Powiew ufności

Brat Roger z Taize: "Bóg może tylko kochać"

www.wydawnictwo.pl/ |

publikacja 25.07.2011 09:30

Kto żyje dla Boga, odkrywa, że całe jego istnienie zależy od zaufania Chrystusowi i Duchowi Świętemu.

Powiew ufności Wydawnictwo Promic

Fragment książki "Bóg może tylko kochać" Brata Rogera z Taize wydanej nakładem wydawnictwa Promic. Książkę można wygrać w naszym KONKURSIE (zobacz na końcu tekstu).

 

Podobnie jak drzewo migdałowe zakwita pod wpływem pierwszych wiosennych promieni, pustynie serca rozkwitają pod tchnieniem ufności.

Któż, prowadzony tym tchnieniem, nie zapragnąłby ulżyć ludziom w ich cierpieniach i trudnych próbach? Nawet jeśli na kamienistej ścieżce potykają się nasze stopy, któż by nie chciał wypełniać w swoim życiu słów Ewangelii: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, uczyniliście Mnie, Chrystusowi”?.

Wiek po Chrystusie pewien wierzący człowiek pisał: „Przyodziej się w radość... Oczyść swoje serce ze złego smutku, a będziesz żył dla Boga”.

Kto żyje dla Boga, wybiera miłość. Żeby sprostać temu wyborowi, potrzeba stałej czujności.

Serce, które postanawia kochać, jakby napromienia się nieskończoną dobrocią. Tak bardzo chciałoby łagodzić udręki tych, którzy są blisko i daleko.

Kto żyje dla Boga, odkrywa, że całe jego istnienie zależy od zaufania Chrystusowi i Duchowi Świętemu.

Kiedy zdarza się, że wewnętrzna mgła sprawi, że zabrniemy daleko od ufności wiary, Chrystus nas nie zostawia. Nikt nie jest wykluczony ani z Jego miłości, ani z przebaczenia.

Kiedy przyjdzie na nas zniechęcenie, a nawet zwątpienie, On nie kocha nas przez to mniej. Jest przy nas. Oświetla nasze kroki... I rozbrzmiewa Jego wezwanie: „Przyjdź i chodź za Mną!”.

Ileż razy w osobistej rozmowie z młodym człowiekiem wracają pytania: jak być sobą, jak spełnić się w życiu? Niektórych one męczą, wywołując lęk. Myślę więc wtedy o słowach jednego z moich braci: „Chrystus nie mówi do mnie: bądź sobą, ale: bądź ze mną”. Chrystus nie mówi nam: „Szukaj samego siebie”, ale: „To właśnie ty chodź za mną!”.

Czyż Duch Święty nie pomaga nam wyjść ze „złego smutku”, kiedy radzi, żeby wrzucać do tygla modlitwy niepokój, lęk, strach?

Tak często jednak nie wiemy, jak się modlić! A przecież „Duch przychodzi z pomocą naszej słabości”. Wzbudza i wspiera modlitwę bardziej, niż sobie to wyobrażamy. Ożywia wewnętrzną jedność, kiedy sami jesteśmy rozproszeni. To wielka prawda, że nie istnieje jedność wewnętrzna bez pokoju serca.

W swoim ziemskim życiu Jezus modlił się, a Jego przemieniona twarz jaśniała. Ale w błaganiach modlił się także ze łzami.

Śpiewem wysławiajmy Chrystusa,
aż nas ogarnie pogodna radość

Iść za Chrystusem z sercem odważnym to nie znaczy rozpalać sztuczne ognie, które dają mocny blask, a później gasną. To wejść na drogę ufności i wytrwać na niej. Ta droga może prowadzić nas przez całe życie.

Taka ufność musi być pokorna. Gdyby wiara miała polegać na formułowaniu duchowych roszczeń, prowadziłaby donikąd.

Niepokoje wywołane wspomnieniami wydarzeń bliskich lub dawnych mogą zatrzymać powiew ufności. Ewangelia radzi, żeby nie oglądać się wstecz, nie zatrzymywać się przy naszych porażkach.

Nieustanna rozmowa z samym sobą może nas zablokować i oddalić od nas ufność serca. Trzeba więc odwagi, by powiedzieć Chrystusowi: „Światłości wewnętrzna, nie pozwól, by moja ciemność przemawiała do mnie!”.

Ewangeliczna radość, duch uwielbienia zawsze wymagają wewnętrznej decyzji.

Ośmielić się śpiewem wysławiać Chrystusa, aż nas ogarnie pogodna radość... Nie byle jaka radość, tylko ta, która płynie wprost z ewangelicznych źródeł.

Podstawę tej radości niektórzy ludzie odnajdują w pogodzeniu się z tym, że kiedyś trzeba zostawić życie ziemskie dla życia, które nie będzie miało końca.

Ja sam wiem, że można znaleźć pokój serca, jeśli się zrozumie, że śmierć nie jest końcem: ona otwiera przejście do życia, gdzie Bóg na zawsze przyjmuje naszą duszę w sobie. To oczywiste, że będzie mi przykro zostawić moich braci, zostawić tych wszystkich młodych i starszych, których intuicje wniosły tak wiele światła w moje życie. Będzie mi przykro zostawić Marię, którą jako małą, czteromiesięczną dziewczynkę Matka Teresa złożyła w moich ramionach, żebym zabrał ją z Kalkuty do Taizé, bo tu jej kruche zdrowie mogło się poprawić.

Dzięki Ewangelii rozumiemy jednak, że Bóg chce naszego szczęścia i że nasz niepokój nie zdoła dodać do naszego życia ani jednego dnia. Kiedy moja mama była już bardzo stara, miała zawał serca. Jak tylko odzyskała zdolność mówienia, wypowiedziała takie słowa: „Nie boję się śmierci, wiem, w Kogo wierzę... ale kocham życie”. I nawet w dniu swojej śmierci wyszeptała: „Życie jest piękne...”. Chciała pocieszyć i dać nadzieję komuś bliskiemu, kto tak bardzo się martwił, widząc, że odchodzi. Pogodzenie się z własną śmiercią pozwala odzyskać życiowe energie.

Któregoś dnia na urodzinowy obiad jednego z braci zaprosiliśmy Cristobala, młodego Hiszpana z południa. Rozmawialiśmy o powodzi w Andaluzji. Przypomniał sobie, że kiedy miał dziesięć lat, był w Maladze świadkiem gwałtownego wtargnięcia wody i błota. Widział, jak zniszczony został dom jego najlepszego przyjaciela, Eduarda. A kiedy mury domu zawaliły się, zobaczył ciało przyjaciela unoszone przez wodę.

Przez cały następny tydzień codziennie klęczał przed tabernakulum w pobliskim kościele. W obecności Boga toczył wewnętrzną walkę i pytał, dlaczego nie ma już Eduarda. Po ośmiu dniach uspokoił się i odzyskał zaufanie. Powiedział Bogu: „Nie mam nikogo prócz Ciebie”.

W tym miejscu opowiadania Cristobal zaczął płakać, długo, bardzo długo. Postanowiliśmy odłożyć deser do kolacji, a Christobal dodał: „Przyjdę i zaśpiewam flamenco”. Wieczorem przy stole niestrudzony Cristobal śpiewał.

Możemy przybliżyć się
do świętości Chrystusa

Kiedy z ufnym sercem trwamy w obecności nieskończonej, współczującej miłości Boga, może ona ogarnąć samą głębię człowieka i możemy przybliżyć się do świętości Chrystusa. Jest tak wielu ludzi, którzy promienieją świętością, nie wiedząc o tym, a może nawet nie ośmielając się w to uwierzyć.

W rodzinie ludzkiej zapanuje spokojne zaufanie, kiedy będą na ziemi mężczyźni, kobiety, ludzie młodzi i dzieci, którzy kochają, modlą się i mają odwagę podejmować ryzyko z powodu Chrystusa i Ewangelii.

Kiedy byliśmy w Nowym Jorku, w domu, w którym mieszkaliśmy, była stara brazylijska kucharka. Opowiedziano mi jej historię. Kiedy zoperowano ją na raka, powiedziała: „Dobrze, że to ja zachorowałam, bo ja umiem cierpieć”.

Przed wyjazdem podszedłem do niej, mówiąc: „Chciałbym ucałować ręce świętej”. Odpowiedziała: „Proszę raczej powiedzieć – misjonarki”. Mówiłem dalej: „Święta jest świadkiem Chrystusa, a Pani jest nim bardziej niż wielu innych”. Była ciemna, prawie czarna, zniszczona przez naświetlania. Ale jej twarz jaśniała.

Gdybyśmy mieli iść przez życie przytłoczeni i ociężali, czy starczyłoby nam wyobraźni, by rozpoznać kwiat pustyni? Rozkwita o poranku, w godzinach nieustannego rozpoczynania, kiedy powiew ufności prowadzi nas daleko drogą pogodnej dobroci.

I właśnie ta ufność może pomóc nam równocześnie kochać życie tu na ziemi i oczekiwać tego, które jest poza nim, życia, które nigdy się nie skończy.

 

Duchu Święty, obecny w nas w tajemniczy sposób, Ty otwierasz nas na tę prawdę Ewangelii, którą jest bezinteresowna miłość. I pozwalasz zrozumieć, że nade wszystko nie można stracić ducha miłosierdzia.

 

 KONKURS:

Pytanie konkursowe: Podaj datę śmierci brata Rogera.

Nagrody wylosowali: Jadwiga Makarewicz-Szczegłów z Łodzi; Kamil Mazurkiewicz z Gdańska; Łukasz Gaj z Warszawy. Gratulujemy! Nagrody zostaną wysłane pocztą.