Bartłomiej I proponuje "podwójną jedność" Nadchodzą zmiany?

Andrzej Macura

publikacja 18.06.2008 14:35

„Duch wieje kędy chce”. Patrząc na ostatnie wydarzenia w relacjach katolicko-prawosławnych trudno oprzeć się wrażeniu, że bywa tak częściej niż można by się spodziewać.

Bartłomiej I proponuje "podwójną jedność" Nadchodzą zmiany?

Nie tak dawno prawosławny biskup Wiednia i Austrii Hilarion (Ałfijew) wyraził przekonanie, że przywrócenie pełnej jedności między prawosławnymi a katolikami jest nierealne i nie warto tracić czasu na rozmowy teologiczne. Jego zdaniem powinniśmy raczej skoncentrować się na problemach moralnych i społecznych, i w tych sprawach działać jak „sojusznicy-partnerzy”. Opinię tę trudno uznać za mało znaczący incydent. Biskup Hilarion był przecież przedstawicielem rosyjskiego prawosławia podczas rozmów między prawosławnymi a katolikami w Rawennie. Delegacja rosyjska opuściła wtedy spotkanie na znak protestu przeciwko obecności w delegacji prawosławnej przedstawicieli Kościoła estońskiego. Wydawało się, że zgodzi się jednak na to, co w Rawennie ustalono. Niestety, nie tak dawno Moskwa odrzuciła przyjęty wówczas dokument, a w wypowiedziach przedstawicieli tego Kościoła, w tym patriarchy Aleksego II, częściej pojawia się pomysł strategicznego partnerstwa. W opinii biskupa Hilariona należy więc widzieć raczej wyraz oficjalnego stanowiska Kościoła rosyjskiego. Stało się oczywistym, że nad wysiłkiem doprowadzenia do pełnej jedności zawisły kolejne ciężkie chmury.

Parę dni temu chyba wszystkich zaskoczył honorowy zwierzchnik prawosławia, patriarcha Konstantynopola Bartłomiej I. W wywiadzie dla ekumenicznego czasopisma „Kyrillos+Methodios” zasugerował Kościołowi greckokatolickiemu, aby przy zachowaniu pełnej jedności z papieżem powrócił na łono prawosławia. Opowiedział się tym samym za modelem „podwójnej jedności”, jaki zaproponował kard. Lubomyr Huzar, zwierzchnik Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego, a który, jego zdaniem, mógłby przezwyciężyć podział między Kościołem rzymskokatolickim a prawosławnym.

Taki sposób odbudowywania jedności byłby nawiązaniem do tradycji chrześcijaństwa ruskiego, które po podziale z XI wieku przez całe stulecia nie opowiedziało się jasno ani po stronie Rzymu, ani Konstantynopola, stanowiąc pomost między Wschodem i Zachodem. Dziś, gdy anatemy zostały dawno zniesione, koncepcja nie wydaje się utopią. Na pewno domaga się bliższego wyjaśnienia i zapewne wielu rozmów w gronie specjalistów – prawników i teologów. Jednak wprowadzenie owego pomysłu w życie pomogłoby usunąć lęk przed uniatyzmem, z jakim się spotykamy po stronie prawosławnej. Dałoby też argument do ręki tym prawosławnym, którzy chcąc kontynuowania dialogu narażają się na zarzut zbytnich ustępstw wobec Rzymu. Tym samym mogłoby przyczynić się do bardziej racjonalnego traktowania pomysłów na jedność.

Jednak cała sprawa na pewno jest dużo bardziej skomplikowana i niekoniecznie o samą jedność tu chodzi. Nie należy zapominać, że na Ukrainie od lat trwa spór między trzema Kościołami prawosławnymi. A jest on jedynie odpryskiem szerszego sporu między Moskwą a Konstantynopolem o dominację w świecie prawosławia. Na razie Rosjanie mogą w sporach wysuwać argument, że są najliczniejszym Kościołem prawosławnym w świecie i trzeba się z ich rolą liczyć. Pozyskanie przez Konstantynopol grekokatolików nie tylko by tę sytuacje trochę zmieniło, ale mogłoby stać się katalizatorem zjednoczenia wszystkich Ukraińców tradycji wschodniej w jednym Kościele. Siłą rzeczy mało prawdopodobne, by Kościół ten chciał być częścią Patriarchatu Moskiewskiego.

Trudno dziś przewidywać, jaki będzie dalszy rozwój sytuacji i na ile w drodze do jedności ciążyć będzie „kościelna polityka”. Jednak inicjatywa kardynała Huzara i patriarchy Bartłomieja pokazuje, że nie jesteśmy skazani na beznadzieję. Opór przed odbudowaniem jedności wcale nie musi mieć ostatniego słowa. W drodze do pełnej wspólnoty, zapewne nie bez inspiracji Ducha Świętego, wiele dobrego i zaskakującego może się jeszcze wydarzyć.