Bóg rodzi się dwa razy?
To pytanie czasem stawiają ci, którzy podczas Bożego Narodzenia z bliska obserwują rodziny mieszane wyznaniowo. Dla małżonków łączących tradycje świętowania różnych Kościołów to rzeczywiście zazwyczaj czas podwójnej modlitwy, dwukrotnego uczestnictwa w kościelnych uroczystościach. To zarazem czas najgłębszej rodzinnej ekumenii... „W niedzielę najczęściej każde z nas idzie osobno na swoje nabożeństwo. Boże Narodzenie to jest ten ważny moment, kiedy każdy chce modlić się w swoim kościele wraz z osobą, która jest dla niego najważniejsza, więc oczywiste jest, że najpierw wspólnie idziemy z żoną po południu na wigilijne nabożeństwo ewangelickie, a potem, po wieczerzy, również razem wybieramy się na Pasterkę do kościoła katolickiego. To jedyne możliwe do zaakceptowania przez nas rozwiązanie” - tłumaczy Jerzy. Jest ewangelikiem, a jego żona Danuta - katoliczką. Zgodnie wybuchają śmiechem, gdy słyszą przytoczone na wstępie pytanie - przecież oni tylko trochę więcej czasu niż inni spędzają w kościele, by wyrazić swą radość z narodzin jednego Boga, tego samego...
„Co do samej istoty świąt, nie ma żadnej różnicy, a jedynie forma tego świętowania jest trochę inna i chcemy to u siebie wzajemnie uszanować” - potwierdzają Bożena z Mieczysławem z Brennej. Oni również łączą w rodzinnym przeżywaniu tradycję Kościołów: katolickiego i ewangelickiego - i starają się wspólnie modlić podczas świąt. Wspólne wyjście do kościoła na katolicką Pasterkę i na uroczyste bożonarodzeniowe nabożeństwo ewangelickie zwykle dochodzi do skutku. Tak się składa, że na obu tych nabożeństwach każde z nich spotyka swojego duszpasterza, gdyż tradycją w Brennej stała się również ekumeniczna modlitwa duchownych obu parafii. Od ponad dziesięciu lat Słowo Boże podczas Pasterki w kościele katolickim głosi proboszcz ewangelicki, a w Boże Narodzenie w kościele ewangelickim - proboszcz katolicki. Dopełnieniem ekumenicznego świętowania jest koncert kolęd, jaki w uroczystość Objawienia Pańskiego dają połączone chóry parafialne: katolicki „Sanctus” i ewangelicki „Magnificat”.
„Z dzieciństwa zostało mi wspomnienie kolęd i innych pieśni, które śpiewaliśmy przy wigilijnym stole ze starych śpiewników, przynoszonych przez babcię. Dziś, niestety, coraz chętniej słucha się kolęd, zamiast je śpiewać” - ubolewa Bożena. Jest ewangeliczką, więc dla niej nowością był widok szopki w kościele. Dziś razem z mężem chętnie pokazuje ją dzieciom, bo to znacznie ułatwia i pomaga wytłumaczyć, co się stało w Betlejem.
„Wszystkie zewnętrzne akcenty i symbole mogą nam pomóc w przeżywaniu spotkania z Bożą Dzieciną, ale nie zastąpią naszego autentycznego przygotowania, wewnętrznej przemiany. Chodzi o to, byśmy stali się lepsi” - mówi Bożena, a Mietek przypomina, jak ich rodzinnym przeżyciem stało się kilka lat temu oddanie czci Maleńkiemu Jezusowi w żłóbku w parafialnym katolickim kościele w Brennej. „Konstrukcja szopki była taka, że trzeba było uklęknąć, żeby zobaczyć leżące na sianie Dzieciątko. Jeśli skupimy się zanadto na zewnętrznej oprawie, krążymy jedynie wokół tej betlejemskiej szopy, ale nie jest nam dane spotkać narodzonego w niej Boga. Przede wszystkim trzeba więc uklęknąć, trzeba modlitwy” - dodaje Mietek. On również nie ma wątpliwości, że Bóg rodzi się raz, a podwójna modlitwa może tylko pomóc w należytym skupieniu się nad żłóbkiem i cudem narodzin Bożego Dzieciątka.
grudzień 2005