia i podziały. – Tym ważniejsze jest więc nasze świadectwo w tych czasach – przekonuje pastor Siergiej Kosjak. Zauważyłem, dodaje, że im bardziej ludzie są obojętni religijnie i niewrażliwi na wartości duchowe, tym łatwiej jest nimi manipulować i zachęcać do wspierania separatyzmu. Ma zaś nauczamy, że separatyzm jest grzechem, a pierwszym separatystą był Szatan. Wielu to się nie podoba, grożą nam, czasem swoje groźby wcielają w czyn. Ale chrześcijanie wiedzą, że problemów Ukrainy nie rozwiążemy poprzez bratobójcze walki, ale stając w gotowości do dialogu, starając się zrozumieć racje drugiego.