Odnalezienie człowieka

ks. Roman Tomaszczuk

publikacja 18.01.2006 14:10

„Nie mam człowieka...” – skarżył się Jezusowi chory leżącyprzy Sadzawce Owczejw Jerozolimie. Współcześni, szczególnie młodzi,także cierpią. Paraliżuje ich brak serdeczności,gestów życzliwości, miłosnej uwagi. Wygłodniali obecności wyruszyli do Mediolanu. Mieli nadzieję spotkać ludzi.

Najpierw była złość: Czemu nas dzielą? Przyjechaliśmy tutaj dwudziestodwuosobową grupą, i tak powinno zostać – komentowali zawiedzeni świdniczanie. Wbrew ich oczekiwaniom zamieszkali w trzech różnych parafiach Mediolanu. Co gorsza pracowali także w różnych służbach: przy nadzorowaniu porządku w halach spotkań i przy wydawaniu posiłków. A przecież chcieli się trzymać razem.
Bracia z Taizé jednak wiedzą, co robią. Od wielu lat próbują być zaczynem pojednania i pokoju na świecie. Przekonali się, że młodzi powinni się poznać, żeby uwolnić swoje serce i umysł od krzywdzących stereotypów, uprzedzeń i zahamowań. Muszą więc opuścić swój światek, żeby spotkać innych. Tylko w taki sposób przekonają się, że o wiele więcej ich łączy, niż dzieli. Pomimo barier: językowej, narodowościowej, kulturowej i religijnej.

Parafia
Było nas trzech: ksiądz i dwóch kleryków. W punkcie przyjęcia dostaliśmy skierowanie do parafii Matki Boskiej Ubogich. Z mapą w ręce dotarliśmy do metra. Wysiadając na stacji, zostaliśmy przywitani przez młodych Włochów. Czekano na nas!
Potem meldunek w parafii. Przejęcie całą sytuacją udzielało się i nam, i wolontariuszom. Wyczuwało się u nich ogromną ciekawość „obcych”. Bez wątpienia zależało im na nas. Poczęstunek, chwila odpoczynku i wyzwanie: mecz Polska–Włochy. „Piłkarzyki” gotowe! Klerycy, Marcin Dolak i Marek Michałowski, radzili sobie całkiem dobrze, ale dopiero w pojedynku z dziewczynami udało im się wygrać.
Początkowy dystans między mediolańczykami a przyjezdnymi malał w miarę napływu obcokrajowców. Więcej! – kolejne dni przynosiły wiele dowodów, jak bardzo goście byli potrzebni gospodarzom. Parafia żyła! Wspólna modlitwa, dzielenie się życiem w małych grupach, noworoczna Msza św. i fiesta – to nieustanne świętowanie tego, jak blisko nam do siebie.
Duszpasterze natomiast mówili, że tyle „bożego” zamieszania było ostatnio wtedy, gdy osiem lat temu po raz pierwszy do Mediolanu zjechali się młodzi z całej Europy.

Rodzina

– Byłam załamana – wspomina Wiola Sadlińska z Kiełczyna. – Miało być zupełnie inaczej. Nie mieszkałam ze swoją przyjaciółką i musiałam opiekować się dwiema Polkami. Na szczęście zamiast marudzić, otwarłam się na to, co dał mi Pan. A obdarował hojnie młodą rodziną, która nas trzy ugościła. To niezwykłe, kiedy ludzie „za darmo”, bez żadnej zasługi, dzielą się z nami tym, co posiadają. Wystarczy być pielgrzymem. Wystarczy spotkać się w imię Jezusa – kończy wzruszona.
Wszyscy młodzi, którzy przyjechali do Mediolanu, zostali zaproszeni do rodzin. Mediolańczycy przygotowywali się na ten dzień bardzo rzetelnie. Kilkanaście tysięcy rodzin miało przekonanie, że wraz z pielgrzymami pod ich dach wejdzie Chrystus.
– Noworoczny obiad to mocne doświadczenie siły rodzinnych więzi. – mówi Wiola. – Gospodynie przyrządziły specjalności włoskiej kuchni, a przy stole spotkała się cała rodzina. Nie tylko po to, żeby jeść. Oni cieszą się swoją obecnością. My powinniśmy się tego nauczyć. I jeszcze jedno: obiadowe rozmowy to nie był czas narzekania i biadolenia. Włosi mają problemy, ale zanim się nimi zajmą, cieszą się tym, co dobre i piękne w ich życiu.

Spotkanie

Podczas spotkania nie jest łatwo wyciszyć się i skoncentrować na najważniejszym. Bardzo brakuje tu harmonii małej burgundzkiej wioski – Taizé. Okazuje się jednak, że nie jest to czas jałowy. Chodząc pomiędzy halami starego centrum wystawowego, mijając tłumy młodzieży, nabierało się przekonania, że jedność jest możliwa. Najpiękniej było ją widać podczas modlitwy. Udawało się nam być jednością przed Bogiem. Byliśmy świadkami, że komunia między braćmi i siostrami nie jest utopią. Zatem? Przekleństwo wieży Babel zostaje pokonane! – zawsze, ilekroć człowiek spotyka człowieka.


Po spotkaniu powiedzieli

Ks. Luigi Testa
duszpasterz mediolański

Goszczenie młodych Polaków, Litwinów, Portugalczyków, Niemców stało się dla nas bardzo cennym doświadczeniem. Postrzegam ten czas jako wielki znak, zapowiedź tej komunii, o jaką zabiegamy – komunii ludzi między sobą, ludzi zebranych w imię Jezusa. I jeszcze jedno: świat staje się bardzo mały, możliwość komunikacji między ludźmi to wielka szansa dla nas wszystkich. Nawet nieznajomość języka nie może zablokować serdeczności, jaką chcemy się obdarować

Anna Polak, 27 lat, pierwszy raz na spotkaniu

Jestem pod wrażeniem ludzi, którzy otworzyli przed nami swoje domy i serca. Każdego dnia dawali nam do zrozumienia, że cieszą się naszą obecnością. Ich bezinteresowność była naprawdę nieocenionym darem.

Ks. Paweł Zieliński, 26 lat, pierwszy raz na spotkaniu

Dla mnie to wielkie przeżycie! Nie sądziłem, że takie rzeczy są możliwe. Tak wygląda prawdziwa unia europejska – wspólnota ducha, a nie interesów i zależności.

Ewelina Sulikowska, 24 lata, drugi raz na spotkaniu

To wielkie przeżycie duchowe. Czas wyciszenia, wejścia w siebie i stanięcia wobec Jezusa. Na spotkanie czeka się cały rok. Traktuję je jako swego rodzaju rekolekcje – porządkowanie życia, odsłaniania się przed Bogiem, by On mógł uzdrowić poranienia i wzmocnić dobro.

Mirosław Benedyk, 24 lata, trzeci raz na spotkaniu

Urzekły mnie włoska gościnność i serdeczność. To właśnie ludzie, których się spotyka, sprawiają że ten czas staje się wyjątkowy. Ich kultura, zwyczaje, kuchnia – to potrafi wzbudzić fascynację. Jeśli były jakieś doraźne niedogodności, to ogrom dobroci całkowicie je przyćmiewa.