Miłość ponad podziałami, czyli jak żyć w małżeństwie mieszanym wyznaniowo… Najważniejszy jest Bóg

Alina Świeży-Sobel

publikacja 07.03.2006 11:34

Podczas zorganizowanej w Bielsku-Białej w lutym konferencji diecezjalnych duszpasterzy rodzin przekonywali o tym Łucja i Janusz Sznyrowie z Międzyrzecza. Dowodziło tego świadectwo, jakie złożyli ci małżonkowie.

Ona – katoliczka, on – ewangelik po 24 latach małżeństwa zgodnie twierdzili: „Nie czujemy się jakąś wyjątkową parą. Chyba jedynie pod tym względem, że czujemy na sobie łaskę Bożej opieki…”.

Po prostu – razem

„Mieliśmy wtedy po 21 lat. Byliśmy na tyle młodzi, że nie zastanawialiśmy się zanadto ani nad reakcjami innych, ani też nad rozmaitymi dalszymi konsekwencjami tego kroku. Po prostu chcieliśmy być razem” – tłumaczy Janusz.

„Na początku nie mieliśmy poczucia jakiegoś obciążenia. Jeszcze jako narzeczeni mieliśmy w Jaworzu sporą grupę przyjaciół – katolików i ewangelików – i umieliśmy razem świętować. Chodziliśmy wszyscy najpierw na Pasterkę do kościoła katolickiego, a potem wspólnie czekaliśmy na Jutrznię w kościele ewangelickim. Każdy przy tym był związany ze swoją parafią i swoim Kościołem” – dodaje Łucja.

Kiedy postanowili się pobrać, odczuli zarówno ze strony części rodziny, jak i duszpasterzy pewien dystans, brak życzliwości i nieufność. „Były próby perswadowania: tyle fajnych dziewcząt chodzi po świecie. Dlaczego akurat ta?” – wspomina dziś z uśmiechem Janusz. Kilka osób nie przyszło na ten ślub, a niechęć została w nich do dziś.

„Od początku oczywiste było, że ślub weźmiemy w Kościele katolickim – bo tu jest on sakramentem, a w ewangelickim – nie. Drugą pewną rzeczą było to, że każde z nas zostanie przy swoim Kościele. Utwierdzały nas w tej decyzji także doświadczenia innych, którzy po wstąpieniu do innego Kościoła tracili tożsamość, a w końcu w ogóle swoją więź z Bogiem” – podkreślają okoliczności tamtych postanowień.

Zwyczajne życie

Kiedy urodziły się dzieci, było też oczywiste, że będą wychowywane w Kościele katolickim – bo do tego zobowiązali się przy ślubie. „To zawsze bardziej zależy od matki, a mniej od ojca, który pracując, bywa często poza domem” – tłumaczy Janusz. Dzieci dorastały, i w miarę ich dojrzałości coraz częściej trzeba było rozmawiać na temat różnic wyznaniowych. Zastanawiały się, dlaczego tak, a nie inaczej wyglądają różne momenty życia…
„Bywały takie chwile, kiedy brakowało mi obecności męża w kościele, wspólnego przystępowania do Komunii Świętej, czasem pomocy przy objaśnianiu spraw wiary” – przyznaje Łucja.
W rodzinie ostatecznie każde z nich zostało przyjęte i zaakceptowane bez zbędnych tłumaczeń. Coraz zwyczajniejsza stawała się ekumeniczna codzienność, również dla duszpasterzy. „Podczas kolędy ksiądz katolicki coraz chętniej podejmował rozmowę z moim mężem, a nasze dzieci – ochrzczone w Kościele katolickim – w trudnych czasach otrzymały też pomoc z parafii ewangelickiej” – mówi Łucja.

Niedzielny rytm wyglądał przez lata identycznie: wychodzili razem z domu do kościoła: Łucja z dziećmi do katolickiego, Janusz – do ewangelickiego. Potem wspólny powrót do domu, wymiana parafialnych aktualności, lektura „Gościa Niedzielnego” i „Zwiastuna”. „Ostatnio trochę musieliśmy go zmienić, bo… zmieniły się godziny Mszy świętych w naszej parafii” – śmieje się Łucja.

Oczywista jest obecność męża w kościele katolickim podczas wszystkich rodzinnych uroczystości. Także żony w kościele ewangelickim – podczas ważnych uroczystości kościelnych. Januszowi udało się bliżej poznać osoby w Akcji Katolickiej, Łucja bywała na próbach ewangelickiego chóru, trochę pośpiewała… „Włączyłem się też w podejmowane przez Akcję Katolicką wspólne śpiewanie, dzieląc się swoją muzyczną pasją” – wspomina Janusz.

Rodzinny ekumenizm

Ślub wzięli 16 października. „Myślimy, że to też jeden ze znaków Opatrzności, że dane nam było pobrać się w taki szczególny – papieski – dzień” – przyznają. Począwszy od „pełnoletniości” swego związku, czyli od 18. rocznicy ślubu, dziękują Panu Bogu co roku za wszystkie otrzymane wspólnie łaski podczas Mszy świętej. Ta pierwsza była bardzo uroczysta. Znajomi z Akcji Katolickiej poprosili organistę o marsz weselny na zakończenie, były życzenia, a zakończyło się niemal weselnym przyjęciem dla wszystkich w ogrodzie.
Od Mszy świętej i spotkania w kościele zaczyna się praktycznie każde rodzinne świętowanie: „okrągłych” urodzin i wszystkich ważniejszych uroczystości. Dopiero potem można myśleć o spotkaniu przy stole... „To bardzo ważne, żeby zachować właściwą kolejność. Najpierw idziemy podziękować Panu Bogu…” – podkreślają zgodnie Sznyrowie.

Dziś nikogo nie dziwi, że bliska rodzina Janusza przychodzi do kościoła katolickiego na ich zaproszenie. Na pewno ekumeniczną okazją do wspólnej modlitwy jest każde rodzinne świętowanie. W rodzinnym albumie pełno fotografii z kościelnych uroczystości, z pielgrzymek do Częstochowy, Kalwarii Zebrzydowskiej. „Co roku pielgrzymowaliśmy na Jasną Górę, ale od dwóch lat, kiedy urodziła się Julia, wybieramy bliższą i mniej dla niej męczącą drogę do Kalwarii” – tłumaczą.

Jak w małżeństwie

„Uważamy, że nie jesteśmy jakąś wyjątkową rodziną, a kwestia wyznania układa się równolegle z całą dynamiką życia małżeńskiego, wymagającego przecież i zrozumienia, pewnej gotowości przyjęcia kompromisów – i przede wszystkim miłości. Żeby małżeństwo trwało, ekumeniczne czy nie, zawsze trzeba się o to postarać…” – podkreśla Janusz.
„Mógłby być problem, gdybyśmy byli wyznawcami różnych religii. Mamy to szczęście, że możemy być i w jednym, i w drugim Kościele, czerpać więcej doznań – to większe bogactwo. Różnica wyznaniowa nie ma dla nas znaczenia: każde z nas jest w swoim Kościele i nie jest żadną ujmą obecność we wspólnocie, do której należy współmałżonek. Wszędzie chwalimy tego samego Pana Boga. Nigdy nie było próby »przeciągania na swoją stronę«, wytykania wzajemnie błędów…” – dodaje Łucja.

„Wiemy, co nas różni, wiemy dlaczego, ale nie do nas należy rozstrzyganie win czy próba rozwiązywania teologicznych sporów. Wiemy też, że podział Kościołów jest nieprawdopodobnie bolesną sprawą, pewnym historycznym spadkiem, który nas dotyka. Naprawianie może długo trwa, ale ufamy, że kiedyś dokona się, zgodnie z wolą Chrystusa” – mówią z przekonaniem.
Od czego powinni zacząć budujący ekumenię, jedność między Kościołami? „Przede wszystkim powinni kochać: siebie i Pana Boga. I nie szukać tego, co dzieli, ale troskliwie pielęgnować wszystko, co łączy, nie zaczynać od krytyki…” – podpowiadają Łucja i Janusz.


W świetle prawa…

Poprzez pojęcie „małżeństwo mieszane” obowiązujący w Kościele katolickim Kodeks Prawa Kanonicznego w kan. 1124 rozumie małżeństwo zawarte pomiędzy osobami ochrzczonymi, przy czym jedna przyjęła chrzest w Kościele katolickim lub po chrzcie otrzymanym poza Kościołem katolickim do niego została przyjęta. Natomiast druga osoba należy do Kościoła, który nie jest w pełnej łączności z Kościołem katolickim. Dla zawarcia „małżeństwa mieszanego” Kodeks Prawa Kanonicznego domaga się wyraźnego zezwolenia kompetentnej władzy kościelnej (kan. 1124), stawia jednak warunki:

– oświadczenie strony katolickiej, że będzie unikać utraty wiary;
– przyrzeczenie strony katolickiej, że uczyni wszystko, aby wszystkie dzieci zostały ochrzczone i wychowane w Kościele katolickim;
– powiadomienie strony niekatolickiej o złożonym przez stronę katolicką oświadczeniu i przyrzeczeniu oraz wynikających z tego obowiązków dla strony katolickiej (przed wydaniem Kodeksu Prawa Kanonicznego w 1983 roku strona niekatolicka musiała złożyć przysięgę);
– pouczenie obu stron o celach i istotnych przymiotach małżeństwa katolickiego (kan. 1055 i 1056) oraz upewnienie się, że żadna ze stron ich nie wyklucza.


Moim zdaniem
O. Piotr Jerzy Badura SJ
współzałożyciel Ekumenicznego Stowarzyszenia Chrześcijan w Republice Czeskiej

Pierwszym i podstawowym naturalnym środowiskiem człowieka jest rodzina. W niej przychodzi na świat, wzrasta fizycznie, duchowo, intelektualnie i emocjonalnie. Tu uczy się komunikować z otoczeniem i powstają pierwsze więzi. Przy pomocy rodziny dziecko nawiązuje także kontakt z Bogiem. Rodzina jest także najmniejszym, ale za to najważniejszym Kościołem, który zwiemy domowym.

Na Śląsku Cieszyńskim mieszka wiele rodzin o różnej przynależności wyznaniowej, popularnie zwanych rodzinami mieszanymi. Taka rodzina jest podstawową szkołą uczenia się ekumenizmu, czyli szacunku dla innego wyznania, akceptowania innych chrześcijan. To także droga poznania innego Kościoła, jego historii, tradycji i doktryny. Do tego dochodzi jeszcze czynnik wychowawczy, który ma ogromne znaczenie w realizowaniu nakazu miłości, najważniejszego ze wszystkich przykazań.
Na spotkaniu duszpasterzy katolickich rodzin w Bielsku-Białej, 7 lutego 2006 roku, świadectwo życia ekumenicznego przedstawili Łucja i Janusz Sznyrowie, małżonkowie z Międzyrzecza. Swoje doświadczenia rozpoczęli od przekazania trudności, jakie napotykali podczas swego małżeństwa. Związane one były szczególnie z nieznajomością tradycji i nauki innego wyznania. Kiedy w styczniu 1993 r. spłonął kościół katolicki w Międzyrzeczu, luteranie udostępnili swoją świątynię katolikom. Od tego czasu, dzięki częstym kontaktom – jak wspominają ci małżonkowie – mieszkańcy Międzyrzecza poprawili swoje relacje. Obecnie społeczność międzyrzecka w dziedzinie współżycia ekumenicznego staje się modelowa dla innych…

marzec 2006