Trydent w Watykanie. Zaczyna się dialog z lefebrystami

Jacek Dziedzina

publikacja 02.11.2009 13:57

Jeśli lefebryści nie wyjadą z Watykanu, trzaskając drzwiami, stanie się prawdziwy cud. W miniony poniedziałek Kościół rozpoczął jeden z najtrudniejszych dialogów.

Trydent w Watykanie. Zaczyna się dialog z lefebrystami PAP/EPA/Olivier Maire

Po ostatnich gestach Benedykta XVI można się było spodziewać, że prędzej czy później dojdzie do rozmów z przedstawicielami Bractwa św. Piusa X. Najpierw uwolnienie liturgii trydenckiej, później zdjęcie ekskomuniki z czterech biskupów wyświęconych bez zgody Watykanu przez abp. Marcela Lefebvra. Pomijając wszystkie niezręczności otoczenia papieża przy ogłaszaniu tych decyzji, trzeba rozumieć intencję Benedykta XVI: to są nasi bracia w wierze i nie możemy spać spokojnie, dopóki pozostają poza Kościołem. Niestety, upór lefebrystów nie wróży dobrze temu dialogowi. Mówią otwarcie: to Watykan musi się nawrócić na wiarę katolicką.

Przeciąg w Kościele
Nie można zrozumieć trwającego od ponad 40 lat sporu bez zrozumienia, czym dla Kościoła był Sobór Watykański II. Nowy język, jakim Kościół zaczął głosić niezmienną prawdę, był tak naprawdę powrotem do źródeł chrześcijaństwa. Odejście od formy, która przesłaniała treść, nie było zerwaniem z tradycją, tylko wydobyciem z niej tego, co Kościołowi pozwoliło w nowych warunkach docierać z Ewangelią do współczesnego człowieka. O. Jean Danielou, francuski jezuita, ekspert soborowy i późniejszy kardynał, w jednym z wywiadów trafnie tłumaczył istotę Soboru Watykańskiego II, mówiąc, że Jan XXIII otworzył drzwi szeroko, a Paweł VI zostawił je lekko uchylone, żeby jednym przeciąg zaszkodził, a innych wywiał. Konsekwencją tego przeciągu była reforma liturgii, dowartościowanie roli świeckich, otwarcie na ekumenizm oraz na dialog międzyreligijny, nowy stosunek do judaizmu, a także deklaracja o wolności religijnej.

Bunt na pokładzie
Niestety, część wiernych i duchownych, w tym biskupi, uznali soborowe reformy za zdradę wiary katolickiej i tradycji Kościoła. Abp Marcel Lefebvre był jednym z uczestników soboru. Podpisał większość dokumentów, ale nie zgodził się na przyjęcie konstytucji duszpasterskiej o Kościele w świecie współczesnym „Gaudium et spes” oraz deklaracji o wolności religijnej „Dignitatis humanae”. Opuścił Rzym jeszcze przed zakończeniem obrad. Z jego inicjatywy w 1970 r. powstało Bractwo św. Piusa X, a rok później seminarium duchowne w szwajcarskim Ecône, kształcące kleryków w duchu przedsoborowym. Lefebvre zaczął głosić na całym świecie, że Sobór Watykański II był wielkim nieszczęściem dla Kościoła, a jako dowód na to wskazywał jego „owoce”: masowe odejścia z kapłaństwa, burzenie starych ołtarzy i, nierzadko, przerobienie liturgii na sielankowe spotkanie. Faktem jest, że część nadgorliwych „reformatorów” opacznie zrozumiała przesłanie soboru, zachowując się tak, jak gdyby historia Kościoła zaczęła się w latach 60. XX wieku. Jednak niszczenie zabytkowych prezbiteriów czy zamiana liturgii w dyskotekę nie miały nic wspólnego z intencją ojców soborowych.

Schizma
Lefebvre konsekwentnie podważał autorytet soboru i kolejnych papieży. Paweł VI wysłał nawet list do nieposłusznego hierarchy, z prośbą o powrót do jedności z Watykanem. Mimo braku odpowiedzi, wysłał kolejny list – tym razem otrzymał zdawkową odpowiedź. Lefebvre święcił kolejnych diakonów i kapłanów bez zgody miejscowych biskupów. Nie dało nic spotkanie z Pawłem VI, do którego w końcu doszło. Jan Paweł II spotkał się z Lefebvrem zaledwie miesiąc po swoim wyborze. Również bez rezultatu. W 1988 r. abp Lefebvre wyświęcił bez zgody Watykanu czterech biskupów, żeby zapewnić ciągłość swojej misji. W praktyce oznaczało to realną schizmę i ściągnięcie na siebie oraz wyświęconych biskupów kary ekskomuniki. Jednocześnie Jan Paweł II stworzył możliwość dla tych tradycjonalistów, którzy chcą zachować jedność z Rzymem i sprawować liturgię w duchu trydenckim. W ten sposób powstało Bractwo św. Piotra.

Reforma jest tradycją
Ostatnie gesty Benedykta XVI są kontynuacją dobrej woli Watykanu, żeby zakończyć przedłużający się konflikt. Jednocześnie Papież mówi wyraźnie, że Bractwo musi przyjąć do wiadomości, że „Magisterium Kościoła nie zatrzymało się na roku 1962”. – Sprzeciw abp. Lefebvre’a opierał się na statycznym rozumieniu Tradycji jako niezmienności – mówi „Gościowi” Zbigniew Nosowski, redaktor naczelny „Więzi”. – Pewien etnograf powiedział mi kiedyś, opisując ludowy konserwatyzm, że to jest postawa: ma być tak, jak jest, bo jest tak, jak ma być. Czyli zadowolenie, że rzeczy mają się dobrze i dalej powinny tak wyglądać. Tymczasem kard. Henri de Lubac mówił, że tylko wrogowie Kościoła pragną, żeby on się nie zmieniał – dodaje Nosowski. Ks. Henryk Bolczyk, były moderator generalny Ruchu Światło–Życie, zauważa, że także ludziom Kościoła zdarza się myśleć niekościelnie. – Myśleć „kościelnie” to zawsze znaczy: myśleć ku odnowie. I na tym polegają sobory, że zastygłe nawyki trzeba czym prędzej skontrolować, czy one niosą jeszcze Dobrą Nowinę – mówi ks. Bolczyk.

Komentarze:

Nie ma mowy o kompromisie
Ks. Karol Stehlin, przełożony Bractwa św. Piusa X w Polsce

Rozmowy nie będą łatwe, bo rzeczywiście naprzeciwko siebie stoją dwie skrajne pozycje. Po ludzku nie widzę tutaj możliwości takiego rozwiązania, którego my sobie życzymy: żeby nasza krytyka Soboru Watykańskiego II została przyjęta przez Stolicę Apostolską i żeby Watykan albo zrewidował teksty ostatniego soboru, albo zaczął znowu nad nimi pracować. Chcemy udowodnić, że te teksty nie mają oparcia w tradycji Kościoła, czerpią z nauk pozakościelnych, a nawet Kościołowi przeciwnych. Nie widzę w tym momencie szansy na idealne rozwiązanie, czyli powrót Stolicy Apostolskiej do katolickiej tradycji. Ale modlimy się o to, bo cuda się zdarzają. Z drugiej strony nie postrzegam tej sprawy wyłącznie w czarnych barwach, że to będzie tylko dialog głuchych. Watykan wyraża chęć, żeby nas wysłuchać. Jeśli Bractwo otrzyma całkowitą wolność swojego działania i uznania swoich racji, jeśli będziemy mogli głosić tradycyjną naukę Kościoła bez skrępowania, to będzie to duży postęp. Ze strony Bractwa nie ma mowy o jakimkolwiek kompromisie. Pozostajemy wierni przedsoborowemu Magisterium Kościoła katolickiego.

Sprzeciw lefebrystów jest niezrozumiały
O. Jan Andrzej Kłoczowski, dominikanin, filozof i duszpasterz

Jest, niestety, zagrożenie, że przy obecnej postawie lefebrystów nie dojdzie do porozumienia. Tutaj nie ma żadnych wątpliwości – pojednanie polega na powrocie do jedności z Kościołem. Sprzeciw lefebrystów wobec posoborowych zmian w liturgii jest niezrozumiały. Przecież forma sprawowania Eucharystii, nie sama istota, zmieniała się w ciągu wieków. Lefebryści mogą sobie odprawiać Mszę trydencką, byle chcieli jedności w wierze i dyscyplinie kościelnej. Jednak to nie liturgia jest tutaj głównym problemem. Spór dotyczy sprawy bardziej fundamentalnej, czyli kwestii wolności religijnej. Abp Marcel Lefebvre był przekonany, że zgoda na wolność religijną oznacza rezygnację z faktu, że Kościół jest depozytariuszem jedynej prawdy. Natomiast deklaracja o wolności religijnej wyraźnie mówi, że Ewangelia została ogłoszona przez Chrystusa, aby człowiek odnalazł prawdę swojego zbawienia, ale odpowiedział na nią w sposób wolny, i że do wiary przymuszać nie wolno. Jedynym przymusem jest wewnętrzny przymus samej prawdy, do której człowiek musi dojrzeć. To strategia ewangelizacyjna Chrystusa, który zawsze odwoływał się do wolnej decyzji człowieka. Sobór Watykański II był konieczny, żeby Kościół mógł zdefiniować swoją tożsamość w nowych warunkach i zyskać nowe światło i moc Ducha Świętego do dzieła nowej ewangelizacji. A ta nie polega na tym, że w zakrystii zbierają się tylko czyści i sprawiedliwi, żeby szeptać do siebie pobożne wersy po łacinie. To, co zagraża lefebrystom, to zamiana wizji Kościoła powszechnego na wizję sekty: tylko my i tylko nasz sposób oddawania czci Bogu jest godny, a inni tkwią w błędzie. Tymczasem Kościół jest katolicki, czyli powszechny, otwarty na wielość kulturowych form wyrazu naszej wiary.

Wysłuchał Jacek Dziedzina