Jak luteranin czyta Benedykta XVI?

Czytając i słuchając Ratzingera mam poczucie, że obcuję z wielką historią, z wielką duchowością i dziedzictwem chrześcijaństwa - mówi w wywiadzie dla KAI Dariusz Bruncz, publicysta, zastępca redaktora naczelnego portalu ekumenizm.pl

KAI: Po wyborze Benedykta XVI prorokował Pan, że ten Papież niejednego zaskoczy. A czy zaskoczył Pana?

- Wielu ludzi ten Papież na pewno zaskoczył. Zaraz po jego wyborze zacząłem bardziej interesować się myślą teologiczną Ratzingera i zdecydowałem się właśnie jemu poświęcić rozprawę doktorską: „Tożsamość duchowa Europy w pismach Josepha Ratzingera-Benedykta XVI”. Tym, co mnie wówczas zaskoczyło była stałość poglądów Ratzingera. Dotarło do mnie, że cała propaganda, jaka się wokół niego rozpętała, jakoby nagle w 1968 r. przeżył nawrócenia z liberalnego na konserwatywny katolicyzm., te wszystkie medialne doniesienia o „pancernym kardynale”, którego źródłem byli medialnie niepokorni teologowie jak Eugen Drewermann czy Hans Küng, nie mają zupełnie pokrycia w rzeczywistości. Stały w poglądach, to nie znaczy, że nudny. Czytając i słuchając Ratzingera mam poczucie, że obcuję z wielką historią, z wielką duchowością i dziedzictwem chrześcijaństwa. Jest to teolog, który od wielu lat idzie tą samą drogą, a którą wyraża słowami: „pogłębienie przyjaźni z Chrystusem”. Spotkanie z myślą Ratzingera to obcowanie z wielkim dziedzictwem ojców Kościoła, to spotkanie z teologiem ekumenicznie otwartym. Czym innym jest jednak urząd, który sprawuje.

KAI: Czyli Benedykt XVI to jest ten sam Joseph Ratzinger, autor deklaracji „Dominus Iesus”, tak bardzo krytykowanej przez środowiska niekatolickie?

- Ja się na tę deklarację nie obrażam. Uważam, że był to bardzo potrzebny dokument chrystologiczny i jest on w jakiejś mierze tekstem ekumenicznym, jeśli pominiemy aspekt eklezjologiczny. O jego niedobrej recepcji zadecydował czas powstania (rok po podpisaniu Wspólnej Deklaracji o Usprawiedliwieniu), brak komunikacji w Kurii Rzymskiej, bo powstał on bez konsultacji z kard. Walterem Kasperem, ówczesnym przewodniczącym Rady ds. Popierania Jedności Chrześcijan, oraz nieuwzględnienie dotychczasowych osiągnięć. W rzeczywistości deklaracja była adresowana do Azji, gdzie doszło do skrajnych eksperymentów związanych z inkulturacją Ewangelii. To nie było tak, że Ratzinger wykopał topór wojenny, aby niszczyć nim budowlę wzniesioną przez Jana Pawła II. Warto pamiętać, że Jan Paweł II aprobował w pełni ten dokument i stawał publicznie w obronie swego prefekta, kiedy ten był zań atakowany. Trzeba jasno powiedzieć, że pontyfikat Jana Pawła II był w dużej mierze ukształtowany przez myśl teologiczną Josepha Ratzingera. Oczywiście, dokument wyhamował tempo działań ekumenicznych, ale może było to konieczne na fali nie zawsze czytelnego entuzjazmu i pomijania istotnych treści w komisyjno-samocelebrującym się ekumenizmie..? Ekumenizm zawiera w sobie pewien imposybilizm, nie jest łatwy i chyba o tym zapomniano.

KAI: Część niekatolików obraziła się na Papieża, bo podkreślił, że tylko Kościół katolicki jest Kościołem w pełni prawdziwym. Powiedział Pan jednak, że jest to dokument w „jakiejś mierze ekumeniczny”. Co to znaczy?

- Cenię Benedykta XVI za jego jasność i wyrazistość. Jaki to jest dialog ekumeniczny, kiedy my, ewangelicy, mariawici czy prawosławni rozmawiamy z lukrowanymi katolikami, ciesząc się, gdy prezentują poglądy, które nie są rzymskokatolickie, a my nazywamy ich wtedy otwartymi lub rozsądnymi katolikami. Chcemy – taką mam nadzieję - rozmawiać z prawdziwymi rzymskimi katolikami, którzy mówią naprawdę to, co myślą. Ogromną zasługą Benedykta XVI jest to, że po latach ekumenicznego sentymentalizmu zwrócił uwagę na istotne kwestie: że nasz ekumenizm stał się za bardzo formalny i powierzchowny, że brakuje w nim nieraz autentycznej, duchowej przestrzeni modlitewnej. Wskazał też uczciwie na kwestie eklezjologiczne, ledwo dotknięte w dialogu, które tak naprawdę dzielą Kościoły i uniemożliwiają wspólnotę eucharystyczną, przynajmniej po stronie rzymskokatolickiej.

KAI: Jednak uczciwe stawianie sprawy. „nie obwijanie w bawełnę” sprawia, że Benedykt XVI spotyka się ze spora krytyką ze strony środowisk niekatolickich. Przypomnijmy też, że jego wybór w wielu środowiskach ekumenicznych przyjęto z obawą.

- Jest jednak wielką niesprawiedliwością przypinanie mu etykietki antyekumenicznego reakcjonisty. Jest to wręcz przejaw braku dobrej woli i postawa wrogości wobec katolicyzmu jako takiego. Benedykt XVI nie jest fundamentalistą, bo fundamentalista nie dyskutuje, nie prowadzi dialogu.

Benedykt XVI – już jako profesor – zawsze był w ten dialog zaangażowany, szczególnie z ewangelicyzmem, i to na różnych płaszczyznach - eklezjalnej i naukowej. Dobrze zna nie tylko teologię, ale i duchowość ewangelicką, co pokazuje choćby niezwykle serdeczne przyjęcie, z jakim spotkał się w kościele luterańskim w Rzymie, gdzie w marcu 2010 r. jako drugi po Janie Pawle II papież wygłosił kazanie i uczestniczył w całej liturgii nabożeństwa Słowa Bożego. Jeżeli ktoś sądzi, że otwartość ma oznaczać uznanie wszystkich stanowisk za jednakowo ważne, to papież będzie dla niego fundamentalistą. We wspomnianej deklaracji Dominus Iesus Benedykt XVI broni sprawy, która jest wspólna dla wszystkich chrześcijan. Mówi, że tylko Jezus Chrystus jest prawdą i drogą do zbawienia. Ratzinger został skrytykowany za to, że jest katolikiem, że mówi tak jak wymaga od niego jego urząd.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»