Światło z Moskwy

Krzysztof Błażyca

publikacja 25.01.2007 10:00

Trzeba przede wszystkim walczyć nie z ateizmem, ale z pseudo- chrześcijaństwem wewnątrz każdego z nas – wołał prawosławny duchowny o. Aleksander Mień. Jedni go kochali, inni prześladowali. Zginął od ciosu siekierą. Sprawcy nie znaleziono – jak to w Rosji.

Światło z Moskwy EAST NEWS/WOJTEK LASKI O. Aleksander Mień – duchowny podziemnej Cerkwi prawosławnej

Stara kamienica w Rydze. U wejścia tabliczka z napisem: „Instytut im. Aleksandra Mienia”. Dzwonimy. – Dzień dobry, jesteśmy z Polski. Chcielibyśmy porozmawiać o ojcu Aleksandrze. Brodaty mężczyzna, Jurijs Bolseviks, przyjaznym gestem zaprasza do środka. Znajdujemy się w niskim pokoju, wypełnionym zapachem papieru i herbaty. Na ścianach regały z książkami. Pod oknem duże zdjęcie ojca Aleksandra. W drugim pokoju potężne popiersie duchownego. Świece i kwiaty. – Zawołam żonę. Była duchową córką o. Mienia – mówi Jurijs.

Mistyk kontra KGB

– Ojca Aleksandra poznałam w 1983 r. – rozpoczyna opowieść Natasza Bolseviks. ­­– Rok wcześniej miałam chrzest. Szukałam wspólnoty chrześcijan. I znalazłam, niedaleko Moskwy, parafię ojca Mienia. Mały drewniany kościółek. Na każdej liturgii było tam dwóch z KGB. Pilnowali o. Aleksandra. Mógł jedynie sprawować obrzędy. Ale spotkania z ludźmi, katechizacja były zabronione. To były czasy rządów Andropowa, który postanowił wykończyć Kościół. Ojciec Mień był wrogiem numer jeden. Codziennie byli przy nim ludzie, przez których wiele wycierpiał. Podstawieni, prymitywni. Pisali na niego donosy. A on z miłością odnosił się do każdego. Na jego przykładzie można było zrozumieć, co znaczy „miłujcie nieprzyjaciół waszych”.

Aleksander Mień urodził się 22 stycznia 1935 r. w Moskwie. Rodzice byli żydowskiego pochodzenia, pradziadowie prawdopodobnie pochodzili z Polski. Matka ochrzciła Aleksandra 3 września w podziemnym Kościele prawosławnym. W wieku 12 lat chłopak doświadczył mistycznego spotkania z Jezusem Chrystusem. Codziennie czytał Pismo Święte, pochłaniał lektury filozoficzne, pasjonowała go historia. Myśl o kapłaństwie dojrzewała w nim przez okres szkoły średniej oraz w czasie studiów w Instytucie Zwierząt Futerkowych. Dyplomu niestety nie uzyskał. To była nauczka za zbytnią religijność młodego studenta, który nie krył swej wiary i pragnienia podjęcia kapłańskiej służby. „Pod maską znawcy spraw myśliwskich przebywał mistyk poznający w stworzeniu Stwórcę” – mówili o nim ówcześni koledzy. W 1957 r. Aleksander poślubił swą narzeczoną, Natalię. Święcenia kapłańskie przyjął trzy lata później. – To było wtedy, gdy Chruszczow publicznie wytoczył wojnę Cerkwi. Zapowiedział, że w ciągu dwudziestu lat na naszej ziemi nie będzie ani jednego wierzącego ­– dodaje Natasza.

Aż do tragicznej śmierci, 9 września 1990 r., ojciec Mień był obiektem wielokrotnych szykan i ataków. Nie tylko ze strony ateistycznego reżimu. Jego odważnie głoszone poglądy były niewygodne również dla wielu porządnych chrześcijan.

Czytał w myślach jak o. Pio

– To był człowiek, po którym poznać było, że zna Chrystusa. Jego słowa to była czysta Ewangelia. Nie mówił o polityce. Tylko o Chrystusie – wspomina Natasza. – I nauczał, że jest jeden Kościół, że różnica jest tylko w obrzędach, ale nie w Tajemnicy. Obrzęd wyrasta z kultury. A to bogactwo, a nie powód do rozłamu.

Sobór Watykański II (1962–65) oraz wzajemne zniesienie ekskomunik z 1054 r. przez papieża Pawła VI i patriarchę Konstantynopola, Atenagorasa I (grudzień 1965), były krokiem milowym na drodze ku pojednaniu chrześcijan. Ojciec Mień starał się o tym mówić. Ale ludzie dalej żyli, jakby się nic nie zmieniło.

– On wyprzedzał swoje czasy. Rozumiał wiele z tego, co przyjęte było przez sobór. Dlatego nie potrafił pojąć, jak chrześcijanie mogą trwać przy swoich podziałach pomimo tak doniosłych wydarzeń. To go napełniało smutkiem. Podział był dla niego wielką raną na Ciele Chrystusa. I za to nie był rozumiany, ani przez stronę prawosławną, ani katolicką, ani przez rząd.

Ojciec Aleksander bolał na powierzchownością rosyjskiej religijności, nad przesunięciem akcentu z autentycznej duchowości na obrzędową pobożność. Przyczyn ateizmu i upadku świątyń dopatrywał się nie tyle w polityce władz, co w samych chrześcijanach. Mówił: „Ludzie przychodzą do świątyni, widzą i słyszą was, waszą małostkowość, podłość, złośliwość i myślą: »To są chrześcijanie? Nie chcemy być tacy«. Jestem przekonany, że żadna świątynia nie byłaby zamknięta bez woli Bożej.

Świątynia jest odbierana tym, którzy są niegodni!”. Wielu nie chciało tego słuchać. – Niektórzy ludzie się od niego odwracali, bo im prawdę mówił. Ale jak się do niego przyjeżdżało z trudnymi pytaniami, to wielu nie trzeba mu było zadawać ­– wyjaśnia Natasza.

–­ On czytał w myślach, jak o. Pio. Ukrywał ten dar, bo był prostym człowiekiem. Żył w wielkim ubóstwie z żoną i dzieckiem, w domu, gdzie zimą mróz wdzierał się do pokoju. A jednak był pełen paschalnej radości. Więc ludzie się do niego garnęli. Takie światło od niego promieniowało. Ale i wrogowie je widzieli.

Wszyscy święci Ali Baby

Ojciec Mień przygotował i ochrzcił rzesze ludzi. Przyjeżdżali do niego ze wszystkich stron. Jego dzieci duchowe: nieuczone staruszki, studenci, duchowni, dysydenci. Przy nim znikały ich problemy, trudności. Złośliwi mówili o nim „Ali Baba i czterdziestu rozbójników”. On się tym nie przejmował. Głosił kazania, udzielał porad duchowych, prowadził seminaria o historii Kościoła, o liturgii, o świętych. Dla niego nie było świętych prawosławnych i katolickich. Byli po prostu święci. To oni ocalali wizerunek i honor poranionej rosyjskiej Cerkwi. – Kiedy pierwszy raz byłam u niego w gabinecie – wspomina Natasza – wśród wielu ikon zobaczyłam jedną, której nie znałam. Pytam się: – Kto to jest?, a o. Aleksander odpowiada, że to taki święty Francuz, Karol de Foucauld A przecież brat Karol nie był wtedy jeszcze kanonizowany! – śmieje się Natasza. – Ale dla niego on był święty. Była tam też Mała Tereska z Lisieux. Dał mi jej książkę, przetłumaczoną na rosyjski. Ojciec Aleksander odkrył przede mną zachodnią duchowość.

To otwarcie na zachodnie chrześcijaństwo było przyczyną ostrej krytyki o. Aleksandra. „Całe otaczające mnie środowisko negatywnie oceniało moje ekumeniczne nastawienie” – pisał. Był zbyt katolicki dla prawosławnych i zbyt prawosławny dla katolików. Rozumiało go niewielu. „Tolerancja jest trudna” – przyznawał. „Łatwiejsze są skrajności, bo albo otwierają się wszystkie drzwi, albo wpada się w fanatyzm”. – Mówił, że jedność nie przyjdzie z góry, ale jedynie z serca każdego człowieka ­ – wspomina Natasza. – On sam miał dar jednoczenia. Bóg dał mu wiele darów. Posłał w trudną rzeczywistość. A ponieważ był on jeden, to dał mu wszystkie możliwe dary.

Prorok zabity siekierą

Pasją o. Mienia było czytanie. – To, czego mu w życiu było za mało, to bibliotek – śmieje się Natasza. Wiele pisał. Jego spuścizna duchowa to książki, które mógłby napisać cały instytut. Przetłumaczono je na 15 języków. Do czasów pierestrojki książki Mienia wydawane były tylko za granicą. W ZSRR funkcjonowały w obiegu podziemnym, przepisywane, nieautoryzowane. O. Aleksander zawsze chciał publikować na terenie Związku Radzieckiego. – W końcu zaczęliśmy w latach 80. tu, w Rydze, na Łotwie. Wydawaliśmy razem almanach chrześcijański. W każdym numerze jego artykuł – wspomina Natasza­.

Praca wydawnicza trwała aż do jego śmierci w 1990 r. Został zamordowany we wrześniowy poranek. Udawał się do swojej parafii w Nowej Dieriewni, by odprawić Mszę świętą, gdy nieznany sprawca uderzył go, prawdopodobnie siekierą, w tył głowy. Kapłan wykrwawił się po kilkudziesięciu minutach pod swoim domem. Różne są teorie co do motywu zbrodni. Można jednak być pewnym, że nie taki byłby jego koniec, gdyby pozostał tylko jednym z wielu „urzędników” prosowieckiego Kościoła. Ojciec Mień był prorokiem „na pustyni”. – Byłam cały czas z nim, w przeddzień śmierci. Dwanaście godzin po naszym rozstaniu on już nie żył – mówi Natasza. – Nie pozostało nam nic innego, jak kontynuować to, co on zaczął. Nie mieliśmy żadnych środków. Tylko jego błogosławieństwo. Nikt nie wierzył, że się uda. A to już mija 16 lat naszego instytutu. I ludzie przychodzą. Pytają się o książki, są spotkania dyskusyjne, modlitwa…