Po raju została nazwa

Marcin Pilch

publikacja 06.10.2009 09:59

Misja dotyczy każdego, kto pozytywnie odpowiedział na wezwanie Chrystusa: Pójdź za mną! Jednak, żeby dobrze zrozumieć swoją "misję" warto przyjrzeć się misji Tego, który do niej wzywa.

Po raju została nazwa fot. Mirosław Rzepka (GN)

Skoro chrześcijanin to osoba, która świadomie przyjęła zaproszenie Bożego Syna do "pójścia za Nim" i podporządkowania całego życia właśnie Jemu, skoro On ma nadawać cel jego działaniu, to musi sobie zadać pytanie: Po co Chrystus opuścił niebo, żył na ziemi, dał się zabić, a potem nieoczekiwanie dla wszystkich, w sposób namacalny pojawił się wśród żywych, powrócił do nieba, a teraz już nie fizycznie, ale duchowo i bez żadnych ograniczeń, jest nadal obecny? Skąd to całe zamieszanie wokół Jego osoby i dlaczego wierzący ludzie mają żyć tak jak On? Dlaczego mam za Nim iść?

Misję Jezusa można rozpatrywać pod kątem różnych aspektów Jego życia. Wtedy, kiedy chodził po ziemi, ale i w teraźniejszości. Każdy człowiek powinien zastanowić się nad nią w odniesieniu do celu swojego życia. Na pytanie, co jest przeznaczeniem naszego życia, nierzadko chrześcijanie sloganowo odpowiadają: "Chrystus - On jest dla nas wszystkim". Jeśli tak, to co było, czy jest Jego przeznaczeniem i jakie to ma odniesienie do mojego życia?

Z wszystkich słów, które zostały odnotowane przez autorów czterech Ewangelii, najbardziej charakterystyczną odpowiedzią na powyższe pytanie zdaje się być podsumowanie rozmowy Pana Jezusa z Zacheuszem - żydowskim celnikiem tamtych czasów: Przyszedł bowiem Syn Człowieczy, aby szukać i zbawić to co zginęło. 1

Kogo przyszedł szukać Chrystus i od czego wybawić? Co i komu zagrażało tak bardzo, że Pan Bóg zdecydował się na misję swojego jedynego Syna, z którą posłał Go na ziemię? Skazał Go na największe poniżenie - Chrystus opuścił najwspanialsze miejsce w jakim mógł być, Niebo, i zszedł tam, gdzie po raju, stworzonym przez samego Boga pozostała już tylko nazwa.

Pierwszy obraz - wyobraźmy sobie takie miejsce, które wydaje się być rajem na ziemi: spokój, słoneczko, piękne widoki, dostateczna ilość tego wszystkiego, czego potrzebujemy, wspaniali ludzie, żadnych problemów. Teraz, z jakiegoś powodu ktoś każe nam przenieść się do miejsca ponurego, zimnego, pełnego chorych i cierpiących ludzi, gdzie mamy do czynienia z terrorem, zastraszeniem. Takie porównanie nawet w małym procencie nie oddaje tego, z czego musiał zrezygnować Jezus, by urodzić się na ziemi jako człowiek, by wypełnić swoje zadanie. Kto by się na to zdecydował? Syn Boga, jednak to zrobił.

Drugi obraz - wyobraźmy sobie, że żyjemy w czasach, gdzie nikt nie ma pojęcia o tym, że istnieje Pan Bóg. Człowiek zawsze miał powody do narzekania, ale dzisiaj jego sytuacja dochodzi do granic beznadziei. Kataklizmy, coraz to nowe choroby, znieczulica i wrogość wśród ludzi, wojny, przestępczość, strach, panika przed nowymi atakami terrorystycznymi... Człowieka ogarnia przerażający smutek - "Przecież to "piekło na ziemi"! Po co żyć?" Chrystus wiedział, że to jeszcze nie piekło. Zdecydował się przyjść na ziemię, żeby nas przed tym "piekłem na ziemi" i tym prawdziwym piekłem ratować.

Pewien pastor żyjący w Niemczech w pierwszej połowie ubiegłego stulecia udzielał wywiadu dziennikarzowi. Znany był ze swoich odczytów o Jezusie nie tylko w swoim kraju. Dziennikarz postawił mu pytanie:
"- Dlaczego właściwie wygłasza pan takie odczyty?
- Dlatego - odpowiedział - że boję się, iż ludzie pójdą do piekła.
Dziennikarz uśmiechnął się.
- Przecież piekła nie ma!
- No - odpowiedział pastor - niech pan trochę poczeka. Za sto lat będzie pan już wiedział kto ma rację, pan czy Słowo Boże. Ale proszę powiedzieć, czy zna pan uczucie lęku przed Bogiem?
- Nie - odparł - przecież kochanego Pana Boga nie trzeba się bać!
- I tu jest pan w błędzie. Kto ma choćby najsłabsze przeczucie, jaki jest Bóg, ten musi pojąć, że nie ma nic straszliwego niż On, święty i sprawiedliwy, jako sędzia osądzający nasze grzechy. Sądzi pan, że On będzie milczał widząc pańskie grzechy?
- Mówi pan o "kochanym Panu Bogu"?
- Biblia tak o Nim mówi: Straszna to rzecz wpaść w ręce Boga żywego.2"

W starożytności i teraz dla wielu ludzi Pan Bóg jest Bogiem ukrytym. Często widzą "piekło na ziemi", jakie sami stwarzają, ale nie widząc Boga, nie widzą wyjścia i nie widzą ani nie słyszą o prawdziwym zagrożeniu na całą wieczność. Chrystus przyszedł to zmienić. Wszystkie religie świata są poszukiwaniem Boga. Wszystkie błądzą jak we mgle, bo Pan Bóg sam zszedł na ziemię w osobie Jezusa urodzonego w Betlejem.

Dużo wcześniej tragizm sytuacji człowieka zrozumiał prorok izraelski Izajasz i wołał do Boga: obyś rozdarł niebiosa i zstąpił. Stwórca usłyszał ten rozpaczliwy krzyk, pokonał przepaść między niebem a ziemią i przyszedł do ludzi. Bez Jezusa nie poznalibyśmy jedynego, prawdziwego Boga. Chrystus przyszedł nie tylko po to, by nam to uświadomić i wzbudzić lęk przed świętym Bogiem, choć to wydaje się jedną z najbardziej palących potrzeb w Europie. Niemiecki profesor ubiegłego stulecia Karl Heim opowiadał o swojej podróży do Chin, podczas której odwiedził także Pekin. Zaprowadzono go na wzgórze, na którego wierzchołku stał "ołtarz niebios". Wyjaśniono mu, że podczas "nocy pojednania" na wzgórze przychodzą setki tysięcy ludzi niosących lampiony, a cesarz składa na ołtarzu ofiarę pojednania za swój lud. Opowiadając to Heim dodał: "Ci poganie zdawali sobie sprawę z gniewu Bożego i wiedzieli, że człowiek potrzebuje pojednania". "A wykształcony Europejczyk - mówił z kolei pewien pastor - sądzi, że można mówić o "kochanym Panu Bogu", który jest bardzo szczęśliwy, jeżeli na czas płaci się podatek kościelny!"3

Każdy człowiek zgrzeszył i zasługuje na gniew Boga, a nie robiąc nic, idzie prosto do piekła. Pan Bóg jednak chce, aby wszyscy ludzie byli zbawieni. Nie przemilczył naszego grzechu, ale posłał swojego Syna jako zaproszenie dla człowieka do pojednania się z Nim. Jego Syn zapłacił karę, która nam się należała. Wyobraźmy sobie co by się stało, gdyby Jezus przekalkulował wszystkie plany swojego Ojca i stwierdził: "To mi się nie opłaca", a ewangelista Łukasz musiałby spuentować: "I nikt nie przyszedł na ziemię, aby nas ratować z beznadziei i bezsensowności życia, jak i przed gniewem Stwórcy". Jednak pokój wraca do człowieka przez Jezusa Chrystusa i tylko przez Niego.

Czy to za mało dla Syna Boga, żeby podjąć się misji, jaką zaproponował Mu Jego Ojciec? Nikt z ludzi nie poradziłby sobie z tym. Tylko On mógł tego dokonać. W XVII w. żył w Anglii człowiek o nazwisku Bunyan. Spędził wiele lat w więzieniu cierpiąc za swoją wiarę. Niestety, takie rzeczy zdarzają się we wszystkich stuleciach. Obok Słowa Bożego więzienia są najbardziej stabilną rzeczą, jaką posiada ludzkość. Bunyan napisał w więzieniu przepiękną książkę. Opisuje w niej życie chrześcijanina jako bardzo niebezpieczną, pełną przygód wędrówkę. Ktoś żyje w wielkim, pełnym światowego zgiełku mieście. Nagle ogarnia go niepokój i mówi sam do siebie: "Coś tu jest nie w porządku. Jestem smutny i nieszczęśliwy. Powinienem stąd odejść!". Rozmawia o tym z żoną, która uważa, że jest przemęczony, zdenerwowany i potrzebuje odpoczynku. Ale odpoczynek mu nie pomaga. Niepokój wzrasta. Pewnego dnia człowiek ten postanawia opuścić miasto. Odchodząc zauważa, że na plecach niesie wielki ciężar. Chce go zrzucić, ale nie może. Im dalej idzie, tym cięższe jest jego brzemię. Uświadamia sobie, że ciężar ten przygniatał go zawsze, ale dopóki żył w świecie, nie odczuwał tego tak bardzo. Tam ciężar ten wydawał się rzeczą naturalną, a teraz ledwo go może udźwignąć. Wąską ścieżką wędruje pod górę, upadając pod ciężarem. I nagle, za zakrętem widzi krzyż. Nieprzytomny ze zmęczenia pada przed krzyżem na kolana, obejmuje go ramionami i spogląda w górę. W tej samej chwili czuje, jak ciężar spada i z hukiem toczy się w przepaść. 4

To nie są jeszcze wszystkie powody, dla których Jezus przyszedł do ludzi. Gdyby miał sobie poradzić tylko z największym problemem człowieka - grzechem - to historia Jego misji mogłaby się skończyć na wydarzeniach wielkopiątkowych. To jednak nie jest pełnia Bożej oferty dla człowieka. Dalej odczuwalibyśmy pustkę i samotność. Może nie byłoby już strachu, ale nie byłoby też radości. Pan Jezus przed swoją śmiercią oprócz tego co mówił, dokonywał rzeczy, których inni nie byli w stanie uczynić. Uwolnił dziewczynę od siedmiu demonów. Jej życie, które wcześniej było przedsmakiem piekła, stało się normalne. Ale to właśnie ona jest jedną z tych, która na trzeci dzień od śmierci Jezusa idzie do Jego grobu i płacze. Wkrótce jej łzy zamieniły się w niewypowiedzianą radość, bo odkryła, że jej Wybawca żyje.

Chrystus nie tylko szuka ludzi, jak dobry pasterz swoje owce. Zmartwychwstając, a potem po swoim powrocie do Ojca, posyłając nam Ducha Świętego obiecuje, że nas nie zostawi samych. Jako jedyny Dobry Pasterz chce prowadzić nas przez całe życie, aż w końcu fizycznie wróci po nas, by uwolnić nas od tego wszystkiego, od czego w pełni nie jesteśmy uwolnieni. Będziemy cieszyć się razem z Nim i Jego Ojcem z przebywania w prawdziwym Domu, który Biblia w swej ostatniej Księdze tak opisuje: Oto przybytek Boga między ludźmi! I będzie mieszkał z nimi, a oni będą ludem Jego, a sam Bóg będzie z nimi. I otrze wszelką łzę z oczu ich, i śmierci już nie będzie; ani smutku, ani krzyku, ani mozołu już nie będzie; albowiem pierwsze rzeczy przeminęły. I rzekł ten, który siedział na tronie: Oto wszystko nowym czynię.5

Może zdajesz sobie sprawę z powagi i bezcenności misji, jakiej podjął się Chrystus, a jej skutki sprawiły, że żyjesz pełnią szczęśliwego życia.

Jeśli nie - On ciągle czeka, żebyś otworzył przed Nim swoje życie.

Jeśli tak - On chce nadal kontynuować swoją misję, również poprzez ciebie, każde twoje słowo, gest, każdy twój czyn. Może warto zastanowić się, ilu jeszcze ludzi nie wie, co to znaczy odnaleźć sens życia, ilu jeszcze budzi się co rano z poczuciem winy, a powodów do zadowolenia szuka w pieniądzach, alkoholu, narkotykach, seksie, władzy czy popularności. Będą kiedyś umierali w przerażeniu, już wtedy przeczuwając, że te rzeczy nie wypełniły pustki w ich życiu. Twoją i moją misją jest poznanie ich z żyjącym Jezusem Chrystusem. O szczegóły twojej misji pytaj Jego, na pewno nie będzie milczał.


1. Pismo Święte Nowego Testamentu, Łk 19,10, Brytyjskie i Zagraniczne Towarzystwo Biblijne - Warszawa 1975.
2. Wilhelm Busch, Jezus naszym przeznaczeniem, Poznań 1990, s. 10-11.
3. Tamże, s. 11.
4. Tamże, s. 15.


Artykuł pochodzi z kwartalnika "Warto" wydawanego przez Centrum Misji i Ewangelizacji Kościoła Ewangelicko Augsburskiego w RP