Arcybiskup Jeremiasz: Być może nowa jakość

www.cerkiew.pl/J

publikacja 09.06.2006 09:03

Arcybiskup Jeremiasz w wywiadzie dla www.cerkiew.pl o ekumenicznym spotkaniu z Benedyktem XVI, małżeństwach mieszanych, lustracji i innych problemach Kościołów i świata.

W wywiadzie udzielonym Katolickiej Agencji Informacyjnej bezpośrednio przed przyjazdem papieża Benedykta XVI do Polski powiedział Władyka, że ma nadzieję, iż papież potwierdzi dotychczasowy kierunek ekumeniczny Kościoła Katolickiego wyznaczony przez swojego Poprzednika, a być może będziemy też świadkami nowych akcentów na drodze do jedności Kościoła. Jesteśmy już po tym wydarzeniu, czy Władyka dostrzegł w słowach i gestach Benedykta XVI jakieś nowe akcenty, z którymi mógłby się podzielić z czytelnikami naszego serwisu.

Od pielgrzymki nie można oczekiwać jakichś rewolucyjnych zmian. Akcentem, ważnym ekumenicznie było nabożeństwo Słowa Bożego w ewangelicko – augsburskim kościele Św. Trójcy w Warszawie. Oznaczało ono otwartość ekumeniczną, a jednocześnie gotowość do dialogu. Jest to przede wszystkim kontynuacja postawy, którą do tej pory zajmował Kościół Katolicki oficjalnie. Benedykt XVI stara się poznać rzeczywistą sytuację swojego Kościoła oraz próbuje znaleźć odpowiedź na pytanie jak sprostać tym wyzwaniom, które w tej chwili stoją również przed innymi chrześcijanami, tj. sekularyzacji i globalizacji. Odpowiedź na te pytania warunkuje prowadzenie dialogu z innymi Kościołami i sięgnięcie do wartości, które te Kościoły reprezentują. Można przypuszczać, że pastoralne ukierunkowanie Benedykta XVI spowoduje wzmożone zainteresowanie wartościami Kościoła prawosławnego. Zdaje się, że tu dzieje się wiele, co może mniej widać w wypowiedziach samego papieża, a przede wszystkim w wypowiedziach kardynała Waltera Kaspera. Jeśliby tak było, to znaczy że wznowienie dialogu katolicko – prawosławnego, które ma nastąpić we wrześniu tego roku w Belgradzie może oznaczać nową jakość w stosunkach z Kościołem prawosławnym.

W przemówieniu wygłoszonym podczas nabożeństwa Słowa Bożego jako jeden z problemów wskazał Władyka kwestię tzw. małżeństw mieszanych i określił go jako „trudny i wymagający szczególnej troski”. Benedykt XVI z kolei powiedział, że jest to „swego rodzaju laboratorium jedności”. Zestawiając te obydwie wypowiedzi można odnieść wrażenie, że Władyka zaleca dużą ostrożność w tej materii, podczas gdy papież na swój sposób popiera małżeństwa mieszane i daje do zrozumienia, że stanowią one przedsmak przyszłej jedności. Jak Władyka widzi szanse na rozwiązanie tego tak trudnego problemu, z którym stykamy się na co dzień.

Nie nastąpi to wkrótce. Być może uda się osiągnąć to, że strona rzymskokatolicka zaprzestanie stawiać warunki, które stawia do tej pory. Chodzi przede wszystkim o składanie przysięgi, że dzieci z tego małżeństwa będą wychowane w wierze katolickiej. Gdyby strona katolicka zmieniła swoją postawę i już w praktyce stosowała zasadę, że to małżonkowie decydują o tym, byłby to już krok naprzód. Składanie podobnej przysięgi przez stronę katolicką i konieczność przyjęcia jej do wiadomości przez stronę niekatolicką jest poważnym problemem, bo strona katolicka jest często przymuszana, by wszystko uczyniła, by dziecko zostało ochrzczone w Kościele katolickim. To powoduje często poważne problemy w stosunkach między samymi małżonkami, nie mówiąc już o tym, że dochodzi także do konfliktu dwóch rodzin na tym tle.

Sądzę, że papież wychodzi raczej z doświadczeń niemieckich i zachodnioeuropejskich. Być może niezupełnie dobrze zna realia panujące w Polsce. Bardzo często w rodzinach, gdzie strony należą do dwóch konfesji w Niemczech, czy nawet we Włoszech to już tylko małżonkowie decydują o tym, jak wychowywać dzieci. Praktycznie nie stosuje się przysięgi o wychowaniu dziecka w wierze katolickiej. Sytuacja w Polsce jeszcze nie znajduje się na tym etapie.

Czy zdaniem Władyki, jako biskupa lokalnego i teologa jest dobrym rozwiązaniem pozostawienie tej kwestii małżonkom? Wiem, że zdarza się iż małżonkowie „dzielą się” dziećmi pod tym względem, np. chłopcy chrzczeni są w cerkwi a dziewczynki w Kościele.

To jest jeden ze starych, od dawna stosowanych sposobów rozwiązywania ewentualnych konfliktów. Innym sposobem jest, kiedy rodzice na przemian chodzą do obydwu Kościołów, do których należą i wprowadzają dzieci w życie jednego i drugiego, pozostawiając dzieciom całkowicie wolny wybór w latach późniejszych. Małżeństwa różnorodne konfesyjnie będą występowały nadal, tego się nie uniknie. Można jedynie oczekiwać takiego działania tych Kościołów, by małżeństwa takie nie stawały się polem, ani przyczyną takich konfliktów. Używając słowa papieża, który mówił o „swoistym laboratorium”, można je rozumieć w tym sensie, by małżonkowie poznali dobrze Kościół swojego partnera i by decyzje dotyczące tak ich, jak i wspólnych dzieci zapadały dobrowolnie, bez takiego jak dotychczas nacisku Kościołów.

W Gazecie Wyborczej z dnia 18 maja 2006 r. wyjątkowo emocjonalnie zareagował Władyka na informację o rzekomej współpracy ks. profesora Michała Czajkowskiego ze Służbą Bezpieczeństwa PRL. Powiedział Władyka wtedy: Jest rzeczą tragiczną, że tak łatwo można oszkalować człowieka niewinnego. Nie starcza mi słów oburzenia, by wyrazić protest przeciwko takiemu postępowaniu. Chciałbym po prostu powiedzieć: "Bracie mój, Michale, księże profesorze, nie wierzę temu, co o Tobie napisano. Życzę, żeby po tej Golgocie zajaśniała światłość zmartwychwstania, którą wszyscy ujrzą". Jaka winna być postawa nas, prawosławnych chrześcijan wobec tak ważnego ostatnio problemu, jakim jest lustracja.

Oddzielałbym lustrację od kwestii przynależności wyznaniowej. Nie jest to problem teologiczny, choć mogą być odmienne punkty wyjściowe do dyskusji o nim wyznaczone przez życie Kościoła, mentalność. To, co się dzieje z lustracją, a zwłaszcza elementy „dzikiej lustracji” jest rzeczą wysoce niewłaściwą, ponieważ krzywdzi się wielu ludzi. Popieram w tym zakresie stanowisko kardynała Stanisława Dziwisza, (który zabronił ujawniania nazwisk współpracowników SB ks. Tadeuszowi Isakowiczowi – Zaleskiemu przyp. redakcji). Można mówić o winie jedynie wówczas, jeśli ta wina została wyraźnie, jednoznacznie potwierdzona i to przez instancję obiektywną. Np. przez Sąd Lustracyjny, na ile może on być obiektywny, bo jest jeszcze kwestia kryteriów oceny. Jest tutaj tyle niewiadomych, tyle możliwości manipulacji, że ogłoszenie, iż ktoś był agentem praktycznie równa się eliminacji tego człowieka ze społeczeństwa. Dopóki nie zostało udowodnione, że ktoś jest winien, nie powinno się człowieka osądzać w środkach masowego przekazu. Takie postępowanie rzeczywiście oburza i nie może mieć miejsca, bo przeczy wszelkim zasadom zarówno logiki, jak i życia społecznego.

Nie bardzo wiem, czemu ma służyć wynik lustracji. Często powoduje eliminację człowieka z życia społecznego. Mam również pewne zastrzeżenia co do wyroków potwierdzających współpracę ze służbą bezpieczeństwa, wydawanych przez Sąd Lustracyjny. Mam obawy, co do tego, czy zastosowano właściwe kryteria. Sąd Lustracyjny daje jednak pewność tego, że będzie miał miejsce przewód sądowy, w którym oskarżony może się bronić.

Księdza Michała Czajkowskiego znam od jesieni 1982 r. Po ludzku trudno mi przypuszczać, że ten człowiek był donosicielem, który informował służbę bezpieczeństwa o księdzu Popiełuszce. Nie bardzo wiąże mi się to z jego postawą. Raczej jest to sprawa pewnego uwikłania osób, które chciały przed rokiem 1989 robić coś dobrego i musiały się kontaktować z władzami partyjnymi, czy do nich przychodzili pracownicy służby bezpieczeństwa. Dotyczyło to również duchowieństwa naszego Kościoła, ale i nie tylko. Np. ludzi kultury, środowiska filmowców.

Bardzo często ludzie uczciwi, nie szli na współpracę, ale odbywali rozmowy w nadziei, że może coś wyjaśnią, może coś pomogą tym ludziom, którzy decydują, by podjęli właściwą decyzję. Takie sytuacje należy również brać pod uwagę.

W trakcie przemówienia w kościele luterańskim jako jedną z wielu cennych inicjatyw ekumenicznych określił Władyka między innymi wspólny przekład ksiąg Nowego Testamentu, którego jest współautorem. Tymczasem nie wydaje się, by w naszym Kościele przekład ten znalazł szersze zastosowanie, albo żeby był szerzej rozprowadzany.

Przekład jest dziełem grupy czterech osób. Nie ma potrzeby, by się śpieszyć, trzeba wykonać dokładnie pracę. Wszystkie Ewangelie są przetłumaczone, egzemplarze zostały przekazane wszystkim biskupom naszego Kościoła. Jest szansa, że stanie się on tekstem Nowego Testamentu zaaprobowanym przez Sobór Biskupów PAKP do użytku liturgicznego. Sprawa jest poważna, chodzi o to, by tekst był wierny w stosunku do oryginału i dlatego potrzeba na to czasu. Jeśli ktoś korzysta z tekstu polskiego, to wybiera samodzielnie jeden z istniejących przekładów. Istnieje w tym zakresie pełna wolność, nie widzę powodu do pośpiechu.

W ostatnim czasie spore kontrowersje wywołał film nakręcony w oparciu o książkę Dana Browna: „Kod da Vinci”. Zasadniczym elementem jego treści było bluźnierstwo w postaci wskazania, że nasz Zbawiciel ożenił się z Marią Magdaleną i miał z nią dzieci, a jego potomkowie żyją do dzisiaj. Film wywołał wiele protestów, również wśród nas, prawosławnych chrześcijan. Na Białorusi zakazano jego wyświetlania, protest wystosowało również Bractwo Świętych Cyryla i Metodego w Polsce. Wcześniej spory zamęt wywołały artykuły dotyczące tzw. „ewangelii Judasza”. Można się spodziewać, że podobne twory będą pojawiały się z biegiem czasu, jak prawosławny chrześcijanin winien się wobec nich odnosić.

Proszę nie szukać jednakowej recepty. W prawosławiu nie ma z góry określonych recept na wszystkie możliwe sytuacje. Każdy powinien postępować zgodnie ze swoim sumieniem. Ta sprawa jest dość prosta. Bluźnierstwa przeciwko naszemu Zbawicielowi Jezusowi Chrystusowi są znane od dawna. Pierwsze powstały już w czasach pierwotnego chrześcijaństwa i powtarzają się co jakiś czas z bardziej lub mniej wzmożoną siłą. Ich zadaniem jest podważenie wiarygodności chrześcijaństwa, próba rozmycia lub ośmieszenia go. To jest rzecz, która nie może nie wywołać protestu człowieka, który jest świadomy i odpowiedzialny. Trzeba się zastanowić, co służy zbudowaniu psychiki współczesnych ludzi, by wyrastali na ludzi mądrych, odpowiedzialnych, gotowych do pomocy innym. Czy może chcemy wychować ludzi, którzy się będą wzajemnie nienawidzili, będą egoistami i będą traktowali przedmiotowo innego człowieka. Protesty są uzasadnione. Tego typu „dzieła” wprowadzają do świadomości ludzi treści destrukcyjne. Mogą one prowadzić aż do utraty zdrowych zmysłów. Może więc warto przeciwko temu protestować....

Ostatnio dużą kontrowersję wzbudził artykuł biskupa Kalistosa Ware „Czy dopuszczalna jest nadzieja na zbawienie wszystkich...?” W naszym serwisie szeroko komentowano szczególnie polemikę z tym artykułem zamieszczoną w internecie. Czy dopuszczalne jest określanie prawosławnego biskupa mianem heretyka, ponieważ zadaje pytania o apokatastazę – możliwość zbawienia wszystkich i pisze o niej?

Dopóki nie ma decyzji Soboru nie można mówić, że ktoś jest heretykiem. Elementy wiary w apokatastazę występują u św. Grzegorza z Nyssy, u Ojców pustyni wtedy, kiedy mówią o modlitwie za demony. To jest pogląd ojca Sergiusza Bułgakowa. Jako theologumenon pojawia się w myśli teologów. Kiedy przybierze postać twierdzenia teologicznego, to zbliża się do herezji ponieważ o rzeczach ostatecznych nie można się ostatecznie wypowiadać. Apokalipsa rysuje pewną wizję przyszłości, ale wyciąganie z niej jednoznacznych wniosków jest rzeczą niebezpieczną. Dziwi mnie zacietrzewienie zwolenników i przeciwników apokatastazy. Jednym zależy żeby wszyscy za wszelką cenę zostali zbawieni, a drugim zdaje się zależeć by niektórzy zostali potępieni na wieki wieków. Wydaje się, że ci, którzy chcieliby, by niektórzy zostali na wieki wieków potępieni, że to oni właśnie nie mają racji. Dobrze jest czasem ostrożnie przypomnieć o tym, a także ostrożnie i z miłością odpowiadać autorowi, a nie zupełnie go potępiać.

Władyka ostatnio reprezentował nasz Kościół w na intronizacji nowego zwierzchnika Prawosławnego Kościoła Ziem Czeskich i Słowackich. Czy Władyka może podzielić z czytelnikami serwisu wrażeniami z pobytu w tamtym Kościele.

Cóż można powiedzieć, gdy było się tam tak krótko i na uroczystości. Pierwsze obserwacje prowadzą do wniosku, że Kościół prawosławny na ziemiach czeskich sięga głębokiej przeszłości i jest bardzo potrzebny temu narodowi. Może w fakcie zniszczenia nurtu cyrylomediańskiego w wieku IX i później rozgromieniu ruchu husytów można widzieć przyczyny współczesnej postawy Czechów wobec religii (chodzi o powszechny w Czechach agnostycyzm i ateizm przyp. redakcji). Prawosławny Kościół czeski i słowacki okrzepł i zaczął się rozwijać. Na Słowacji okrzepł po tym, jak na początku lat 90tych odebrano mu cerkwie, które wcześniej były unickie, a częstokroć przedtem jeszcze prawosławne. W samej Słowacji zbudowane 130 nowych cerkwi. Te stare cerkwie, często zabytkowe niszczeją, są puste... Budowa nowych cerkwi zintegrowała parafian i dodała im odwagi. Parafie rosną liczebnie. Jest tam też wielu emigrantów z Ukrainy, Rumunii, Bułgarii i Serbii. Przychodzą oni do cerkwi. Parafie tego Kościoła rosną… Pojawia się też sporo Greków. Jest jednak jeszcze wiele pracy, w tym na polu kształcenia duchowieństwa.

Serdecznie dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Szymon Krzyszczuk

czerwiec 2006