Brat całego świata

ks. Tomasz Jaklewicz

publikacja 29.11.2005 15:10

– To stało się na samym początku modlitwy, kiedy śpiewaliśmy pierwszy kanon – opowiada drżącym głosem Natalia Tomanek, studentka z Katowic. – Nagle rozległ się straszny krzyk, zrobiło się zamieszanie.

Brat całego świata

W Taizé zapanowała cisza. Spotkania odbywają się normalnie, ludzie dzielą się tym, co przeżyli, ale jest zupełnie inaczej. Szokiem jest nie tyle sama śmierć, ale jej wstrząsające okoliczności. Był uosobieniem pokoju, zaufania, łagodności. Umarł podczas modlitwy, zabity jak baranek.

– Trudno uwierzyć w to, co się stało i w jaki sposób się stało – mówi brat Krzysztof, Polak należący do wspólnoty z Taizé. – Brat Roger pokazywał, że Bóg jest miłością. Odwaga życia dla tej miłości jest najpiękniejszym świadectwem, jakie pozostawił.

Joanna Brożek, dziennikarka z Katowic, pojechała do Taizé po raz pierwszy 11 lat temu. Z ciekawości i, jak wielu Polaków, by zobaczyć kawałek Francji. – Udało mi się dopchać do brata Rogera po modlitwie. Zapytał, skąd jestem. Kiedy odpowiedziałam, że z Polski, uśmiechnął się. Położył dłonie na mojej głowie i powiedział: miej zawsze cichą ufność w Bogu! Proste słowa, a zmieniły we mnie wszystko. Zaczęłam sama otwierać Pismo Święte, angażować się w życie Kościoła. W jego twarzy, oczach była wielka ufność.

Magda Anioł, popularna wokalistka muzyki chrześcijańskiej, była w Taizé w lipcu tego roku. – Swoją osobowością przypominał mi Jana Pawła II. Emanowało z niego jakieś ogromne ciepło. Starałam się modlić blisko niego. Wokół zawsze były dzieci. Malowały dla niego rysunki, także moja córka Dominika. Jestem szczęśliwa, że zdążyłam go spotkać. – Był samą miłością – wspomina Magda z Gliwic – bardzo wrażliwym człowiekiem. – Rozmowy z nim zmieniły moje życie – wyznaje Jacek, który pracował w Taizé przez dwa lata jako wolontariusz.

Śmierć brata Rogera zbiegła się z rozpoczęciem Światowych Dni Młodzieży w Kolonii. Zdążył jeszcze wysłać serdeczny list do Benedykta XVI, niejako usprawiedliwiając swą nieobecność w Kolonii. Obiecał, że będą tam bracia, a on sam będzie obecny duchem. Uczestnicy XX Światowych Dni Młodzieży dowiedzieli się o śmierci brata Rogera w środę rano. Dla wielu z nich ten stary człowiek w białym habicie był idolem. W miejscach spotkań, w kościołach ustawiono jego zdjęcia. Odprawiono Mszę świętą w katedrze. Pojawiły się łzy. W kolońskim kościele św. Agnieszki odbyło się całodobowe czuwanie Wspólnoty z Taizé. Modlitwa kanonami – łagodnymi jak brat Roger: „Z Tobą ciemność nie będzie ciemna wokół mnie”. Popłynął śpiew kojący ból, przywracający nadzieję. Kolońskie spotkanie toczy się dalej swoim rytmem, młodzi świętują, cieszą się sobą, witają Papieża. Pożegnanie brata Rogera schodzi na dalszy plan. Tak było zawsze, kiedy żył. Starał się nie koncentrować uwagi na sobie. Ważny był Jezus i młodzi. On sam chciał być w cieniu. Tak jest i teraz.

Matka, Ojciec, a teraz Brat

Matka Teresa, ojciec święty Jan Paweł II, brat Roger z Taizé. Zestawienie tych trzech wielkich świadków wiary XX wieku narzuca się samo. Białe sari, biała sutanna, biały habit. A nade wszystko taka sama czystość serca, absolutna przejrzystość. Okna na Boga. Oczy dziecka, a w nich ta sama jasność, bezbronność. Zwyczajnie – świętość…

Trzy biografie. Naznaczone okrucieństwami minionego stulecia. To samo pragnienie odnowy świata, leczenia jego ran, dawania nadziei. I ta sama recepta: Jezus Chrystus. A jednocześnie każdy z nich inny. Matka Teresa kochała miłością matki, z całą kobiecą czułością, delikatnością, wytrwałością. Jan Paweł II promieniował duchowym ojcostwem. Brat Roger dopełnia ten obraz o jeszcze jeden wymiar – braterstwo. Doświadczył boleśnie dramatu podziału, dlatego szukał zagubionego braterstwa. Wzywał do pojednania chrześcijan podzielonych doktrynami, do pojednania Europy rozdartej wojnami. Chciał budować jedność nie przez dyskusje, negocjacje, ale na kolanach, przez prostą modlitwę, przez radość spotkania z innymi, przez zaufanie Chrystusowi. W medytacyjnym śpiewie kanonów różne głosy stapiają się w cudowną harmonię na chwałę Boga. „Im więcej się modlimy z prostotą i pokorą – pisał w swoim ostatnim liście – tym bardziej będziemy umieli kochać i wyrażać to swoim życiem”.

Zawrotna kariera małej wioski

Taizé. Malutka wioska we Francji. Brat Roger Schutz przybył tam po raz pierwszy w sierpniu 1940 roku. Trwała wojna. Miał 25 lat. Przyjechał z rodzinnej Szwajcarii. Nie chciał pozostawać „neutralnym”, jak jego ojczyzna. Jego ojciec był pastorem w szwajcarskim Kościele reformowanym (kalwińskim), matka pochodziła z Francji. Był dziewiątym dzieckiem.

Taizé oddalone było o 2 kilometry od linii demarkacyjnej, która wówczas dzieliła Francję. Roger nabywa stary dom. Udziela schronienia wielu ludziom, przede wszystkim Żydom, którym groziła śmierć z rąk hitlerowców. Jest sam, modli się trzy razy dziennie w małej kaplicy. Rozmyśla nad utworzeniem wspólnoty. Niedaleko od Taizé leży Cluny – miejsce słynące z wielkiego ośrodka życia zakonnego, promieniującego w średniowieczu na całą Europę. Ten fakt inspiruje młodego idealistę. W 1942 roku gestapo wpada na trop działalności Rogera. Musi opuścić wioskę. Wraca po wojnie.

Towarzyszą mu pierwsi spotkani w tym czasie współbracia. W 1949 roku siedmiu pierwszych składa śluby zakonne na całe życie. Powstaje wspólnota. Pierwsi bracia mają korzenie ewangelickie. Później dołączają do nich także katolicy.

Dzisiaj jest we wspólnocie 100 braci różnych wyznań chrześcijańskich, 25 narodowości. Według słów założyciela chcą realizować „przypowieść o wspólnocie”. Pierwszym celem ma być pojednanie chrześcijan. Wspólnota chce być zaczynem pojednania między ludźmi, zaufania, pokoju na ziemi. Bracia nie przyjmują żadnych darowizn. Sami zarabiają na swoje utrzymanie.

Taizé bardzo szybko staje się magnesem przyciągającym młodych chrześcijan. Każdego roku przyjeżdża ich coraz więcej. Bracia podejmują to wezwanie. Mały romański kościółek nie mieści już napływających zewsząd pielgrzymów. W roku 1962 powstaje kościół Pojednania. Bracia organizują tygodniowe rekolekcje. Nie chcą tworzyć żadnego ruchu, organizacji.

Taizé ma być źródłem, czyli miejscem spotkania, duchowej odnowy, wyciszenia, modlitwy. Ma być miejscem ożywienia wiary, która ma prowadzić do większego zaangażowania w życie własnej parafii, Kościoła, wspólnoty. Każdy, kto tam przychodzi, znajduje coś z tradycji swego Kościoła: katolicy mają Eucharystię, protestanci – pogłębione spotkania z Biblią, prawosławni – ikony i wielogłosowe śpiewy.

W latach 70. Taizé wyrusza w świat. Wspólnota zaczyna organizować spotkania młodych w różnych miejscach na ziemi. Brat Roger nazywa to „Pielgrzymką Pojednania przez Ziemię”. Duch jest ten sam. Modlitwa wokół ikon rozjaśnionych tysiącem małych światełek, kanony, delikatny głos brata Rogera, który nie głosi kazań. Wygłasza proste zdania zachęty, modlitwy, ciepłym ściszonym głosem jakby szeptał prosto w serca.

Bóg może nas tylko kochać” – ta myśl wraca w jego ostatnich listach.
Brat Roger i jego współbrat Max Thurian zostają zaproszeni jako obserwatorzy na Sobór Watykański II. Papież Jan XXIII wita brata Rogera słowami, które stają się słynne: „Ach, Taizé, ta mała wiosna”. Brata Rogera połączy serdeczna znajomość także z kolejnym papieżem – Pawłem VI.

Wiosna Kościoła przyjdzie z Polski

Brat Roger darzył Polaków wielką serdecznością. W dniu swojej śmierci, podczas obiadu, prosił brata Marka, aby opowiedział o Polsce. Wiedział, że sierpień to czas pielgrzymek na Jasną Górę, to rocznica „Solidarności”. Chciał, by młodsi bracia o tym pamiętali.

Wiosna Kościoła przyjdzie z Polski – od dawna powtarzał te słowa. Odczytywano to jako zapowiedź wyboru Papieża Polaka. Kilkakrotnie odwiedzał Polskę, począwszy od roku 1971. Czterokrotnie przemawiał na pielgrzymce mężczyzn w Piekarach Śląskich. Organizował pierwsze spotkania w Polsce. Od wielu lat Polacy stanowią jedną z najliczniejszych grup przyjeżdżających do Taizé i na Europejskie Spotkania Młodych, odbywające się w dużych miastach na przełomie roku.

Trzykrotnie takie spotkania miały miejsce w Polsce (dwa razy we Wrocławiu, raz w Warszawie). Brat Roger i biskup Karol Wojtyła spotkali się po raz pierwszy przy okazji II Soboru Watykańskiego. Jako biskup krakowski Karol Wojtyła był w Taizé dwukrotnie – w latach 1964 i 1968. Wrócił tam po raz trzeci w roku 1986 jako papież. Zaufanie do młodych, dar nawiązywania bezpośredniego kontaktu, traktowanie ich bardzo serio – to łączyło tych dwóch charyzmatycznych liderów wiary.

W Taizé obowiązki przeora przejął brat Alois, Niemiec, katolik, wyznaczony już kilka lat temu na następcę. Ciało brata Rogera spocznie na małym cmentarzu, obok grobów innych braci. Na niebieskie łąki poprowadzi go łagodny śpiew kanonów. Taizé zyska orędownika w niebie. Oby pozostało źródłem...



sierpień 2005