Wykłady kontrolowane

Jacek Dziedzina

publikacja 01.10.2015 06:00

W Wietnamie może powstać katolicka uczelnia wyższa. Pierwsza od czasu przejęcia kraju przez komunistów. To prawdziwy przełom dla tamtejszego Kościoła. Nie oznacza jednak końca problemów milionów wietnamskich katolików.

W parafii Thai Ha w Hanoi kościół jest pełny nawet w tygodniu. Nie zmienia to faktu, że tamtejsza społeczność katolików jest regularnie nękana przez władze. Mimo to zapowiedź utworzenia wyższej uczelni katolickiej budzi nadzieję na stopniową zmianę roman koszowski /foto gość W parafii Thai Ha w Hanoi kościół jest pełny nawet w tygodniu. Nie zmienia to faktu, że tamtejsza społeczność katolików jest regularnie nękana przez władze. Mimo to zapowiedź utworzenia wyższej uczelni katolickiej budzi nadzieję na stopniową zmianę

Instytut Katolicki. Taką nazwę ma nosić nowa kościelna uczelnia w Wietnamie. Nowa i pierwsza od czasu, gdy obie części kraju – północna i południowa – znalazły się w rękach komunistów. Bynajmniej jednak nie pierwsza w historii Wietnamu. Wcześniej istniały tam trzy katolickie uczelnie wyższe, w tym dwa uniwersytety. Wszystkie na bardzo wysokim poziomie. Na tyle wysokim, że ideologia sierpa i młota w wersji wietnamskiej nie mogła ich tolerować. Co takiego się stało, że dzisiaj ten sam system zgadza się na reaktywację katolickiej inteligencji?

Sajgon z uczelnią

– Episkopat wietnamski starał się o możliwość prowadzenia wyższej szkoły katolickiej od dawna. Teraz rząd komunistyczny podpisał umowę o uruchomieniu takiej szkoły, ale droga do realizacji projektu jest jeszcze daleka – mówi GN Ton Van Anh, wietnamska działaczka opozycyjna, mieszkająca od ponad 20 lat w Polsce (od paru lat również obywatelka Polski). Uczelnia ma powstać w dawnym Sajgonie (dziś Miasto Ho Chi Minha, od pierwszego przywódcy komunistycznego w Wietnamie). Przeszkody, jakie mogą się pojawić w tym przedsięwzięciu, są związane m.in. z problemami lokalowymi.

– Episkopat liczył na to, że uczelnia będzie miała siedzibę w którymś z wielu kościelnych budynków, skradzionych przez państwo. Spotkał się jednak ze stanowczą odmową. Rząd oczekuje, że szkoła będzie filią jednej ze szkół działających za granicą. Takie precedensy już istnieją, ale dotyczą szkół zawodowych: ekonomicznych lub technicznych. Poza tym cały ciężar finansowy budowy oraz prowadzenia szkoły ma ponosić episkopat, państwo zaś oczekuje, że uczelnia będzie podporządkowana administracji komunistycznej. Mimo to trzeba mieć nadzieję, że po kilkudziesięciu latach dyktatury powstanie znowu katolicka uczelnia, porównywalna może nie z Katolickim Uniwersytetem Lubelskim, ale raczej z Akademią Teologii Katolickiej w czasach komunizmu w Polsce – dodaje Ton Van Anh.

Jak widać, mimo oczywistego przełomu, jakim będzie prawdopodobne otwarcie nowej uczelni katolickiej, sytuacja Kościoła w Wietnamie jest ciągle trudna. Miałem okazję przekonać się o tym pięć lat temu w czasie miesięcznego pobytu w tym kraju i podczas licznych spotkań z biskupami, księżmi i świeckimi – od Hanoi na Północy po Sajgon na Południu. I wtedy, i dzisiaj Wietnam z jednej strony pozornie sprawiał wrażenie kraju o sporym marginesie wolności religijnej (w zależności od regionu), z drugiej zaś dotarcie do miejsc i osób, do których nie docierają turyści, pozwalało poznać pełną prawdę o warunkach, w jakich rozwija się tamtejszy Kościół.

Tak, to nie przejęzyczenie: mimo wszystko rozwija się bardzo dynamicznie. Oficjalnie w 80-milionowym kraju ponad 8 mln to właśnie katolicy, ale z niejednego źródła słyszałem, że te dane mogą nie odzwierciedlać rzeczywistości: co roku tysiące osób, także dorosłych, przyjmuje chrzest, a poza tym statystyki nie uwzględniają regionów, gdzie choć wszelka działalność religijna jest z urzędu zakazana, to w ukryciu rozwijają się dynamiczne wspólnoty katolickie.

Wolność religijna?

Jedno z najbardziej ruchliwych skrzyżowań w Hanoi, stolicy Wietnamu, w samym sercu starego miasta znajduje się tuż przy placu, na którym stoi katolicka katedra św. Józefa, zbudowana jeszcze w czasach, gdy Wietnam był francuską kolonią. Proboszcz katedry mówił mi, że tylko w tej jednej parafii jest ok. 100 chrztów dorosłych rocznie, a w całym Hanoi do 300 osób pragnie przyjąć chrzest. W całym Wietnamie jest to około 40 tys. dorosłych rocznie.

W Hanoi seminarium duchowne podzielone jest na dwa budynki z powodu wielu chętnych. W jednym i drugim studiuje po 150 kleryków. Powołań nie brakuje, tylko państwo ogranicza Kościół limitami przyjęć do seminarium. Klerycy w Hanoi pochodzą również z innych diecezji, gdzie albo nie ma seminarium, albo limity nie pozwoliły im rozpocząć formacji kapłańskiej. Od 1954 r., kiedy na Północy komuniści przejęli władzę, wypędzając francuskich kolonizatorów, aż do roku 1989 nie mogło działać legalnie żadne seminarium. Ewentualnie funkcjonowały pojedyncze placówki z limitami przyjęć, na przykład co 6 lat. Przyszli księża kształcili się w podziemiu.

Pozory wolności religijnej można też zaobserwować w Sajgonie, czyli dzisiejszym Mieście Ho Chi Minha, gdzie siedzibę będzie miała nowa katolicka uczelnia. Gdy byłem tam 5 lat temu, zaskoczył mnie obrazek: przed katedrą Notre-Dame wieczorem trzy ekipy wiernych na zmianę prowadziły czuwanie pod figurą Maryi. Od czasu, gdy 10 lat temu na figurze pojawiły się, według relacji świadków, łzy, codziennie przychodzili tam wierni na kilkugodzinną adorację. A w kościele dominikanów w tygodniu na Mszy św. o 5 rano uczestniczyło blisko 80 osób, wieczorem już ponad 300! W całym Wietnamie do III zakonu dominikańskiego należy aż 100 tys. świeckich.

Realia „wolności”

Pozory wolności religijnej znikają, gdy wejdziemy jeszcze bardziej w głąb wietnamskiej rzeczywistości. Jednym z głównych punktów spornych na linii Kościół–państwo jest kwestia własności i nieruchomości. Czyli problem, który widoczny jest także przy powstawaniu nowej uczelni katolickiej. Nie starczyłoby książki na opisanie mienia kościelnego zagarnianego ciągle przez władze. Wymieńmy tylko wybrane, najbardziej głośne w ostatnich latach sprawy. Do takich należało m.in. wyburzanie dawnego Kolegium Papieskiego w Dalat w środowym Wietnamie. W jego miejscu powstaje nowoczesny kompleks rozrywkowy. Buldożery rozjechały również klasztory w Thien An, Vinh Long, Long Xuyen i Nha Trang. Z nakazem oddania praktycznie za bezcen domów i ziemi władze zwróciły się do parafian z Con Dau na przedmieściach Da Nang w środkowym Wietnamie. Opuszczenia domu zażądano również od sióstr Miłośniczek Krzyża Świętego w Sajgonie. Parafia Thai Ha w Hanoi, prowadzona przez redemptorystów, ograbiana stopniowo z ziemi w ciągu lat, stała się praktycznie bastionem walki o godność i wolność. W 2008 r. kilku parafian w pokazowym procesie zostało skazanych na więzienie za udział w „antyrządowych wystąpieniach”, które w rzeczywistości były protestami przeciwko zagrabianiu mienia. Tysiące ludzi ze świecami modliło się o ich uwolnienie. Redemptoryści zostali oskarżeni o „próbę obalenia rządu”.

Ojciec Phêrô Nguyen Văn Khai, „wietnamski Popiełuszko”, z którym przejechałem północ Wietnamu wzdłuż i wszerz, musiał z czasem uciekać z Wietnamu, przez góry Laosu, by dostać się do Rzymu. Mówił mi, że zawsze ma spakowaną walizkę na wypadek, gdyby po niego przyszli. Był sceptykiem wobec wszelkich „odwilży” w relacji z komunistami: – Nie wierzę w aksamitną rewolucję w Wietnamie. Kraje azjatyckie mają zbyt długą tradycję rządów autorytarnych. Ale z drugiej strony intelektualiści niekatolicy widzą, co dobrego dzieje się w Kościele. Mówią mi, że katolicy są przyszłością tego kraju – dodawał. Za to adwokat Quan, który długi czas spędził w więzieniu, był większym optymistą: – Katolicy to dzisiaj prawie 10 proc. społeczeństwa, są dość mocno zjednoczeni i bardzo aktywni. Dlatego też rząd tak bardzo boi się siły Kościoła. Buddyści, którzy stanowią większość, są bardziej rozbici i ulegli władzom. Niestety, większość społeczeństwa chwieje się w zależności od tego, co rząd powie. Ale wierzę, że za 10, 15 lat przyjdą zmiany – mówił mi z zapałem, na kilka miesięcy przez aresztowaniem.

Duch i upiór

O wolności religijnej trudno mówić na przykład w górskim regionie Son La. Tam wszelka działalność religijna jest zakazana. Żadnego kościoła, żadnej pagody buddyjskiej. Oficjalnie. Władze stwierdziły, że nie ma tutaj żadnych chrześcijan, zatem nie ma sensu, żeby tu mieszkał jakiś ksiądz lub stał kościół. Tymczasem nowych chrześcijan przybywa i tam każdego roku. Sam ks. Khai założył 5 wspólnot. Msze odbywają się co parę tygodni, a czasem miesięcy, gdy przyjedzie ksiądz, w tajnych kaplicach zaaranżowanych w warsztatach samochodowych lub na zapleczu sklepu AGD... W czasie Mszy zawsze ktoś stoi na zewnątrz i pilnuje, czy nie ma policji. Ludzie swoją wiarę przypłacają tu często szykanami ze strony lokalnych urzędników, którzy potrafią wejść do domu i wyrzucić z niego krzyż i obrazy. Ci, którzy pod przymusem podpisali deklarację wyrzeczenia się wiary często wracają do Kościoła zbudowani świadectwem tych, którzy nie ulegli presji.

W takim właśnie kraju próba odrodzenia kształcenia katolickiego poprzez uczelnię wyższą jest na pewno wydarzeniem. Nie zmienia jednak zasadniczo sytuacji katolików i innych wyznań. Nowa uczelnia z pewnością będzie poddana ogromnej presji, by kształcąc w duchu katolickim, nie zapominała o duchu, czy raczej upiorze, marksistowsko-leninowskiej ideologii.