Historia cudami pisana

Ilona Migacz

publikacja 13.01.2011 10:20

Na wprost wejścia do świątyni, tam, gdzie powinien znajdować się obraz ołtarzowy, stał kredens. W prezbiterium umiejscowiono kuchnię, a pod kopułą świątyni sypialnie – taki obraz zobaczył ks. mitrat Eugeniusz Cebulski, gdy pierwszy raz stanął przed cerkwią w podwałbrzyskim Sokołowsku.

Od swojego syna Grzegorza ks. Cebulski, proboszcz wrocławskiej prawosławnej parafii św. Cyryla i Metodego, usłyszał pytanie: „Tato, wiesz, że w Sokołowsku jest cerkiew?”. Był rok 1989. Młody człowiek czytał właśnie artykuł w popularnej wówczas „Gazecie Robotniczej”, opisujący konflikt między załogą a dyrekcją sanatorium w Sokołowsku. Dziennikarz przypominał historię tego miejsca, a na dowód minionej świetności przywoływał „ruski pawilon”, czyli właśnie cerkiew. – Nie mogłem uwierzyć – wspomina tamtą chwilę ks. Eugeniusz. – Jako prawosławni miejsca modlitwy mieliśmy w Świdnicy, Wałbrzychu, Jeleniej Górze, ale Sokołowsko? Gdzie to w ogóle jest?

Historia cudami pisana   Robert Mazur Autorem współczesnych ikon ściennych jest Michał Bogucki Wkrótce ks. Eugeniusz miał już pewność. Sokołowsko na przełomie XIX i XX wieku było znanym w całej Europie ośrodkiem leczenia chorób płuc. W 1901 r. dla kuracjuszy z Rosji wybudowano cerkiew. Po II wojnie budynek stał się własnością państwową, a sanatorium używało go jako kostnicy i prosektorium. Z początkiem lat 80. XX wieku przeszedł w ręce prywatne i służył jako dom letniskowy.

Cud pierwszy: wiem, że to Dom Boży

Ks. Eugeniusz wybrał się do Sokołowska. – Radość mieszała się z przerażeniem – wspomina emocje sprzed kilku lat. – Cerkiewka była przepiękna, usytuowana na niewielkim wzniesieniu, wśród zieleni. Jednak dobudowano do niej taras, rozpięto na nim hamak. Kopuły nie wieńczył krzyż.

– Spytałem wprost właściciela, czy byłby gotów odsprzedać budynek. Pamiętam jak dziś – głos ks. Eugeniusza łamie się. – Zapadła cisza... Gospodarz obrócił się do mnie plecami, a przodem do budynku... Zacząłem modlić się o natchnienie Ducha Świętego dla niego... „Wiem, że to Dom Boży. Dogadamy się” – usłyszałem po chwili – mówi proboszcz.

 – Gdy właściciel przedstawił cenę, radość się skończyła – kontynuuje opowieść ks. Eugeniusz. – Gospodarz żądał konkretnej sumy, a ja miałem dziury w kieszeniach. Jednak znowu zadziałał mój syn – opowiada dalej ksiądz. – Najpierw Grzegorz na mnie nakrzyczał: „Nie możesz pozwolić na bezczeszczenie świątyni!”, a potem zaprosił do Sokołowska paulina o. Bernarda Altera. To wspaniała postać – zapala się ks. Cebulski. – Miłośnik prawosławia, wielbiciel ikon, gorące serce. Pamiętam go doskonale stojącego na dróżce przed cerkwią, osłupiałego z wrażenia. W końcu podrapał się po łysej główce i mówi: „Pomyślę”.

O. Bernard jak powiedział, tak zrobił. Po kilku miesiącach ks. Eugeniusza postawił na nogi telefon: „Pisz pismo, przystaw do niego największą jaką tylko znajdziesz pieczęć”. – Okazało się, że naszą cerkwią zainteresowała się niemiecka fundacja Renovabis, kierowana przez jezuitę o. Eugena Hilengasa. Do podania dołączył pismo kardynał Henryk Gulbinowicz, uwierzytelniając i popierając nasze działania – tłumaczy ks. Eugeniusz i dodaje: – Jednak pieniędzy nie dostaliśmy. Nasz projekt trafił do archiwum.

Cud drugi: spotkaliśmy ludzi

Po kilku kolejnych miesiącach do fundacji Renovabis zgłosił się pan, który wyraził chęć dofinansowania jednego z projektów. Gdy przeglądał listę wniosków, zwrócił uwagę na... cerkiew w Sokołowsku. „A to?” – miał spytać. „Tym się nie zajmujemy, projekt odrzucony” – usłyszał od pracownika. „Ale ja chcę sfinansować właśnie to”. – Okazało się, że pan na cele charytatywne chciał przeznaczyć dokładnie taką kwotę, jakiej potrzebowaliśmy na wykup świątyni! – emocjonuje się ks. Cebulski. Po chwili dodaje: – Nie znamy nazwiska darczyńcy. Nigdy go nie poznaliśmy. Tu ks. Eugeniusz wykonuje szeroki znak krzyża. Na moje zdziwione spojrzenie odpowiada: – To moja modlitwa za niego. Pamiętamy o nim podczas każdego nabożeństwa w Sokołowsku, podobnie podczas modlitw odprawianych w cerkwi we Wrocławiu. Bóg zapłać!

Historia cudami pisana   Robert Mazur Ksiądz Cebulski podczas nabożeństwa Nastał rok 1997 i zaczęła się mozolna odbudowa i renowacja świątyni. Gdy po czterech latach prace dobiegały końca, parafia kupiła stojący nieopodal budynek dawnego przedszkola, przedwojenną willę „Elsa”. Zaczął powstawać Dom św. Elżbiety jako ekumeniczne miejsce spotkań. Wsparcia duchowego i finansowego udzielił nowej inicjatywie prawosławny arcybiskup szczecińsko-wrocławski Jeremiasz.

Sokołowsko ponad Wrocław

– Metropolita zaufał nam ogromnie, powierzając zadanie odbudowy obiektu – mówią Anna i Rafał Dzimirowie, którzy dla Sokołowska zostawili Wrocław. – Pasujemy do tego miejsca – śmieją się. – Przy odbudowie cerkwi i budowie Domu św. Elżbiety pracowali ramię w ramię prawosławni, katolicy, protestanci, nawet muzułmanie. Nasze małżeństwo jest również ekumeniczne – mówi Anna i wyjaśnia: – Jestem Białorusinką i prawosławną, mój mąż jest Polakiem i katolikiem.

Przedsięwzięcie okazało się nadzwyczaj trudne. – Odwiedziłam chyba dwadzieścia banków z prośbą o przyznanie kredytu na remont – wspomina Anna. – Wszędzie dostawałam odmowę. Równocześnie działy się kolejne cuda. Dyrektor jednego z banków oficjalnie odmówiła mi kredytu, jednocześnie proponując ... prywatną pożyczkę – w głosie Anny i Rafała wciąż słychać niedowierzanie, mimo że kwota dawno już została wydana i zwrócona właścicielce. Momentem przełomowym okazał się również pewien telefon z Niemiec. – Pani przedstawiła się jako potomkini rodziny Romplerów. Jej pradziadek przekazał teren pod budowę cerkwi, a willa „Elsa” to jej rodzinna posiadłość. – Przestraszyłam się – nie kryje Anna. – Co będzie, jak zażądają zwrotu domu? Po dwóch dniach Sokołowsko odwiedziła Sabeth Honigmann z rodziną. – Starsza pani była wyraźnie wzruszona. Dla niej Sokołowsko to były wspomnienia letnich i zimowych zabaw z rodzeństwem i kuzynami, a także poczucie bezpieczeństwa w okrutnym czasie II wojny światowej. Sabeth wyjechała z Sokołowska gdy miała 7 lat, w 1945 r. Przyjeżdżając tu po 60 latach, spodziewała się zniszczeń, ruiny, a zobaczyła kwitnący dom, podtrzymujący ducha rodziny Romplerów: otwartości i życzliwości dla ludzi. Od tamtej pory często odwiedza Sokołowsko, a my już sami nie jesteśmy pewni, kto jest gospodarzem, a kto gościem – kończy z uśmiechem Anna.

Cudowne ikony

Zachowało się tylko jedno zdanie opisujące pierwotny wygląd wnętrza cerkwi. Ks. Eugeniusz w rocznikach wydawanych przez prawosławne Bractwo św. Włodzimierza znalazł zapis, że ikonostas był „biały, filigranowy, bogato rzeźbiony”. Wyposażenie trzeba więc było skompletować od nowa. Pierwszą ikonę do cerkwi podarował ówczesny opat cystersów z Krzeszowa. – Z o. Zygmuntem Augustynem zaprzyjaźniłem się, jeżdżąc do niego po wapno – śmieje się o. Eugeniusz. – My potrzebowaliśmy materiałów do remontu, cystersom zostały materiały po remoncie ich świątyni. Pewnego dnia wraz z wapnem dostałem przepiękną kopię ikony matki Boskiej Łaskawej z Krzeszowa. Do niej pierwszej modliliśmy się w naszej cerkwi. Kolejna ikona – również Maryi, była prezentem od kardynała Gulbinowicza. Powiedział do mnie: „Zawieź do tego swojego Sokołowska”. Z honorami zawiozłem – cieszy się ks. Cebulski.

Zupełnie niezwykłą historię przeżyły ikony ozdabiające teraz prezbiterium – najświętsze miejsce cerkwi. Są one darem bp. Jana Chrapka. Pochodzą z cerkwi z Opoczna. Świątynię, na fali rozliczeń z zaborcą Polski, rozebrano w 1926 r. – Ikony cerkiewne ludzie chcieli spalić, na co nie zgodził się miejscowy proboszcz katolicki. „Ruskie, nie ruskie, na pewno Boże” – tłumaczył ponoć swoim parafianom i ukrył je na plebanii. Biskup Chrapek nie zdążył zobaczyć, jak pięknie prezentują się w naszej świątyni. Zginął trzy miesiące po przekazaniu obrazów – dodaje ks. Cebulski.

Gotowi na kolejne cuda

Dom św. Elżbiety przyjmuje już gości. Odbyły się tu warsztaty pisania ikon, przygotowane przez katolickie karmelitanki. Na wypoczynek przyjeżdżają katolickie, prawosławne i protestanckie rodziny z dziećmi. Często goszczą pielgrzymki zmierzające do Krzeszowa lub czeskiego Broumova. – Chcemy stworzyć miejsce spotkań ludzi różnych tradycji i narodowości. Chcemy dać im możliwość poznania się i zaprzyjaźnienia, dostrzeżenia tego, co dzieli, ale i tego, co łączy – deklaruje ks. Cebulski i zdradza kolejne plany: – Jesteśmy przygotowani na rozpoczęcie w Sokołowsku terapii według metody znanego prawosławnego ziołolekarza o. Gabriela Giby . Czekamy tylko na ostateczną zgodę Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa na przekazanie nam skrawka ziemi pod uprawę ziół.

Ks. Eugeniusz cichnie, wyraźnie zamyśla się: – Jeszcze chciałbym, aby przy cerkwi w Sokołowsku zamieszkali mnisi lub mniszki. By uświęcali to miejsce swoją modlitwą, dając schronienie tym, którzy szukają wytchnienia w bliskości Boga Ojca. Może udałoby się stworzyć w Sokołowsku ośrodek terapii ciszą?

Zainteresowanych dalszymi losami Sokołowska i Domu św. Elżbiety zapraszamy do odwiedzenia strony www.eosi-sokolowsko.org

 

(Gość Świdnicki 2/2011)