Bóg o nas nie zapomni!

Maria Giedz

GN 16/2015 |

publikacja 16.04.2015 00:15

„Przechodzimy drogę krzyżową, to bardzo trudne, bo jesteśmy tylko ludźmi. Jednak wierzymy, że Bóg o nas nie zapomni”. Wielkie wrażenie robi świadectwo ludzi, którzy stracili wszystko, a jednak nie wyparli się wiary.

Bóg o nas nie zapomni! Widocznej na zdjęciu dziewczynce dżihadyści wyrwali kolczyki z uszu

Mieliśmy domy, prowadziliśmy normalne życie, przyszedł da’ish (nazwa Państwa Islamskiego w wersji arabskiej) i dał nam trzy możliwości do wyboru: konwersja na islam, płacenie haraczu za przynależność do innej religii lub śmierć. Wybraliśmy czwartą – bardzo trudną – ucieczkę w nieznane. Zburzono nam domy, odebrano pieniądze, ale przede wszystkim odebrano nam godność, człowieczeństwo... Takich opowieści niełatwo się słucha. Chrześcijanie, jezydzi, Turkmeni, Kurdowie, Arabowie – wszystkich dotknął ten sam los. Są uchodźcami w Kurdystanie (potoczna nazwa Regionu Kurdystanu, czyli kurdyjskiej autonomii w północnym Iraku). Ponad 2 mln ludzi skupionych na obszarze o wielkości dwóch średnich polskich województw. Część z nich przybyła z Syrii, pozostali z różnych rejonów Iraku: Mosulu, Singal, Bagdadu… Nie mogą zapomnieć, że ich córka została zgwałcona, że ojcu obcięto głowę, że żonie rozcięto brzuch, z którego wyjęto nienarodzone dziecko i rzucono między kamienie… Pokazują zdjęcia zburzonych domów. Wyciągają dokumenty zaświadczające o tym, kim byli.

Kraina uchodźców

– Do niedawna w Sedże (wieś oddalona o 6 km od miasta Sumel, między Duhok a Zakho) mieszkało 200 keldańskich rodzin – opowiada Wiliam Slena Jakob, restaurator w Duhok. – Jesteśmy Kurdami, ale chrześcijanami. Kilka miesięcy temu dotarło do nas 250 rodzin chaldejskich z regionu Niniwa. Za chrześcijanami przybyli jezydzi z okolic Singal – 1300 rodzin. Przez pierwszych kilka miesięcy utrzymywaliśmy ich. Przybysze zamieszkali w naszych domach, traktowaliśmy ich jak krewnych. Było nam trudno, bo mamy liczne rodziny, a nie wszyscy otrzymują zapłatę za pracę, gdyż rząd w Bagdadzie nie wypłaca pensji pracownikom państwowym w Kurdystanie. Z pomocą przyszła kurdyjska organizacja Barzan, dzięki której uchodźcy codziennie otrzymują obiad. Potem pojawiły się inne organizacje.
Od Abo Ayman, keldanina, czyli chaldejczyka kurdyjskiego, a nie arabskiego pochodzenia, szefa Kurdyjskiego Centrum Kultury w Zakho, dowiaduję się, że w ciągu kilku ostatnich miesięcy 200-tysięczne Zakho stało się miastem 400-tysięcznym, bo dotarło tam 175 tys. uchodźców, głównie jezydów, z rejonu Singal. Mieszkańcy 600-tysięcznego Duhok, stolicy regionu (Kurdystan podzielony jest na trzy regiony Duhok, Hawler, po arabsku Erbil i Sulaymaniya) przyjęli aż 700 tys. uchodźców i utworzyli dla nich 18 obozów.
– W Zakho jest tylko 1200 chrześcijańskich rodzin – wyjaśnia Abo Ayman. – Są to Asyryjczycy, Chaldejczycy, Syryjczycy i Ormianie. Wokół Zakho znajduje się 75 chrześcijańskich wiosek. Może właśnie dlatego to do nas dotarli również chrześcijanie: chaldejscy – 1700 rodzin oraz syryjscy – około 10 tys. osób. Chrześcijanie chcą być wśród swoich.
Trzykondygnacyjny budynek klasztornej szkoły prowadzonej przez zakonnice, znajdujący się nieopodal katedry pw. św. Jerzego w Zakho, tętni życiem. Na każdej kondygnacji mieszka po 15 rodzin, średnio 3 rodziny w jednym pomieszczeniu. Na szkolnych ławkach przykrytych ceratą stoją kuchenki gazowe. Jakaś kobieta lepi pierogi, przygląda się jej gromadka dzieci. Mężczyzna, który w rodzinnej miejscowości Bartela był mechanikiem samochodowym, siedzi bezczynnie i zastanawia się, co ma zrobić ze swoim życiem. Od ponad 9 miesięcy nie pracuje, stracił cały dorobek życia, a ma na utrzymaniu żonę i dwójkę dzieci. Co miesiąc on i każdy członek jego rodziny dostają po 24 USD.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.