Patriarcha Konstantynopola, Bartłomiej I

Z książki: Olivier Clément, Prawda was wyzwoli, Verbinum 1998

publikacja 27.06.2006 11:34

Przed przyjęciem święceń diakońskich nazywał się Dymitrios Archondonis. Urodził się 29 lutego 1940 roku w Turcji, na wyspie Imbros, wówczas w większości zamieszkanej przez Greków prawosławnych.

Patriarcha Konstantynopola Barłomiej I Roman Koszowski /Foto Gość Patriarcha Konstantynopola Barłomiej I

Górzysta wyspa, dzikie, pozbawione lasów zbocza i wierzchołki, pokryta kłującym runem, w zimie przybierającym barwę zieloną, w lecie zaś - rudą, cała poszarpana skałami. I połyskujące morze, widoczne z każdego miejsca wyspy. A poza tym trzy cieniste i urodzajne doliny, porośnięte gajami oliwnymi. Do tego wszędzie kaplice, białe kaplice, łączące ziemię z niebem. Miejscowość nazywała się wioską Świętych Teodorów, w liczbie mnogiej, gdyż cześć oddaje się dwóm Teodorom, świętemu Teodorowi Rycerzowi i świętemu Teodorowi Stratelatesowi, dwóm świętym rycerzom, którzy na ikonach przedstawiani są na koniach. Ojciec Dymitriosa prowadził miejscową kawiarnię, do której schodzili się wieśniacy, by odpocząć i wieść długie rozmowy, popijając, niewiele zresztą, za to dużo mówiąc i spokojnie przesuwając paciorki różańców przeznaczonych na chwile odpoczynku, których jednostajny rytm uspokaja, a jednak równocześnie kieruje myśl ku modlitwie. W kącie kawiarni, przed dużym lustrem, stał fotel: ojciec okazjonalnie świadczył usługi fryzjerskie.

Czworo dzieci: najstarsza córka, następnie trzech chłopców, drugi spośród trzech i trzeci spośród czworga to Dymitrios. Ojciec był surowy i zasadniczy. Z pewnością przekazał synowi tę stanowczość, która go charakteryzuje. Matka była spokojną przystanią, schronieniem, niezwykle łagodna, nie karała swoich dzieci, zostawiając wypełnianie tej powinności mężowi. Oboje mogli uczestniczyć w intronizacji patriarchalnej Dymitriosa, który stał się Bartłomiejem. Dziś już nie żyją.

Wyspa była więc wyspa ludności greckiej i wyspą dogłębnie prawosławną. Jej niewielka stolica nosiła nazwę Panhagia, Najświętsza, jedno z imion, jakie prawosławie nadaje Dziewicy Maryi. W okresie dzieciństwa patriarchy wyspę zamieszkiwało 8000 Greków prawosławnych. Obecnie pozostało ich zaledwie 300. Około roku 1964, w najbardziej zapalnym momencie kryzysu cypryjskiego, rząd Ankary, obawiając się z pewnością, by Grecja nie zaczęła rościć sobie praw do wyspy, postanowił zastąpić ludność grecką ludnością rdzennie turecką. Podjął działania drogą pośrednią, gdyż status Imbros i wyspy sąsiedniej, Tenedos, gwarantowały porozumienia lozańskie. Wiele ziem upaństwowiono. Zamknięto greckie szkoły. Założono zakład karny, którego więźniowie pracowali jako robotnicy rolni; pozbawieni ścisłego nadzoru, terroryzowali greckie kobiety. Rozpoczęła się masowa emigracja. Wioska Archondonisów utraciła swoją ewidentnie zbyt chrześcijańską nazwę; teraz nazywa się „Wioską Gajów Oliwnych". Oto jak, aż do dzisiejszego dnia, kształtuje się historia w Europie Południowo-Wschodniej i na Środkowym Wschodzie.

Najstarsza siostra mieszka obecnie w Atenach. Najstarszy z braci wyemigrował do Australii; jego interesy ułożyły się pomyślnie; być może po przejściu na emeryturę wróci na Imbros, gdzie sprawy uległy złagodzeniu. Najmłodszy brat osiedlił się we Francji, mieszka i pracuje w Sabaudii, stosunkowo niedaleko Genewy, toteż patriarcha odwiedza go za każdym razem, kiedy przyjeżdża do miasta, w którym ma siedzibę Rada Ekumeniczna Kościołów i obok którego patriarchat Konstantynopola założył Centrum Patriarchatu Konstantynopola.

Wróćmy jednak do okresu dzieciństwa Patriarchy. Poza godzinami lekcyjnymi Dymitrios chętnie pracował w kawiarni. Pracę tę wykonywał również jako student w czasie wakacji. Zdarzało się, że aby zarobić trochę pieniędzy, deklamował wiersze, których kawiarniani bywalcy lubili słuchać. Uzo, czyli kawa przyrządzona na sposób wschodni, długie, powolne rozmowy w rytmie komboskinis, wiersze, wszystko to tworzyło dawny świat greckootomański! Tu należy szukać źródła zainteresowania, które patriarcha od dawna żywił dla poezji, a nawet ogólniej dla sztuki, gdyż jego wuj, brat matki, Jan Skarlatos, był znanym malarzem.



Oczarowanie prawosławiem. Drugi ojciec

Dymitrios bardzo wcześnie zachwycił się prawosławiem, jego poważnym i swojskim pięknem, które dyskretnie przenika całe życie. Miejscowy kapłan, ojciec Asterios, był starym człowiekiem bez jakiejkolwiek formacji intelektualnej (ukończył zaledwie szkołę podstawową), lecz żył życiem, którego spokojny rytm wytyczały i które rozświetlały gesty i słowa liturgii, a także nieprzebrana rzeka hymnografii bizantyjskiej, teologia, która śpiewa i którą się wyśpiewuje... Codziennie musiał celebrować liturgię, w jednej z tych kapliczek rozsianych po całej wsi - i po górach - na prośbę rodzin, które zajmowały się przygotowaniami i zamawiały nabożeństwa, a to w dniu urodzin, a to w dniu żałoby lub w dzień świąteczny, w intencji przyjaciela, krewnego czy zmarłego. Dymitrios ofiarował się mu towarzyszyć. I oto przemierzał okolicę w towarzystwie starego kapłana, zapalając świece i rozżarzając kadzielnicę, intonując śpiew, zastępujący śpiewy chóralne, co zresztą lubi robić po dziś dzień, na przykład w pustelni świętego Spirydona na wyspie Halki. Nie przeszkadzało mu to wzorowo wypełniać obowiązków szkolnych. Jednak w wiosce była tylko szkoła podstawowa: co robić dalej, poza, oczywiście, pracą w kawiarni ojca?

W tym momencie pojawia się człowiek, który miał się stać jego ojcem duchowym i zadecydować o jego przyszłości: metropolita Meliton.Metropolita Meliton był wówczas arcybiskupem Imbros i Tenedos. Nadzwyczajna osobowość. Miał zostać przyjacielem i najbliższym współpracownikiem patriarchy Atenagorasa, którego następcą byłby został w sposób jak najbardziej naturalny, gdyby władze tureckie nie wykreśliły go z listy kandydatów. Gdy został metropolitą Chalcedonu i dziekanem świętego synodu, tchnął w patriarchat prężnego ducha i podsycał go aż do śmierci, kiedy to patriarchą został Dymitrios I. Niskiego wzrostu, przypominający lwa, obdarzony żywą, głęboką inteligencją, świetnie potrafił improwizować i z historii odczytywać metahistorię, z wrodzonym majestatem odgrywał swą rolę księcia Kościoła, gotów odrzucić ją w jednej chwili, bo przecież wszystko to jest grą teatralną, więc poprośmy o przebaczenie zwyczajnych śmiertelników...

Na wyspie Imbros żył w bliskości prostych wiernych, znał ich osobiście; później z pewnością tęsknił za tą bliskością... Zainteresował się rodziną Archondonisów i zaraz zauważył nad wiek rozwiniętą inteligencję Dymitriosa. Nakłonił rodzinę, by pozwoliła chłopcu podjąć studia i w tym celu wysłał go na własny koszt do Istambułu.

Wkrótce jednak założył na Imbros college'e, zakresem nauki odpowiadające trzem klasom szkoły średniej. Polecił Dymitriosowi wrócić na wyspę, a ten przez trzy lata uczęszczał do college'u w Panhagia. Codziennie rano, by dojść do szkoły, i wieczorem, by wrócić do domu, Dymitrios musiał przejść pieszo pięć kilometrów. Prędko zdarł buty. Metropolita zauważył to i ofiarował chłopcu w prezencie parę solidnych butów! Kiedy Dymitrios ukończył pierwszy cykl nauczania, metropolita wysłał go do szkoły patriarchalnej na wyspie Halki, na której przy Wydziale Teologii istniało liceum.

Halki - prestiżowa szkoła na małej wysepce na morzu Marmara. W rzeczywistości jest to istny siew wysp, zwanych dawniej „Wyspami Książąt", gdyż w epoce bizantyjskiej zsyłano tam książąt, którzy popadli w niełaskę. Halki to wyspa liczącą dziesięć kilometrów długości. Tworzą ją dwa wzgórza porośnięte sosnowym lasem. Między wzgórzami ciągnie się dolina, dochodząca do niedużego portu, wokół którego piętrowo układają się zabudowania wioski o przewadze drewnianych domów z nadwieszeniem. Zamożne rodziny z Istambułu spędzają tam wakacje. Wybrzeża wyspy, wraz ze swoimi dającymi cień kafejkami, rodzą poczucie spokoju i rozleniwienia. Szybkie statki bezustannie kursują miedzy wyspą a Istambułem, półtorej godziny wystarczy na pokonanie tej odległości. Na wschodnim wzgórzu - dawna grecka szkoła handlowa, która przekształciła się w szkołę morską. Pod koniec tygodnia urodziwi midships w nieskalanie białych mundurach wsiadają na statek odpływający do stolicy. Na tym wzgórzu, otoczonym morzem, znajduje się także pustelnia świętego Spirydona, świętego z Korfu, którego patriarcha Atenagoras, niegdysiejszy metropolita tej wyspy, szczególnie ukochał.

Na wzgórzu zachodnim, na samym szczycie - szkoła Halki. Można do niej dotrzeć pieszo lub bryczką (na wyspie nie ma samochodów) ścieżką wijącą się wśród sosen. Biały budynek szkoły wznosi się pośród pięknego ogrodu; króluje w nim popiersie Ataturka z wyrytym dosadnym zdaniem, które wódz wypowiedział, by potwierdzić świecki charakter nowej Turcji i wartość nauki. Szkoła teologiczna, liceum i klasztor tworzą krąg wokół małego kościółka, do którego dochodzi się pod prowadzącym od wejścia sklepieniem. Drewniany, rzeźbiony ikonostas w stylu barokowym wspaniale wygląda przy tchnących powagą i surowością ikonach.

Halki: dla Dymitriosa znaczy ona przyjaźń i poznanie. Do dziś zachował zeszyt, do którego on i jego najlepsi przyjaciele wpisywali swoje ulubione wiersze: Seferisa, Kawafisa, Costisa Palamasa, można w nim znaleźć nazwiska wszystkich wielkich poetów nowożytnej Grecji. Coś w rodzaju pomnika na cześć piękna i braterskiej sympatii.

W 1961 roku Dymitrios Archondonis uzyskuje dyplom ukończenia studiów teologicznych; przyjmuje gratulacje składane w uznaniu dla jakości jego pracy. 13 sierpnia tego samego roku metropolita Meliton wyświęca go na diakona i nadaje mu imię Bartłomiej, imię jednego z dwunastu apostołów. W łatach 1961-1963 Bartłomiej odbywa służbę wojskową w Gallipoli, w armii tureckiej; kończy służbę jako oficer rezerwy.

Poznawanie Europy

W latach 1963-1968 diakon Bartłomiej, którego walory intelektualne i moralne zafrapowały metropolitę Melitona i patriarchę Atenagorasa, otrzymuje od tego ostatniego stypendium studenckie, przeznaczone na poznawanie Europy. Ma zapisać się na studia w Papieskim Instytucie Orientalnym w Rzymie, a następnie w Instytucie w Bossey w Szwajcarii, w szkole Rady Ekumenicznej Kościołów, wreszcie w Uniwersytecie Monachijskim w Niemczech. Będąc już wówczas zafascynowany wymogiem zjednoczenia prawosławia, marzy o systematyzacji wschodniego prawa kanonicznego. A najlepsi specjaliści w Grecji powiedzieli mu: jeśli chcesz poznać prawo kanoniczne, to wybieraj Rzym i Monachium!

W Rzymie, do którego przyjazd, opóźniony przez formalności wizowe, nastąpił dopiero na początku grudnia, Bartłomiej przez trzy lata będzie mieszkał w seminarium francuskim. Uzdolniony językowo, bez trudu opanuje język francuski. Dyskretny i pracowity zyskuje wielu przyjaciół. Obecni biskupi Aix-en-Provence, Digne, Saint-Claud, jak również rektor Uniwersytetu Katolickiego w Lyonie należeli wówczas do grona jego towarzyszy.

Dopiero co doszło do spotkania Pawła VI i Atenagorasa I w Jerozolimie. Obrady soboru były w pełnym toku, seminarium przyjmowało francuskich biskupów i teologów; Bartłomiej Archondonis zetknął się z Danielou, Congarem i de Lubakiem! Wraz z innymi chętnie zgłaszał się jako ochotnik do prac na podmiejskich terenach budowy. Pracował przy budowie domu Małych Sióstr Jezusa ojca de Foucauld w Trefontane. Ciężka praca: trzeba było niwelować wzgórze, na którym Małe Siostry budowały drewniane domki. Bartłomiej był pod wrażeniem ich duchowości, na którą składają się ubóstwo, gościnność, dyskretna posługa przy najuboższych, dawanie świadectwa bardziej życiem niż słowem. Później, już w Istambule, będzie wiedział, jak pomóc małej wspólnocie powstałej w tym mieście.

W Papieskim Instytucie Orientalnym Bartłomiej, ku swojemu wielkiemu zdumieniu, odkrywa, że wykłady prowadzone są po łacinie. Otóż nie zna on ani słowa w tym języku, jest już początek grudnia, a pierwsze egzaminy przypadają na początek lutego! Chwila popłochu, nawet rozpaczy, potem samodzielnie podejmuje naukę łaciny, uczy się jej słowo po słowie, może już korzystać z wykładów, po czym w dwa miesiące później pomyślnie zdaje egzaminy.

W Instytucie w Bossey, kierowanym wówczas przez wybitnego greckiego teologa Nikosa Nissiotisa, odkrywa inny rodzaj myślenia, przenikniętego nurtami filozofii współczesnej, przede wszystkim egzystencjalizmem i personalizmem, szczególnie otwartego na tajemnicę Ducha Świętego, w którym eklezjalność traci jakiekolwiek ograniczenia. Wreszcie Monachium, weryfikacja wiadomości z dziedziny kanonicznej, lecz przede wszystkim nauka niemieckiego, jak twierdzi teraz Patriarcha.
 

Swój doktorat przygotowuje w Papieskim Instytucie Orientalnym na temat: „Kodyfikacja świętych kanonów oraz instytucji kanonicznych w Kościele prawosławnym". Doktorat ten zostanie opublikowany w 1970 roku w Salonikach przez Instytut Patriarchalny do spraw Studiów Patrystycznych. Myśl autora charakteryzują dwie cechy: wyczucie historii i troska o prawosławną jedność. Bartłomiej Archondonis nie chce sakralizować kanonów w sposób statyczny. Litera dawnych kanonów jest niejednokrotnie przestarzała. Toteż trzeba wydobyć ducha tych kanonów i wielkie tematy teologiczne, które kanony te usiłowały zastosować do konkretnej sytuacji historycznej, dziś już nie istniejącej. Tym bardziej że ich treści, odnoszone do różnych epok i miejsc, niejednokrotnie okazują się sprzeczne. Potrzebne są więc nowe kanony, które te same zasady zastosują do dzisiejszego kontekstu.

Z drugiej strony, celem nadrzędnym byłoby stworzenie jednego kodeksu Kościoła prawosławnego, systematyzującego to wszystko, co jest wspólne dla wszystkich Kościołów autokefalicznych, i to, co naprawdę stanowi istotę, podczas gdy dyspozycje dotyczące albo jednego Kościoła lokalnego, albo grupy tych Kościołów zostałyby zawarte w uzupełnieniach.

W służbie „Wielkiego Kościoła"

Po powrocie do Istambułu Bartłomiej zostaje mianowany pomocnikiem dziekana w szkole Halki. 19 października 1969 roku otrzymuje świecenia kapłańskie, a wkrótce potem patriarcha Atenagoras wynosi go do rangi archimandryty.

Po śmierci Atenagorasa Meliton i wszystkie silne osobowości synodu zostają odsunięte od tronu patriarchalnego. Władze Kościoła prawosławnego zwracają się z błaganiem do zwyczajnego biskupa, Dymitriosa, o przyjęcie tej trudnej i niebezpiecznej funkcji, on zaś ze łzami odmawia. Wreszcie, pod wpływem próśb, decyduje się ją przyjąć. Jednak potrzebuje pomocy. Tworzy przy swoim boku prywatne biuro patriarchalne, na czele którego staje ojciec Bartłomiej. Od tej chwili nie opuszcza już patriarchy, towarzyszy mu w podróżach, redaguje orędzia. Zna świat i włada sześcioma językami (siedmioma, jeżeli dodać łacinę): greckim, tureckim, francuskim, włoskim, angielskim i niemieckim. Z tego tytułu dużo pracuje z metropolitą Melitonem, który umacnia w nim poczucie sensu uniwersalnej misji Konstantynopola. W Boże Narodzenie 1973 roku Bartłomiej zostaje wyświęcony na biskupa i przyjmuje funkcję metropolity dawnej stolicy Filadelfii w Azji Mniejszej. Po śmierci Melitona zostaje wybrany metropolitą Chalcedonu, 14 stycznia 1990 roku, i zostaje dziekanem świętego synodu.

Równolegle precyzuje się jego zaangażowanie ekumeniczne. Jest członkiem, a następnie, przez osiem lat, zastępcą przewodniczącego komisji Rady Ekumenicznej pod nazwą „Wiara i Ustrój" (Faith and Order), jedynej spośród komisji Rady, w której katolicy są w pełni reprezentowani. Z pewnością jest to miejsce, w którym prawdziwie szczera i uczciwa refleksja ekumeniczna przez dwadzieścia lat dokonała rzeczywistych postępów. Bartłomiej jest zastępcą przewodniczącego tej komisji podczas opracowywania ekumenicznego uzgodnienia BEM (Chrzest, Eucharystia, Poslugiwanie duchowne), w którym punkty wspólne zostają jasno wyłonione poprzez odwołanie się nie tylko do Pisma świętego, lecz także do tradycji Kościoła nie podzielonego, a trudności i rozbieżności – przedstawione wyraźnie, lecz w sposób otwarty, z zachętą do głębszych refleksji.

Bartłomiej uczestniczy w Zgromadzeniach Generalnych Rady. W Canberze w 1991 roku zostaje wybrany członkiem Komitetu Naczelnego. Rok wcześniej przewodniczył międzyprawosławnej Komisji przygotowawczej soboru i zainicjował refleksje nad rozwiązaniem trudnego problemu diaspory, w której, ze względów etnicznych i politycznych, namnożyło się wiele „jurysdykcji".

Patriarcha

W chwili śmierci Dymitriosa I, w październiku 1991 roku, Bartłomiej przewodniczy synodowi jako locum tenens. W imieniu synodu zawiadamia Ankarę o śmierci patriarchy i zgodnie ze zwyczajem przekazuje listę kandydatów do sukcesji na tym stanowisku. Czas upływa w niepewności. Po trzech tygodniach, rankiem, podczas obrad synodu, przychodzi odpowiedź: nie skreślamy żadnego nazwiska, róbcie, co uważacie za stosowne. Powstaje zamieszanie, Bartłomiej przywraca spokój, zaleca analizę spraw bieżących. Dopiero po południu synod zbiera się na wybory w kościele patriarchalnym. Bartłomiej zostaje wybrany jednogłośnie. Ma pięćdziesiąt jeden lat.

Intronizowany w tym samym kościele w sobotę 2 listopada 1991 roku wygłasza mowę, w której wytycza kierunek swemu przeznaczeniu. Wszystko koncentruje się wokół tajemnicy Krzyża. Przejmuje, jak mówi, z rak Dymitriosa I „krzyż Andrzeja, pierwszego powołanego, by kontynuować wchodzenie na Golgotę, by zostać ukrzyżowanym w Panu naszym i w Jego Kościele, by utrwalać światłość Zmartwychwstania". Nie mając innego schronienia, jak tylko „miłosierdzie Pana naszego, o łaskę którego błagamy, aby pozwolił nam rozwinąć naszą siłę pośród naszej słabości" (por. 2 Kor 12, 9). Zaraz następuje uznanie misji historycznej: „posługa i świadectwo prawosławia oraz utwierdzanie jedności chrześcijańskiej". Posługa, która w pełnym poszanowaniu „soborowości, przez którą Duch mówi do Kościoła" (por Ap 2,7.17.29 i 3,6.13.22), dotyczy „całego Kościoła prawosławnego na całym świecie".„Jako wierny i podporządkowany prawu obywatel naszego kraju", nowy patriarcha podkreśla, że instytucja, za którą od tej chwili będzie odpowiedzialny, „pozostaje czysto duchową, symbolem pojednania, siłą bezbronną", która „jest oddzielona od wszelkich celów politycznych i trzyma się z dala od mylącej arogancji władzy świeckiej" (Mt 7,15).

Kierując się „w duchu komunii" ku „swoim braciom zwierzchnikom", Bartłomiej I podejmuje „wspólną z nimi odpowiedzialność", gdyż ważne jest, by prawosławie, solidnie zjednoczone, mogło skutecznie głosić swe świadectwo „w rozdartym świecie, który jednak pragnie jedności i pojednania, jak może jeszcze nigdy w historii". I dla którego przykład Kościoła jednego, a równocześnie zróżnicowanego może być decydujący. Ludzkość tak wiele wycierpiała przez ten ostatni wiek: pragnie ona prawdziwego słowa - nie tylko o Bogu, lecz o „człowieku jako obrazie Boga", o „wszechświecie jako stworzeniu Boga". Stały motyw: „Prawosławie może dać wiele, o wiele więcej" współczesnemu człowiekowi.

I Bartłomiej I przekazuje „pocałunek pokoju i miłości" zwierzchnikom Kościołów niechalcedońskich, których wiara jest „tak bliska naszej", papieżowi, zwierzchnikom Kościoła anglikańskiego i Kościoła starokatolickiego oraz odpowiedzialnym za wszystkie inne Kościoły chrześcijańskie, a szczególnie za Radę Ekumeniczną Kościołów.

Nowy patriarcha zamierza nawiązać życzliwe stosunki z „głównymi religiami niechrześcijańskimi" dla zachowania wartości prawdziwej cywilizacji. Zwracając się nareszcie ku duszom świata ateistycznego, wrogiego lub obojętnego, proponuje im dialog, gdyż to „właśnie im" pragnie przekazać „świadectwo miłości Chrystusa, który zostawił dziewięćdziesiąt dziewięć owiec i udał się na poszukiwanie tej jednej, która się zagubiła". „To także dla nich, uściśla, Chrystus został ukrzyżowany". Aby ewangelizować - a jakże można by tego nie czynić? - trzeba zgodzić się na to, by samemu „bezustannie być ewangelizowanym". A przez to umieć nie tyle powtarzać, co „interpretować tradycję prawosławną w kontekście naszej epoki". Na początku, jak i na końcu swego przemówienia, Bartłomiej I powtórzył słowa świętego Jana Chryzostoma: „Chwała Bogu za wszystko". A zamknął je stwierdzeniem Janowym: „Bóg jest miłością".

Na wszystkich odcinkach

Od tej pory Patriarcha zaangażował się w działanie na wszystkich wyznaczonych wówczas odcinkach. Zachował poprawne stosunki z władzami tureckimi, niezmordowanie domagając się jednak ponownego otwarcia szkoły na wyspie Halki.
Pomnożył wysiłki, by umocnić i wyrazić jedność prawosławia. 15 marca 1992 roku, w „Niedzielę Prawosławia" (dzień, w którym Kościół świętuje ogłoszone w 843 roku przywrócenie kultu ikon, ikona zaś to człowiek przemieniony), Patriarcha zgromadził na wielkim „Spotkaniu" w Fanarze zwierzchników Kościołów autokefalicznych. Wszyscy koncelebrowali Eucharystię, „stojąc wobec siebie twarzą w twarz, wymieniając pocałunek pokoju i miłości, pijąc z jednego kielicha Życia [...] i przyjmując w ten sposób od Boga dar jedności prawosławnej". Wszyscy wyrazili pragnienie, by - „jako jedno ciało" - stawić czoło aktualnym problemom i „wyrazić ożywiającą nas nadzieję" z pokorą, miłością i odwagą.

Wobec upadku ideologii, które powodowały zamknięcie się człowieka w sobie, ważne jest, by świadczyć o człowieku jako o osobie duchowo wolnej, stworzonej na obraz i podobieństwo Boże. W relacjach między Kościołami, wobec niektórych nie najszczęśliwszych inicjatyw Rzymu i zajadłego prozelityzmu protestanckich fundamentalistów, narzuca się rozróżnienie między właśnie prozelityzmem, który ignoruje drugiego człowieka, a prawdziwą ewangelizacją, która z nim współdziała. Jednocząca się Europa nie powinna zapominać o swym prawosławnym składniku ani pogardzać nim. Członkowie „Spotkania" wyrażają sprzeciw wobec „bratobójczych starć między Serbami a Chorwatami w Jugosławii", a szczególnie wobec wykorzystywania wyznawanej religii na rzecz politycznych i nacjonalistycznych namiętności. Wzywają do pokoju na Środkowym Wschodzie.

Nowe, niestety niepełne, „Spotkanie" odbyło się na Patmos pod koniec września 1995 roku dla uczczenia tysiąc dziewięćsetnej rocznicy zredagowania Apokalipsy.
Wcześniej jeszcze Bartłomiej I oraz zwierzchnicy niezależnych Kościołów autokefalicznych wzajemnie złożyli sobie wizyty. Patriarchowie Serbii i Gruzji, arcybiskup Jan z Finlandii i oficjalne delegacje Kościołów Rosji, Rumunii i Grecji przybyły do Fanaru. W lipcu 1995 roku patriarcha przyjął arcybiskupa Anastasiosa, zwierzchnika Kościoła prawosławnego Albanii: jest on niezwykłą osobowością, człowiekiem do głębi ewangelicznym, o olbrzymiej kulturze, doskonałym znawcą buddyzmu; odegrał już bardzo istotną rolę w organizowaniu, w jurysdykcji Aleksandrii, młodego Kościoła Kenii; teraz z Fanaru Bartłomiej I wysłał go do Albanii, by tam odbudował Kościół, prawie całkowicie unicestwiony w epoce komunizmu.

Bartłomiej I z kolei niezmordowanie odwiedzał różne Kościoły prawosławne: w 1993 roku w Aleksandrii, Synaju, Antiochii, Rosji, Serbii, Rumunii, Bułgarii; w 1994 roku w Gruzji; w 1995 roku w Jerozolimie. Jednak nowe, niezależne struktury narodowe, powstałe w wyniku rozpadu Związku Radzieckiego, stwarzają wiele trudnych problemów w stosunkach między Konstantynopolem a Moskwą (stąd nieobecność patriarchy Aleksego II na wrześniowym „Spotkaniu" na Patmos w 1995 roku). Bartłomiej zdołał chwilowo załagodzić kryzys estoński (20 lutego - 16 maja 1996 roku), stosując „ekonomię", która nie przykłada wagi do eklezjologii. Wcześniej czy później grozi ryzyko powstania problemu autokefalii ukraińskiej.

Równolegle Patriarcha składał wizyty na terenach podlegających jego jurysdykcji: Imbros i rodzinna wioska od czerwca 1992 roku, góra Atos i Kościół Krety w tym samym roku, arcybiskupstwo Skandynawii i Niemiec w 1993 roku, arcybiskupstwa Dodekanezu i Belgii w 1994 roku, Kościół Finlandii w 1995 roku, metropolia Francji pod koniec tego samego roku.

Drugi odcinek to dialog ekumeniczny. Bartłomiej przyjmuje w Fanarze arcybiskupa Canterbury, patriarchę Pawła z Etiopii, nowego sekretarza generalnego Rady Ekumenicznej, Konrada Raisera, jak również oficjalne delegacje Światowej Federacji Luterańskiej i, regularnie, delegacje Kościoła Rzymu. W 1993 roku odwiedził luterański Kościół Szwecji, Kościół katolicki i Kościół ewangelicki Niemiec. W styczniu 1995 roku udał się z rewizytą do patriarchy Etiopii. W maju obecny był w Norwegii z okazji tysiąclecia chrystianizacji. W lipcu on, który zawsze odrzucał wszelką „antykatolicką histerię" i zachował dialog z wielkim Kościołem siostrzanym, złożył rewizytę Janowi Pawłowi II i w bazylice Świętego Piotra wygłosił po włosku głęboką i surową homilię, homilię o pokorze i posłudze; we wspólnym komunikacie określił drogi i sposoby prowadzące do rzeczywistego zbliżenia.

Trzeci odcinek, na którym duchowość winna rozświetlić wymiar czasowy, to budowanie Europy. Bartłomiej I nie przestaje przypominać, że Europa nie ogranicza się do Europy Zachodniej, zrodzonej z Rzymu i reformacji, że jest jeszcze inna Europa, tak samo nieodzowna do utrzymania harmonii kontynentu, ta, która zrodziła się z chrześcijańskiego hellenizmu, którą prawosławie uczyniło płodną i którą komunizm, a następnie paranoiczny nacjonalizm najpierw wypaczyły, a teraz w dalszym ciągu zasłaniają. Tam kryje się, mówi Patriarcha, kultura, której historia nie przestała niszczyć, ale której nigdy niewygasły żar może rozgorzeć pod wpływem tchnienia Ducha, kultura nie będąca wrogą kulturze Europy Zachodniej, lecz mogąca ją wzbogacić chrześcijaństwem zdolnym połączyć sens tajemnicy i sens wolności, sens osoby i sens komunii oraz odczytać stworzenie w perspektywie wertykalnej, w świetle Boskich energii. W maju 1993 roku, a potem jeszcze dwa razy w roku 1994 (w Strasburgu i Brukseli) Bartłomiej spotkał się z Jacąuesem Delorsem; w listopadzie 1994 roku spotkał się także z jego następcą w przewodzeniu komisji Unii Europejskiej, Jacąuesem Santerem. Zresztą Patriarcha, chociaż nie jest głową państwa, tak jak papież, został jednak zaproszony, by przemówić do Parlamentu Europejskiego 19 kwietnia 1994 roku. Przypominając zaraz na początku o dramacie w Bośni, zdecydowanie potępił wszelki fanatyzm i wszelką przemoc i przypomniał, że przed kilkoma tygodniami zgromadził w Istambule religijnych dostojników chrześcijańskich, żydowskich i muzułmańskich z Bałkanów i Środkowego Wschodu na konferencji „na rzecz pokoju i tolerancji". Konferencja opracowała „Deklarację z Bosforu", określającą każdą wojnę prowadzoną w imię religii jako stanowiącą w rzeczywistości wojnę przeciwko religii!

Budowanie jedności Europy - „katedry Europy", powiedział Patriarcha - dotyczy nie tylko gospodarki i obrony. Wymaga ono także „poszukiwań w dziedzinie kultury", „poszukiwań sensu". Rozwiązanie problemów tak poważnych, jak bezrobocie i zagrożenia ekologiczne, wymaga sięgnięcia poza wymiar gospodarczy i polityczny, dokonania zasadniczych wyborów natury kulturowej i duchowej. Aby przezwyciężyć szaleństwo konsumpcji i podporządkowania wszystkiego wymogom produktywności, konieczny jest nowy model cywilizacyjny, cywilizacja bytu i otwarcia, bytu jako komunii, konieczne jest ponowne odkrycie przez stechnizowaną ludzkość Boskich i kosmicznych głębin istnienia. Przemówienie wizjonera, które zakończyło się wezwaniem do Ducha Świętego.

Patriarchę ciągle zajmuje myśl o nowych zaślubinach z Ziemią. Jego poprzednik, Dymitrios I, ustanowił dzień 1 września, początek roku liturgicznego, Świętem Stworzenia, on sam zaś nawiązał współpracę z Filipem, księciem Edynburga, który stworzył światowy fundusz na rzecz ochrony środowiska. Książę przybył do Fanaru w 1992 roku, a następnie Patriarcha złożył mu rewizytę w Buckingham Pałace w listopadzie 1993 roku.

Jeszcze jeden odcinek działalności: dialog między religiami. W listopadzie 1994 roku Patriarcha zwraca się do światowego zjazdu stowarzyszenia „Religia i Pokój", obradującego w Riva del Garda we Włoszech. Pośród ruin naszego tragicznego stulecia, stwierdza, serce ludzkości wciąż bije, duch - czyż nie należałoby użyć tu wielkiej litery? - powstaje. Oto na co powinniśmy zwrócić uwagę. Świat jest już zmęczony fanatyzmem, który jątrzy w tak wielu punktach. Panuje głód życia duchowego i tę potrzebę powinniśmy zaspokoić. Świadkowie tego, co stanowi istotę, muszą wyjść ze swoich klasztorów, dawać świadectwo i działać wśród ludzi. Muszą zastosować się do nakazu Jezusa zawartego w długim nauczaniu, które Mateusz podaje na początku swej Ewangelii: „Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami". Dzisiejsi fałszywi prorocy to dostarczyciele narkotyków, przywódcy sekt, które fascynują, szaleństwo nacjonalizmu, ekstremizm religijny doprowadzony do wymiaru terroryzmu, nie kończące się wojny, głód: i tutaj Bartłomiej podejmuje refleksję Bierdiajewa, że dla jednych chleb stanowi problem materialny, lecz dla innych jest problemem duchowym. Świat „rozwinięty" zarządza dobrami materialnymi i rozdziela je w sposób niesprawiedliwy, często kryminalny. Trzeba więc zdemaskować i zdyskredytować fałszywych proroków, trzeba spróbować wyleczyć ludy z chorób, na jakie zapadły. Patriarcha cytuje rabbiego Hillela: „Jeżeli nie my, to kto? Jeżeli nie teraz, to kiedy?"

W kwietniu 1995 roku Patriarcha nadaje ton międzynarodowemu Kolokwium o „Religiach i Ochronie Środowiska", które odbywa się w Atami w Japonii. Przy tej okazji daje dowód doskonałej znajomości judaizmu i islamu, dwukrotnie cytując dość długie fragmenty Koranu.

W maju tego samego roku, podczas wizyty złożonej patriarsze Jerozolimy, zostaje przyjęty przez głowy państw, między innymi przez Ezera Weizmana i Icchaka Rabina, a następnie przez Jasera Arafata. Potrafi przywoływać zarówno „męczeński" los narodu żydowskiego, jak i cierpienia Palestyńczyków. Staje się w ten sposób orędownikiem wzajemnego zrozumienia i pokoju między „dziećmi Abrahama, wiernymi trzech religii monoteistycznych, uwikłanych w bratobójczą walkę, która złamała nasze serce". Sławi jedność śródziemnomorską, podkreśla konieczność rozwinięcia południowych wybrzeży Morza Śródziemnego i odnalezienia wspólnych wartości kultur, które nad tym morzem się rozwinęły.

Między chwałą a otchłanią

Jest to człowiek pełen kontrastów, wielu uzupełniających się wzajemnie stron silnej osobowości. Równocześnie delikatny i stanowczy, ujmująco miły; z jednej strony dyskretny, z drugiej - aktywny i przedsiębiorczy. Prostolinijny, prawie nieśmiały i, w razie potrzeby, władczy. Z dużym poczuciem humoru, lecz równocześnie świadomy powagi i znaczenia swej misji. Dokładny, wrażliwy na szczegóły, a równocześnie rozsądnie wizjonerski. Średniego wzrostu, o jasnej twarzy, uderzającej delikatnością rysów, a przede wszystkim przenikliwością spojrzenia niebieskich oczu zza szerokich szkieł okularów. Równocześnie młody i stary, łączący w sobie kulturę nowoczesną, która bliska jest sprawom młodzieży, z kulturą tradycyjną, której ideałem był „piękny starzec".

Kiedy został patriarchą, zapuścił długą, przekonywającą brodę, dziś już prawie całkiem siwą. Włosy także mu posiwiały, był najprawdopodobniej blondynem lub szatynem, ale trudno to jednoznacznie stwierdzić. Jego twarz otacza teraz aureola bieli. W sumie uderza w nim niezwykła delikatność - zarówno fizyczna, jak i moralna - toteż mimo życzliwości, którą wyrażają jego oczy i uśmiech, człowiek stojący przy nim czuje się niezgrabny i ciężki. Kocha sztukę, poezję, przyrodę. Kiedy tylko może, chroni się na wyspie Halki, gdzie znajduje ożywczą samotność, by w pokoju rozmyślać i pracować. Nie znosi rytualizmu, woli zwięzłe i bogate w znaczenie celebracje, silnie oddziałującą prostotę muzyki bizantyjskiej i czuwa nad tym, by wrota ikonostasu zawsze pozostawały otwarte.

Lubi dzieci i potrafi z nimi rozmawiać, bawić się, chętnie daje im słodycze i drobne pieniądze. „Dzieci zachowały w sobie coś z raju", mówi. Ma dar przyjaźni. Pozostaje wierny swoim przyjaciołom ze szkoły, z wojska, ze studiów w szkole Halki, przyjaciołom poznanym w czasie podróży. Utrzymuje z nimi regularną korespondencję. Kiedy Fanar uchodził w oczach muzułmańskich Turków za miejsce tajemnicze i wrogie, za siedlisko antypaństwowych intryg, Patriarcha potrafił nawiązać przyjaźń z muzułmanami zajmującymi odpowiedzialne stanowiska w świecie biznesu, polityki, kultury, dziennikarstwa. Otwiera przed nimi drzwi Fanaru, zaprasza do siebie, niektórych zabiera ze sobą w podróż. Jego marzeniem byłoby zbliżyć Grecję i Turcję, lecz ma do pokonania duże trudności, a ultrakonserwatywna prasa często piętnuje te przyjaźnie. Patriarcha nie zraża się, nie należy do ludzi, którzy łatwo się zniechęcają.

Bardzo dużo pracuje, to istny „wół roboczy". Dominującą w nim cechą jest poczucie odpowiedzialności za prawosławie w dzisiejszym i jutrzejszym świecie. Punkty zapalne i podziały w Kościele prawosławnym leżą mu ciężarem na sercu. On pragnąłby „świadomości eklezjalnej, wolnej od wszelkiej struktury ideologicznej i dalekiej od powolnego gnuśnienia w formalizmie instytucjonalnym". Wie, że człowiek istnieje w nierozłącznej więzi z wszystkimi ludźmi, „bez względu na rasę, płeć, religię, ideologię, gdyż to dla nas wszystkich wcielił się aż po Krzyż Bóg, który wszystko stworzył" i który w Chrystusie poprzez Krzyż wskrzesił wszystkich i wszystko. Wie również, iż szacunek należy się całej istocie ludzkiej, a więc także ziemi, której człowiek jest streszczeniem i której może przekazać łaskę. Są to, twierdzi, kryteria pozwalające ocenić życie i postępowanie chrześcijan w świecie, zarówno jednostek, jak i Kościołów.

Prawosławie: świadek zbrukany przez historię, a przecież świadek Kościoła nie podzielonego, wezwanie do Kościoła nie podzielonego, jednego i zróżnicowanego, na obraz Trójcy Świętej.

Jest to misja bardzo rozległa i, o czym Patriarcha wie, nie pozbawiona ryzyka. Bartłomiej I „między chwałą a otchłanią", podpowiada mi jeden z podziwiających go do głębi przyjaciół. Powiedzmy może: między Krzyżem a Zmartwychwstaniem.



Służyć w jedności

Kiedy Bartłomiej I zastanawia się nad swoją rolą, definiuje ją w następujący sposób (streszczam tutaj jego zapiski i wypowiedzi):
Patriarcha ekumeniczny ma misję czuwania nad uniwersalnym charakterem prawosławia, wyrażania jego jedności i, gdy zajdzie potrzeba, nadawania mu impulsu potrzebnego do rozwoju w tym kierunku. Przywołując wyrażenie świętego Ignacego z Antiochii, patriarcha ma „przewodniczyć w miłości", albo raczej „do miłości". Dlatego Bartłomiej niezmordowanie odwiedzał, konsultował wszystkie Kościoły prawosławne i pragnie ponownie zgromadzić ich zwierzchników. Patriarcha Konstantynopola jest primus inter pares w episkopacie Kościoła. W obszernym zbiorze prawa kanonicznego w języku greckim Pedalion - słowo oznaczające „ster" - znajdujemy następującą definicję: „Cechą istotną patriarchy jest obowiązek nauczania i to, by bez żenady uważał się za równego wszystkim, potężnym i maluczkim". Podczas swojej intronizacji na patriarchę ekumenicznego Bartłomiej oświadczył, że, zaprawdę, „ogrom zadania spoczywającego na patriarsze Nowego Rzymu, jak również różnorodne pokusy i przeciwne mu siły, które musi zwalczać, wymagają od niego doświadczenia w sterowaniu tą wielką nawą". Ma być równy wszystkim, albo raczej ma być ich sługą. Nie należy tego traktować jako zwrot czysto retoryczny, jakim stało się tak wiele formuł w chrześcijaństwie! Patriarcha przypomniał o tym w swojej homilii w bazylice Świętego Piotra w Rzymie: duszpasterze winni żyć w pokorze i okazywać skruchę wobec pokusy władzy, ponieważ, jak powiedział Chrystus, tego rodzaju złe duchy można wypędzić jedynie przez modlitwę i post. Prymat jest posługą służebną, posługą Krzyża, nie można szukać podziwu u ludzi, lecz tego, by podobać się Bogu. Jeżeli słowa nie są równoznaczne z zaangażowaniem życia, wówczas stają się czczą gadaniną, dyskwalifikującą Ewangelię. Prawosławie ma być „ortopraksją", gdyż w przeciwnym razie przekształca się w zarozumiały, pyszny faryzeizm. Jeżeli chociaż po części zrozumiemy to, co mówią mnisi, czyli radykalnie zdołamy podać w wątpliwość samych siebie, odkryjemy wówczas, że grzechy, pomyłki, cierpienia brata ciążą na każdym z nas i że każdy jest odpowiedzialny za wszystkich. Na tym polega funkcja prymatu w podwójnym wymiarze obowiązku i brzemienia: być odpowiedzialnym za brata. Ponieważ człowiek nie zbawia się jako wyizolowana jednostka: zbawia się z całą ludzkością i całym wszechświatem. Chrystus powiedział do swego Ojca, mówiąc o uczniach: „Jak Ty Mnie posłałeś na świat, tak i Ja ich na świat posłałem. A za nich Ja poświęcam w ofierze samego siebie, aby i oni byli uświęceni w prawdzie" (J 17, 18-19). „Tak powiedział On, Pan bez grzechu! O ileż więcej patriarcha, będący grzesznikiem, winien więc oczyszczać się i poświęcać w swej pokornej służbie". W Liście do Filipian czytamy, że Chrystus „Nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie" (2, 6): ekenosen - w pewnym sensie unicestwił się. Teologowie nazywają to „kenozą". Nasz Bóg, kiedy objawia się, to nie występuje jako skończona pełnia, która by nas przytłaczała, lecz jako otwartość miłości, w której inny, człowiek, znajduje swoje powołanie i wolność. Tak więc my, którzy zostaliśmy stworzeni na obraz Chrystusa, jesteśmy wezwani do tego, by zawierać siebie w szerszej całości. By inny został zbawiony, by inny mógł być. Prymat nie jest więc władzą, lecz „kenozą", która pragnie być - modli się, by być - ożywiającą dla innych. Poprzednik Bartłomieja, zwany łagodnym patriarchą Dymitriosem, rzeczywiście ucieleśniał pokorę Chrystusa, tę pokorę, którą winien przyjąć Kościół, jeżeli chce być pomiędzy ludźmi tym, czym jest w swej eucharystycznej istocie: wspólnotą anawim, ubogich Chrystusa.

Dlatego patriarcha winien ofiarowywać siebie Panu na Jego ołtarzu. W Jego służbie i w służbie ludzkości, która do Niego należy. By zostać ukrzyżowanym w ukrzyżowanym Kościele, by zmartwychwstać z całym Kościołem zmartwychwstałym. Krzyż i Chwała utożsamiają się ze sobą, jak to ukazał święty Jan, Wielki Piątek i Wielkanoc są nierozdzielne. „Królowie narodów panują nad nimi, powiedział Jezus, a ich władcy przyjmują nazwę dobroczyńców. Wy zaś nie tak [macie postępować]. Lecz największy między wami niech będzie jak najmłodszy, a przełożony jak sługa. Któż bowiem jest większy? Ten, kto siedzi za stołem, czy ten, kto służy? Czyż nie ten, kto siedzi za stołem? Otóż Ja jestem pośród was jak ten, kto służy!" (Łk 22, 24-27).

Patriarcha winien bezustannie dążyć do tego, by zdobywać autorytet, który nie byłby władzą, lecz umiejętnością w pierwotnym znaczeniu tego słowa, pochodzącego od słowa augere, i w ten sposób dawać możliwość wzrastania, podporządkowywać się wszelkiemu życiu, by ono w całej swej pełni mogło wzrastać. Partiarcha ekumeniczny zawsze postępuje w komunii, gdyż komunię winien popierać. Nic nie może uczynić bez zgody wszystkich Kościołów i za niezastąpioną uważa wartość soborowości, przez którą Duch Święty mówi do Kościoła.


Odwołując się wciąż do przemówienia wygłoszonego z okazji intronizacji, przytoczymy słowa Bartłomieja: „Zjednoczeni we wspólnej wierze, wokół jednego kielicha i w miłości ożywiającej wiarę zwracamy się do naszych czcigodnych braci pasterzy Kościoła i podejmujemy się wspólnej z nimi odpowiedzialności, by dać świadectwo w sercu podzielonego świata, który pragnie jedności i pojednania tak, jak może jeszcze nigdy przedtem w historii ich nie pragnął".

Promieniowanie komunii nie ma ograniczeń. Patriarcha winien być „stróżem ekumenicznym", który, nie zniechęcając się, modli się i pracuje dla jedności chrześcijan. Poza tym daje świadectwo pokoju między ludźmi i walczy o pokój między ludźmi wszystkich kultur i wszystkich religii. Należymy przecież do jednej ludzkiej rodziny, która ma tego samego Ojca niebieskiego, mówi Patriarcha. Ponieważ Chrystus nosi w sobie całą ludzkość. Przypomnijmy sobie przypowieść o Sądzie Ostatecznym z Ewangelii świętego Mateusza. „Błogosławieni Ojca" wezwani są przez „Króla" symbolicznie, gdyż „byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie". A ponieważ oni nie znają Go, dziwią się, więc im tłumaczy: „Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili" (Mt 25, 34-40).

Patriarchat znajduje się w Turcji. Bartłomiej potwierdza, że jest lojalnym obywatelem tego kraju, który, jak mówi, jest jego krajem i jest mu drogi. To naród nowożytny i laicki, w którym współegzystują żydzi i chrześcijanie wszystkich wyznań oraz muzułmanie, których jest najwięcej. Mniejszość grecko-prawosławna składa się z obywateli w pełni zintegrowanych z demokratycznym państwem tureckim. Zresztą gościnność turecka tradycyjnie już jest wspaniałomyślna i hojna. W siedzibie patriarchatu znajduje się mozaika przedstawiająca Mahometa II Zdobywcę, zawierającego z patriarchą Genadiuszem Scholaresem przymierze, które miało zachować prawa religijne prawosławnych. Patriarchat jest instytucją o charakterze czysto duchowym. W samej Turcji jego użyteczność pozostaje niezaprzeczalna, jako instytucji promującej wartości duchowe i moralne wspólne dla chrześcijan i muzułmanów. Patriarchat nigdy nie miesza się do spraw polityki. Co oczywiście nie przeszkadza mu, a wręcz przeciwnie, pomaga uczestniczyć w cierpieniach osób i ludów, które stały się ofiarami historii.

Sam patriarchat zresztą jest ofiarą historii. Ponosi konsekwencje złych stosunków między państwami, między Grecją a Turcją. Dwa państwa, które przecież skazane są na wspólne życie. Dwa państwa, których ludy są do siebie podobne, będąc naznaczonymi znamieniem tej samej wschodniej śródziemnomorskości. Niektóre słowa greckie przeszły do języka tureckiego i odwrotnie. Kopuły wieńczące wielkie meczety Istambułu są naśladownictwem kopuł kościoła Hagia Sophia. W muzyce obu narodów często występują te same melizmaty. Nie mówiąc już o podobieństwach kulinarnych! Wspólność tę w dużej mierze zniszczył kryzys cypryjski. Prawosławni posłużyli wówczas jako zakładnicy. Teraz zaś zagraża jej dramat bośniacki i spory dotyczące Morza Egejskiego. W ten sposób grecko-prawosławna wspólnota Istambułu w straszliwy sposób wykrwawiła się. Przed pięćdziesięciu laty liczyła ona ponad 100 000 osób, obecnie zaś nie przekracza 5000. A szkoła teologiczna wyspy Halki w dalszym ciągu pozostaje zamknięta. Kto utrzyma patriarchat przy życiu? Wzrost napięć związanych z islamizacją niepokoi wszystkich demokratów tego kraju. W 1993 roku cmentarz prawosławny w Neochorion - podobnie jak inne cmentarze - został sprofanowany. Szczyt ironii: prasa turecka przypisuje patriarsze sympatie progreckie, prasa grecka zaś - sympatie protureckie. A przecież główną jego troską są właśnie pojednanie i pokój... Wyjechać stąd? To wykluczone, mówi Patriarcha. Patriarchat nigdy nie opuścił tego miasta z wyjątkiem siedemdziesięciu siedmiu lat w XIII wieku, kiedy zostało ono zajęte przez katolików i patriarchat schronił się wówczas do Nicei. Dziś przeniesienie się do Salonik lub na Patmos oznaczałoby identyfikację z Grecją, a przecież patriarchat znajduje się ponad ograniczeniami narodowymi. Wychodząc z tego założenia, Bartłomiej I twierdzi, że mieć siedzibę w kraju o świeckiej konstytucji i z przewagą ludności muzułmańskiej jest błogosławieństwem dla patriarchatu. Istambuł znajduje się na skrzyżowaniu szlaków świata, stanowi punkt styczności między Europą i Azją, Zachodem i Wschodem, chrześcijaństwem i islamem. A sam patriarchat traktuje go nawet jako punkt styczności między ludami, odrzuca pojęcie murów, które dzielą.
Oczywiście patriarchat nie chce ukrywać swoistej niezaprzeczalnej niepewności. Wydaje mu się, że zgadza się ona z duchem Ewangelii. Błędem byłoby mniemać, że świadectwo duchowe potrzebuje bogactwa i mocy. Spójrzcie na mnichów, mówi Patriarcha, im są biedniejsi, im częściej poszczą, nie tylko zachowując wstrzemięźliwość od pokarmów, lecz także od naszych złudzeń i szaleństw, tym więcej miejsca w ich życiu zajmują siła Ducha i promieniowanie w tym, co niewidzialne, a także w tym, co widzialne, poprzez ukryte oblicze historii.