Użyj sobie życia!

ks. Tim Hinrichs

publikacja 29.12.2011 07:47

Przyjemność, przyjemność, przyjemność. Czy nie jest to coś, za czym wszyscy potajemnie tęsknimy?

Użyj sobie życia! Salim Virji / CC 2.0 W samym czytaniu powieści, oglądaniu telewizji czy delektowaniu się lodami nie ma nic złego czy grzesznego

To coś, z czym ostatnio się zmagam. Może dlatego, że w końcu, będąc w Ameryce, mam dostęp do wielu rzeczy, których mi brakowało w Polsce. W ciągu jednego dnia znalazłem się w miejscu, gdzie wszystkie książki są w języku angielskim, programy telewizyjne i filmy bez polskiego lektora, a amerykańskie potrawy, których mi brakowało, są w zasięgu ręki. Tak, teraz, po czterech latach tęsknoty mogę w końcu zaspokoić moje pragnienia.

Przecież w samym czytaniu powieści, oglądaniu telewizji czy delektowaniu się lodami nie ma nic złego czy grzesznego. Każda z tych rzeczy może przynieść radość. Dlaczego więc każda z tych przyjemności gdzieś w głębi serca jakoś mnie trapi bardziej niż kiedykolwiek wcześniej? Po prostu toczę bitwę. Moje ciało mi mówi: „używaj, ile chcesz, zasłużyłeś na to, naciesz się tymi przyjemnościami do woli!”. Kiedy jednak podążam w tym kierunku, z łatwością zbaczam z drogi. Tracę równowagę i właściwą perspektywę. Zapominam wtedy o sprawianiu przyjemności mojemu Panu. Zapominam wtedy o tej wspaniałej przyjemności przebywania w Jego obecności. Zapominam o przebywaniu z Nim, bo szukam zaspokojenia w tym, co nęci moje uszy i oczy, a co pochodzi z tego świata. Pragnę dogadzać sobie i oddać się konsumpcji. Ciało pragnie tego, co cielesne, a duch jest spragniony duchowych rzeczy. Jeśli nie będę ostrożny, to moje ciało jest więcej niż gotowe, by przejąć dominację nad duchem.

Ostatnio czytałem 2. List do Koryntian 5,9, gdzie jest napisane: „Dlatego też dokładamy starań, żeby niezależnie od tego, czy mieszkamy w ciele (ang. ‘w domu’), czy jesteśmy poza ciałem, Jemu się podobać”. Ten wiersz konfrontuje mnie z pytaniem, co jest moim staraniem, moją ambicją. Zadowolić Jego czy siebie? Dogadzać sobie w rzeczach tego świata czy delektować się Panem?

Największą przyjemnością w życiu powinno być przynoszenie zadowolenia Panu, a nie sobie samemu. Chodzi o usługiwanie bliźniemu, a nie karmienie mojego ciała. Prawdą jest, że Bóg obdarza nas wieloma przyjemnościami w sferze emocjonalnej i fizycznej – wystarczy, że spojrzę na zachód słońca czy skosztuję świeżej, pachnącej słońcem truskawki, a już mam udział we wspaniałym błogosławieństwie Boga. Biblia jest pełna przykładów tego, jak Bóg chce nas błogosławić w widoczny sposób.

Muszę jednak cały czas przypominać sobie, że nie o to głównie w życiu chodzi. To nie jest celem mojego życia. Moim celem ma być przynoszenie zadowolenia Bogu, a nie pogrążanie się w stanie zaspokojenia. Subtelna, ale ważna różnica. Mam Panu sprawiać radość poprzez uwielbienie i posłuszeństwo. Mam być błogosławieństwem dla ludzi wokoło mnie poprzez służbę.

Trudność jednak polega na tym, że ja nie chcę robić tych rzeczy. Chcę dogadzać memu ciału w tym, czego ono pragnie. Co jest kluczem do odwrócenia tego stanu? Dogodzenie sobie w miłości i łasce Boga! Muszę zanurzyć się w Bożej łasce jak w basenie przy 40-stopniowym upale, tak jak napisał psalmista: „Głębina przyzywa głębinę w odgłosie wodospadów twoich: wszystkie nawałnice i fale twoje przeszły nade mną” (Psalm 42,8). Najtrudniejszy jest ten pierwszy skok do wody, ale potem to już czysta radość i odświeżenie.

By stać się miłą wonią dla Pana, służąc innym, trzeba najpierw dogodzić sobie, zanurzyć się w Jego łasce. Dopóki nie będę w morzu Jego łaski, nie mogę zrobić niczego, co byłoby przyjemne dla Pana. Kiedy więc lato robi się coraz cieplejsze, potrzebuję każdego dnia przypominać sobie, by nie używać życia dla swej przyjemności, ale używać łaski Bożego przebaczenia i miłości jako błogosławieństwa.• Tłumaczyła Renata Hinrichs

Artykuł pochodzi z kwartalnika "Warto" wydawanego przez Centrum Misji i Ewangelizacji Kościoła Ewangelicko Augsburskiego w RP