Nie tak dawno prymas anglikańskiej prowincji „Cono Sur” z Ameryki Południowej, abp Gregorio J. Venables stwierdził, że tylko cud może uratować jedność światowej Wspólnoty Anglikańskiej. Podczas konferencji Lambeth do formalnej schizmy nie doszło. Czyżby rzeczywiście stał się cud?
Konferencje trudno uznać za sukces, chyba że uzna się zań – wzorem niektórych komentatorów – uniknięcie oficjalnej schizmy. Zabrakło na niej wielu przedstawicieli bardziej konserwatywnie nastawionych wspólnot, którzy pokazali w ten sposób swój dystans wobec poczynań swojego Kościoła. Dokument końcowy konferencji, będący pewnym podsumowaniem dyskusji, choć dostrzega ważne problemy dzielące dziś Wspólnotę Anglikańską, niczego nie rozstrzyga. Obok innych zagadnień dostrzeżono w nim, jak wielkim problemem jest święcenie osób oficjalnie przyznających się do praktyk homoseksualnych i błogosławienie związków osób tej samej płci. Można jednak odnieść wrażenie, że dla uczestników spotkania ważniejsze niż zasada moralna, wierność Bożemu prawu, są kłopoty natury praktycznej, jakie takie postępowanie sprowadza: groźna rozbicia jedności, kłopoty w dialogu ekumenicznym, nazywanie anglikanów „kościołem gejowskim” czy traktowanie stosunku do homoseksualizmu jako testu ortodoksyjności.
Łatwo przewidzieć, że na takie stawianie sprawy i ustanowienie moratorium w tej kwestii, odpowiedzią będzie wzmocnienie progejowskiej propagandy. Bo jeśli ciemni przedstawiciele trzeciego świata czegoś nie rozumieją, to trzeba ich oświecić i przekonać do nowoczesnych rozwiązań. Gejowskie lobby zdaje się nie zauważać, że problem nie jest jedynie kwestią czysto organizacyjną, techniczną, ale wynika wyraźnie z Bożego prawa. Chrześcijanin nie może zła nazywać dobrem. W tej sprawie nie ma miejsca na kompromis. Możliwe jest jedynie podejście do problemu w duchu chrześcijańskiego miłosierdzia, ale to coś zupełnie innego niż zgoda na zło.
Trudno wyrokować, jak potoczą się losy Wspólnoty Anglikańskiej. Dziś wydaje się ona mimo wszystko zmierzać coraz bardziej ku schizmie. Ostatnia konferencja może opóźnić pewne decyzje, ale o ile strony sporu będą trwały przy swoim, wydają się one nie do uniknięcia. Jako przestrogę powinny to potraktować inne wspólnoty chrześcijańskie: spór między zwolennikami tradycji a tymi, którzy chcą bardziej dostosować się do dzisiejszego świata nie może pomijać podstawowych zasad moralnych. Zdrowe sumienie chrześcijan zawsze przeciwko takiemu stawianiu spraw w końcu się zbuntuje.
Rosną m.in ograniczenia w zakresie deklaracji chrześcijańskiego światopoglądu w życiu publicznym.
"Zabili ich na różne sposoby. Są wszystkie dowody na to, jak ich torturowali."