Rozczarowani ekumenią?

ks. Piotr Jaskóła

publikacja 15.01.2009 15:02

Chrześcijanie są wciąż podzieleni, mimo ekumenicznych wysiłków. Co stało się z wielkimi nadziejami sprzed lat? Gdzie podziała się moc, z jaką Kościół rzymskokatolicki włączył się w ruch ekumeniczny po Soborze Watykańskim II?

Rozczarowani ekumenią?

Obchodzony wspólnie przez katolików i niekatolików Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan skłania do pytań o stan dzisiejszej ekumenii. W pierwszych latach po Soborze Watykańskim II wielu wiernym wydawało się, że pojednanie Kościołów chrześcijańskich będzie możliwe – i to w krótkim czasie. W tym roku mija już 45 lat od ogłoszenia soborowego „Dekretu o ekumenizmie”, w którym można widzieć początek oficjalnego zaangażowania się Kościoła rzymskokatolickiego w ekumenizm. Spektakularnego pojednania Kościołów jednak nie osiągnięto. Kościoły chrześcijańskie wciąż są w drodze do jedności.

Zawiedzione ekumeniczne nadzieje

Sobór w „Dekrecie o ekumenizmie” nie tylko ustalił katolickie zasady ekumenizmu, ale wskazał również na sposoby praktycznego wprowadzenia ekumenizmu w życie. Cel ekumenicznego zaangażowania został sformułowany już w pierwszym akapicie dekretu: „jednym z zasadniczych zamierzeń Drugiego Soboru Watykańskiego Świętego Soboru Powszechnego jest wzmożenie wysiłków dla przywrócenia jedności wśród wszystkich chrześcijan”, ponieważ „brak jedności jawnie sprzeciwia się woli Chrystusa, jest zgorszeniem dla świata, a przy tym szkodzi najświętszej sprawie przepowiadania Ewangelii wszelkiemu stworzeniu”.

W ocenie soboru właściwy skandal polega na rozdarciu tego, co ze swej istoty jest niepodzielne, mianowicie Ciała Chrystusowego, którym jest Kościół. Jezus Chrystus jest „Głową dla Kościoła, który jest Jego Ciałem, Pełnią Tego, który napełnia wszystko wszelkimi sposobami” (Ef 1,22–23). On czyni z wiernych własne członki, obdarza ich różnymi charyzmatami (1 Kor 12,4–27). To Ciało jest jedno i jedyne. Tymczasem fakt podzielonego Kościoła czy też wielość Kościołów zdają się temu wyraźnie przeczyć.

Już prawie 45 lat po ogłoszeniu „Dekretu o ekumenizmie” odczuwa się historyczną i teologiczną presję w odniesieniu do ekumenicznej teraźniejszości i przyszłości: Co stało się z wielkimi nadziejami sprzed lat? Gdzie podziała się moc, z jaką Kościół rzymskokatolicki włączył się w ruch ekumeniczny po Soborze Watykańskim II? Gdzie dziś stoimy?

Korygując ostatnie pytanie, można odpowiedzieć: z pewnością nie stoimy. Ekumenizm jako proces pojednania chrześcijańskich Kościołów postępuje naprzód, choć czasami wbrew naszym wyobrażeniom i oczekiwaniom.

Nieważne różnice?

Wydaje się, że współczesny ruch ekumeniczny najbardziej cierpi z powodu nierealistycznych oczekiwań i przesadnych wymagań czy nawet żądań, które jako niespełnione w wielu przypadkach przemieniają się w rozczarowanie. To „rozczarowanie” ma jedną ze swoich przyczyn w „czarowaniu” innych lub siebie, jakby między różnymi Kościołami i wyznaniami nie istniały już żadne różnice w wierze, a te, które są, nie odgrywały większej roli. Oczarowanie czy zachwyt biblijną i soborową wizją jedności Kościoła zdają się dziś być często zamieniane w „czarowanie” – zaklinanie rzeczywistości, niedostrzeganie prawdy, wprowadzanie w błąd. Oczarowaniu teologicznemu czy ekumenicznemu obce jest tanie „czarowanie”. Autentyczny ekumenizm wymaga, by różne wyznania, w poczuciu wzajemnego szacunku, umiały przedstawić własną doktrynę i wskazać prawdy wiary, z których absolutnie zrezygnować nie chcą i nie mogą, gdyż one tworzą ich tożsamość. Teologiczne dialogi, dążąc do ustalenia czy uściślenia prawdy, winny zaś badać konfesyjne różnice i konfrontować przekonania jednej strony z pytaniami, które uwzględniają nauczanie inaczej wierzących. Prawda z zasady jest czymś większym od przekonań indywidualnych, grupowych czy konfesyjnych – chociaż może się też z nimi pokrywać.

Bez wątpienia jeden z wielkich problemów ekumenizmu polega dziś na tym, że w ostatnich latach, a właściwie dziesięcioleciach, teologiczne podstawy ekumenii uległy erozji. Wiedza o fundamentach chrześcijańskiej wiary ogromnie się skurczyła, a różnice w wierze wielu uważa się za coś względnego. Potwierdzają to dwie przeciwstawne reakcje, które coraz częściej można zaobserwować zarówno u ludzi świeckich, jak u duchownych: albo głosi się i praktykuje postmodernistyczną otwartość i dowolność, która teologiczne różnice między nauką poszczególnych Kościołów uznaje tylko za „szczegóły”, którymi nie warto za bardzo się przejmować, albo też głosi się i praktykuje skrajny konserwatyzm i konfesjonalizm, które są antyekumeniczne i zupełnie ignorują wyniki przeprowadzonych dotąd dialogów teologicznych.

Trzeba iść dalej

Dla formacji ogółu wiernych nie bez winy w tym względzie pozostaje treść niedzielnych homilii. Jeżeli przez lata z ambony głosi się tylko „nauki o miłości”, i to nie zawsze pięknej, jeżeli przez lata wierni nie mają okazji usłyszeć pogłębionego kazania katechizmowego o podstawowych prawdach wiary, to tym samym programowo otwiera się drogę do powierzchownej otwartości i dowolności lub form nowego tradycjonalizmu i konfesjonalizmu, z którymi zerwał Sobór Watykański II.

Wydaje się, że na obecnym etapie rozwoju ruchu ekumenicznego należałoby dalej iść drogą wyznaczoną przez sobór. Jest nią ekumenizm duchowy, który został nazwany „duszą całego ekumenizmu” – przez nawrócenie serca i życie zgodne z Ewangelią; ekumenizm teologiczny – przez dialogi doktrynalne, oraz ekumenizm praktyczny – przez różne formy ponadkonfesyjnej współpracy chrześcijan.

Te rodzaje ekumenizmu zabezpieczał długi pontyfikat Jana Pawła II, który kierując się pastoralną troską o jedność chrześcijan, powtarzał, że ekumenizm musi być „imperatywem chrześcijańskiego sumienia”, ponieważ realizuje arcykapłańską modlitwę Chrystusa: „aby byli jedno”. Można żywić nadzieję, że tą drogą będzie dalej szedł też Benedykt XVI, który już w swoim pierwszym przemówieniu do kardynałów zebranych w Kaplicy Sykstyńskiej 20.04.2005 r. powiedział, że jest świadom „pierwszorzędnego obowiązku”, by „ze wszystkich sił pracować nad przywróceniem pełnej i widzialnej jedności wszystkich uczniów Chrystusa”. Za słowami jednego i drugiego papieża z pewnością stoi przekonanie wiary, że ekumenia jest wspaniałym darem Bożego Ducha. Na Jego dary trzeba się otwierać. On zaś doprowadzi chrześcijan we właściwym czasie, dla nas dziś jeszcze zakrytym, do pełnej jedności.

Ks. Piotr Jaskóła, prof. teologii ekumenicznej na Uniwersytecie Opolskim, dyrektor Instytutu Ekumenizmu i Badań nad Integracją UO.