Wiara jako spotkanie z Bogiem

Ferdinand Krenzer

publikacja 10.07.2005 14:27

Wiara stanowi korzeń i początek zbawienia, jest zasadniczą decyzją i zasadniczą postawą w życiu chrześcijańskim.

  • Czy życie ma sens? :.

  • W poszukiwaniu Boga :.

  • Religia i ateizm :.

  • Jezus Chrystus jest Panem :.

  • Wiara jako spotkanie z Bogiem :.

  • Wielkość i nędza człowieka :.




  • Sensowność refleksji nad wiarą


    ,,Nie do wiary”

    Jest to wyrażenie oddające sytuację współczesnego człowieka. Wiara wydaje mu się albo za trudna, owszem prawie niemożliwa, albo też człowiek przeciwstawia się konsekwencjom, które wynikałyby dla niego jako dla wierzącego, albo wreszcie pogardza wiarą jako czymś niegodnym człowieka, dziecinnym i nie do przyjęcia. Niewiara polega zatem na odrzuceniu, zobojętnieniu lub też zarozumiałości.

    Jako brak wiary może ona jednak być także wyrazem potrzeby wiary u współczesnego człowieka i może sygnalizować (rzekomą) jego niezdolność do uwierzenia.

    Jakkolwiek by nie było, wiara stała się w podwójnym tego słowa znaczeniu czymś godnym zastanowienia się. Trzeba więc rozpocząć całkiem od nowa i najpierw zapytać o wiarę.

    Może dojdziemy do nowego rozumienia wiary - jako osobistego spotkania z żywym Bogiem. Wiara stanowi korzeń i początek zbawienia (Sobór Trydencki), jest zasadniczą decyzją i zasadniczą postawą w życiu chrześcijańskim. Trzeba mówić o problemie wiary, zanim jeszcze zostanie przedstawione to, w co się wierzy.

    Błędne ujęcia wiary

    W mowie potocznej wiara uchodzi za niewiedzę. Gdy nie wie się czegoś z całą pewnością, ale przeciwnie - mniema się tylko i przypuszcza, wówczas błędnie zostaje użyte słowo: wierzę - ich glaube.[ „ich glaube” nie ma odpowiednika w języku polskim, który w takich razach posługuje się terminem: uważam, myślę (przyp. tłum.)] Stąd zdarza się, że człowiek współczesny, hołdujący nauce, bez wgłębiania się w rzecz nie docenia wiary i po prostu oświadcza: „wierzyć, znaczy nie wiedzieć”.
    Więcej na następnej stronie

    W tym stwierdzeniu tkwi mimo wszystko cząstka prawdy, jest ono mianowicie o tyle prawdziwe, o ile człowiek nie może wszystkiego dociec i o ile poprzez wiarę dochodzi do poznania, które przekracza możliwości wiedzy. Jednakże nie dostrzega się tu, że w ten sposób człowiek zdobywa wyższą, doskonalszą formę rozumienia oraz pojmowania rzeczywistości, aniżeli mógłby to kiedykolwiek uczynić posługując się rozumem. Wierzyć znaczy nie tylko: wiedzieć. Wierzyć znaczy właściwie: lepiej wiedzieć. Ale wierzyć znaczy także nie tylko: czuć. Kto ujmuje wiarę jako ślepe uczucie, ten popełnia błąd, i to wcale nie mniejszy niż poprzednio, gdyż ani w momencie uwierzenia, ani w procesie rozwijania się wiary rozum nie zostaje wyłączony, przeciwnie, pozostaje w najwyższym stopniu aktywny, choć sam nie wystarcza. Wierzyć znaczy również nie tylko: chcieć. Także sama wola nie zdoła wymóc wiary. Tu trzeba się liczyć z działaniem pomocniczym i ze współdziałaniem, które korzysta jako z punktów zaczepienia zarówno z rozumu i z woli, jak też z uczuć człowieka, sprowadzając je do jednego żywego aktu obejmującego całą osobę. Wiara to w ostatecznym rozrachunku doświadczenie daru, nowego uzdolnienia.

    Wiara niepełna marnieje i przeradza się w błędnowierstwo. Niezrealizowana szuka upustu w przesądach. Nawet niewiara może być najgłębiej ukrytą tęsknotą za wiarą. Może być „wiarą anonimową” (Rahner). Nieufność chce w gruncie rzeczy obdarzyć zaufaniem i zdobyć je. Człowiek potrzebuje kogoś, na kim mógłby polegać. Kto pyta o wiarę i szuka jej, ten niewiele jest od niej oddalony.

    Co znaczy wierzyć?



    Wiara jako swego rodzaju poznanie

    Każdemu przedmiotowi poznania odpowiada specyficzny proces poznawczy. Należy się wystrzegać błędu, jakoby jedynie poznanie matematyczno-przyrodnicze albo zewnętrzne, zmysłowe spostrzeżenie jakiegoś przedmiotu mogło być dla człowieka źródłem nowego rozumienia i wiedzy. We wzajemnych stosunkach międzyludzkich szczególną rolę odgrywa poznanie oparte na wierze.

    Więcej na następnej stronie

    Patrząc na dzieje człowieka stwierdzamy, że prawdziwe poznanie jest możliwe tylko na tej drodze. Również więc osobisty kontakt człowieka z Bogiem będzie mógł mieć miejsce jedynie na drodze wiary.

    W stosunkach z ludźmi zawsze zdani jesteśmy na wiarę. Odnosi się to zarówno do informacji uzyskiwanych za pośrednictwem języka, jak i do wyrazu twarzy oraz do gestów związanych z sytuacją kontaktu. Przeżycia kogoś drugiego ludzie spotykający go mogą przyjąć do wiadomości jedynie w oparciu o to, co zostanie im przekazane. Tak otwiera się wnętrze człowieka, a na skutek uzewnętrznienia ktoś drugi dowiaduje się czegoś, co normalnie było dla niego niedostępne. Nastawić się na przyjęcie tego rodzaju wiadomości znaczy wierzyć. Tak bywa w wychowawczych relacjach rodzice - dzieci, nauczyciele - uczniowie, mistrzowie - pobierający naukę. Odnosi się to również do przekazywanych innym danych naukowych, do każdego przesłania wiadomości z odległych krajów wreszcie do każdego przekazu historycznego. Zależnie od tego, jak wielkie zaufanie jeden człowiek budzi w drugim, osiąga się większą lub mniejszą pewność wiary. Największej i najpiękniejszej pewności aktu ludzkiej wiary można doświadczyć w przyjaźni oraz w miłości. Tu rzeczywiście rozumie jeden drugiego, to znaczy, że jest w stanie postawić się w miejsce tego drugiego i w pewnym stopniu patrzeć jego oczyma. Wiarogodność przekazu opiera się na zaufaniu, że ów drugi nie myli się i nie zamierza wprowadzić nas w błąd. Im serdeczniejszy i bardziej osobisty jest tego rodzaju stosunek, tym większa też pewność uwierzenia drugiemu człowiekowi.

    Wiara w znaczeniu religijnym

    Taka wiara nie jest suchym przyjęciem formuł katechizmowych za prawdziwe, lecz osobistym spotkaniem z Bogiem. Bóg, który „panuje w niedostępnym świetle”, który „przekracza wszelkie pojęcie”, jak każda inna osoba ma swoją sferę intymną, ma tajemnice, których nie sposób zgłębić za pomocą rozumu. Również wtedy, gdy stanie się jasne dla umysłu ludzkiego, że Bóg istnieje, nie będzie on wiedział, kim Bóg jest, i nie będzie wiedział o Nim nic bliższego. Bóg pojmowalny umysłem ludzkim nie byłby już Bogiem.

    Więcej na następnej stronie

    Tajemnice Boga nie są niedorzeczne, przeciwnie, one są aż nadto dorzeczne. Z miłości do człowieka zostają mu one podane do wiadomości dzięki objawieniu. W akcie Wcielenia wypowiada się sam Bóg. „Słowem Bożym” jest Jezus Chrystus, poprzez którego Bóg zetknął się cieleśnie z człowiekiem. W tymże Jezusie Chrystusie Bóg jest równocześnie przedmiotem wiary i jej podstawą. Wierzę w Boga ze względu na Boga. Wierzę Mu przyjmując to, co sam o sobie powiada. Wierzę Mu, Jezusowi, Trójjedynemu Bogu. „W akcie wiary dostrzega człowiek rzeczywistość Trójjedynego Boga” (Josef Pieper). Wyznanie wiary jest osobistym „wierzę w Ciebie". Jeżeli chce się analizować wiarę, wówczas nie dochodzi się do żadnego jasnego wyniku. Wiara jest czymś żywym i wymyka się spod skalpela rozumu i psychologii.

    Można tu jednak uchwycić poszczególne momenty. Rozum jest zaangażowany nie mniej od woli: posuwa się on aż do ostatecznych swych granic w słuchaniu, dowiadywaniu się i przemyśliwaniu tajemnic Bożych. Wola podporządkowuje się żądaniom Bożym i wyciąga konsekwencje dla życia osobistego człowieka. Wiara jest poznaniem i uznaniem. Nie stanowi ani wyniku wnioskowania - nie sposób bowiem wniknąć i zgłębić wiary, by w oparciu o własne poznanie wyciągnąć wniosek - ani też podejmowanego w ciemno ryzyka, gdyż człowiek nie rzuca się tu na oślep w przepaść irracjonalizmu. Wiara to sprawa serca. Mamy przy tym na myśli serce nie jako siedlisko uczuć, ale jako centrum osoby, z którego wywodzą się właściwe decyzje. Wiary nie należy zatem w żaden sposób wymuszać na człowieku. Ona jest w swej istocie łaską. Jeżeli Bóg nie zbliży się do człowieka, jego własne wysiłki na nic się nie zdadzą. Wiary nie da się urzeczywistnić ani samym zaangażowaniem się człowieka, ani też samym zaangażowaniem Boga. Bóg nie przymusza do wiary, ale zaczyna działać w momencie pojawienia się u człowieka pytań, tęsknoty i gotowości. Przed uwierzeniem człowiek może jedynie wyciągnąć ręce i otworzyć swoje serce tak, by Bóg mógł w nie wejść. Właśnie symbol pustych rąk odpowiada dyspozycji prowadzącej do wiary. Wiara będzie więc wydarzeniem dokonującym się w spotkaniu. Ono rozwija się nie logicznie ani też psychologicznie, ale jak coś, co żyje. Wiele wrażeń odbieranych pojedynczo scala się dając nagle i jakby w oka mgnieniu całościowy obraz, który jawi się jako cud.

    Więcej na następnej stronie

    Proces wiary urzeczywistnia się zatem etapami poczynając od momentu usłyszenia i zrozumienia (teoretycznego i praktycznego) poprzez postanowienie i decyzję (woli), a kończąc na całkowitym zdaniu się na Boga, który spotyka nas w Jezusie Chrystusie.

    Taka wiara jest wprawdzie mało jasna, gdyż wykracza poza ludzkie pojęcia, a zatem w tym sensie pozostaje ryzykiem. Ale właśnie dlatego zdecydowanie się na wiarę to akt w pełni wolny, człowiek nie czuje się zniewalany, zmuszany, pokonywany, przeciwnie, może się otworzyć na nowe światło nie mające już źródła w nim samym. Bóg daje mu „oczy wiary” (Augustyn), jakimi może dostrzec ową niedościgłą jasność tajemnicy, w którą chętnie się angażuje i z którą się wiąże. Mimo tak wielkiej, po ludzku biorąc, niepewności i możliwości podważenia, wiara jest pewna ponad wszystko, gdyż nie opiera się na ludzkiej wiedzy i na ludzkim doświadczeniu, ale na Bogu, który nie może się mylić ani kłamać. „Kto wierzy, ten nie drży”, ten „wsparty jest na Bogu”.

    Wiara jako spotkanie z Jezusem Chrystusem

    Ujęcie wiary przedstawione w poprzednim fragmencie, znajduje uzasadnienie w Piśmie świętym. Już w Starym Testamencie pod pojęcie wiary podpadała każda postawa człowieka w jego relacji do Boga. Odpowiednikiem Bożego objawienia i wezwania ze strony człowieka jest słuchanie, pytanie, opieranie się, posłuszeństwo i czyn. Bóg objawia się bezpośrednio wielkim mężom Starego Testamentu i każe im przekazać narodowi to wszystko, co usłyszeli od Niego. Takie postacie, jak Noe, Abraham, Mojżesz, prorocy czy Job, stanowią przykład właśnie takiej całościowej postawy człowieka, który żyje wezwaniem Bożym. Nie na darmo św. Paweł w Liście do Rzymian nazwał Abrahama „ojcem wiary". Zaś w Liście do Hebrajczyków został przedstawiony ów długi szereg świadków wiary kończący się na Jezusie, „który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala” (Hbr 12,2).

    W Nowym Testamencie wiara polega na zetknięciu się konkretnego człowieka z Jezusem. Jako warunek wymagana jest tu przemiana serca (metanoia). Znaczy to, że człowiek winien być wolny od uprzedzeń, otwarty na to, czego Jezus od niego żąda, i winien oddalić od siebie wszelką krnąbrność rozumu oraz woli. Ma on zmienić kierunek, zwrócić się do Jezusa, zdać się na Niego całkowicie i wyłącznie, wreszcie ma bezwarunkowo pójść za Nim. Zaufanie płynące z wiary, nieograniczone „Tak” wobec problemu Jezusa oznacza zbawienie dla człowieka. Kto raz zdał się na Jezusa, ten rozpoczyna z Nim wszystko na nowo. Ten myśli i postępuje wychodząc już tylko z Jego pozycji.

    Więcej na następnej stronie

    Jest gotów przyjąć od Niego każdą informację dotyczącą tajemnic Bożych oraz tajemnicy panowania Boga w człowieku; bo kto widzi Jezusa, widzi Boga (por. J 12,45). Człowiek zostaje dopuszczony do najgłębszego pokładu życia, do serca Chrystusowego (l Kor 2.16). Taka wiara w Jezusa nie poprzestaje jednak na uwielbieniu z dystansu, ale żąda konsekwencji i naśladowania. Stałość wiary bywa atakowana przez małą wiarę oraz przez nieufność. Mimo zgorszenia Jego męką i krzyżem wytrwać przy Jezusie i doświadczyć zmartwychwstania - to oznaka zwycięskiej skuteczności wiary, którą w starochrześcijańskim credo wyraża krótkie: „Jezus Chrystus jest Panem” (tzn. Bogiem).

    W akcie wiary jest więc obecny zarówno Bóg w osobie Jezusa i On przychodzi do człowieka, jak również człowiek, który przychodzi do Jezusa, a tym samym do Boga. Wiara jest „relacją do Boga, która obejmuje całego człowieka, z całym jego zewnętrznym zachowaniem i życiem wewnętrznym” (A. Weise). Człowiek pochwycony przez Jezusa, człowiek „vis-a-vis Jezusa” (Pascal), człowiek, „który stał się współczesnym Jezusowi" (Kierkegaard), ma taką samą szansę uwierzenia, jak ten, który spotkał historycznego Pana. W Ewangelii Mateusza (14,22-33), czyli w relacji o Jezusie zawierającej powielkanocne już doświadczenie żyjącego Pana, a więc znamiennej dla każdej późniejszej sytuacji w zakresie wiary, znajdują się ujęte w sposób mogący służyć za przykład elementy tej ostatniej.

    Daremna walka mężczyzn w łodzi z wiatrem i z wysoką falą uwidacznia alegorycznie ludzką egzystencję bez Boga, pozostawanie w niewierze. Owo zaś zniechęcenie płynące z rodzącego się zwątpienia jest znamienne dla rezygnacji, której źródło tkwi w niewierze. W takiej sytuacji zbliża się jakaś postać zarysowana najpierw słabo i ledwie dostrzegalnie, potem coraz wyraźniej. Wyłania się ona i zbliża do niewierzącego ze środka prawie beznadziejnego mroku, z ,,nicości”, jak to określa egzystencjalizm. Natychmiast też zostaje podjęta próba zaszeregowania tego, co się zbliża, do zjawisk wytłumaczalnych i łatwo poznawalnych, przynależnych do racjonalnie uporządkowanego świata: widmo. A więc halucynacja, produkt podrażnionej fantazji, a zatem właściwie nic. Tę próbę wyjaśnienia krzyżuje jednak wyraźnie słyszalny głos z naprzeciwka: „To ja jestem”. Głos ten nawet wzywa do odwagi i do wyzbycia się lęku. Początkowa nadzieja, że to jest przecież rzeczywistość, wyjście, odpowiedź na pełen zwątpienia dylemat, że to postać, której można by zaufać, odżywa na nowo, tym razem o wiele mocniej. A skoro głos był słyszany i skoro ten, kto mówił, szedł po wodzie, a więc ujawnił największą moc, rośnie prawdopodobieństwo, że to ktoś, kto rzeczywiście może dać moc i ukazać sens. I teraz ma miejsce ryzykowne: ,,Jeśli to Ty jesteś (wątpliwość wchodzi jeszcze w grę), rozkaż, abym przyszedł do Ciebie”.

    Więcej na następnej stronie

    W usilnym pragnieniu uwierzenia człowiek otwiera się na Tego, który stoi naprzeciw. Ale może on to uczynić jedynie w odpowiedzi na zachęcające ,,przyjdź”. A zatem łuska już z nim współdziała. Jej punkt zaczepienia znajduje się jednak w sercu człowieka. I popatrz, udaje się . Podtrzymywana Jego spojrzeniem noga Piotra pozostaje na powierzchni wody, oddalenie, które wydawało się nie do pokonania, staje się coraz mniejsze.

    A oto znowu pojawiają się zwątpienie i lęk, do głosu dochodzi świadomość własnej słabości, przekonanie, że jest się zdanym na samego siebie, podejrzenie, że pomyliliśmy się. Silny wiatr świata, zniechęcenia, powierzchowności, argumentów przeciwnych wierze okazuje się bardziej słyszalny i bardziej widzialny niż znikająca znowu postać. Brakuje jeszcze ostatecznego oddania się. Człowiek nie chciałby ryzykować, ale mieć pewność, chciałby wiedzieć, nie wierzyć. W tej chwili zaczyna tonąć w morzu tego świata, w wirze własnych myśli, w przepaści zwątpienia, w krążeniu wokół samego siebie. Jednak w tym ostatecznym momencie, w fazie odczucia, iż jest u kresu, w fazie, która musiała być boleśnie uświadomiona, człowiek znajduje jedyne możliwe wyjście, ucieka się do ostatecznej ludzkiej możliwości - do uaktywnienia wiary: wyciąga ręce w modlitewnym geście wołając ,,Panie, ratuj mnie”. I oto staje się już samym tylko oddaniem się, samą zdolnością przyjęcia, w tym momencie z jego serca znika wszelka duma i robi się w nim puste miejsce, które jedynie Pan może zapełnić. Obraz rąk wyciągniętych i otwartych w stronę Pana jako jedyny może oddać subiektywny warunek uwierzenia. Na tym rozstrzygającym etapie Pan swoją dłonią ujmuje wzniesione do modlitwy ręce człowieka i podnosi go ku sobie. Tu odczuwa człowiek prawdziwie i rzeczywiście, że spotkał go sam Bóg, który przyciska go teraz do swojej piersi. Razem z cichym wyrzutem Pana: ,, Dlaczego zwątpiłeś, małej wiary?”, wyzwala się jasne, niedwuznaczne wyznanie wiary, wypowiedziane z taką pewnością, jaką ma ktoś pochwycony przez Boga i zdający się na Niego (a takim człowiekiem jest przecież wierzący): ,, Zaprawdę, Ty jesteś Synem Bożym”.

    Więcej na następnej stronie

    Jeżeli św. Marek opisując to samo zdarzenie (Mk 6,52) zaznacza, że ,,byli zdumieni w duszy”, to pokazuje tym samym, jaką koniecznością jest dla dążącego do wiary, by wyszedł poza samego siebie, poza krąg istniejący wokół siebie samego i przeszedł do kręgu wokół kogoś innego, mianowicie wokół Boga, a wiec pokazuje niezbędność osobistego oddania się. Cały człowiek, wraz z rozumem, wolą i sercem bierze udział w tym procesie. Jednakże realizacja, pewność i doprowadzenie do skutku samego aktu wiary to wyłącznie sprawa łaski. Wszystkie akty człowieka są scalone w oddaniu się - jako warunek wstępny dla działania tej łaski. Nietrudno więc rozpoznać w tym zdarzeniu wszystkie ważne elementy aktu wiary razem z ich wewnętrznym przyporządkowaniem.

    Droga wiary


    W poszukiwaniu wiary

    Jak zatem człowiek niewierzący (niewierzący albo jeszcze niewierzący czy też już niewierzący) może dojść do owego spotkania z Jezusem, a tym samym do wiary?

    1. Będzie musiał zadbać o właściwą postawę. Dołoży starań, aby rzetelnie poszukiwać, rzeczowo pytać i być ochoczym „słuchaczem słowa” (Rahner). Człowiek taki winien się odznaczać gotowością do słuchania, posłuszeństwa, pokory, rezygnacji, zaparcia się samego siebie, poświęcenia się oraz do wyjścia poza granice swego rozumu i woli. Winien uznać swoją zasadniczą sytuację sprowadzającą się do tego, iż jest bytem stworzonym oraz istotą cielesno-duchową, ograniczoną, podległą zmianom. Winien się wyzbyć wszelkich przesądów, z których najgorszym jest przesąd tak zwanej wolności od przesądów. Jeżeli brakuje tych zasadniczych warunków, rozmowa na tematy wiary pozostaje bezowocna i bezsensowna. Człowiek współczesny jest pozornie „niewrażliwy na Boga” (A. Delp), pozostaje „w sprzeczności” (E. Brunner), a to wszystko z tej racji, że przegapił decydujące „Spotkanie” (F. Sagan), które trzeba mu znowu umożliwić. Przy tym człowiek ostatecznie nie powinien by nic innego czynić, jak tylko zasłonić ręką swoje usta i zamilknąć przed Bogiem. W ten sposób poszukujący dojdzie do poznania, że chciałby wierzyć.

    Więcej na następnej stronie

    2. Będzie musiał wdać się w gruntowne roztrząsanie problemów.-Nie będzie wykręcał się od odpowiedzi na żadne pytanie, każdą odpo-wiedź oceni krytycznie. Człowiek poszukujący winien wciąż na nowo-czytać Ewangelię, aby stopniowo coraz lepiej ją rozumieć. W niej-spotka Jezusa, Jego słowo, Jego czyny, Jego niezwykłą postać. Będzie-pytał: Kimże jest ten? Czego właściwie chce ode mnie? W mozolnym-procesie zbliżania się i wyjaśniania sobie problemów stanie się dlań-stopniowo jasne, że w Jezusie spotyka nie tylko jakiegoś wielkiego-człowieka, ale samego Boga, i że od Niego wszystko zależy.

    Człowiek poszukujący zetknie się następnie z żywym Kościołem. Zechce teraz spróbować ze swej strony i w obecnych czasach powtórzyć doświadczenie wiary, jakie było udziałem jej pierwszych świadków. Spotka człowieka wierzącego, który jest nosicielem Chrystusa i Boga. Taki kontakt to dla niewierzącego most prowadzący do wiary. „Kto was słucha. Mnie słucha” (Łk 10,16). Również wówczas, gdy nie każdy, kto mieni się chrześcijaninem albo należy do Kościoła, godnie reprezentuje tegoż Jezusa Chrystusa, ale przeciwnie, w wyniku swojej winy raczej Go przysłania i zaciemnia. Tym bardziej przekonywa przykład pełnego chrześcijańskiego życia, a ktoś, kto najwierniej naśladuje Jezusa, stanie się dla innych „wzorcowym człowiekiem” (W. Nigg). W każdym jednak razie chrześcijanin ukazuje sobą Tego, którego imię nosi (słusznie czy niesłusznie), uzewnętrznia Jezusa, jakkolwiek sam jest tylko „drugim Chrystusem”. Wszystko to oznacza dla poszukującego: również ja mógłbym wierzyć.

    3. Ostatecznie wszystko zależy od właściwej decyzji. Człowiek-poszukujący jest zdolny do spotkania i ono zostaje mu zaproponowane; czy do niego dojdzie, zależy od jednego zdarzenia, podobnego do-osobistej decyzji człowieka, wymykającego się jednakże ingerencji i przedstawiającego się jako nieuchwytne uzdolnienie, jako decyzja o człowieku i dla człowieka, jako łaska i jako zrządzenie, które nie zależy od człowieka. Bóg daje człowiekowi łaskę wiary nie dlatego, że ten się trudzi, ale wtedy, gdy się trudzi i wysila. Zewnętrzna łaska tkwiąca w przepowiadaniu, w Biblii, w Kościele czy w spotkaniu z ludźmi wierzącymi niweluje jego uprzedzenia. Łaska wewnętrzna stara się go pozyskać, wyzwala go od samego siebie, leczy, odciąża, rozjaśnia, pomaga, nie naruszając jego własnej wolnej decyzji. Również człowiek niewierzący jest otoczony łaską, bo Bóg chce, aby wszyscy ludzie dostąpili-zbawienia. To wszystko jednak nie narusza wolności człowieka, a oznacza dla niego: właściwie winienem teraz uwierzyć. Może przyzwolić, żeby wiara została mu dana, a ze swej strony wiarą obdarzyć.

    Etapy zbliżania się człowieka do wiary w Boga przedstawia Biblia za pomocą różnych obrazów: Szukam Pana w dzień mojej niedoli. „Moja ręka w nocy niestrudzenie się wyciąga” (Ps 76,3) - „Bóg mnie dotknął swą ręką” (Job 19,21) - „Rękę przyłożę do ust” (Job 40,4) -„Mur przeskakuję dzięki mojemu Bogu” (Ps 17,30).

    Więcej na następnej stronie

    Różne są etapy w życiu człowieka, który spotyka Jezusa i przez to dochodzi do wiary. Widzi zbliżającego się Jezusa. Pyta: Kimże jest ten? Jezus pozwala się widzieć i słyszeć, daje się pojąć i zrozumieć, pozwala się poznać: To Ja jestem. Nagle otwierają się człowiekowi oczy, rozumie znaczenie słów dotąd niepojętych i już wie: To Pan. Wyznaje to wyraźnie i zaczyna samego siebie pytać: Kim jestem ja w stosunku do Niego? Co On dla mnie znaczy? Co chce, abym uczynił? Od tej chwili człowiek wie, „komu uwierzył” (dotąd jeszcze niewystarczająco), komu jednakże teraz spróbuje całkowicie uwierzyć (2 Tm 1,12).

    Wzrost wiary

    W pewnym sensie także człowiek już wierzący jest podobny do jeszcze niewierzącego: jego wiara żyje, a zatem stale się rozwija. Z problemem wiary nie upora się człowiek nigdy.

    Wiarę otrzymuje człowiek na chrzcie nie w ten sposób, by nie mógł jej utracić, przeciwnie, dana mu jest ona jako pewna zdatność, którą trzeba rozwinąć do sprawności. Jak wszystko, co żyje, potrzebuje ona pokarmu, aby mogła rosnąć, będzie też musiała przetrwać niejeden kryzys, aby osiągnąć dojrzałość.

    W wierze można wyróżnić stopnie, które odpowiadają kolejnym fazom życia ludzkiego. Inna jest wiara dziecka, inna człowieka dojrzewającego, jeszcze inna jest wiara człowieka dojrzałego, inna starca. Wiara dziecka łatwo staje się wiarą „dziecinną”, jeżeli nie dopasuje się do nowej fazy życia (por. „dobrego Pana Boga z bajek” W. Borcherta). Nic dziwnego, że wiara w takiej postaci nie dorasta do poziomu poważnych problemów życia.

    W Credo jest miejsce na ja - ono winno tam być (K. Barth). To, w co „się wierzy” nie stanowi tego, w co ja wierzę. Również gdy ktoś na początku jedynie współwierzy, będzie musiał spróbować sam wierzyć, aby potem, także w chwilach zwątpienia, mimo wszystko móc wierzyć. W ten sposób wiara staje się postawą w życiu, którą cechuje wierność i która nie kapituluje także przed „dziś pojawiającymi się trudnościami w wierze”.

    Więcej na następnej stronie

    Kryzysy wiary są dlatego konieczne, aby uczynić wiarę żywą, zdolną do obrony i samodzielną. Podobnie jak przebyte choroby często uodparniają organizm, tak też kryzysy, z których wyszliśmy zwycięsko, umacniają wiarę. Nie każda trudność w wierze jest powątpiewaniem. Kto pyta, ten nie zwalnia się tym samym od wierzenia. Natomiast kto unika pytań, jest tchórzem. Stłumione pytanie pomści się prędzej czy później. Każdy problem wiary winien zostać przeorany, przeżyty i przemodlony. „Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu” (Mk 9,23). Tu jest także miejsce dla szczerej rozmowy na tematy wiary gdzie jeden drugiego wzmacnia w wierze. Jeżeli wolno cokolwiek sugerować, gdy idzie o rozwiązanie problemów wiary, wówczas może powiedziałbym: „Chrystus jest rozwiązaniem wszystkich trudności” (Tertulian).

    Pełna wiara


    Treść wiary

    Dotąd mówiliśmy prawie wyłącznie o wierze „którą” się wierzy, o postawie w wierze i o procesie aktu wiary. Trzeba jednak powiedzieć-także coś o wierze, „w którą” się wierzy, a więc o przedmiocie lub treści wiary. Nie wystarcza, że ktoś wierzy, musi być również coś, „w co” wierzy. Wszystkie dalsze rozważania będą poświęcone właśnie treści-wiary, zwłaszcza gdy idzie o Jezusa Chrystusa, gdyż w Nim streszcza-się cały problem wiary.

    Jeżeli odnośnie do określonego momentu w dziejach ludzkości czy do konkretnej osoby, jej słów i czynów, wiadomo bez wątpienia, że tu objawia się Bóg, że oznajmia sprawy utajone, wówczas nie może to pozostać niewiążącą propozycją, wobec której byłoby dopuszczalne neutralne zachowanie się, którą pozostawiono by naszemu dowolnemu uznaniu. Kogo Jezus rzeczywiście raz spotka, ten nie może minąć Go obojętnie. Będzie musiał stanąć przed Nim i zadecydować. Tu zetknie się z absolutnym roszczeniem, ponad które nie sposób pomyśleć sobie czegoś większego i ważniejszego. Tu, w chrześcijaństwie, znajduje się pełnia prawdy, tu zostało wypowiedziane decydujące słowo Boga i zapowiedziane ostatecznie Jego panowanie. Ale tu również zostało oddane do dyspozycji pełne zbawienie człowieka i zaproponowana wszechogarniająca miłość Boga. Każdy pytający i poszukujący znajduje się ostatecznie w drodze do spotkania z Bogiem w Jezusie Chrystusie. Tam jest zachowane wszystko, co poznał dotychczas jedynie niewyraźnie i częściowo, to znaczy: przechowane, zawarte i spełniane. Wiara chrześcijańska jest niedościgła i nie do zastąpienia jakąkolwiek inną religią; owszem, ona przewyższa, obejmuje i uzupełnia totalnie każdą religię świata. Chrześcijaństwo jest dla wszystkich i ofiaruje wszystkim wszystko.

    Więcej na następnej stronie

    Aby to wydobyć i przedstawić, istnieje coś takiego, jak nauka wiary oraz nauka o wierze.

    Teologia to staranne przemyśliwanie tego, co zostaje podane do wierzenia, nie zaś wścibska i bezowocna spekulacja (żonglerka słowna). To równocześnie powściągliwe i ostrożne mówienie o Bogu i o tym, co On nam przekazał.

    Dogmaty (zdania wyrażające prawdy wiary) nie są niczym innym, jak tylko wciąż nowym i lepszym rozumieniem przez Kościół tajemnic powierzonych mu przez Boga, a mianowicie rozumieniem, polegającym na ujmowaniu ich w coraz bardziej adekwatne pojęcia przy stałej obecności Ducha Świętego, który „was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem” (J 14,26). W każdym razie nie są one produktem dowolnego wymysłu.

    Medytacja jest pogłębieniem wiary poprzez własne doświadczenie, jest włączeniem rosnącego rozumienia i poznawania wiary we własne, osobiste życie. Poszerzającemu się rozumieniu wiary w jego różnorakiej formie odpowiada zdecydowane wyznanie wiary, wypowiedziane własnym głosem za każdym razem nowymi słowami.

    Żyć wiarą

    Wiara nie pozostaje jednak wewnętrzną sprawą człowieka, jego sprawą prywatną, ale przeciwnie, odbija się na naszym zachowaniu wobec innych. Wymaga konsekwencji. Przenika całe jestestwo człowieka i staje się widoczna w jego czynach. ,,[...] wiara bez uczynków jest bezowocna” (Jk 2,20). Ona musi się sprawdzić w codziennym życiu. Dlatego zawarte w akcie wiary człowieka „Tak”, nie może pozostać tylko w wyrażonej rozumowo zgodzie, ale musi się także zaznaczyć w odpowiedzialnych czynach jego życia. Wierzyć nie znaczy li tylko coś „uważać za prawdziwe”, wiara nie jest teoretycznym „Tak” w odniesieniu do posłannictwa Jezusa, ale jest formą całego życia. W niej stanowią jedność teoria i praktyka. Wiara jest wytyczną (Buber) oraz drogą (Brox). Trzeba ustawicznie, przez całe życie „eksperymentować wiarę” (Hermann). Tak więc rozdzielonych chrześcijan łączą ze sobą dwa bardzo dyskutowane zdania, które w rzeczy samej uzupełniają się wzajemnie: „sprawiedliwy z wiary żyć będzie” (Rz 1,17), oraz: „wiara bez uczynków jest bezowocna” (Jk 2,20). Wiarogodna jest jedynie miłość (Balthasar).

    Podsumujmy:

    Człowiek (także współczesny) może wierzyć, to okazuje się nawet najrozsądniejsze z wszystkiego, co jest w stanie uczynić (Chesterton). On chce być wierzącym, jeżeli dobrze się przypatrzeć tęsknocie jego serca. On winien być wierzącym, jeżeli nie chce zatracić sensu swego istnienia. Prawdziwy chrześcijanin musi być na serio wierzącym, aby poprzez wiarogodność jego egzystencji mógł dojść do wiary człowiek niewierzący.