Nie rozdzieramy szat

Jacek Dziedzina

publikacja 29.12.2014 06:00

O strachu przed wojną, Rosjanach i Ukraińcach bez karabinów oraz o spotkaniu młodych w Pradze 
z bratem Aloisem Löserem, przeorem 
Wspólnoty z Taizé rozmawia 
Jacek Dziedzina.

Brat Alois został przeorem Wspólnoty z Taizé po śmierci brata Rogera w 2005 r. Członkiem Wspólnoty jest od 1974 r. W 1978 r. 
złożył tu śluby wieczyste i odtąd na stałe mieszka w Taizé. Ma 60 lat. 
Pochodzi z Bawarii Roman Koszowski /foto gość Brat Alois został przeorem Wspólnoty z Taizé po śmierci brata Rogera w 2005 r. Członkiem Wspólnoty jest od 1974 r. W 1978 r. 
złożył tu śluby wieczyste i odtąd na stałe mieszka w Taizé. Ma 60 lat. 
Pochodzi z Bawarii

Jacek Dziedzina: Kanon „Da pacem, Domine” (Obdarz pokojem, Panie) słychać teraz częściej w Taizé?


Br. Alois Löser: Tak, śpiewamy go bardzo często. W niedzielę wieczorem mamy w kościele Pojednania pół godziny ciszy na to, by modlić się o pokój. Ten pomysł jest następstwem modlitwy o pokój w Izraelu i Palestynie zorganizowanej przez papieża Franciszka w ogrodach Watykanu. Modląc się w milczeniu, my, bracia, i młodzi ludzie, którzy do nas dołączają, chcemy najpierw prosić o pokój Chrystusa w nas samych, a następnie czekać z ufnością na pokój, który ogarnie wszystkich ludzi. Na koniec tej ciszy powtarzamy tylko te proste słowa: „Da pacem, Domine”…


Międzynarodowe napięcie dociera do wspólnoty w małej wiosce na południu Burgundii?


Nie czujemy tego w samej wspólnocie. Ale oczywiście podróżując po Europie, widzimy, co się dzieje. Kiedy byłem w październiku w Rydze na Łotwie, gdzie mieliśmy spotkanie mieszkańców krajów bałtyckich, czułem to napięcie znacznie silniej – ludzie byli zaniepokojeni sytuacją międzynarodową. Czułem, że to w nich jest bardzo mocne.


Dla wspólnoty, której charyzmatem jest modlitwa o pokój i pojednanie, te wydarzenia stanowią jakieś nowe wyzwanie?


Dla braci z Taizé wyzwaniem jest przyjęcie młodych ludzi, pochodzących z bardzo różnych środowisk geograficznych, społecznych i kulturowych. Czasami niektóre rany z historii, które w sobie noszą, jeszcze dotąd się nie zagoiły. 


Jak sobie poradzić ze starymi ranami w sytuacji, gdy zadawane są nowe? Uzdrowienie przeciąga się w nieskończoność.


Te nowe rany czasami mają swoje źródła w starych, to widać na każdym kroku. Nie ma jednak innego wyjścia, niż szukać porozumienia między ludźmi. Na przykład na Bliskim Wschodzie: pomimo dramatycznych wydarzeń musimy szukać więcej kontaktów między chrześcijanami a muzułmanami.


Muzułmanie na pewno tego chcą?


Ci, którzy są otwarci, chcą tego bardzo. 


Wierzy Brat, że dialog jest tam jeszcze możliwy?


Nie tylko wierzę, ale wiem, że on istnieje. W wielu, wielu miejscach, nie tylko na Bliskim Wschodzie. Nasi bracia mieszkający w Bangladeszu, gdzie większość to muzułmanie, mają wśród nich wielu przyjaciół. 


W wielu krajach muzułmańskich wydaje się to już zupełnie niemożliwe...


Musimy stale domagać się od władz tych państw, by dały chrześcijanom wolność taką, jaką Europa daje muzułmanom. W Taizé
wierzymy bardzo mocno w osobowe relacje międzyludzkie. To, że na Bliskim Wschodzie toczy się okrutna wojna, nie może nas tej wiary pozbawiać. 


Można śpiewać spokojnie „Laudate omnes gentes” w sytuacji, gdy narody są tak ze sobą skłócone?


Tym bardziej trzeba to śpiewać jeszcze częściej! Dramatyzowanie nic tu nie pomoże. Musimy podkreślać, że w każdym narodzie większość ludzi tak naprawdę chce pokoju. Dlatego będziemy śpiewać jeszcze mocniej właśnie „Laudate omnes gentes”.


W mediach można odnieść wrażenie, że Europa przygotowuje się do wojny, na jej wschodnich rubieżach wojna jest już faktem – a bracia z Taizé jak co roku organizują Europejskie Spotkanie Młodych, tym razem w Pradze. Przez kilka dni tysiące ludzi w jednym miejscu będą śpiewać „Już się nie lękaj” i „Bóg sam wystarczy”. Czy to najskuteczniejszy sposób na zagrożenie: po prostu zatrzymać się i wielbić Boga?


Gdyby to oznaczało jakąś bierność wobec rzeczywistości, gdybyśmy tylko usiedli sobie beztrosko i mówili: jakoś to się ułoży – to nie świadczyłoby to o nas dobrze. Ale w Pradze spotkamy się z młodymi z całej Europy. Będą wśród nich także Ukraińcy i Rosjanie – żeby słuchać siebie nawzajem. To nie jest tak, że schowaliśmy się w małym kąciku i nucimy sobie przyjemne piosenki. Śpiewamy razem z młodymi ludźmi z całej Europy, z krajów, w których są napięcia i konflikty. W ten sposób też wyrażamy naszą nadzieję, że ci, którzy wprowadzają pokój w tych wszystkich krajach, i którzy są naprawdę bardzo liczni, pokonają nienawiść. Chcemy ich w tym wesprzeć. Nie można też tylko płakać nad rzeczywistością To nie wystarczy. Pomnażanie strachu to tak naprawdę bardzo pasywna postawa. 


Czy w Taizé spotykają się ze sobą Ukraińcy i Rosjanie? Potrafią ze sobą rozmawiać? 


Latem tego roku w Taizé Ukraińcy i Rosjanie spotykali się codziennie, żeby słuchać siebie nawzajem. Starali się poczuć to, co czuje druga strona. Nie chcieliśmy organizować wspólnych warsztatów dla nich, aby trwający konflikt nie przeszkadzał w spokojnej dyskusji. Z drugiej jednak strony zachęcaliśmy ich do osobistych spotkań. I kilkoro młodych ludzi powiedziało nam później, jak bardzo ich perspektywa zmieniła się po takich rozmowach. Gdy masz przyjaciela po „drugiej stronie”, wszystko staje się inne. Pewnego wieczoru poprosiłem Olgę, kobietę z Rosji, i Marinę, młodą Ukrainkę, żeby przemówiły do wszystkich zgromadzonych w kościele ludzi. Marina powiedziała: „Co ważnego znajdujemy w Taizé? Tutaj chrześcijanie z różnych krajów przyjeżdżają modlić się i żyć razem, tu możemy znaleźć pokój serca. Taizé jest miejscem, w którym my, Ukraińcy i Rosjanie, może przezwyciężyć konflikty, słuchać i rozumieć się nawzajem”. To oczywiście nie wystarczy, by zaprowadzić pokój, ale to jest to, co my ze swojej strony możemy ofiarować w tym trudnym procesie. 


Czy tegoroczne spotkanie w Pradze będzie też chrześcijańską próbą poradzenia sobie z konfliktem na Ukrainie?
*

Oczywiście, ESM w Pradze będzie przebiegać pod znakiem obecnej sytuacji. Spodziewamy się ponad 2300 młodych ludzi z Ukrainy, 1000 z Białorusi i kilkuset z Rosji. Będzie to niewielki wkład w poszukiwanie pokoju, ale wkład, który się liczy: dziesiątki tysięcy młodych ludzi spotka się razem, aby wyrazić swoją wolę pojednania. Z tej okazji przygotowuję list z czterema propozycjami. Jedną z nich jest konkretne działanie na rzecz pokoju. Niektóre warsztaty towarzyszące spotkaniu pozwolą pogłębić ten temat. 


Co konkretnie mają zrobić młodzi chrześcijanie w Europie w sytuacji, gdy – z politycznego punktu widzenia – wojna na szeroką skalę nie wydaje się czymś nieprawdopodobnym?


– Wierzę, że konkretnym wkładem chrześcijan jest propozycja spotkania, przebaczenia i pojednania. To jest konkret. Ale także trzeba zrobić wszystko, co możliwe, aby ostrzec przed nadchodzącymi konfliktami. Trzeba umieć dostrzegać odpowiednio wcześnie ukryte dramaty, które mogą wkrótce wybuchnąć, jeśli nic się z nimi nie zrobi. W tym jest miejsce na ogromną odpowiedzialność chrześcijan: słuchać siebie nawzajem.


* Rozmowę przeprowadzono w listopadzie 2014 r.

Wyobraża sobie Brat wojnę w Europie Zachodniej dzisiaj?


Nie, nie mogę sobie tego wyobrazić. Wspólnota z Taizé urodziła się w samym środku drugiej wojny światowej, kiedy brat Roger przyjechał do okupowanej Francji w sierpniu 1940 r. Od tego czasu zostały wykonane konkretne kroki w kierunku prawdziwego pojednania między krajami, które wcześniej walczyły ze sobą w światowych konfliktach. Myślę na przykład o słynnym liście biskupów polskich do ich braci biskupów w Niemczech, prawie pół wieku temu. Nie mogę sobie wyobrazić wojny w Europie Zachodniej dziś, z powodu całej tej ogromnej pracy na rzecz przebaczenia i pojednania, dla której chrześcijanie i wielu innych ludzi poświęcili się tak bardzo. Musimy trzymać się nadziei i ufać, że przemoc nie będzie mieć ostatniego słowa.


Papież Franciszek powiedział niedawno w Parlamencie Europejskim, że Europa nie tętni już życiem. Brat też ma takie poczucie?


Tak, dlatego musimy ponownie znaleźć entuzjazm dla Europy. To dlatego kontynuujemy Europejskie Spotkania Młodych. Musimy znaleźć i stworzyć Europę solidarności, a nie rywalizacji między krajami i regionami. 


Czy ci, którzy przyjeżdżają do Taizé, na Europejskie Spotkania Młodych, a na Zachodzie chodzą jeszcze do kościoła, to biblijna „reszta Izraela”? 


Użyłbym innego określenia. Naszemu spotkaniu w Pradze towarzyszą słowa Jezusa, że mamy być solą ziemi. Nie potrzeba wiele soli. Ale szczypta soli zmienia smak całego posiłku. Zwróćmy uwagę, że Jezus wysłał na cały świat tylko 12 apostołów. 


Ta sól jeszcze nadaje smak Europie?


Musimy kontynuować nasze zaangażowanie, żeby nie tylko być solą, ale być aktywnie obecnymi w naszym społeczeństwie i nieść Ewangelię w bardzo prosty sposób: pokazywać, że celem nie jest życie dla siebie, ale że żyjemy w relacji z innymi i bierzemy odpowiedzialność za innych. Wierzymy, że Jezus nie był jakimś marzycielem, ale pokazał nam prostą i praktyczną drogę.

TAGI: