Yves Congar: Promotor reformy w Kościele

Ks. Alfons Skowronek (Leksykon wielkich teologów XX/XXI wieku)

publikacja 21.07.2006 14:57

Przed blisko 20 laty ukazała się w Niemczech książka pod frapującym tytułem: „Gniew z miłości. Wzburzeni mężowie Kościoła".

Yves Congar: Promotor reformy w Kościele Yves Congar

Czterdziestu pięciu renomowanych pisarzy i teologów katolickich oraz ewangelickich (m.in. Heinrich Bőll, Marie-Dominique Chenu, Walter Dirks, Ernst Käseman, Karl Rahner, Edward Schillebeeckx) dało żywiołowy upust swemu już posoborowemu zagniewaniu wobec kondycji Kościoła. Albowiem spotęgowane nadzieje reformy Kościoła wzbudzone przez Vaticanum II już niezadługo zaczęły wytracać siłę swego wielkiego zrywu. Był to rodzaj niepohamowanego, a przy tym świętego oburzenia, które w istocie rzeczy stanowiło płomienny wyraz wierności i umiłowania Kościoła. „Ten, kto w Kościele zachowuje się gniewnie jako dwudziestolatek, zawdzięcza to raczej biologii; kto potrafi być zagniewanym mężem jeszcze w wieku siedemdziesięciu pięciu lat, ten mówić może raczej o łasce" — napisał w przedmowie Norbert Sommer, redaktor książki.

Yves Congar urodził się w 1904 r. we Francji. Po odbyciu służby wojskowej wstąpił do Zakonu Dominikanów. Studia teologiczne odbył w słynnym ośrodku naukowym Le Saulchoir w Belgii, by w 1930 r. przyjąć święcenia kapłańskie. Po obronie pracy doktorskiej na temat jedności Kościoła rozpoczął pracę dydaktyczną w Le Saulchoir, gdzie prowadził zajęcia z apologetyki i eklezjologii. W czasie II wojny światowej trafił do niemieckiej niewoli.

W swoich powojennych publikacjach domagał się odnowy myśli teologicznej, co ściągnęło na niego, podobnie zresztą jak i na innych teologów z kręgu tzw. nouvelle theologie, restrykcje natury dyscyplinarnej (zakaz nauczania i publikacji — 1954 r.). By przetrzymać ten okres, zajął się pracą badawczą: najpierw w Jerozolimie (1954, Instytut Biblijny), potem był Rzym (1955), Cambridge (1956).

Dopiero Jan XXIII zrehabilitował go i w 1960 r. powołał na konsultora Komisji Teologicznej przygotowującej II Sobór Watykański. W czasie trwania Soboru Congar aktywnie uczestniczył w redagowaniu wielu soborowych dokumentów. Okres posoborowy spędził przede wszystkim w klasztorze św. Jakuba w Paryżu. Postępujący paraliż, którego początki datuje się na lata trzydzieste, sprawił w końcu, że poprosił u kresu swego życia o przyjęcie do ośrodka szpitalnego Pałacu Inwalidów w Paryżu. W 1994 r. Jan Paweł II mianował go kardynałem.


Miłować prawdę jak człowieka

W krótkim tekście do tej antologii Yves Congar mówi, że okresami był człowiekiem apologetycznym, lecz w miarę upływu lat to uczucie go opuszczało i stawał się człowiekiem pełnym wahań. Ba, nawet nieśmiałym, co niewątpliwie miało swój związek z czasami, kiedy to na skutek donosów do Rzymu władze kościelne - podejrzliwe wobec uprawianej przez niego teologii - dały mu odczuć, że stał się teologiem niemile widzianym.
 

U Congara stan podniesionego afektu do Rzymu nie ustępował nawet w pierwszej fazie II Soboru Watykańskiego, w którym uczestniczył jako mianowany przez papieża ekspert. W „Soborowych notatkach" wyznaje: „Ku memu zdumieniu zauważam, że Sobór był walką prowadzoną przeciwko Kurii Rzymskiej". Syndrom opozycji nie miał jednak nic wspólnego z przekorą krytykanctwa, ale raczej anielską, pokory pełną cnotą oburzenia na... właśnie: nie na Kościół ani na jego strukturę. Albowiem francuski dominikanin precyzyjnie rozróżniał między strukturą a strukturami, między świętą i nienaruszalną Tradycją a zmiennymi i narosłymi, historycznie uwarunkowanymi tradycjami i zwyczajami ludzkimi. Przyswoił sobie słowa papieża Grzegorza VII: „Chrystus nie powiedział: «Ja jestem zwyczajem», lecz «Ja jestem prawdą». Jakiś zwyczaj może być nie wiem jak stary i zażyły, musi jednak ustąpić prawdzie".

W poczuciu teologicznej roztropności Congar nie mówił nawet o „grzechu Kościoła” (podmiotem grzechu mogą być bowiem tylko osoby, nie instytucja, a już z pewnością nie „święty Kościół”), nie posługiwał się nawet samym słowem „grzech”, ale „uchybienie", „brak”,„błąd" lub „zło". Pisał o „reformie w Kościele", lecz nie o „reformie Kościoła". I nie chodziło tu tylko o kwestię języka, sprawa dotykała samej teologicznej substancji; albowiem „grzech", jako pojęcie biblijne, ma - na ile jest ludzką postawą sprzeciwu - strukturę odwrotnie proporcjonalną w stosunku do „świętości". Pewnie, że późniejszy Kardynał świadomie używał też słowa „reforma" w miejsce „grzech", ponieważ ten sposób mówienia miał na oku szersze kręgi odbiorców i stawał się bardziej czytelny. W ten sposób pragnął również uwrażliwić teologię dogmatyczną i nakłonić ją do dzieła współeliminowania nadużyć i braków w Kościele.

W latach kryzysu (1950-1954), denuncjowany za rzekomy modernizm, wyznawał: „Za Kościół oddać można tylko wszystko”. A niejako w imieniu teologów wówczas podejrzewanych o brak ortodoksji twierdził: „Całym naszym jestestwem jesteśmy rozmiłowani i przywiązani do Kościoła”. W tym właśnie okresie - ograniczenia wolności badań teologicznych - o. Congar przygotowywał książkę o Piotrze i rzymskim prymacie; od wydania tego dzieła jednak odstąpił, by w sytuacji kościelnych restrykcji nie być posądzonym o rzecz jeszcze gorszą: że swym na wskroś pozytywnym wykładem o papiestwie próbuje odzyskać swój „utracony” prestiż.

Dotykamy tu kolejnego rysu osobowości uczonego z Saulchoir: jest nim koncepcja intelektualnej caritas, czyli identyfikacja prawdy z miłością. Kardynał wyrazi ten ideał, odwołując się do wielkiego filozofa XIX w. bez podania nazwiska: „Umiłowałem prawdę, jak miłować można tylko człowieka". I powie sam, że do tej pasji bez reszty sprowadza się całe jego osobiste życie - miłuje prawdę jak człowieka. Dlatego też i jego gniew jest raczej gniewem intelektualnym, który nigdy nie przekłada się na działania praktyczne, lecz kieruje się przeciwko temu, co w Kościele jest fałszywe.

Nie zaoszczędzę Czytelnikowi dłuższego passusu pióra samego Congara. Chodzi o pytanie: czy Jezus ustanowił papiestwo? „Kiedy zadaje mi się to pytanie, mogę odpowiedzieć «Tak» lub «Nie», przy czym owo «Nie» jest bardziej prawdopodobne niż «Tak». Albowiem jeżeli chodzi o Piotra jako rzecznika dwunastu Apostołów, wiąże się to z decyzją Jezusa. Wierzę w to niewzruszenie. Kiedy jednak w grę wchodzi papiestwo historyczne, papiestwo Grzegorza VII, Innocentego III, Bonifacego VIII, Piusa IX, Piusa XII, nie, nie... wtedy już się nie zgadzam... Sądzę, że reforma Grzegorza VII była konieczna, choć także przesadzona. Przypomnę tylko «Dictatus papae», owe 27 niewiarygodnych propozycji, które są po prostu nie do zniesienia: tylko papież i znowu papież, który nosi insygnia cesarza. Wszystko to jest nieznośne..." Za Piusa XII miało miejsce bolesne dyscyplinowanie najwybitniejszych teologów bez podejmowania z nimi dyskusji. Ten papież zabronił także, co Congara głęboko dotknęło, działalności francuskich księży robotników. Teolog pisze z rozżaleniem: „Mówi się zawsze, że Kościół utracił klasę robotniczą. Ale on jej nie utracił - klasa robotnicza nigdy do niego nie należała!".
 

Intelektualny zwrot

U Congara twórczość teologiczna sprzęga się nierozdzielnie z jego życiem. Tutaj też tkwi tajemnica zafascynowania czytelnika lekturą dzieł tego uczonego. Dominikański mnich nie był teologiem dogmatycznej systematyki, nawet nie był profesjonalnym eklezjologiem, z którą to specjalnością często się go kojarzy. Jeżeli już eklezjologiem, to eklezjologiem-ekumenistą; dostrzegał bowiem nierozerwalną więź Kościoła z ekumenią, która jest jego pierwszą i najznakomitszą cechą. I, co ważne, stanowi fragment „Credo" naszej wiary: „Wierzę w JEDEN, święty, powszechny i apostolski Kościół".

Swe ekumeniczne powołanie Congar rozpoznał bardzo wcześnie. Już na dwa lata przed święceniami, latem 1928 r., przełożeni zakonu zlecili mu wykłady z teologii. Dwudziestoczteroletni uczony za przedmiot swego seminarium obrał temat: „Jedność Kościoła". Wzruszające jest wyznanie przygotowującego się do kapłaństwa młodego dominikanina: codziennie w czasie jutrzni odmawiał kantyk Zachariasza „Benedictus". „Lecz jeden jego werset recytowany był nie tyle przeze mnie, ile był mówiony z góry przez kogoś Innego - wyznawał po latach. - «A i ty, dziecię, prorokiem Najwyższego zwać się będziesz, bo pójdziesz przed Panem, torując Mu drogi». Nie wiążę ani nie wiązałem z tym jakiegokolwiek wyjątkowego powołania... To, co powiedziane było o Janie Chrzcicielu, w efekcie odnosi się do każdego kapłana, a nawet do każdego chrześcijanina. Każdy jest wezwany do ofiarowania się i otwarcia na co dzień... w dziele realizacji planu, jaki łaskawy Bóg finalizuje w historii ludzi". Losy proroków, nie tylko starotestamentowych, bywały zresztą bardzo ciężkie.

Congar sam podaje przybliżoną datę swego zafascynowania ekumenią. Działo się to około 25 lipca 1930 r., kiedy przyjąć miał święcenia kapłańskie. Uświadomił sobie wtedy, jak bardzo ekumenizm domaga się zmiany całego myślenia, zespolenia w jeden ekumeniczny ruch wszystkich nurtów teologii: duszpasterskiego, biblijnego, liturgicznego i eklezjologicznego. W książce „Chrześcijanie w dialogu" Congar tak zarysowuje ramy swej intuicji: „Bardzo wcześnie zacząłem rozumieć, że ekumenizm nie jest zwykłym amatorstwem, lecz zakłada ruch nawrócenia i reformy, która rozciąga się na życie wszystkich wspólnot wiary. Z równą siłą uświadomiłem sobie, że pracę ekumeniczną należy zaczynać od siebie i wśród swoich. Chodziło nam o to, aby Kościołowi katolickiemu pozwolić na obrót o kilka stopni wokół jego własnej osi, tzn. w kierunku pewnej konwergencji i możliwej jednozgodności z innymi, w głębszej i lepiej respektowanej wierności wobec naszego jedynego źródła, względnie wobec naszych wspólnych źródeł”.

Tę intuicję Kardynał będzie powtarzał i precyzował na różne sposoby. Sprawa jedności chrześcijan zawsze winna jawić się w podwójnym aspekcie: najpierw jako pytanie o jedność między katolikami oraz jako pytanie o jedność między chrześcijanami. Korzeniem takiej jedności jest wewnętrzny pokój każdego chrześcijanina z osobna i pokój z naszymi siostrami i braćmi. Ten typ pokoju wypływa natomiast z właściwego praźródła, którym jest Bóg. Jedność zawsze bierze swój początek z góry: Bóg niezmiennie na pierwszym miejscu.

Powrót do źródeł

Szlify swego intelektualnego warsztatu wziął od współczesnych sobie filozofów - Jacques'a Maritaina i Étienne Gilsona - i, co oczywiste, Tomasza z Akwinu. Ze względu na tego ostatniego myśliciela wstąpił do zakonu dominikanów (1925 r.). Ale nie rezygnował z gruntownego poznania źródeł biblijnych i patrystycznych. Ze znakomitej uczelni dominikańskiej w Saulchoir wyniósł zacięcie i zamiłowanie do historii. Formację historyczną zdobywał pod egidą tej miary uczonych swego zakonu, co A. Lemonnyer, P. Mandonnet, Roland-Gosselin, a przede wszystkim bardzo wtedy jeszcze młody o. M.-D. Chenu. Solidna analiza źródeł historycznych i wysoki kunszt aktualizowania ich zawartości przenika każde z jego dzieł, budzi w czytelniku respekt i bezwarunkowe zaufanie do autora oraz stymuluje do własnych przemyśleń.

Przykład - jeden z licznych - to trzytomowy traktat teologicznodogmatyczny o Duchu Świętym; począwszy od myśli patrystycznej i średniowiecznej po okres nowożytny i współczesny. To samo odnosi się do źródłowego (400 stron!) a młodzieńczego jeszcze dzieła (Congar miał wtedy 29 lat), do dziś stanowiącego niezbędne narzędzie w ręku każdego ekumenisty: „Chrześcijanie rozłączeni" i „Wytyczne dla teologii laikatu" (600 stron), które to dzieło przyniosło mu niekwestionowany tytuł klasyka teologii laikatu. Budowanie wszystkich teologicznych dokonań na fundamencie danych historycznych zapewnia dziełom Congara trwałą obecność w naukowych badaniach dalszych pokoleń teologów.

Książka o „Chrześcijanach rozłączonych" jest na przykład pierwszą rzymskokatolicką próbą teologicznego usytuowania ekumenizmu w całości obrazu Kościoła. Autor postuluje powrót do źródeł wspólnych wszystkim chrześcijanom (Biblia, Ojcowie Kościoła, życie Kościoła). Ich zgłębianie wymagać będzie podwójnego wysiłku: poważnego podejścia krytycznego oraz pojednawczego wyjaśniania na nowo odkrytych treści z myślą o braciach odłączonych. Całe ekumeniczne myślenie francuskiego teologa wspiera się na dwu filarach: ekumenizm jest najpierw ze swej istoty odkrywaniem i poznawaniem drugich, przez kontakty z ich literaturą i poprzez spotkania z nimi (Congar uważał, że wiele głębokich prawd zrozumieć i znaleźć można przy lekturze pism Lutra), a wszystko, co u braci protestantów pozytywne, należy od nich przyjmować. Drugi jego wkład w dzieło ekumenii to wzniesienie się ponad ideę powrotu naszych braci do Kościoła katolickiego. Tydzień Modłów o Jedność Chrześcijan doprowadził uczonego do uchwycenia momentu, że ruch ekumeniczny - przez modlitwę prowadzącą do pogłębienia własnej wierności wobec Ewangelii - już jest ważną formą jedności. Były to idee wówczas wręcz obrazoburcze, jeżeli przypomnieć stanowisko Piusa XI, który encykliką „Mortalium animos" (1928) zabronił katolikom wszelkich kontaktów z ewangelikami, a wspólne z nimi modlitwy obłożył sankcjami.

Bibliografia dzieł Congara jest imponująca. W kuluarach Vaticanum II krążyło krotochwilne powiedzenie: „Nie jest pewne, czy o. Congar przeczytał wszystko, co sam napisał". Ale późniejszy Kardynał cytował chętnie słowo Rilkego, wedle którego trzeba uzbroić się w cierpliwość, „aż uciążliwość stanie się całkowicie nie do zniesienia; a wtedy sytuacja zmienia się; jeżeli zaś jest tak niezmiernie ciężka, bierze się to stąd, że ludzie zmagają się o prawdę”.

Kardynalska purpura

Bywały momenty, kiedy owo ścieranie się o prawdę przynosiło uznanie potykającemu się w jej imię Congarowi. Widocznym tego dowodem była kardynalska purpura, którą Jan Paweł II uhonorował osobę i teologiczne dzieło ciężko już wówczas chorego i przykutego do szpitalnego łoża francuskiego dominikanina; kapelusz kardynalski wręczył mu - 26 listopada 1994 r. - specjalny wysłannik papieża kard. Jan Willebrands. Trudno tu jednak pominąć gorzką okoliczność spóźnionego jednak wyniesienia Congara, na pół roku przed jego śmiercią. Z okazji tej nominacji o uczonym Kardynale pisał wówczas Rene Laurentin: „Z racji ogromnego dzieła eklezjologicznego i ekumenicznego Paweł VI mianował go w rzeczy samej kardynałem po zakończeniu Soboru. Długo rozważana lista miała już zostać opublikowana. Oto jednak, w przeddzień jej ogłoszenia ukazał się w «ConciIium» manifest kontestacyjny. Do podpisania go nakłoniono ojca Congara jako członka redakcji tego periodyku. Zgodził się na to w myśl szeroko rozumianego pojęcia przyjaźni i solidarności. Trzeba było go skreślić z listy. Papież był skonsternowany, zwierzył mi się wówczas kard. Villot, sekretarz stanu. Ale cóż robić? Nie można było uczynić z kontestatora kardynała".
 

Na długo przed owym najwyższym odznaczeniem kościelnym udziałem Congara stał się pewnie jeszcze większy zaszczyt: mianowano go ekspertem soborowym na Vaticanum II. Albowiem ta nominacja niejako momentalnie wyprowadziła uczonego z jego względnej izolacji i marginalizacji. Od samych początków Soboru pracuje nad projektem „Concilium", zasłużonym dziś wielojęzycznym Międzynarodowym Przeglądem Teologicznym, zawiązując sieć bardzo owocnych dialogów i osobistych więzi z teologami, biskupami i obserwatorami, przede wszystkim zaś w pełni angażuje się w prace wielu soborowych komisji. Ale i tu wstępnie przebrnąć musi poprzez zagadkowe i anonimowe przeszkody. Congar odbiera wprawdzie już w roku 1960 z rąk nowego papieża Jana XXIII oficjalną nominację na konsultora Komisji Teologicznej powołanej do przygotowania Soboru. Jest to jednak promocja, która zawisa w próżni, albowiem bardzo aktywna Komisja przygotowawcza przez pierwsze trzy lata z usług konsultora w ogóle nie korzysta. Ten wczesnosoborowy okres milczenia wokół Congara przełamuje dopiero jezuita, o. Jean Danielou, późniejszy kardynał, który przysyła mu zaproszenie do Rzymu. Congar rzuca się w wir pracy, przeżywając swą drugą młodość w klimacie stworzonym przez Jana XXIII, w atmosferze Soboru i głębokim zaufaniu, jakim darzył go Paweł VI.

W soborowe obrady inwestuje cały ogrom swej historyczno-teologicznej wiedzy o czterech pierwszych Soborach Kościoła, jeszcze nie-podzielonego. W orbitę tych soborów chrześcijańskiej starożytności Congar śmiało wpisuje Vaticanum II jako ich kontynuację, co nie kłóci się z nowością osiągnięć II Soboru Watykańskiego. Sprowadza się ona do dwu rzeczy: Sobór ten jest wydarzeniem i katedrą nauczania. Po raz pierwszy w dziejach Soborów, Vaticanum II prezentuje światu widzialny obraz Kościoła w jego uniwersalizmie: po raz pierwszy wszystkie ludy świata były na tym Soborze obecne, a Europa była tylko częścią tej imponującej całości. A co do nowości w nauczaniu tegoż Soboru? Congar nie przeczy, że w swej koncepcji Vaticanum II miał być Soborem duszpasterskim. Uczony z Saulchoir wprowadza tu jednak ważką korektę w formie retorycznego wykrzyknika: To tak, jakby jakaś duszpasterska orientacja mogłaby być podejmowana i przeprowadzana z dala od jakiejkolwiek teologicznej refleksji! Congar demontuje naiwne wyobrażenie o czysto duszpasterskim charakterze ostatniego Soboru: nie, Vaticanum II nie było mniej doktrynalne od wszystkich poprzednich Soborów.

Swą kompetencję koncentruje na tematach eklezjologicznych, nie tyle ściśle ekumenicznych, ile głównie na tematyce Kościoła jako ludu Bożego. Wielkie fragmenty II rozdziału Konstytucji dogmatycznej o Kościele „Lud Boży" noszą na sobie niezatarty charakter myślenia Congara (np. nr 9, 13, 14, 16, 17, 28); pióro tegoż teologa zdradza Dekret o apostolstwie świeckich, Dekret o działalności misyjnej Kościoła oraz Dekret o posłudze i życiu kapłanów. Można by napisać obszerną rozprawę, która poddałaby gruntownej analizie uchwalone przez Sobór dokumenty w aspekcie przemożnego wpływu na ich ostateczny kształt ze strony teologii Congara, uprawianej przezeń przez dziesiątki lat przed zwołaniem Soboru. W oczach wielu ojców soborowych przyszły kardynał uchodzi za mistrza II Soboru Watykańskiego.

I nim pozostaje - żałować należy, że w Polsce mało znany. Można go uważać za jeden z największych umysłów, jaki w XX w. wydała Francja. Nad zamkniętym już życiem uczonego dominikanina mogłoby widnieć zdanie wyryte na grobowcu kard. Johna Henry Newmana, jednej z największych osobowości dziewiętnastowiecznego katolicyzmu: Ex umbris et imaginibus in veritatem („Z cieni i mglistych podobizn do prawdy").