Budapeszt 2001: Pięć dni w Budapeszcie

O. Krzysztof Dorosz SJ

publikacja 01.12.2002 17:11

27. XII. Czwartek
Od dwóch godzin jesteśmy w drodze. Pięćdziesięcioosobową grupą wyruszyliśmy autokarem z Torunia. Jedziemy do Budapesztu na Europejskie Spotkani Młodych, po drodze "zajrzymy" jeszcze do Wiednia. Atmosfera w autobusie świąteczna, za oknem przesuwają się miasteczka i wsie, wiele domów pięknie oświetlonych bożonarodzeniowymi, kolorowymi światełkami. Pomimo ostrzegawczych komunikatów o trudnych, zimowych warunkach bez trudu docieramy do przejścia granicznego w Cieszynie. Jest już rano. Miły polski pogranicznik pyta, na jaką ilość pielgrzymów mają się przygotować celnicy. Wyjaśniamy, że na dużą. Mijamy ośnieżone Czechy i wjeżdżamy do Austrii. Podróż odbywa się bez przeszkód. Wkrótce wita nas Wiedeń i strzeliste wieże katedry św. Stefana. Zmarznięci turyści bardziej niż atrakcji turystycznych szukają ciepłych, przytulnych miejsc. Z trudem udaje się znaleźć wolny stolik w jednej z wiedeńskich kafejek. Zamawiamy cappuccino i Apfelstrudel. Inni, pozostali na zewnątrz, raczą się grzańcem, którego smak nie zmienił się chyba od czasów Franza Josepha. Brakuje jeszcze walca Johanna Straußa. Opuszczamy Wiedeń nocą, by nad ranem dotrzeć do celu naszej podróży.

28. XII. Piątek
Do Budapesztu przyjechało nas prawie 70 tys., głównie z Europy Centralnej i Wschodniej: 27 tys. Polaków, 4 tys. Włochów, 4 tys. Rumunów, 2,5 tys. Niemców, 2 tys. Francuzów. Są też pielgrzymi z krajów bałtyckich i bałkańskich. Spotkania odbywają się w specjalnie przygotowanych halach wystawowych Hungexpo. Są ogrzewane i przestronne. Mieszczą bez trudu liczną rzeszę przybyłych. Pomimo chłodu i nie najlepszej pogody uderza gorąca i radosna atmosfera
Zakwaterowano nas w miejscowości Aszód, 50 km od centrum Budapesztu. Jedzie się tam godzinę pociągiem z dworca Keleti (który w latach gierkowskiego dobrobytu był punktem docelowym polskich wycieczek handlowych). Śpimy w nowym Gimnazjum Ewangelickim, na poranną modlitwę chodzimy do małego katolickiego kościółka. Miejscowy proboszcz opowiada, że obok siebie żyją tu katolicy i protestanci. Taki praktyczny ekumenizm.
Wieczorem pierwsza wspólna modlitwa w halach Hungexpo. Do przybyłych ciepłe słowa kieruje Brat Roger: "Istotą wszelkich poszukiwań pokoju jest umiłowanie drugiego człowieka" – mówi wyciszonym, miękkim głosem założyciel Taizé – "Kochaj i powiedz to swoim życiem". Węgierski kardynał, Laszlo Paskai, wspomina, jak on sam przed trzydziestu laty jako młody człowiek jeździł do Taizé. Dziś, 45 lat po tragicznej rewolucji 1956 roku, Taizé przyjechało do stolicy jego kraju.



29. XII. Sobota
Codziennie spotykamy się w międzynarodowych grupach, by dzielić się własnymi, często bardzo odmiennymi doświadczeniami ludzi żyjących w różnych częściach "starego kontynentu". Tematy spotkań koncentrują się głównie na tym, jak budować dziś zaufanie i poczucie odpowiedzialności w naszych krajach i środowiskach. Popołudniami odbywają się spotkania tematyczne poświęcone aktualnym problemom: jaki pokój możemy budować? Jak reagować w obliczu cierpienia? Czy możliwe jest dzisiaj przebaczenie? Czy globalizacja jest szansą, czy zagrożeniem?
Tymczasem na ulicach Budapesztu – rojno i gwarno. Oblegane są główne turystyczne punkty miasta: katedra św. Stefana, otoczenie gmachu parlamentu, cesarsko-królewski pałac. W środkach komunikacji miejskiej panuje nieunikniony tłok. Wprawdzie kursuje dodatkowa komunikacja, ale i tak wszędzie tłoczno. Z tak dużej liczby turystów w mieście cieszą się niewątpliwie restauratorzy i sklepikarze. Trzeba przecież przynajmniej raz spróbować węgierskiego gulaszu, który w oryginale jest pikantną zupą. Do tego nieodzowna jest szklaneczka złocistego Tokaja, a kto zamówi jeszcze pieczeń po cygańsku i struclę jabłkową posiądzie prawie pełnię smakowitego szczęścia.

30. XII. Niedziela
Niedzielne przedpołudnie. Celebrujemy mszę św. w "naszej" parafii w Aszód. Mały kościółek z trudem mieści przyjezdnych i miejscowych. Jak to stało się już zwyczajem na mszach w duchu Taizé, Ewangelia czytana jest w wielu językach, zaś modlitwy, jak Credo, Ojcze nasz, Baranku Boży, uczestnicy odmawiają jednocześnie, każdy w swoim języku. Nasuwa się porównanie z Wieczernikiem w dzień zesłania Ducha św.
Tymczasem główna eucharystia jest sprawowana w pięknej katedrze św. Stefana. Transmituje ją I Program węgierskiej telewizji i węgierskiego radia oraz francuską telewizja France 2. Brat Roger podkreśla potrzebę poszukiwania nadziei i pokoju we współczesnym świecie. Cytując znaną sentencję św. Augustyna: "Kochaj i powiedz to swoim życiem" (było to motto całego budapesztańskiego spotkania) założyciel wspólnoty Taizé mówi o konieczności przebaczenia i pojednania, które umożliwiają przemianę serc i dają szansę rozpoczynania życia na nowo.



31. XII. Poniedziałek
Od rana trwają przygotowania do Sylwestra. Na targowiskach młodzież zaopatruje się w kolorowe czapeczki z dzwonkami, długie trąbki i inne świecidełka. Od północy zapowiadane są śpiewy i tańce, czyli wspólna noworoczna zabawa nazwana "świętem narodów". Oj, będzie wesoło!
Ostatnia godzina starego roku jest poświęcona wspólnej modlitwie w intencji pokoju i pojednania. Jesteśmy znów w "naszym" kościółku w Aszód. Przypominam sobie słowa Brata Rogera, że "pokój na ziemi zaczyna się w nas samych". Aby być "zaczynem pokoju" trzeba rozpocząć od własnego wnętrza. Kończy się modlitwa, pozostał kwadrans do północy. Biegniemy do "naszej" szkoły, gdzie za chwilę rozpocznie się zabawa. Wspólne odliczanie ostatnich sekund starego roku i okrzyk radości: mamy rok 2002. "Boldog új évet!" – "Szczęśliwego Nowego Roku!"

1.01. Wtorek – Nowy Rok
Zabawa trwa do białego rana. Wprawdzie zmęczenie daje znać o sobie, ale mamy perspektywę długiej podróży i odespania w autobusie, a komu się nie uda, wyśpi się w domu.
O 10-tej ostatnia, wspólna eucharystia. Dziękujemy Bogu i sobie nawzajem za spotkanie. Nasza opiekunka z Węgier przeprasza za niedociągnięcia organizacyjne. Było ich naprawdę niewiele.
Po mszy św. przychodzą mieszkańcy i po kilka osób zabierają na noworoczny obiad. Wraz z dwoma kolegami trafiamy do starszego małżeństwa, z którym porozumiewamy się na migi (my nie znamy węgierskiego, a oni innych języków). Pojawiają się na stole rosół, pieczone mięso, sałatki, jabłkowa i śliwkowa strucla oraz wino własnej roboty. Nasi gospodarze z zadowoleniem patrzą, jak pałaszujemy wielkie porcje zachęcając do dokładki. Nie odmawiamy. Zjawia się ktoś mówiący po niemiecku. Możemy wreszcie porozmawiać: o kuchni, przyjaźni polsko-węgierskiej, Unii Europejskiej, wspólnych nadziejach i niepokojach. Na zakończenie wypada powiedzieć coś po węgiersku: "köszönöm" czyli "dziękuję", "viszontlátásra" - "do widzenia".
Pożegnawszy miłych gospodarzy zmierzamy w kierunku stadionu piłkarskiego Nepstadion (znanego z meczów międzypaństwowych), gdzie na ogromnym parkingu czekają autokary. Nasz wyjazd wygląda na prawdziwy exodus. Około 17-tej cała kawalkada rusza w kierunku Polski powodując wielki korek na węgiersko-słowackiej granicy. Nam się udaje, bo pojechaliśmy na inne przejście, omijając długą kolejkę. Tymczasem im dalej na północ, tym więcej śniegu. Już na Słowacji jest go bardzo dużo a Polska wita nas śnieżną zadymką. Złe warunki drogowe nie psują jednak dobrego nastroju. Wciąż pozostaje miłe wspomnienie pięciu sylwestrowych dni w Budapeszcie.