Brat Roger miał „katolickie serce”

Z bratem Aloisem, rozmawia o. Stanisław Tasiemski OP

KAI |

publikacja 07.09.2011 09:34

Aktualność powołania istniejącej ponad 70 lat ekumenicznej wspólnoty z Taizé, wyzwanie pojednania we współczesnym świecie i przygotowania do kolejnego Europejskiego Spotkania Młodych w Berlinie to temat wywiadu udzielonego Katolickiej Agencji Informacyjnej przez przeora Taizé, brata Aloisa. Od 6 lat po tragicznej śmierci Brata Rogera kieruje on tą wspólnotą monastyczną.

Brat Roger miał „katolickie serce” Sabine Leutenegger/Taizé/wikipedia Brat Alois, przeor ekumenicznej wspólnoty z Taizé

KAI: 71 lat w życiu człowieka to bardzo długi okres. Myślimy wówczas o podsumowywaniu swego życia, jakimś bilansie. Wspólnota z Taizé niedawno ukończyła właśnie tyle lat. Jak dzisiaj postrzega ona swoją obecność w Kościele i świecie?

- To prawda, Wspólnota istnieje już 71 lat. Uczestniczyła w wielkich przemianach, jakich zaznał Kościół w minionym wieku. Jeśli pomyślimy, że na początku bracia pochodzili wyłącznie z Kościołów protestanckich, pragnąc tworzyć wspólnotę ekumeniczną, a nie była wtedy jeszcze możliwa nawet wspólna modlitwa, zaś obecnie możemy żyć razem - bracia katoliccy i pochodzący z innych Kościołów, starając się antycypować widzialną jedność między chrześcijanami - widzimy, jak ogromnej przemiany jesteśmy świadkami. Jestem przekonany, że wielkim wydarzeniem był II Sobór Watykański, który był dla Wspólnoty jakby wydarzeniem założycielskim. Brat Roger kiedyś trochę żartobliwie powiedział, ciesząc się pontyfikatem Jana XXIII, że był on naszym założycielem, ponieważ wielokrotnie przyjmował Brata Rogera na audiencjach prywatnych. Witał go z sercem tak bardzo otwartym, że Brat Roger odczuł, iż jesteśmy w Kościele. Było to niezwykle istotne, ponieważ pozwala teraz prowadzić nam to duszpasterstwo młodych, przybywających ze wszystkich krajów, ze wszystkich kontynentów i ze wszystkich Kościołów. Obecnie przybywają młodzi także z Kościoła prawosławnego. Stajemy w obliczu Boga, modląc się wspólnie intensywnie o jedność i pokój. Jeśli chrześcijanie nie rozpoczną od czynienia pokoju między sobą, jakże mogą być zaczynem pokoju pośród ludzkości?

Już Pius XII przyjmował Brata Rogera...

- Tak to prawda, papież Pius XII dwukrotnie przyjął Brata Rogera w Rzymie. Było to z inicjatywy ówczesnego arcybiskupa Lyonu, kard. Pierre-Marie Gerliera, który przygotował obydwie audiencje. Chodziło o bardzo konkretne kwestie, które Brat Roger zgodnie z sugestią kard. Gerliera przedstawił papieżowi. Tak więc, choć początki Wspólnoty sięgają roku 1940, to już w połowie lat pięćdziesiątych istniały więzy z Rzymem. Kard. Gerlier przygotował także audiencję Brata Rogera u Jana XXIII, która była w ogóle pierwszą audiencją prywatną, jakiej ten papież udzielił komukolwiek po swoim wyborze. Wcześniej się nie znali, lecz to właśnie kardynał- arcybiskup Lyonu dostrzegał pilną potrzebę jedności, a Jan XXIII natychmiast pojął, że Brat Roger miał "serce katolickie".

Jak Brat wspomniał członkowie wspólnoty pochodzą z różnych Kościołów chrześcijańskich, krajów i kultur. Jak udaje się wam żyć razem, szanując różne tożsamości?

- To prawda, pochodzimy z różnych Kościołów chrześcijańskich, ale także różnych kontynentów i krajów. Zapewne wynikające stąd różnice sposobów myślenia odgrywają znacznie większą rolę w życiu Wspólnoty, niż różnice wyznaniowe. Aby żyć naprawdę w jedności, a nie w grupach paralelnych, już w latach sześćdziesiątych a następnie na początku roku 1972, kiedy we Wspólnocie byli już pierwsi bracia katoliccy dokonaliśmy bardzo jasnej opcji - a więc, że wszyscy bracia będą uczestniczyć w Eucharystii katolickiej i w niej przyjmować Komunię św., ponieważ podzielamy wiarę katolicką w realną obecność Chrystusa w Eucharystii. Ponadto antycypujemy jedność z Posługą Komunii powierzoną papieżowi - Biskupowi Rzymu dla wszystkich chrześcijan. Dzięki tym dwom opcjom możemy żyć wspólnie w jedności, doceniając zarazem wartości, jakie wnoszą bracia niekatolicy ze swojej tradycji. Na przykład: sam pochodzę z głęboko wierzącej rodziny katolickiej. Moi rodzice mieli bardzo prostą, ale silną wiarę, która pozwoliła im przejść przez wielkie życiowe trudności. Ale w mojej rodzinie nigdy wspólnie nie czytaliśmy Biblii. Kiedy o tym powiedziałem jednemu z mych braci protestanckich, był bardzo zdziwiony, bo w jego rodzinie czytano Biblię od dzieciństwa. To odniesienie do Słowa Bożego jest wielkim skarbem jaki zachowali chrześcijanie wywodzący się z Reformacji. W ten sposób możemy żyć pojednaniem jako wymianą darów. Tego wyrażenia często używał nasz umiłowany papież Jan Paweł II - wymiana darów między różnymi tradycjami chrześcijańskimi.

5 października bieżącego roku minie dokładnie 25 lat od wizyty Jana Pawła II w Taizé. Przybył jako jedyny jak dotąd papież, jak sam mówił jako pielgrzym. Co to wydarzenie oznaczało dla was - braci?

- Była to wydarzenie nadzwyczajne. Wszystko już było przygotowane, aby mógł wylądować śmigłowiec z Ojcem Świętym na pokładzie. Poprzedniego wieczora, w sobotę 4 października 1986 papież był na stadionie z młodzieżą w Lyonie. W niedzielę rano miał przybyć tutaj, aby następnie udać się do Paray le Monial. Nasze wzgórze pokryła jednak niezwykle gęsta mgła i nic nie było widać nawet na dwadzieścia metrów. Niemożliwe więc było przybycie helikopterem. Jan Paweł II postanowił wówczas wstać wcześnie rano i z Lyonu przybył samochodem, co zabrało znacznie więcej czasu. Jednak pragnął koniecznie do nas dotrzeć. Pozostawił nam niezapomniane słowa, które Brat Roger włączył do Reguły Taizé, kierującej naszym życiem monastycznym.

Było też krótkie spotkanie papieża ze wszystkimi braci w naszej zakrystii. Powiedział wówczas, że pragnie powtórzyć nam słowa wypowiedziane przez Jana XXIII - "Taizé ta mała wiosna Kościoła". Następnie zwrócił się do Brata Rogera: "Brat kocha Piotra i Maryję". Ta wizyta Jana Pawła II była dla nas wydarzeniem kluczowym. Było to bowiem nie tylko uznanie, ale także umocnienie. Jan Paweł II żył swą posługą umacniania braci w wierze, bardzo konkretnie i z wielką prostotą, przybywając tutaj, umacniając naszą posługę, nasze duszpasterstwo z młodymi. Otworzyło nam to bardzo szeroką przestrzeń, by kontynuować naszą pracę z młodzieżą, która się nieustannie poszerza.

 

Wasze duszpasterstwo, to nie tylko Taizé. Dzisiaj bracia są obecni także na innych kontynentach, w dzielnicach zamieszkałych przez ubogich. Jakie znaczenie ma ich obecność w tych miejscach?

- To prawda. Niektórzy bracia żyją w małych wspólnotach - pod dwóch, trzech, pięciu czy sześciu - jak ma to na przykład miejsce w Bangladeszu, między najuboższymi. Starają się oni nawiązywać także więzy między kulturami. Ma to na przykład miejsce w Korei Południowej - jedynym kraju azjatyckim, w którym chrześcijanie stanowią połowę mieszkańców, zaś druga połowa wyznaje buddyzm lub inne religie. Jest to kraj, który nadal pozostaje podzielony na Północ i Południe - trwa tam nadal "zimna wojna". Pragniemy w ten sposób być obecni w tych miejscach świata, gdzie istnieją trudności, jak jak to czynił Karol de Foucauld, jak czynią to Małe Siostry czy Mali Bracia od Jezusa.

Myślę, że to bardzo ważne, gdyż w ten sposób pozostajemy w kontakcie z innymi sytuacjami. Odwiedziłem naszych braci w Bangladeszu. Żyją bardzo prosto. Przyjmują dzieci i niepełnosprawnych. Wziąłem udział w spotkaniu matek dzieci niepełnosprawnych. Mówiły o swojej sytuacji, wymieniały doświadczenia, co nie było możliwe wcześniej. W tamtejszej kulturze posiadanie dziecka niepełnosprawnego jest powodem hańby, uważa się, że jest to przekleństwo. Trzeba więc wyjść z tej mentalności, aby powiedzieć: "Nie, to dziecko jest umiłowane prze Boga!". Dopiero pod koniec spotkania zorientowałem się, że większość matek była muzułmankami, niektóre hinduistkami a tylko dwie chrześcijankami. Bardzo jednak piękne jest to, że jednoczy nas Chrystus ponad widzialnymi granicami Kościoła.

Powróćmy do duszpasterstwa młodych. Niedawno zakończyły się Światowe Dni Młodzieży w Madrycie. Jaki był w nich wasz udział?

- To było wielkie wydarzenie. W Madrycie byliśmy podobnie, jak wcześniej na każdym ze Światowych Dni Młodzieży, od samego początku. Brat Roger zawsze na nie jeździł, a ja kontynuuję tę tradycję, wraz z kilkoma braćmi. Od wielu lat istnieje pewna forma naszego uczestnictwa, która okazała się bardzo pozytywna. Jesteśmy w jednym z wielkich kościołów miasta, aby przyjmować młodych i wspólnie się modlić z tymi pośród nich, którzy chcą znaleźć miejsce ciszy, modlitwy a także spotkania międzynarodowego, gdyż wiele innych rzeczy - na przykład katechezy dokonywane są według podziału językowego. Staramy się organizować modlitwę włączając wszystkie języki. Składa się także na nią cisza i śpiewy. Bardzo wiele osób przybywa na takie spotkania.

Uczestniczymy też we wielkich wspólnych uroczystościach. Brałem udział w powitaniu papieża, czuwaniu modlitewnym w sobotę wieczór oraz w niedzielnej Eucharystii. Przepiękny charakter miało sobotnie czuwanie modlitewne. Ojciec Święty spóźniał się godzinę. Oczekiwał na niego wielki tłum. W tym czasie obserwowaliśmy na ekranach jego wizytę u młodych niepełnosprawnych. Bardzo poruszające było przemówienie, w którym przypomniał, że niepełnosprawni są protagonistami cywilizacji miłości, a społeczeństwo, które wyklucza cierpienie staje się nieludzkie. Wszyscy głęboko odebrali te słowa w aktualnym kontekście. Bardzo się ucieszyłem, że papież spotkał się z niektórymi z niepełnosprawnych osobiście, objął ich, wymienił kilka słów, pobłogosławił. Było to spotkanie bardzo bezpośrednie, jakby kolejna karta Ewangelii, a potem była wielka fiesta, kiedy wszyscy z radością powitali Ojca Świętego.

Wspomniał już Brat, że powołaniem Wspólnoty jest modlitwa o jedność chrześcijan. Spotyka się Brat regularnie z papieżem, Biskupem Rzymu, wiosną spotkał się Brat z Patriarchą Moskiewskim, a do Taizé często przybywają odpowiedzialni za Kościoły chrześcijańskie. Jak postrzegają oni rolę Wspólnoty i wkład tej modlitwy w życie Kościołów?

- Ogromnie cieszymy się z wielkiego zaufania jakim obdarzają nas przedstawiciele różnych Kościołów. W marcu przyjął mnie, tak jak ma to miejsce co roku, Ojciec Święty Benedykt XVI. To tradycja od czasów Brata Rogera. Co roku mamy okazję rozmawiać w Rzymie z odpowiedzialnymi różnych dykasterii, biskupami oraz uczestniczyć w audiencji u papieża. Brat Roger co roku spotykał się z Janem Pawłem II. Jesteśmy bardzo wdzięczni, że Benedykt XVI kontynuuje tę tradycję, gdyż w ten sposób możemy bardzo jasno wyrazić naszą bardzo ścisłą więź zaufania z posługą Biskupa Rzymu. Ogromnie cieszymy się, że papież nieustannie powraca do tego, co najistotniejsze, do osobistej relacji z Bogiem, z Chrystusem i bardzo zachęca do jej pogłębiania.

Na Wielkanoc wraz z grupą 240 młodych z 26 krajów i kilkoma braćmi byliśmy w Moskwie, aby obchodzić Paschę z Rosyjskim Kościołem Prawosławnym. Zanurzyliśmy się w przepiękną, niezwykle głęboką liturgię i tradycję Ojców Kościoła. Byliśmy przyjmowani w rodzinach. W niedzielę Wielkanocą po południu wzięliśmy udział w nieszporach wielkanocnych w prawosławnej katedrze Chrystusa Zbawiciela, pod przewodnictwem patriarchy Cyryla, na których zgromadziło się całe duchowieństwo. Zaproszono nas na podwyższenie, na którym znajdował się patriarcha. Serdecznie nas pozdrowił i przyjął.

Latem tego roku odwiedzili nas przedstawiciele Kościoła protestanckiego: sekretarz generalny Światowej Federacji Luterańskiej, pastor Ishmael Noko z Genewy a także sekretarz generalny Światowej Rady Kościołów, pastor Olav Fykse Tveit.

Przed rokiem, kiedy obchodziliśmy 70 lecie istnienia Wspólnoty oraz pięciolecie śmierci Brata Rogera otrzymaliśmy przesłanie papieża Benedykta XVI, które głęboko nas poruszyło. Papież napisał nam, że ekumenizm świętości realizowany przez Brata Rogera coraz bardziej inspiruje innych chrześcijan.

 

Mimo tego optymizmu, często słyszymy dziś o "ekumenicznej zimie". Czy ma Brat nadzieję na przezwyciężenie trudności i widzialną jedność Kościoła?

- Jedność widzialna jest niezbędna. Nigdy nie możemy tracić sprzed oczu tego celu. Nie chodzi jedynie o pokojowe współistnienie! Choć to prawda, że dostrzegamy pewne zmęczenie, gdyż po II Soborze Watykańskim z wielkim entuzjazmem podjęto ogromny wysiłek. W latach siedemdziesiątych powstało szereg bardzo pięknych dokumentów. Ale można odnieść wrażenie, że te dokumenty nie wystarczają. Wszyscy chrześcijanie potrzebują nowej mentalności i znacznie silniejszego uświadomienia sobie, że naszej tożsamości jako chrześcijan nie możemy odnaleźć w obrębie jednego wyznania, ale jedynie wraz z innymi ochrzczonymi: w przeciwnym razie nie jesteśmy wierni nakazowi Pana Jezusa, który wzywa nas abyśmy byli jedno, żeby świat uwierzył (J 17, 20-21).

Jestem przekonany, że dziś dla ekumenizmu otwierają się nowe bramy. To nade wszystko ekumenizm duchowy i ekumenizm modlitwy. Spotykajmy się znacznie częściej, żeby razem się modlić! Nie tylko, żeby dyskutować - jest to konieczne - ale niestety nie modlimy się dostatecznie razem. Nie realizujemy też razem tego, co możemy już razem czynić. Przed trzema laty uczestniczyłem w Rzymie w Zgromadzeniu Zwyczajnym Synodu Biskupów o Słowie Bożym w życiu i misji Kościoła. Bardzo ciszyłem się, kiedy wiele razy słyszałem z ust biskupów w różnych wystąpieniach: to co nas już łączy nas, katolików z innymi chrześcijanami, to chrzest i Słowo Boże. Istnieje więc już ta więź i od niej wychodząc możemy czynić znacznie więcej niż czynimy obecnie, gromadząc się i wspólnie się modląc.

Benedykt XVI zaprosił na 27 października do Asyżu przedstawicieli różnych religii, aby wspólnie prosić Boga o pokój? Czy Brat także weźmie udział w tym spotkaniu? Jak Brat postrzega te ideę?

- Bardzo się cieszę, że zaproszono mnie na to spotkanie przedstawicieli różnych religii w Asyżu. Jesteśmy też pełni uznania dla tej papieskiej inicjatywy. Oczywiście, jest ona związana z wieloma pytaniami, ponieważ istnieją ogromne różnice. Kiedy odwiedzałem naszych braci w Korei, spotkałem się tam z buddyzmem, który jawi mi się jako całkowicie inny świat. Te ogromne różnice sprawiają, że nasze spotkanie, bycie razem, wzajemne wysłuchanie siebie staje się jeszcze bardziej niezbędne. Pomimo, że nie możemy razem się modlić, to jednak możemy być razem, żeby się modlić, głęboko szanować siebie nawzajem. Jestem przekonany, że świat widzi ten wzajemny szacunek, który będzie znakiem na rzecz pokoju, wyraźnym sygnałem, że religie są czynnikiem pokoju, a nie wojny lub przemocy.

Niektórzy dziennikarze zauważają, iż papieże zawsze zapraszali na spotkania modlitewne w Asyżu w chwilach napięcia w świecie, zagrożeń dla pokoju. Czy spotykając młodych dostrzega Brat oznaki kryzysu, niepokojów, konieczności poszukiwania nadziei w Bogu?

- Nie ulega wątpliwości, że przeżywamy obecnie poważny kryzys gospodarczy, jesteśmy świadkami katastrof naturalnych, jak ubiegłoroczne trzęsienie ziemi na Haiti czy tegoroczne tsunami w Japonii. Rodzi to wiele pytań. Jest rzeczą oczywistą, że chodzi nie tylko o rozwiązania techniczne, ale także, jak mówimy jako chrześcijanie - o nawrócenie, o zastanowienie się, jakie są najistotniejsze wartości mojego życia, dostrzeżenie, że nie jest już możliwe kontynuowanie pogoni za maksymalnym wzrostem za wszelką cenę. Musimy starać się, aby pomóc obecnie młodemu pokoleniu w zastanowieniu się i podjęciu decyzji odnośnie najistotniejszych wartości życia - które z nich są ważniejsze, a które nie. I bardzo konkretnie - jak żyć w świecie, w którym będzie mniej ułatwień materialnych. Czy odważymy się, by bardziej się dzielić z najuboższymi?

Tutaj w Taizé zwłaszcza młodzi z innych kontynentów stawiają nam pytania. Młodzi z Afryki pytają nas cóż robicie? Afryka jest tak bardzo bliska Europy, a mimo to nas nie znacie. Postrzegacie Afrykę stereotypowo, widząc jedynie biednych, którym trzeba pomóc. A trzeba dziś poszukiwać partnerstwa. Mają oni coś, czym mogą obdarować innych. Musimy jednak sprawiedliwie płacić za produkty wytwarzane w Afryce, a nie tylko dawać jej jałmużnę. Potrzebne jest więc głębokie nawrócenie naszego myślenia, a jestem przekonany, że my jako chrześcijanie mamy obowiązek zabrania głosu w tej sprawie i uczestniczenia w owej głębokiej przemianie, do jakiej wezwane są nasze społeczeństwa.

Bracia obecni są w Afryce w Kenii i Senegalu, a za rok ma się odbyć spotkanie w Rwandzie - kraju zranionym wojną domową. Jak można dziś pojednać podzielony świat, pamiętając o sprawiedliwości i dążąc do pokoju?

- Pojednanie w Rwandzie, tak jak w każdym przypadku nigdy nie może przyjść z zewnątrz, ale musi wychodzić od zaangażowanych stron. Młodzi Rwandyjczycy licznie przybyli na międzynarodowe spotkanie w Nairobi w Kenii dla Wschodniej Afryki przed trzema laty. Zaprosili nas do siebie. Mówili, że chcą przyjąć młodych z różnych krajów, bo pomoże to im w ukazaniu, że obecnie wychodzą z niezwykle ciężkich lat wojny domowej, czasów ludobójstwa. Nadal istnieją głębokie rany, lecz ludzie chcą teraz wyjść z tych wielkich trudności, poszukiwać uzdrowienia. Z wielką radością przygotowujemy to spotkanie, pragnąc przebywać wraz z nimi drogę, wkrótce pojadą tam bracia. Kiedy przybywa się z zewnątrz trzeba przede wszystkim rozumieć ich i wysłuchiwać, aby powiedzieć po prostu: "Jesteśmy blisko was i chcemy kroczyć wraz z wami!". Rwandyjczycy mówią bowiem niekiedy, że przed dziesięciu, piętnastu laty o ich ojczyźnie mówił cały świat, interesował się nią, a obecnie nikt się nimi nie interesuje. Dlatego trzeba tam pojechać.

Pod koniec roku odbędzie się kolejne Europejskie Spotkanie Młodych - tym razem po raz pierwszy w stolicy Niemiec - Berlinie. Co dla Brata - Niemca oznacza przyjmowanie ich w mieście, kiedyś symbolu podziału Europy?

- To oczywiście powód do wielkiej radości. Brat Roger był we Wschodnim Berlinie w 1986 r. aby spotkać się z około 3-4 tys. młodych. Można było wówczas zorganizować małe spotkanie, ale jedynie dla Wschodu. Nie pozwolono uczestniczyć w nim nikomu z Zachodu. W końcu w tym roku możemy się tam udać z całej Europy. Myślę, że będzie ono przede wszystkim naznaczone radością, wypływającą z faktu, że w historii możliwe są głębokie zmiany, których nigdy sobie nie wyobrażaliśmy, jak na przykład to, że upadł mur berliński. Wydarzyło się to właśnie wtedy, gdy byliśmy w Polsce we Wrocławiu, żeby przygotowywać nasze pierwsze Spotkanie Europejskie w Polsce, w Europie Środkowej. Polska była krajem, który był już przygotowany na takie spotkanie, a to najbliższe będzie tuż obok, w Berlinie.

Z pewnością Polacy licznie przybędą, aby w dwadzieścia lat po rozpoczęciu przemian w Europie poszukiwać odpowiedzi na pytanie, jakie wyzwania obecnie przed nami stoją. Istnieje bowiem wielkie wyzwanie, aby odnaleźć na nowo entuzjazm dla Europy. Powiązanie poszczególnych krajów naszego kontynentu jest rzeczywistością. Nie można cofnąć się wstecz. Ale wydaje się, jakbyśmy nieco się obawiali nadal czuć się bardziej Europejczykami a zarazem odkrycia specyfiki każdego kraju i regionu Europy. Obydwie te rzeczy są ze sobą powiązane: być bardzie Europejczykami a jednocześnie bardziej świadomymi naszych korzeni, w danym kraju, kulturze a także religii. Myślę, że w Berlinie powinniśmy wyrazić te dwie konieczności.

Co zechciałby Brat powiedzieć młodym w Polsce, stającym przed wyzwaniem odnalezienia osobistej więzi z Chrystusem ale także wyzwolenia się od pewnych ciągle obecnych kompleksów, aby z entuzjazmem przeżywać swą wiarę?

- Chciałbym powiedzieć młodym Polakom: podejmijcie decyzję na rzecz wiary, gdyż macie w sobie wszystko, aby taką decyzję podjąć. Dzisiaj musi to być decyzja osobista: chcę wierzyć w Chrystusa, przyjmując wszystkie konsekwencje tej wiary. Postawcie sobie to pytanie, a to poszerzy wasze życie w sposób nieporównywalny. Polska wniosła wielki wkład w Europę, aby mogła ona prawdziwie wzrastać, aby Europa, zarówno Zachodnia jak i Środkowa mogły istnieć prawdziwie razem.