W poszukiwaniu Boga

Ferdinand Krenzer

publikacja 24.04.2004 14:10

„Gdy pewnego dnia człowiek dotrze aż do gwiazdy, którą dziś uważamy za najbardziej odległą, a potem odkryje dalsze miliardy światów, będzie miał zapewne mniej mizerne i mniej politowania godne wyobraźnie o Bogu”. (Dom Helder Camara)

  • Czy życie ma sens? :.

  • W poszukiwaniu Boga :.

  • Religia i ateizm :.

  • Jezus Chrystus jest Panem :.

  • Wiara jako spotkanie z Bogiem :.

  • Wielkość i nędza człowieka :.


  • Peter Hey, Looking for God

    Looking for God
    Peter Hey

    olej na desce, 150 x 175 cm


    Większość ludzi twierdzi, iż życie ich ma jakiś sens, wierzą, że za wszystkim musi coś stać. A mimo to Bóg pozostaje dla nich obcy. Chcą mieć ścisłe dowody na Jego istnienie.

    Można udowodnić istnienie Boga?


    Z góry odpowiadamy: nie można udowodnić w sensie dowodzenia z jakim spotykamy się w naukach matematyczno-przyrodniczych. Dowody przynależą do świata rzeczy, Bóg zaś nie jest rzeczą, którą można by rozporządzać, Bóg jest „Ty” osobowym. Nawet już poważniejsze problemy życia ludzkiego nie dadzą się rozwiązać tak, jak rozwiązuje się krzyżówkę. Zawsze jeszcze pozostaje pewne „jeżeli”, „ale”. O ileż mniejsza jest nasza wiedza o Bogu, uzyskana na drodze tak zwanych dowodów na istnienie Boga. Istnieje jednak „doświadczenie Boga” w powszednim dniu człowieka. Podczas gdy „dowody” skierowane są jedynie do rozumu, „doświadczenie” obejmuje całego człowieka z wszelkimi jego siłami. Takiego doświadczenia nie można ani tworzyć, ani też zachwiać za pomocą samego rozumu; za nim stoi bowiem mądrość całego życia.

    Żyjemy w świecie postępu naukowo-technicznego i słusznie jesteśmy z tego dumni. Era techniki wywarta jednak swoje piętno również na człowieku. Stał się on rzeczowy, trzeźwy, precyzyjny. Człowiek współczesny łatwo jednak ulega poglądowi, jakoby można było uznać, tylko to, co da się wykazać eksperymentalnie; czego zaś nie można zmierzyć i zważyć, nie jest tym samym rzeczywistością.

    Stawiając jednak takie wymaganie zbyt wiele oczekujemy od techniki oraz od nauk przyrodniczych. One ujmują jedynie wycinek rzeczywistości - świat materialno-doświadczalny; życie ma natomiast szerszy zakres. Nie mówią już nic na przykład na temat sensu życia, ostatecznego celu człowieka. A czy można takie wartości ludzkie, jak miłość, wierność, prawdomówność, piękno i poczucie odpowiedzialności, przedstawić w formułach chemiczno-fizykalnych! Fizyk może mechanicznie wyjaśnić dźwięk ludzkich słów za pomocą pomiaru drgań strun głosowych; metodami fizycznymi nigdy jednak nie zdoła on odczytać sensu tychże słów.

    Więcej na następnej stronie

    Tym bardziej Bóg znajduje się poza sposobem dowodzenia właściwym naukom przyrodniczym. Nie można się z nim tak obchodzić, jak z jakimkolwiek innym materiałem doświadczalnym w laboratorium. Jego istnienie nie może być wyliczone ani za pomocą formuł matematycznych, ani też stwierdzone na podstawie analiz chemicznych. Bóg nie znajduje się jednak po przeciwnej stronie wszelkiego doświadczenia ludzkiego, gdyż w oparciu o logiczne przemyślenia możemy wnioskować o Jego istnieniu. Nie ma potrzeby, aby z tego powodu mówić o sprzeczności pomiędzy nauką i wiarą, o ile oczywiście obie nie wykroczą poza swoje granice. M. Pianek, twórca teorii kwantowej, powiada: ,,[...] gdziekolwiek i jak daleko tylko zechcemy spojrzeć, pomiędzy religią i nauką nigdzie nie znajdujemy sprzeczności, owszem przeciwnie, w istotnych punktach znajdujemy pełną zgodności...]. Dla wierzącego Bóg stoi na początku, dla fizyka zaś na końcu wszelkich dociekań”.

    A mimo to musimy przyznać, że z tego wszystkiego, co obecnie przedkładamy, nie wypływa wcale odpowiedź „Bóg" jako konieczna, nieunikniona. Gdyby tak było, nie istnieliby zapewne ateiści. Bóg nie narzuca się do tego stopnia, iż nie można by Go było odrzucić. To właśnie stanowi „słabość Boga", którą On zaryzykował ze względu na wolność człowieka. Gdyby Bóg był w pełni zrozumiały dla człowieka, ten ostatni nie mógłby odmówić uznania Go. Mimo to człowiek może osiągnąć duży stopień pewności w odniesieniu do problemu Boga, wierzący zaś ma dobre podstawy ku temu. Jednakowoż wspomniane poznanie nie dokonuje się bez udziału człowieka.

    Człowiek w poszukiwaniu Boga


    Abstrahując od chrześcijańskiego objawienia chcemy tu najpierw mówić jedynie o tym, jak każdy człowiek może doświadczyć Boga w swoim własnym życiu oraz w świecie.

    Człowiek musi w tym celu zmobilizować wszystkie swoje siły, zarówno rozum, jak i wolę, a także uczucie. Tu idzie o decydujące rozstrzygnięcie, od którego zależy całe dalsze życie - rozstrzygnięcia zaś są sprawą woli.

    Filozof E. Bloch powiada: „Istnieje taki rodzaj poznania, do którego dochodzi się tylko wówczas, gdy jest się nim zainteresowanym”. Trzeba zatem być także gotowym na znalezienie Boga. Niektórzy jednak ludzie są zainteresowani akurat tym, aby Bóg nie istniał. Bo Jego istnienie pociąga za sobą pewne konsekwencje. Mogłoby to przecież oznaczać przestawienie całego dotychczasowego życia, przed czym jednak wzdraga się niejeden. Wielu ludzi zmierza świadomie lub nieświadomie do tego, aby zabezpieczyć się przed Bogiem - zarówno wierzący, jak i niewierzący.

    Wymaga się tu jeszcze czegoś więcej, aniżeli tylko szczerego szukania. Człowiek, o ile chce znaleźć Boga, musi coś zainwestować: podstawową gotowość miłowania i zaufania. Bo kto kocha, ten widzi więcej, poznaje jaśniej. Miłość i poznanie wspierają się wzajemnie. Oczywiste, że miłości nie da się wymusić, nawet poprzez dostarczenie dowodów. Ona jest możliwa tylko jako wynik dobrowolnej decyzji i dlatego to Bóg może zostać „przeoczony”.

    Istnieją liczne przeszkody, które barykadują nam drogę do Boga. Stanowi je najpierw sam człowiek: im bardziej krąży wokół samego siebie, tym mniej widzi, co dzieje się w jego najbliższym otoczeniu. Rzeczywistość zacieśnia mu się, ponieważ wszystko jest przezeń oceniane pod kątem użyteczności. Niejeden widzi w drugim człowieku jedynie konkurenta, który uprzedza go w zajęciu miejsca na parkingu. Jego spojrzeniu brak tak bardzo potrzebnej głębi ostrości, gdyż jego horyzont nie obejmuje niczego poza osobistymi interesami. Taki człowiek przeoczy również Boga. Boga napotykamy dopiero wówczas, gdy nie zauważamy siebie samych i gdy zgłębiamy tajniki rzeczy.

    Więcej na następnej stronie

    Inni ludzie są zmęczeni, przeciążeni, tak bardzo obarczeni troskami dnia powszedniego, że nie stać ich na potraktowanie czegokolwiek na serio. A jednak tylko człowiek, który czuwa, może spotkać Boga.

    Wreszcie istnieje jeszcze grupa ludzi niezwykle zaharowanych. Oni nie mają absolutnie czasu, aby zastanawiać się nad tymi sprawami. W ich życiu nie mu miejsca na Boga. Francuska pisarka F. Sagan powiedziała pewnego razu do dziennikarza: ,,Bóg - nigdy nie myślę o Nim”.

    Coś z takich postaw życiowych tkwi w każdym z nas. Warto się od tego uwolnić. Ważniejsze jednak, byśmy nie poprzestali na teoretycznych rozważaniach, ale odważyli się po prostu na tę „sprawę z Bogiem”. Człowieka poznajemy dobrze dopiero wówczas, gdy się z nim kontaktujemy. Boga doświadczamy tylko wtedy, gdy z Nim obcujemy.

    GDZIE ZNAJDZIEMY BOGA?


    Boga napotykam w naturze


    Podczas wędrówek brzegiem morza, na szczytach gór albo pod gwiaździstym niebem często mamy odczucie nieskończoności, która nas otacza. Trzeba tylko dokładnie się przyglądnąć. Wówczas zaczynamy podziwiać i pytamy, skąd biorą się ten przedziwny porządek oraz piękno w naturze: w małym źdźble trawy, jak i we wszechświecie, w zwyczajnej kropli wody, jak i w skomplikowanych organizmach istot żyjących? Czy nie trzeba widzieć za tym wszystkim najwyższej inteligencji?

    Wymienimy tu chociażby tylko dwa przykłady całkiem zwyczajnie: oko ludzkie kształtowane jest w ciemności łona matki. Nie ma jeszcze żadnego zadania do spełnienia, gdyż dotąd nie ujrzało światła dziennego. A jednak zostaje ono przygotowane do tego. Jedynie pod kątem celu, to znaczy możliwości późniejszego widzenia, wytłumaczalna jest jego budowa. Cel i sens mogą jednak być wyznaczone jedynie przez siłę duchową.

    Albo proszę pomyśleć o roli owadów przy zapylaniu roślin. Owady le nie wiedzą wcale, że dokonują przy tym czegoś niezwykle sensownego, czynią to tylko ,,ubocznie", rośliny zaś są na to zdane i nastawione. To wszystko jest zamierzone. Przez kogo?

    Dlatego powiada Albert Einstein: ,,Każdemu głębokiemu przyrodo-znawcy musi być bliski pewien rodzaj uczuć religijnych, ponieważ nie jest w stanie wyobrazić sobie, aby te niezwykle precyzyjne związki, które napotyka, były przez niego po raz pierwszy pomyślane. W nieogarnionym wszechświecie objawia się rozum bezgranicznie przewyższający człowieka. - Obiegowe wyobrażenie o mnie, że jestem ateistą, polega na dużym nieporozumieniu. Kto wyczytuje je z moich naukowych teorii, ten teorii tych wcale nie pojął.

    Ów bezgranicznie przewyższający nas rozum nazywamy Bogiem. Tym terminem określamy ostatecznie stwórcę tego wszystkiego, co nas otacza i czym jesteśmy - natury. Ona to wskazuje na sprawcę, który jest poza nią samą. Całe stworzenie mówi o Bogu.

    Więcej na następnej stronie

    Oczywiście, człowiekowi współczesnemu - trzeba to obiektywnie stwierdzić - przychodzi o wiele trudniej odkryć w świecie ślad, który wskazywałby na Boga. Nie jest to wcale zawinione. To, co nazywamy naturą, spotykamy jedynie jeszcze w czasie urlopu. Została od nas oddalona. Z drugiej strony zawładnęliśmy naturą, kierujemy i dysponujemy nią. Gdy ktoś na przykład naciska guzik kontaktu, wówczas światło oświetlające pomieszczenie jest w pierwszym rzędzie dziełem człowieka - elektryka, rzemieślnika - śladu zaś Boga nie widzimy tu wcale. Rzeczywiście, bardzo często włączaliśmy Boga przedwcześnie. Dziś musimy się już dłużej zastanowić, by wreszcie dotrzeć do Niego: Bóg nie tylko posługuje się energią istniejącą - On ją stwarza.

    Nadzieja i miłość nie znają granic


    W pierwszym rozdziale tej książki była mowa o oczekiwaniach i nadziejach człowieka. Jeżeli poprowadzimy te myśli do końca, jeżeli przedłużymy linie, spotkają się one w Nieskończonym. Wszystkie sprzeczności w człowieku, cała jego otwartość i wolność, jego nadzieje i oczekiwania, wszystkie jego siły dogłębnie szukają równoważnika, ostatecznego kresu. Jedynie w nim jego tęsknota znajduje zaspokojenie.

    Powiedzieliśmy, że nasze pragnienie nie zna granic, ale ustawicznie szuka czegoś „więcej". Zawsze musimy mieć coś w perspektywie, czegoś oczekiwać. I nawet wówczas, gdy trudno nam już powiedzieć, czego nam jeszcze brak, oczekiwanie nasze wciąż jeszcze nie jest zrealizowane. Pozostaje jakieś niewytłumaczalne odczucie, iż brakuje nam jeszcze czegoś, mianowicie niewysłowionego, nieskończonego szczęścia. Nie sposób znaleźć je w otaczającym nas świecie. Aby je napotkać, musi człowiek wyjść poza samego siebie, przełamać wszystkie swoje granice. To zaś, co jest bezgraniczne, nazywamy Bogiem. Jego ostatecznie szukamy w każdym akcie naszej nadziei, pragnienia i dążenia. Głęboko w nas jest zakorzenione przeczucie, że istnieje ów Nieskończony, bo w przeciwnym razie jakże moglibyśmy choćby nawet o tym pomyśleć?

    Również w miłości szuka człowiek czegoś bezwarunkowego, w pełni doskonałego, czemu bez reszty może zaufać, co nigdy nie zawiedzie. Równocześnie ma on w sobie pragnienie, aby to szczęście, które tu jest jego udziałem, nigdy się nie kończyło. A mimo to wie, iż nawet najlepszy z ludzi nie zdoła zrealizować tych oczekiwań. Nadto śmierć może w każdej chwili rozdzielić ludzi kochających się. Zawsze pozostanie więc szczypta rozczarowania.

    W realizacji owych oczekiwań człowiek musi napotkać niepowodzenia, ponieważ wśród skończoności swego życia chce znaleźć to, co nieskończone. Z tego też powodu wielu próbuje to zrobić „jeszcze raz” i ,,wciąż na nowo” - by znowu zakończyć niepowodzeniem. Najwidoczniej poprzez takie pragnienia człowiek ma odczuć głód ostatecznego spełnienia się pragnień. Również miłość prowadzi do nieskończoności, ostatecznie więc do Boga. W tym przypadku słowo „Bóg” jest szczególnie dobrze użyte. Miłość bowiem nie skierowuje się tu do rzeczy ani do anonimowej siły losu. Miłość skierowuje się do osoby. Jedynie osoba - kochając - może dać odpowiedź. Istnieje ktoś taki, kto odpowiada na wszystkie nasze pytania, kto spełnia wszystkie nasze oczekiwania.

    Głos sumienia


    Obok pragnienia miłości i szczęścia, istnieje w nas pragnienie, by być dobrym. Człowiek doskonale wie, że nie wolno mu dla siebie zagarnąć wszystkiego, co kocha, każdego szczęścia - może nawet kosztem innych. Regulującą siłę, która w tym przypadku działa w człowieku, nazywamy sumieniem.

    Istnienie sumienia próbowano wytłumaczyć lękiem przed opinią publiczną, przed karą, albo też próbowano je ująć jako owoc wychowania i wpływu otoczenia czy też jako odziedziczone skłonności. Wszystko to bez wątpienia współkształtuje sumienie, a stąd zrozumiałe, dlaczego sumienie poszczególnych jednostek albo etyczna świadomość narodów nie wydają takich samych osądów na temat dobra i zła. Wszyscy są jednak zgodni w tym, że istnieje takie rozróżnienie i że człowiek może stać się winowajcą na skutek popełnionego zła.

    Więcej na następnej stronie

    Świadomość, iż człowiek ma być dobry, tkwi w każdym z nas. Nawet wtedy, gdy nikt nie widzi złego czynu i gdy żaden człowiek nie jest nim dotknięty, czujemy się zań odpowiedzialni. W przeciwnym razie, dlaczego uciekałby sprawca, mimo iż nikt go nie ściga? Po dokonaniu czynu, który uznajemy za zły, pojawiają się „wyrzuty sumienia”, rodzi się świadomość winy, a także żal.

    W głosie sumienia słyszy człowiek bezwzględne „stó”, poznaje absolutną sprawiedliwość, nieprzekupny wyrok, który go wiąże również wówczas, gdy jest dlań niewygodny. Owszem, głos ten jest tak bardzo bezwzlędny, że w skrajnych sytuacjach ludzie oddają swe życie, by tylko nie wykroczyć przeciwko dobru, nie popełnić zła. Tu staje się widoczne, że w głosie sumienia doświadcza i odkrywa człowiek nie samego siebie jako sędziego własnej sprawy - bo jak mógłby wówczas rozstrzygać przeciwko swoim własnym skłonnościom?

    Również przyjęcie bezosobowej władzy nie wystarcza dla wytłumaczenia faktu sumienia. Bo czyż wolny i zadufany w sobie człowiek ugiąłby się przed tego rodzaju sądem, gdyby nie usłyszał w nim większego, absolutnego pana i sędziego? Gdy odczuwamy odpowiedzialność, gdy doznajemy uczucia winy lub wstydu, zakłada to, że istnieje ktoś, wobec kogo jesteśmy odpowiedzialni, wobec kogo stajemy zawstydzeni/ winni. Nieosobowe „coś”, norma abstrakcyjna nie potrafi poruszyć naszych uczuć. Nie czujemy wstydu wobec kamienia czy wobec zwierzęcia, ale jedynie wobec drugiej osoby.

    I znowu: za głosem sumienia stoi bezwzględna wola, przed którą na nic się zdadzą wszelkie ucieczki. W naszym pragnieniu, by być dobrym, my, ludzie, wyczuwamy owo nieskończone Dobro i nieskończenie Dobrego. To On staje pośrodku naszego życia, naprzeciwko nas, w głosie sumienia.

    Odczucie kresu


    Bóg pozwala się więc znaleźć pośrodku naszego życia. Spotkać Go możemy wszędzie. Spotykamy Go także w sytuacjach krańcowych naszego życia: w cierpieniu, w samotności, w przypadkach losowych, w śmierci.

    Nieznaczne ukąszenie komara - zakażenie krwi. Człowieka nie dato się już uratować. Było to akurat w tym momencie, gdy miał już wszystko, co potrzebne do spokojnej egzystencji. W takich chwilach wszyscy, którzy pozostali przy życiu, czują, że człowiek podlega jakiejś niezwykłej mocy.

    Śmierć podważa u podstaw sensowność ludzkiego życia. Usiłujemy odwrócić od tego naszą myśl, co też udaje się nam do pewnego czasu, ale nie na stałe. Potem człowiek dochodzi do kresu, który jest zaprzeczeniem wszystkich jego doświadczeń i oczekiwań, przeciwko któremu najmocniej się broni i który usiłuje przezwyciężyć za pomocą całej swej wiedzy oraz i nadziei. W głębi swego serca przezwyciężył go już niemal w przeczuciu: To nie koniec. Za tym kresem nie otwiera się przede mną jakieś „nic”. To, co widzę i czego doświadczam w tych dwudziestu lub osiemdziesięciu latach swego życia, to nie wszystko, droga prowadzi dalej. - Czy człowiek mógłby tak drżeć przed „niczym" jak drży przed śmiercią? Cierpienie zadane nam przez śmierć byłoby niezrozumiałe, gdyby nie żyło w nas coś, co sprzeciwia się takiemu końcowi i co jest nieśmiertelne. Jest w nas siła, która nie chce znać żadnego kresu i która buntuje się przeciwko kresowi, jakim jest śmierć. Gdzie tkwi źródło tej siły?

    Więcej na następnej stronie

    Również człowiek niewierzący widzi często stojącą poza swoim życiem niezgłębioną potęgę i rzeczywistość, która nie jest już tak przygodna jak on sam, nie jest „rzucona w świat”, która raczej sama rządzi i posyła. Mówi on wtedy o „losie”. Cóż to jednak takiego ów los? - Człowiek wierzący nie może widzieć poza życiem ludzkim jakiejś ślepej, anonimowej potęgi, on widzi za nim byt osobowy. W przeciwnym razie jakże mogłyby zostać urzeczywistnione nasze osobowe oczekiwania, jak zaufanie, miłość, nadzieja? Ten osobowy byt nazywa on Bogiem.

    Czy wiemy wszystko dokładnie o Bogu?


    Żadną miarą. Dowiadujemy się po prostu, że ktoś taki winien istnieć, ale nie da się Go pojąć. Bóg przerasta wszystkie ludzkie wyobrażenia. Owszem, łatwiej nam powiedzieć, jaki nie jest, aniżeli jaki jest. Dlatego proponują dziś niektórzy, aby o Nim nic nie mówić. Ale czy i to nie byłoby jakimś nieporozumieniem? Nie znaczyłoby to, że uznaje się Go za kogoś bez znaczenia? Nas, ludzi, interesuje zaś właśnie wszystko, co dotychczas jeszcze nie zbadane, co niewypowiedziane. Albo może mamy się zajmować tylko jeszcze prawdami banalnymi, truizmami?

    Z powyższych rozważań wynika jednak tyle: gdy mówimy o Bogu winno nam mowę odjąć. Zresztą wiedziała już o tym stara teologia, gdy mówiła, że o Bogu można formułować wypowiedzi negatywne: wszystko, co ludzkie i niedoskonałe, musi Mu być obce. Tak więc dochodzi się do sformułowań: Bóg jest nieograniczony, nieskończony, niezmierzony, niepojęty. - Z drugiej strony teologia ta orzeka o Bogu wszystko, co w naszych oczach uchodzi za doskonałe, i to w stopniu najwyższym, posługując się przedrostkiem ,,wszech-”: Bóg jest wszechmocny, wszechwiedzący, wszechobecny. Tu wnioskuje się o Stwórcy w oparciu o stworzenie, ponieważ On sam musi posiadać w nieskończonej pełni wszystko to, co nam zostało dane.

    Czy nie jest to mimo wszystko próba ujęcia Boga za pomocą ludzkich pojęć? Nie jest nią dotąd, dopóki zdajemy sobie sprawę z niewystarczalności naszych wypowiedzi. Wprawdzie w odniesieniu do Boga stosuje się tu pojęcia ludzkie, ale niestety innymi nie dysponujemy. Przy tym musimy jednak mieć na uwadze, że wszystkie te pojęcia zawierają więcej niepodobieństwa niż podobieństwa zachodzącego pomiędzy Bogiem a człowiekiem (analogia). Mimo wszystko wypowiedzi te nie są fałszywe, ponieważ kierunek, który wskazują, jest właściwy, choć nie ujmują one całej rzeczywistości Bożej. Bóg zawsze jeszcze pozostanie inny, aniżeli cała nasza ludzka mądrość może wymarzyć - On pozostanie niewypowiedzianą tajemnicą. Pod każdą nazwą, jaką Mu nadajemy, Bóg równocześnie ukazuje się i zasłania.

    Dlatego Biblia z dużą prostotą posługuje się całym szeregiem bardzo obrazowych wyrażeń, aby powiedzieć o Bogu coś, czego nigdy nie zdołalibyśmy poznać naszym rozumem.

    Wiele z tych obrazów ma ludzkie cechy, tak na przykład, gdy powiedziano, że Bóg ma serce, że myśli o nas, że Go coś zasmuca, że jest zagniewany, że opiekuje się nami, itd. Te wypowiedzi z góry zakładają, iż mają być rozumiane jako tajemnica. Autorzy Biblii wiedzą, że tego rodzaju wyobrażenia są jedynie środkami pomocniczymi. One wskazują jedynie na Boga, który pozostaje w sobie nadal niezgłębiony. Nie kryje się w tym wcale naiwny, dziecinny obraz Boga, jaki w kolejnym fragmencie tej książki będziemy musieli odrzucić. Chodzi tu raczej o wypowiedzi, sformułowania, które chcą nam przybliżyć Boga.

    Więcej na następnej stronie

    Błędne wyobrażenia o Bogu


    Człowiek nie może poznać o własnych siłach, jaki rzeczywiście jest Bóg. Dlatego też istnieje cały szereg złych, błędnych o Nim wyobrażeń. One zaciemniają spojrzenie na Boga. Może niektórzy „wierzący” sami winni są temu, że powstają wyobrażenia o Bogu, na które rzeczywiście nie może się zgodzić żaden rozsądny człowiek. Także wielu ludzi nie odrzuca wcale Boga, ale jedynie Jego karykatury. Są oni zgorszeni Jego zniekształconym obrazem. Bóg zaś jest niezależny od wyobrażeń, które my o Nim posiadamy. Gdy pierwotny mieszkaniec dżungli poczyna wątpić w swe drewniane bóstwa i w końcu przestaje w nie wierzyć, nie oznacza to, iż nie ma Boga, ale znaczy to jedynie, że Bóg nie jest z drewna.

    Żadne słowo nie jest używane tak lekkomyślnie, jak właśnie słowo ,,Bóg”. Czego to Nim nie określano, czego to nie czyniono w Jego imię. ,,Ufamy Bogu” napisano na dolarze. Na pasach zaś niemieckich żołnierzy widniał napis: „Bóg z nami”.

    M. Buber:,,Słowo »Bóg« jest jednym z najbardziej nadużywanych stów. Żadne dotąd nie zostało tak splamione i zszargane. [...] Ludzie zabijali i umierali dla tego słowa [.. ] Pokazują głupstwa umieszczając pod nimi napis »Bóg«, mordują się wzajemnie i powiadają »w imię Boga«”(Autobiographische Dokumente).


    Można spotkać ludzi, którzy zdają się tak dokładnie wszystko wiedzieć o Bogu, jak gdyby byli z Nim połączeni ,,gorącą linią”. W rzeczywistości zaś „nikt nigdy Boga nie widział" (J 1,18).

    Znane jest wyobrażenie Boga jako kochanego, starego mężczyzny z brodą, Boga, który gdzieś tam ponad chmurami, ,,w niebie", siedzi na tronie. Powstało ono na gruncie antycznego obrazu świata, który stanowi także podłoże dla koncepcji biblijnych. Do dnia dzisiejszego wyraz „niebo” używany bywa błędnie zarówno dla określenia firmamentu, jak i tego, co Boskie. Znana jest wypowiedź rosyjskiego kosmonauty Gagarina: „Dotarliśmy we wszechświat i nigdzie nie spotkaliśmy Boga”. Bóg nie jest jednak związany czasem i przestrzenią jak my. Nigdzie nie stoi tron Boży, w żadnym zaś razie po tamtej stronie Drogi Mlecznej. ,,Niebo" nie jest miejscem zamieszkania, ale stanem.

    Inni ludzie mniemają, iż Bóg nigdy nie może powiedzieć „nie”. Wyobrażają sobie Boga jako partnera zawartej umowy, z którym można dokonywać transakcji wymiennej. Uważają, iż jest On jedynie po to, by wysłuchiwać ich modlitw. Jak w automacie, po każdej modlitwie winno nastąpić jej wysłuchanie i spełnienie prośby. Tak więc Bóg zostaje sprowadzony do roli pomocnika człowieka. Rozczarowanie nie może nas ominąć. Następstwo tego: teraz nie mogę już dłużej wierzyć w Boga.

    Dla jeszcze innych Bóg jest pewnego rodzaju „niebieskim milicjantem”, który winien dbać o porządek w świecie. Gdy jako dzieci jeszcze byli niegrzeczni albo gdy biły pioruny, straszono ich: „Bóg łaje”. Jako dorośli żywią teraz do Niego urazę, gdyż mimo Jego czujności spotyka się w świecie tyle nieporządku i niesprawiedliwości. Inni zatrzymują przez całe swoje życie tego rodzaju lęk przed Bogiem, który z przerażającą dokładnością odnotowuje każde ludzkie potknięcie, aby nas kontrolować, a na końcu życia przedłożyć nam rachunek. Jakiż to mały i małostkowy Bóg.

    Wielu ludzi hołduje poglądowi, że Bóg korygując ustawicznie bieg tego świata, winien by wpływać nań, w razie konieczności także posługując się cudem. Zapominają, iż Bóg powierzył człowiekowi całe stworzenie. Świat ma swoją niezależność i swe własne prawa, których żaden „Bóg cudów" nie przełamuje tak szybko, po to tylko, by spełnić ludzkie życzenia. Wiemy dziś dobrze, że to nie Bóg gromadzi burzowe chmury i miota na człowieka błyskawice, ale że to wszystko dzieje się zgodnie z naturalnym biegiem rzeczy. Nie wolno nam czynić z Boga „zapchajdziury”, który służy za wyjaśnienie wszędzie tam, gdzie człowiek w swoich dociekaniach dochodzi do pewnej granicy - często tylko tymczasowej. Człowiek pierwotny czcił siły natury jako bóstwa: słońce, płodność. Dziś człowiek ujarzmił te siły i kieruje nimi. Z tej racji wydaje mu się, iż może sobie pozwolić na to, by już nie wierzyć w Boga. Faktycznie zaś winien by jedynie wyobrazić Go sobie o wiele większym. Nie wolno nam Boga szukać w siłach natury, ale trzeba Go szukać jako stojącego poza nimi, jako ostateczną ich przyczynę sprawczą.

    Więcej na następnej stronie

    Z drugiej strony Bóg nie jest kimś „całkiem odległym”, tym, kto dostojnie wycofał się ze świata. On nie jest „pra-mistrzem”, który w akcie stwórczym wprawił w ruch cały mechanizm natury, a potem pozostawił świat i ludzkość własnemu ich losowi.

    Pewna młoda dziewczyna straciła w wypadku drogowym mężczyznę, którego kochała. Zapytała swojego wujka, czy Bóg nie interesuje się jej miłością. Ten odpowiedział, iż Bóg jest czym innym zajęty. Na to odpowiedziała dziewczyna: „Jeżeli Bóg nie interesuje się mną, to i ja nie będę się Nim więcej interesować”.

    Nie jest to słuszne. Bóg jest we wnętrzu każdego człowieka, napotykamy Go w każdej rzeczy. On stanowi najgłębszy fundament wszystkich ludzkich pytań, w świetle wiary zaś ukazuje się nam jako „nasz Ojciec”.

    Podsumowując można powiedzieć: im mniejszy i uboższy jest obraz, jaki ma człowiek o samym sobie i o świecie, tym mniejszy i uboższy jest również obraz, jaki tworzy on sobie o Bogu. Nic dziwnego, że w miarę postępu nauk przyrodniczych i rozwoju społecznego tego rodzaju obraz Boga zostaje zakwestionowany. Mimo to wstrząsy takie są zbawienne, gdyż zmuszają nas do zrewidowania i poszerzenia naszych wyobrażeń o Bogu. Dla człowieka współczesnego, zorientowanego w nauce, Bóg żadną miarą nie stał się zbyteczny -przeciwnie: na tle tej wiedzy Bóg staje się większy.

    W drugim wieku, jak donosi jeden z pisarzy Kościoła tego okresu, podejrzewano chrześcijan o ateizm. Pisarz ten odpowiedział na to: ,, Wyznajemy również, że jesteśmy ateistami, ale ateistami w stosunku do wszystkich rzekomych bogów” (św. Justyn, Apologia prima 6,1 Mignę, PG VI).

    Dla nas jest to interesująca wzmianka, wskazuje ona mianowicie, że już wówczas wiara chrześcijan odróżniała się wyraźnie od obiegowych wyobrażeń o Bogu i dlatego popadli oni w podejrzenie, jakoby w ogóle odrzucali istnienie Boga. Bo rzeczywiście, w wyniku wiary chrześcijańskiej siły natury jako „boskości" zostały pozbawione swych tronów.

    Nowe spojrzenie na człowieka


    I odwrotnie, możemy powiedzieć: obraz, jaki mamy o Bogu, wpływa na myślenie o nas samych. Na początku tych rozważań wyszliśmy od człowieka i pytaliśmy o Boga. Teraz możemy wyjść od Boga i na nowo, jeszcze wnikliwiej pytać o człowieka. W świetle takiej znajomości Boga niejedno w naszym życiu stanie się dla nas jaśniejsze.

    Gdy inżynier konstruuje nową maszynę, niefachowiec nie może sobie wytworzyć obrazu ukończonego dzieła w oparciu li tylko o leżące wokół pojedyncze części. Z chwilą jednak, gdy zajrzy do planów budowy i będzie miał przed sobą zamierzoną całość, która jest celem projektu, wówczas również zdoła poznać znaczenie poszczególnych części składowych.

    Jeżeli więc uznamy Boga za cel naszego życia, za jego pełną tajemnic podstawę, wówczas także szczegół w naszym życiu nabierze głębszego sensu. Lepiej poznamy, po co żyjemy, głębiej zrozumiemy kim jesteśmy. Na skutek wiary w Boga zmianie ulega także ziemska egzystencja człowieka. Wszystko uzyskuje nową pozycję w hierarchii wartości. Coś, co jest skończone, nie może w dalszym ciągu być dla człowieka wierzącego czymś „nieskończenie ważnym”. Z pozycji wiary w Boga wyjaśnione zostają niektóre zagadki naszego życia. -Czyż nie jest to też pewne potwierdzenie? Oczywiste, że i dla człowieka wierzącego wiele spraw pozostaje zakrytych, ale zdobywa on całkowicie nowe siły dla przezwyciężenia trudności, jakie stawia przed nim życie. Nie jest prawdą, że prawdziwa wiara nastawia człowieka wrogo do niego samego i do świata. Przeciwnie: wierze tej zawdzięcza on swoje pozytywne nastawienie do wszystkiego, czego zażąda od niego dzień powszedni.

    (Fragment książki "Taka jest nasza wiara")