Czy życie ma sens?

Ferdinand Krenzer

publikacja 03.06.2004 10:54

Nie potrafimy życia naszego ani przedłużyć, ani poszerzyć. - Możemy je jedynie pogłębić.

  • Czy życie ma sens? :.

  • W poszukiwaniu Boga :.

  • Religia i ateizm :.

  • Jezus Chrystus jest Panem :.

  • Wiara jako spotkanie z Bogiem :.

  • Wielkość i nędza człowieka :.




  • W kasie żąda ktoś: ,,Proszę jeden bilet pierwszej klasy”. Jeden pierwszej klasy, nic poza tym. Droga obojętna, cel obojętny. Ważne, że klasa pierwsza, z miękkimi obiciami. Czy to żart? Oczywiście, scena zmyślona. Niemniej sporo ludzi w życiu na co dzień tak właśnie postępuje. Dla nich ważne jest jedynie wygodne miejsce, dobra pozycja, ustabilizowany dochód - obojętnie dokąd to prowadzi.

    Większości ludzi to jednak nie wystarcza. Wzbraniają się oni zająć miejsce w przedziale z tego li tylko powodu, że napisane jest na nim „pierwsza klasa”. Chcą wiedzieć, dokąd prowadzi droga i czy w ogóle podróż się opłaca. Czy wiemy właściwie, po co żyjemy, dokąd zmierzamy, czy życie ma w ogóle jakiś sens? - Na te pytania otrzymuje się dziś wiele, i to sprzecznych odpowiedzi. Człowiek współczesny stał się w ujawnianiu swoich poglądów o wiele bardziej samodzielny, aniżeli człowiek minionych pokoleń. Dziwnym zbiegiem okoliczności jest on jednak równocześnie o wiele mniej pewny w zakresie problemów dotyczących końca życia ludzkiego. Nie tylko ta czy tamta odpowiedź zostaje zakwestionowana, nie - po prostu wątpi się w ogóle w możliwość odpowiedzi.

    Pytanie dotyczące sensu życia bywa coraz częściej stawiane właśnie przez ludzi młodych. Oto wyjątek z pewnego listu: ,,Któregoś dnia zapytał mnie .przyjaciel - jest inżynierem - o sens życia. Sam się nad tym zastanawiał, ale nie doszedł do żadnych wniosków. Nawet osiągnięcia, jakimi cieszył się zarówno w życiu osobistym, jak i zawodowym, nie mogły dla niego stanowić punktu wyjścia. [...] Mój przyjaciel powiedział mi, że gdyby napotkał księdza o współczesnym sposobie myślenia, który umiałby mu wskazać drogę, którą on sam uznałby także za właściwą, wówczas stałby się może jeszcze człowiekiem religijnym, [...] Muszę tu jeszcze dopowiedzieć, że mój przyjaciel został wychowany całkowicie areligijnie, co ostatnio odczuł nawet jako coś negatywnego”
    .
    Pytanie o sens i cel naszego istnienia jest również pytaniem w najwyższym stopniu praktycznym. Z jednej strony nie wolno się z celem tym rozmijać, gdyż w takim razie cała droga była daremna. Z drugiej zaś - człowiek rzeczywiście nie odnajdzie siebie, dopóki nie będzie wiedział, po co żyje - i dlaczego musi umrzeć.

    Niektórzy mniemają: dość na tym, że żyjemy, pracujemy i jemy, że wykonujemy zawód, zagarniamy pieniądze... albo - gdy nam się lepiej powodzi - że się dokształcamy, że służymy postępowi i społeczeństwu, że współpracujemy przy tworzeniu „lepszego jutra”... Koniec zaś tego wszystkiego możliwie najdalej odsunąć, aby potem pewnego dnia tak czy owak ustąpić. - Czy jest to naprawdę to, o co ostatecznie w życiu chodzi? Czy na tym polega cały jego sens?

    Więcej na następnej stronie

    Niezaspokojone pragnienie


    Nowocześni myśliciele często mówią o „zasadzie nadziei” i chętnie rozprawiają wiele o „pustce”, w jakiej się człowiek umieszcza wskutek swej projekcji. Codziennie stykamy się z modnymi słowami, takimi jak: ewolucja, postęp, rozwój, oczekiwanie, tęsknota, przyszłość itd. Wszystko to są jedynie różne słowa służące w istocie określeniu tej samej siły, przy pomocy której człowiek pragnie osiągnąć cel przedstawiający mu się jako niezwykle doniosły. Jest nim spełnienie swego życia, szczęście. Wszystko, co czynimy, jest nacechowane owym bliżej nieokreślonym pragnieniem. Ustawicznie oczekujemy na coś. Najczęściej pragnienie to skierowane jest oczywiście na rzeczy najbliższe nam: oczekujemy na list, na prezent, na powrót bliskiej osoby. Albo oczekujemy dnia wizyty u przyjaciół, jakiegoś święta. Te małe oczekiwania powszednie podtrzymują nas, dostarczają naszemu życiu napięć. Naturalnie, istnieje również nadzieja, której przedmiotem są bardziej odległe cele: dzieci chciałyby być większe, uczniowie chcą ukończyć szkołę, chcą zarabiać pieniądze, stać się samodzielni, doskonalić się w zawodzie, jeździć samochodem, ożenić się i wychodzić za mąż, mieć dzieci, dom - i zapewnioną przyszłość.

    W gruncie rzeczy wszyscy chcielibyśmy mieć coś z życia. Powstaje jednak pytanie, czym jest właściwie owo „coś”, przy czym znajdujemy się tu jakby w lesie drogowskazów olbrzymiego miasta: drogowskazów jest zawrotnie dużo i każdy z nich wskazuje inny kierunek. Slogan ze słupa ogłoszeniowego powiada.- kto to albo tamto konsumuje, pali, ubiera albo kupuje, ten ma więcej z życia. Oczywiste, że owo „coś” związane jest z modą, kosmetyką, jedzeniem i z wieloma innymi drobiazgami. Jeżeli jednak nie stać nas na niektóre z nich, zjawia się wielkie niezadowolenie. Wówczas zwykło się mówić: trzeba by mieć pieniądze, wtedy można by żyć. Ma się ich wreszcie dosyć, pogoń za owym ,,czymś” staje się jeszcze większa. Wszystko cośmy już osiągnęli okazało się jeszcze nie tym, o co właściwie szło. A zatem dalej, dalej... czy wciąż w tym samym kierunku, w którym wszyscy pędzą?

    Czy człowiek osiągnął rzeczywiście wszystko, gdy żyje w dobrobycie, gdy w społeczeństwie odgrywa znaczną rolę? Czy czuje się może nawet szczęśliwy mając wysoki standard życia i społeczny prestiż? - Niektórym ludziom to wystarcza. Wielu jest takich, którym niczego nie brakuje. Pozornie są zadowoleni z tego, co mają. W każdym razie nie widzą poza tym większych problemów. Ale czy zadowolenie to nie jest często jedynie gnuśnością, ponieważ uważa się, że życie nie zawiera w sobie nic więcej? I czy poprzestanie się na tej, powiedzmy sobie, ,,wystarczalności"? Także w okresie kłopotów, gdy rodzina jest rozproszona, dzieci pożenione, a może małżonka chora? Co się stanie, gdy naszą pozycję zajmie ktoś młodszy, gdy nie można już być czynnym zawodowo? Co pozostanie, gdy nasze plany spaliły na panewce, gdy jednej nocy w wyniku katastrofy przepadł cały nasz dobrobyt? Czy nie opłaca się wówczas dalej żyć? Jesteśmy wtedy u kresu? Mimo wszelkiego postępu pozostaje doświadczenie zmienności naszej egzystencji.

    Protest przeciwko społeczeństwu konsumpcyjnemu


    Młodociani protestują coraz częściej. Oponują przeciwko społeczeństwu produkcji (Leistungsgesellschaft), w którym najważniejsze są produkcja i konsumpcja. Czują oni, że sam człowiek wychodzi na tym źle. Młodzi ludzie poszukują czegoś, co wewnętrznie wzbogaciłoby życie, poszerzyło świadomość, jak mawiają psychologowie. Do tego zaś trzeba czegoś więcej, aniżeli tylko „doskonałej kuchni” czy też zapewnionej starości. Sam dobrobyt nie rozwiązuje w żadnym razie wszystkich problemów. Dlaczegóż bowiem wciąż i wciąż rezygnują ludzie dobrowolnie z życia, ludzie, którzy mogliby sobie pozwolić na wszystko, co w dobie dzisiejszej można człowiekowi zaoferować. Bo właśnie człowiek nie żyje samym tylko chlebem, nadto nie samą tylko pracą, ani zadowoleniem, ani też protestem.

    Więcej na następnej stronie

    Oto wyjątek z listu szesnastolatka: „Potrzebuję pana rady i wiary; wiary w coś, dla czego opłaca się żyć. Wciąż jeszcze nie mogę zobaczyć sensu w moim życiu. Od dłuższego już czasu zażywam narkotyki, aby zapomnieć o swoich problemach. Chętnie zerwałbym z tym, ale lękam się tego, co mnie potem czeka. Opium pozwala mi na krótko zapomnieć. Następnie rozpoczyna się owa okropna pustka od nowa. [...] Proszę mi odpowiedzieć na pytanie, dlaczego ja muszę żyć”.

    Być może kierunek, w jakim udają się na poszukiwanie młodzi ludzie, jest często błędny; może zakłócenia ruchu drogowego, okupowanie budynków i stosowanie przemocy jako metody przezwyciężenia „systemu" wielu odstraszają - dobre i właściwe jest to, że poszukują, a swoje nadzieje wobec życia wciąż utrzymują w napięciu.

    Czy podążamy za iluzjami?


    Do naszych codziennych doświadczeń należy stwierdzenie, że człowiek ustawicznie znajduje jeszcze coś, co ukazuje mu się jako godne wysiłku. W momencie jednak, gdy coś osiąga, jego pragnienie już znowu odkryło nowy cel. Nie mniejszy niepokój niż poprzednio pcha go dalej. Nigdy nie może być mowy o rzeczywistym i ostatecznym zadowoleniu. Skąd bierze się owa tęsknota za czymś więcej, które nie pozwala człowiekowi dojść do całkowitego spokoju? Jest to jak gdyby bieg za własnym cieniem, który zawsze przecież pozostaje w tej samej odległości.

    Bywają oka mgnienia, kiedy nie mamy tęsknot, pragnień, kiedy jesteśmy szczęśliwi. To wówczas, gdy dokonaliśmy dzieła, osiągnęliśmy wielki cel... Ale jak długo one trwają? Czy już w samym wyrażeniu „oka mgnienie” nie jest zawarte rozczarowanie? Właśnie w momentach szczęścia cierpimy najbardziej z tego powodu, że są przemijające i że nie potrafimy ich zatrzymać. Tak więc nawet w godzinach spełnienia się naszych tęsknot nie jesteśmy w pełni zadowoleni. Niespełnione tęsknoty - czyż to jest nasz los? Jak dalece wolno nam w ogóle rozwijać nasze nadzieje, by nie narazić się na pójście za iluzjami?

    To, co odnosi się do pojedynczego człowieka, dotyczy również całej ludzkości. Historia ukazuje postęp, który zapiera dech w piersi. Jest on widoczny na odcinku medycyny, biochemii, techniki, psychologii, socjologii i w ogóle całej nauki. Żyjemy także o wiele dostatniej, aniżeli ludzie minionych stuleci. Co dawniej zdawało się możliwe jedynie w fantastycznych powieściach na temat przyszłości, dziś zostało po prostu urzeczywistnione. Co zaś obecnie jeszcze uważamy za nieosiągalne, bywa już planowane przez naukowców i stanowi przedmiot eksperymentu. Nieprzeparte dążenie do stworzenia lepszego jutra, „doskonałego świata”, jest mocno zakorzenione w całej ludzkości - jednak nic z tego wszystkiego, co ją spotyka, nie zaspokaja, jak się zdaje, owej tęsknoty.

    Więcej na następnej stronie

    Ogromna rysa


    Przeciwnie: jak wielki i zdolny ukazuje się nam człowiek w swoich dążeniach, tak też jest ograniczony i zagrożony. Trzeba by było zamknąć oczy, aby nie widzieć, że wielka rysa przepoławia świat: pod wieloma względami, zwłaszcza jednak w dziedzinie życia techniczno-gospodarczego, notuje się postęp: pod wieloma zaś innymi, a więc w zakresie humanitaryzmu, ludzkiego podejścia, zstępujemy po pochylni. Pomiędzy życiem, jakiego byśmy sobie życzyli, i tym, jakie ono jest w rzeczywistości, istnieje sprzeczność. Każdy zaś z nas spotyka się z nonsensami, takimi jak: Niesprawiedliwość, zło i cierpienie w świecie -dwie trzecie ludzkości głoduje, umiera z głodu, podczas gdy inni mają wszystko w nadmiarze. Prowadzi się wojny nie pytając o zdanie ludzi bezpośrednio nimi dotkniętych. Dobrzy ludzie umierają często w połowie życia, brutale grasują bezkarnie. Jest nadmiar bólu, łez, zwątpień. Nawet niewinne dzieci wiele cierpią. - Czyż nie należy się buntować przeciwko temu? Czyż świat nie jest dziełem partackim, nieudanym?

    A czyż w nas samych nie znajduje miejsca zło, mimo iż chcemy dobra? Czy w ten sposób nie eliminują się dobro i zło? Któż więc wytycza i określa nasze życie?

    „Los - nic na to nie można poradzić”

    Lekarz wzrusza ramionami: „Bardzo mi przykro, ale pani małżonek nie będzie zapewne mógł posługiwać się swoją ręką”. Stosunkowo niewinny wypadek. Ale w konsekwencji całe życie zostało wytrącone z normalnego biegu, gdyż mężczyzna ten jest muzykiem. Dlaczego stał na rogu ulicy akurat w tym momencie, kiedy pijany kierowca stracił panowanie nad kierownicą? „Los - nic na to nie można poradzić”. Tak się mówi. Czy doświadcza tu człowiek siebie jako bezbronnego, jako wydanego na łup? W każdym razie boimy się. Współcześni myśliciele powiadają, że jesteśmy „rzuceni w życie”. Czy rzeczywiście całkowicie i wyłącznie jesteśmy zdani na „przypadek”? Czy nie jest to wyzwanie skierowane do człowieka, który chciałby być panem swego losu?

    Francuski badacz Jacques Monod napisał książkę, która natychmiast stała się bestsellerem. W niej ów biolog udowadnia, że my, ludzie, zawdzięczamy swoją egzystencję ,,przypadkowi” czy zgoła ,,katastrofie” w naturze. My, ludzie, jesteśmy owymi ,,trafnymi” w gigantycznej loterii życia.

    A potem śmierć - Nigdy człowiek nie czuje się bardziej wydany na pastwę losu niż wówczas, gdy stoi nad otwartym grobem. Dlaczego musimy umrzeć? Z każdą sekundą zbliżamy się do tego przerażającego kresu. Możemy wprawdzie odsunąć śmierć, ale nie potrafimy jej ominąć. Owszem, śmierć będzie tym boleśniejsza, im lepiej urządziliśmy się na tej ziemi. Czyż myśl o tym końcu nie zaprawia goryczą naszej najpiękniejszej radości, największego szczęścia? Czy śmierć jest rzeczywiście nieodwołalnym końcem? Czyż cały sens naszego życia polega na przemijaniu, na zagładzie? Oczywiste, że pozostawiamy po sobie nieprzemijające dzieła, owoce naszej pracy zostają dla potomności. Nasza miłość, nasz majątek żyją nadal w naszych dzieciach i wnukach. Czy to jednak może dać człowiekowi umierającemu wystarczająco dużo nadziei i zapewnienia, że opłacało się, że warto było żyć?

    Więcej na następnej stronie

    Jednakże nie tylko sytuacje krańcowe uwidaczniają tę rysę na naszym życiu. Większość z nas ma warunki życia ze wszech miar zapewnione. Nie zadręczają nas trudne problemy. Dzień podobny jest do dnia : poranne wstawanie, zatłoczone tramwaje, dzień wypełniony pracą, może nieporozumienie z szefem, parę godzin czasu wolnego, telewizor - a jutro znowu na nowo. Aż pewnego dnia tę wielką monotonię przerwie pytanie: Czy to jest wszystko? Cóż to wszystko znaczy? Nie dziwmy się, że wielu jest rozczarowanych i wątpi w sensowność ludzkiego życia.

    Każdy człowiek, a zwłaszcza człowiek młody, doświadcza tego rodzaju rysy. Jednak wnioski, jakie bywają stąd wyciągane, są nieraz całkowicie różne. Tutaj właśnie rozchodzą się poszczególne drogi. Każdy musi zdecydować się na jakąś drogę.

    Możliwe są trzy postawy, trzy reakcje: człowiek może uchylić się przed powzięciem decyzji, może dojść do całkowitej bezsensowności, zaś jako trzecia możliwość proponowana jest odpowiedź płynąca z wiary.

    Uchylenie się przed decyzją


    Przyznajmy szczerze: to rozwiązanie uważamy wszyscy za sympatyczne. Jest takie proste. Tu nie docieka się zbytnio, poddaje się wrażeniu chwili, nie myśli się o przyszłości, korzysta z życia. Dlaczegóż by nie? Pytania? Pytania są uciążliwe. Komu chcemy mieć za złe, jeżeli stara się, może nawet w odurzeniu, uciec przed nimi? Albo gdy próbuje wziąć z życia, co mu ono oferuje - tu, teraz, dziś? Mimo to czujemy jednak, że jest to rozwiązanie jedynie pozorne, którego nie da się utrzymać do końca życia. Nie daje ono przecież w ogóle żadnej odpowiedzi na problemy, ale odkłada jedynie wszystko na potem.

    Pisarz Saint-Exupery tuk opisuje ten typ człowieka: ,,Ty stara duszo urzędnicza, wyciosałeś sobie swój spokój, w którym na wzór mrówek zatkałeś wszystkie szpary, którymi pchało się do ciebie światło i przez które patrzyłeś na światło. Owinąłeś się szczelnie w mieszczańskie bezpieczeństwo, w zwyczaje i w dławiące cię obyczaje twego małomiasteczkowego życia. Nie chcesz się obarczać poważniejszymi problemami. Wiele trudu włożyłeś w to, by zapomnieć o swoim człowieczeństwie. Nie stawiasz żadnych pytań, na które nie otrzymujesz odpowiedzi. Nie, ty jesteś małym, poczciwym obywatelem. Gdy nie było jeszcze za późno, nikt nie usiłował cię porwać za sobą. Teraz glina, z której jesteś ulepiony, wyschła całkowicie i jest twarda [..]”.

    Wszystko jest bezsensowne, absurdalne


    Rozczarowanie życiem prowadzi innych do przekornej afirmacji następującej tezy: sprzeczność i niepewność są faktorami kształtującymi człowieka. Celem i sensem życia jest przyznanie się, iż w ogóle nie ma żadnego sensu ani celu. Egzystencja człowieka jest absurdem. Z ostatnim oddechem rozpływa się i znika owa zjawa. Chodzi tylko o to, aby się z tym pogodzić, spojrzeć w oczy tej bezsensowności -heroicznie, bez przymrużenia oka. Tylko w ten sposób zda człowiek egzamin życia. - Prawie dosłownie zostały tu oddane myśli współczesnych systemów filozoficznych.

    Więcej na następnej stronie

    Francuski pisarz Albert Cannis wyraża te bezsensowność w swej książce „Mit Syzyfa” posługując się pewnym porównaniem: ponieważ Syzyf zbyt mocno zaangażował się w sprawy tego świata, bogowie ukarali go w len sposób, że nieustannie miał toczyć głaz pod górę. Syzyf wysila się ogromnie, ale wszystko jest daremne. Tuż pod szczytem ciężar głazu przemaga go, kamień przewala się po Syzyfie i stacza się w dół po zboczu góry. Syzyf rozpoczyna od nowa, aż wreszcie śmierć kładzie kres temu procederowi.

    To obrazuje po prostu sytuację człowieka. Ten widzi się postawiony w życiu i skazany na to, aby wziąć swój los we własne ręce. Tego rodzaju egzystencja jest jednak bezsensowna, jak w ogóle całe życie ludzkie. Człowiek nigdy nie dojdzie do swego celu, wszystko, cokolwiek czynił, było daremne. Śmierć zaś jest przypieczętowaniem owej bezsensowności.

    „Wszystko jest absurdalne” - ta możliwość jest całkowicie konsekwentna, nawet fascynująca. Takie stanowisko zasługuje na nasz szacunek. Jest przynajmniej logiczne - wszakże pod jednym warunkiem: że otaczający nas świat, którego doświadczamy na co dzień, jest jedyną rzeczywistością. Wówczas faktycznie nasze życie nie ma szans rozwoju. Pozostanie ono zagadkowe, kruche, pełne niespełnionych nadziei - jeżeli naprawdę istnieje tylko i wyłącznie ten świat dnia powszedniego. Kto chce mierzyć swój los miarą zaczerpniętą jedynie z otaczającego nas świata, ten musi oprzeć się na doświadczeniach zdobytych podczas swego własnego, krótkiego życia, w najlepszym zaś przypadku na doświadczeniach ludzkości. Jest zmuszony oceniać wszystko z jednej tylko strony. Przy takim założeniu czyny człowieka pozostaną tak, jak je zastała znienacka zjawiająca się śmierć: prawo i bezprawie, łzy i radości, wysiłek i opieszałość, cnota i bezczelność -wszystko to obraca się w nicość.

    Zanim jeszcze uwzględnimy tu aspekt wiary, wyłuszczmy, dlaczego - na podstawie samych nawet doświadczeń z dnia powszedniego - nie możemy być przekonani o tym, że wszystko jest bezsensowne, daremne.

    Nasz świat jest sensownie skonstruowany


    Z pewnością istnieją dysharmonie; kto chciałby temu zaprzeczyć, byłby głupcem. Ale - czy świat widziany w całości nie jest jednak sensownie uporządkowany? Pomyślmy chociażby o budowie atomu, o orbitach planet, o obliczaniu czasu - wszystko jest wspaniale urządzone. Rozum ludzki, mimo tylu badań nad tym wszystkim, jeszcze dziś nie doszedł do kresu. Także instynkty ludzkie mają swoje pełne sensu uzasadnienie. Głód poszukuje i znajduje pożywienie, pęd poznawczy znajduje odpowiedź, znajduje prawdę. Jedno jest dostosowane do drugiego.

    Czyżby zatem akurat człowiek w swoim najgłębszym pragnieniu szczęścia, które nie zna wprost granic, które zmierza do nieskończoności, miał być wydany na pastwę bezsensu? To sprzeciwiałoby się wszelkiej logice. Wówczas człowiek byłby najnędzniejszą z istot. Czy nie powinniśmy raczej powiedzieć: sam fakt, iż jesteśmy zdolni odczuć tego rodzaju pragnienie, wskazuje na to, że może ono znaleźć swój odpowiednik, swoje urzeczywistnienie? Oczywiście, wynikanie nie jest tu tak konieczne jak w tabliczce mnożenia. Ale kto się na nie otworzy, ten wszędzie w życiu znajdzie tego potwierdzenie.

    Więcej na następnej stronie

    Mógłby ktoś wysunąć zarzut, że on przecież nigdy nie odczuł takiego pragnienia. W pewnym liście skierowanym do Katolickiego Biura Informacji Wiary czytamy: ,,Niczego mi nie brakuje na tym świecie. Jestem zadowolony. Bronię się przed taką zasugerowaną, przez księży wmówioną tęsknotą. Życia nie uważam ani za sensowne, ani też nie poszukuje sensu poza nim”.

    Nikt nie przeczy, że wielu ludzi w najmniejszym nawet stopniu nie odczuwa owego ,,niepokoju”. Nie odczuwa go także w okresach rozterki. Ale czy to zaprzecza istnieniu takiego właśnie pragnienia? Czyż wyjątki nie potwierdzają reguły? A dalej, czy jesteśmy najzupełniej pewni, że owo ,,zadowolenie” będzie nam towarzyszyć we wszystkich sytuacjach życia i nie zostanie przynajmniej na krótki moment tu i tam przygaszone? Czy nie powinniśmy wreszcie zwrócić uwagi także na to, że pewne dyspozycje w jednym człowieku bardziej, w drugim mniej lub wcale nie dochodzą do głosu?

    Przejście do odpowiedzi, która płynie z wiary, niech nam jeszcze ułatwi następujące rozważanie.

    Czy można żyć bez nadziei?


    Kto niczego nie oczekuje, ten kostnieje, gubi się w wątpieniu. Człowiek może żyć jedynie wówczas, gdy widzi jeszcze coś przed sobą, gdy się jeszcze coś ma zdarzyć. Zawsze jesteśmy nastawieni na przyszłość, gdyż teraźniejszość jest tylko krótkim momentem, nie do zatrzymania, i staje się przeszłością zanim potraktowaliśmy ją na serio. Dopiero nadzieja daje człowiekowi siłę do przetrwania życia. Jak to zatem wygląda u tych ludzi, którzy nie mogą się już niczego spodziewać? A więc u starych, nieuleczalnie chorych, u ludzi z marginesu naszego społeczeństwa dobrobytu? Oni również spodziewają się, ale czego? Czyż dla nich życie nie stało się zupełnie bezsensowne? Ale przecież im bardzo zależy na życiu - pomyślmy chociażby o chorych na raka - jakkolwiek nadzieje ich bywają ustawicznie rozbijane.

    We współczesnej literaturze człowiek bywa przedstawiany -oczywiście nie zawsze - jako istota bezbronna, bezradna, samotna, żyjąca w leku i w obrzydzeniu do samej egzystencji. Jego życie okazuje s/f życiem bez wyjścia - i to w pełnym tego słowa znaczeniu, ponieważ nie znajduje on ani drogi, ani drzwi prowadzących na zewnątrz. Jedna ze współczesnych sztuk teatralnych nazywa ten stan rzeczy ,,społeczeństwem zamkniętym” (Sartre). Człowiek zaś, który doświadcza owej wyłącznej doczesności i przyrodzoności, czuje się jak „w piekle”.

    My również podzielamy to zdanie: Jeżeli dla człowieka to, czego na tej ziemi, w tym życiu może się spodziewać, jest już wszystkim, wówczas musi on rzeczywiście dojść do przeświadczenia o bezsensowności. Życie, w którym człowiek nie może się już niczego spodziewać, jest czymś bez wyjścia.

    Tylko dlaczego człowiek uczestniczy w tej bezsensownej grze? Dlaczego jej po prostu nie przerwie? Normalnie nie zgadza się on przecież na bezsensowne postępowanie. Jeżeli jednak ktoś naprawdę „kończy", wówczas mimo wszystko myślimy natychmiast o spartaczonym życiu. Człowiek afirmuje zatem życie, które właściwie winien by odrzucić, zanegować. Szczególnie zaś młodemu człowiekowi zależy tak bardzo na życiu. Czy naprawdę wierzy on, że wszystko jest jakoby bez sensu? Czy nie doświadczamy także czegoś przeciwnego: że życie ma także swoje piękne strony, że jesteśmy szczęśliwi? To po prostu nieprawda, iż zasadniczym nastrojem człowieka jest „wstręt", bo wypełnia go raczej płynąca z egzystencji radość. W głębi swego jestestwa człowiek jest optymistą, ponieważ wyczuwa jakiś ostateczny sens swego życia. Dlatego też twierdzenie o bezsensowności istnienia wydaje się nam - nawet z punktu widzenia samego doświadczenia -jednostronne i ryzykowne.

    Więcej na następnej stronie

    Nie możemy się pogodzić z twierdzeniem, jakoby życie człowieka było bezsensowne. Nie stanowi to dla nas jeszcze żadnej odpowiedzi na pytanie, dlaczego i po co w ogóle żyjemy, ani też żadnego wyjaśnienia głębokich pragnień i tęsknot człowieka. Nie zadowala nas także to, że najzwyczajniej stwierdza się, iż ,,człowiek odnajduje się w życiu”, i to należy przyjąć jako pewnik. Czy w ten sposób nie upraszczamy sobie jednak zbytnio całego problemu? Tam, gdzie idzie o jedno z najbardziej istotnych pytań dotyczących ludzkiej egzystencji, nie powinno się przedwcześnie kapitulować.

    Kto naprawdę sądzi, iż jedynie życie bezsensowne jest możliwe, ten niech spróbuje żyć według takiego światopoglądu. Jego postawa winna być respektowana. Tylko niech nie twierdzi, że jedynie to stanowisko jest do przyjęcia. Bo skąd może wiedzieć taki człowiek, że nie ma drogi wyprowadzającej z ciemności rozpaczy? Skąd może wiedzieć, że. pomimo wszystkich zawodów nie ma jednak jakiejś siły, by zaufać i mieć nadzieję? My jesteśmy przekonani, że odpowiedź, jaką daje wiara, prowadzi nas o wiele dalej, że owocuje i że można na niej budować życie.

    Odpowiedź płynąca z wiary


    Filozofia ujmuje człowieka jako „istotę otwartą”, jako kogoś, kto ustawicznie przerasta samego siebie zmierzając w kierunku coraz to nowej przyszłości. Średniowieczny teolog Tomasz z Akwinu powiada, że człowiek jest „zdolny do nieskończoności”. Czyż fakt istnienia w nas tego rodzaju pytań i pragnień nie postuluje wręcz takiego wymiaru, który sięga daleko poza nasze ziemskie istnienie, czyż nie domaga się „drugiej połowy”, bez której życie nasze pozostaje rzeczywiście niewytłumaczone, bez której wreszcie - najzupełniej słusznie - musi ono być nazwane bezsensownym: właśnie czegoś, co nieograniczone, dokładniej mówiąc - Nieskończonego? I to stanowi odpowiedź, jaką daje wiara.

    Odpowiedź ta jest rzeczywiście całkowitą antytezą tego wszystkiego, co powiedziano dotychczas. Kto widzi wszędzie jedynie bezsensowność, ten dochodzi ostatecznie do rezygnacji, do beznadziejności. Kto zaś wierzy, ten wprawdzie także doświadcza owej rysy, niepowodzeń w życiu, ale on je afirmuje. Równocześnie w tej samej mierze aprobuje dynamikę ludzkich zamierzeń, wielkość i nieograniczoność, do których człowiek zmierza w swej skrytości. Oczywiście, że i w ten sposób nie rozwiązuje się jeszcze wszystkich problemów. Pozostanie jeszcze sporo niejasności i sprzeczności. Jednak poznajemy teraz głębszy sens naszej egzystencji. Wiemy, iż nie żyjemy na próżno.

    Przeciwieństwem zachodzącym pomiędzy skończonością i nieskończonością, doczesnością i wiecznością naznaczone jest zawsze życie. Jego sens polega na tym, by przetrwać i wytrzymać tego rodzaju napięcia. Warto bowiem szukać i odnajdywać w naszej ograniczoności to, co nieograniczone, w naszej zaś doczesności - co wieczne, a w człowieku - co boskie.

    W ten sposób zdobywa człowiek mimo wszelkiej zmienności -trwały grunt, mimo rozlicznych nonsensów - punkt oparcia, a w zwątpieniu - nową nadzieję. Zajmując taką pozycję, na niczym nie wychodzi się źle. Człowieka traktuje się tu całkiem na serio i bynajmniej nie wyrywa się go ze świata, ale przeciwnie - jest on wobec niego zobowiązany nowym aktem. Jednocześnie znajdują wyjaśnienie nasze dążenia, sięgające daleko poza nas. Wiara bierze pod uwagę urzeczywistnienie się sensu, które wybiega daleko poza człowieka, ostatecznie więc Boga. Człowiek musi pozostać dla samego siebie pytaniem bez odpowiedzi, o ile nie uwzględni Jego istnienia. Ale gdzie można znaleźć Boga? Gdzie można Go spotkać?