Będzie cieplej

publikacja 21.04.2016 00:00

O spotkaniu papieża z patriarchą moskiewskim, synodzie panprawosławnym i dacie Wielkanocy z o. Markiem Blazą SJ rozmawia ks. Tomasz Jaklewicz.

o. Marek Blaza SJ 
– jezuita, wykładowca teologii ekumenicznej i dogmatycznej na Papieskim Wydziale Teologicznym Collegium Bobolanum w Warszawie i Ukraińskim Uniwersytecie Katolickim we Lwowie, birytualista (sprawuje liturgię łacińską oraz wschodnią 
dla grekokatolików). jakub szymczuk /foto gość o. Marek Blaza SJ 
– jezuita, wykładowca teologii ekumenicznej i dogmatycznej na Papieskim Wydziale Teologicznym Collegium Bobolanum w Warszawie i Ukraińskim Uniwersytecie Katolickim we Lwowie, birytualista (sprawuje liturgię łacińską oraz wschodnią 
dla grekokatolików).

Ks. Tomasz Jaklewicz: Co oznacza spotkanie na Kubie dla Kościoła katolickiego, prawosławia, ekumenizmu? 


O. Marek Blaza SJ: To ważne spotkanie chociażby dlatego, że było to pierwsze spotkanie papieża z patriarchą moskiewskim w historii. Ostatni kontakt osobisty papieża ze zwierzchnikiem prawosławnego Kościoła ruskiego miał miejsce na Soborze Florenckim (1438–1439), kiedy metropolita kijowski Izydor przyjął unię z Rzymem.


Od ponad 50 lat papieże spotykają się z patriarchami Konstantynopola i innymi zwierzchnikami prawosławia, dlaczego Patriarchat Rosyjski unikał do tej pory spotkania z papieżem?


Przez wiele lat przeszkodą był komunizm. Kościół prawosławny był zależny od władzy sowieckiej. Później Patriarchat Moskiewski unikał tego typu kontaktów z różnych przyczyn, również dlatego, żeby nie utracić autorytetu wśród swoich wiernych. Trzeba pamiętać, że to jest największy patriarchat w całym świecie prawosławnym i ma mocną tradycję izolacjonizmu, przejawiającą się w podejrzliwości wobec innych. 


Cyryl był za to spotkanie krytykowany przez swoich. 


Niektórzy mieli pretensje: po co patriarcha spotyka się z „heretykiem”. W Ukraińskim Kościele Greckokatolickim też odezwały się głosy krytyczne. To spotkanie przyszło znienacka, nie było wcześniej zapowiadane. Wspólna deklaracja była zredagowana przez wąską grupę osób. Abp Światosław Szewczuk, zwierzchnik Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego, choć należy do Papieskiej Rady ds. Jedności Chrześcijan, nie był współredaktorem. Pamiętajmy o tym, że w relacjach ekumenicznych ważne są osobiste spotkania osób. Kiedy się polemizuje z adwersarzem, który jest daleko, wtedy polemika rozwija się gładko i szybko. Natomiast kiedy się spotykamy, wtedy okazuje się często, że druga strona wcale nie głosi tego, co myślimy, że głosi. Dla części prawosławnych to spotkanie może przynieść efekt psychologiczny. Przekonają się, że papież nie jest taki straszny, jak go malują.


W tym roku przypada 70. rocznica pseudosoboru lwowskiego, na którym NKWD siłą wcieliło unitów do prawosławia. Kościół greckokatolicki to Kościół męczenników za wierność papieżowi. Gdy widzą papieża i patriarchę porozumiewających się ze sobą, mogą czuć się nieswojo. Na ile ich krytyka spotkania na Kubie jest uzasadniona? 


Nikt nie lubi, gdy się decyduje o jego losach ponad jego głową. Stanowisko abp. Szewczuka było negatywne. Przedstawił je zresztą osobiście papieżowi i trzeba podkreślić, że Franciszek podziękował za tę krytykę. W Kościele jest możliwa dyskusja. To jest ważne, bo Patriarchat Moskiewski od razu ogłaszał, że grekokatolicy nie podporządkowują się papieżowi. Franciszek podkreślił, że deklaracja nie miałaby sensu, gdyby z jej powodu miała ucierpieć choćby jedna osoba. Nie jest możliwe podpisanie deklaracji, która zadowoli wszystkich. Grekokatolicy oburzają się z powodu sformułowania, że „mają prawo do istnienia i podejmowania tego wszystkiego, co jest niezbędne do zaspokojenia potrzeb duchowych swoich wiernych”. 


Wydaje się, że to jest pewien krok do przodu. Prawosławie rosyjskie uznaje ich prawo do istnienia. 


Grekokatolikom nie podobało się sformułowanie. Nikt nie musi im udzielać zezwolenia na istnienie. Ale niezależnie od tego protekcjonalnego tonu to jest postęp. Wcześniej Patriarchat Moskiewski nie uznawał nawet ich prawa do istnienia. Drugi problem to nazwanie grekokatolików „wspólnotą kościelną”, a nie Kościołem. W teologii katolickiej taki termin odnosi się do protestantów. Ale to sformułowanie może wywodzić się z teologii prawosławnej. Stanowisko Patriarchatu Moskiewskiego jest takie, że Kościół Chrystusowy jest Kościołem prawosławnym, a o statusie kościelnym chrześcijan nieprawosławnych „wie tylko Bóg”. Więc termin „wspólnota kościelna” można odnieść do wszystkich chrześcijan nieprawosławnych. 


Zabrakło wspólnej modlitwy „Ojcze nasz”. Wyglądało to na spotkanie raczej dwóch polityków niż zwierzchników Kościołów. Jak odpowiedzieć na takie zarzuty?


Trzeba pamiętać, że przełomem było samo spotkanie. Gdyby Cyryl zaczął się modlić z papieżem, toby się pogrążył w oczach swoich wiernych. Kanony pierwszych wieków zabraniają modlitwy z „heretykami”. 


Patriarcha Konstantynopola zna te kanony, a modli się razem z papieżem.


Cyryl i tak odważył się na wiele. Wspólna modlitwa z jego punktu widzenia to byłoby za dużo. Patriarchat Moskiewski także w ramach Światowej Rady Kościołów stroni od wspólnych modlitw. Więc nie był to wyjątek, ale ich zwykłe stanowisko. Papież to uszanował, bo zapewne on nie miałby problemów z tym, by się wspólnie modlić. Oczywiście że kontekst polityczny był obecny i żadna ze stron tego nie ukrywa. Ale myślę, że trzeba na to patrzeć dalekowzrocznie. To jest kropla drążąca kamień. Takie spotkania mogą prowadzić do pozytywnych zmian w przyszłości. Historia uczy cierpliwości. 


Ze strony papieża trudno mówić o polityce, ten zarzut dotyczy raczej Cyryla, który jest silnie powiązany z Kremlem.


Putin dał „błogosławieństwo” temu spotkaniu, chcąc w ten sposób podreperować swój wizerunek. Sam Cyryl też zapewne chciał umocnić swoją pozycję w prawosławiu. Nie powinniśmy się zatrzymywać na tym politycznym, zewnętrznym wymiarze zdarzeń, ale patrzeć głębiej. Pewne rzeczy mogą się nam teraz nie podobać czy rozczarowywać, ale trzeba czekać na owoce w przyszłości.


Czy dojdzie do wizyty papieża w Moskwie albo patriarchy w Rzymie?


Obecnie to nie wydaje się możliwe. Ale tak jak spotkanie na Kubie pojawiło się znienacka, tak samo mogą się pojawić inne rzeczy, które – po ludzku kalkulując – są niemożliwe. 


W deklaracji jest mowa także o pojednaniu samych prawosławnych skłóconych między sobą na Ukrainie


Kościół katolicki dał do zrozumienia, że nie chce się wtrącać w podziały wśród prawosławnych. Ciekawa rzecz, że na początku lat 90.
problemem dla Moskwy było odradzanie się Kościoła greckokatolickiego. Teraz okazało się, że grekokatolicy nie są już problemem numer jeden dla Patriarchatu Moskiewskiego. Teraz jest nim tzw. Patriarchat Kijowski. 


Czym jest Patriarchat Kijowski?


Założycielem tej struktury jest Filaret, który był wcześniej metropolitą kijowskim Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego podległego Patriarchatowi Moskiewskiemu. On stworzył samozwańczy Kościół, który dziś jest ogromną strukturą. Jest to Kościół najbardziej zbliżony do obecnej władzy ukraińskiej, taki prawosławny Kościół narodowy, niezależny od Patriarchatu Moskiewskiego. Ponadto istnieje Ukraiński Autokefaliczny Kościół Prawosławny, który też jest wewnętrznie podzielony. 


Czy sobór panprawosławny, który ma się odbyć w czerwcu, stawia sobie za cel pojednanie prawosławia? 


W uzgodnieniach, które zostały podjęte, Patriarchat Moskiewski mocno podkreślił, że kwestia Patriarchatu Kijowskiego nie powinna być dyskutowana podczas tego soboru. 


Czy od czasu schizmy w 1054 roku nigdy nie odbył się żaden sobór prawosławny?


Owszem, parę razy w historii zebrało się kilku patriarchów, ale nigdy nie wszyscy. Na ten sobór muszą przyjechać reprezentanci wszystkich Kościołów autokefalicznych ze świata prawosławnego. Dlatego ważne jest pytanie o to, czy to będzie sobór powszechny w rozumieniu prawosławnym. Gdyby na tym soborze chciano ogłosić jakiś dogmat, musiałby on mieć rangę powszechnego. Ale żaden z zapowiedzianych tematów nie ma charakteru dogmatycznego. 


Czym wobec tego będą zajmować się hierarchowie na soborze?


W styczniu podano listę tematów. Są to: autonomia Kościoła i sposób jej ogłaszania, relacja Kościoła prawosławnego z pozostałym światem chrześcijańskim, znaczenie postu i jego wypełnianie dzisiaj, prawosławna diaspora, (np. diaspora rosyjska, rumuńska, serbska w różnych krajach podlega kościelnie pod różne jurysdykcje). Dalej, misja Kościoła prawosławnego we współczesnym świecie, czyli realizacja pokoju, sprawiedliwości, wolności, braterstwa i miłości między narodami. Ostatni temat – przeszkody w zawarciu związku małżeńskiego. Miały być jeszcze trzy kwestie, ale nie porozumiano się co do nich. Chodziło o ogłaszanie autokefalii, kalendarz oraz tzw. dyptychy („ranking” hierarchów).


Z naszego punktu widzenia najciekawszy jest temat relacji ekumenicznych. 


Byłoby dobrze, gdyby podjęto na przykład tak praktyczną kwestię jak uznanie ważności chrztu. W tej chwili niektórzy prawosławni uznają chrzest innych chrześcijan, a niektórzy nie. Zdarza się, że jeśli katolik przechodzi na prawosławie, jest ponownie chrzczony. Nawet w tak prostej kwestii nie ma jednolitego stanowiska. W prawosławiu takich rozbieżności jest  dużo. Problem będzie z samym procedowaniem, bo ustalono, że wszelkie stanowiska muszą być przyjęte jednogłośnie. 


Czyli będzie obowiązywało takie kościelne liberum veto? 


Jeśli przedstawiciel jednego Kościoła coś odrzuci, sprawa upada. Prawdopodobnie oni sami nie wiedzą, jak to będzie wyglądało, bo nigdy czegoś podobnego nie było. Poza tym w prawosławiu nie wystarczy czegoś ogłosić na soborze. Musi nastąpić recepcja, czyli przyjęcie tych orzeczeń przez poszczególne Kościoły lokalne, przez wiernych. 


Wynika z tego, że po tym soborze nie należy zbyt wiele się spodziewać.


Wierzymy w działanie Ducha Świętego, więc może się okazać, że będą jakieś pozytywne niespodzianki. 


Czy są zaproszeni reprezentanci Kościoła katolickiego i innych chrześcijan?


Trwają dyskusje. W tej kwestii też konieczna jest zgoda wszystkich Kościołów. Są tacy, którzy zastanawiają się, czy ten sobór się w ogóle rozpocznie. Wystarczy przecież, że jeden Kościół autokefaliczny nie przybędzie i już nie będzie to sobór panprawosławny. Więc jest to chodzenie po bardzo cienkim lodzie. 


Skąd wzięła się różnica w dacie Wielkanocy między katolikami a prawosławnymi? 


Wynika to stąd, że zgodnie z tzw. Kanonami Apostolskimi (IV/V wiek) nie wolno świętować Wielkanocy ani przed, ani razem z Paschą żydowską. W tym roku my obchodzimy Wielkanoc 27 marca, czyli przed Paschą żydowską. Prawosławni i grekokatolicy przesuwają Wielkanoc w tym roku na pierwszą niedzielę po drugiej wiosennej pełni księżyca, czyli na 1 maja. Różnica wynosi 5 tygodni. To maksymalne możliwe przesunięcie. Czasem Wielkanoc wypada razem, czasem różnimy się o 1, 2 lub 5 tygodni. 


Ta różnica nie wynika więc z używania przez prawosławie kalendarza juliańskiego, a tak się chyba dość powszechnie sądzi. 


Kluczem jest to, że Wielkanoc musi być obchodzona po Passze żydowskiej. I tę zasadę gwarantował kalendarz juliański. Kiedy Zachód wprowadził kalendarz gregoriański, daty Wielkanocy się rozeszły. 


To wydaje się antysemickie, że chrześcijanie nie chcą obchodzić Wielkanocy razem z Paschą żydowską. 


Chodzi o motyw teologiczny. Pascha Nowego Testamentu musi się odróżniać od Paschy Starego Testamentu. Nowa musi być po starej. 


W Grecji Kościół katolicki dostosował Wielkanoc i wszystkie związane z nią obchody do kalendarza prawosławnego. Czy są jakieś rozmowy w sprawie podobnego ujednolicenia w całym Kościele? 


To jest możliwe tylko wtedy, gdy Zachód pójdzie na ustępstwo. To jedyna opcja. Wschód ze względu na ten siódmy Kanon Apostolski nie zgodzi się na zmianę. 


Teoretycznie można sobie wyobrazić, że Kościół katolicki idzie na takie ustępstwo. 


No tak, wtedy w tym roku mielibyśmy Wielkanoc 1 maja. Będzie cieplej. (śmiech)

TAGI: