W rolach głównych

dr Joanna Koleff-Pracka

publikacja 15.05.2012 20:43

By umieć kochać i być kochanym, dobrze mieć wcześniej kochających i wspierających rodziców, łatwiej potem wejść w dojrzewanie i w końcu dorosnąć…

By podjąć ważne tematy... HENRYK PRZONDZIONO/GN By podjąć ważne tematy...
...by nauczyć dziecko relacji z innymi i samym sobą, czekamy, aż trochę podrośnie, będzie „mądrzejsze”, tymczasem one samo nieustannie się uczy – poprzez obserwację i trening, za pomocą narzędzi, jakie ma do dyspozycji

Zwykle najchętniej piszę o sprawach człowieczych, świadomie szukając wspólnego mianownika ponad podziałem na role napisane dla kobiet i mężczyzn. Jednak seksualność w swej istocie każe rozważać odrębne ścieżki poznania naznaczone odmiennością wynikającą z płci, którym w każdym społeczeństwie, choć na różne sposoby, wyznaczane są określone zasady funkcjonowania. Dla przykładu: częściej słyszymy, że coś „wypada” lub „nie wypada” kobiecie bądź mężczyźnie, aniżeli człowiekowi.

Chcemy czy nie, jako ludzie na co dzień ubrani jesteśmy w męskość i kobiecość, co więcej – nasza biologiczna płeć stanowi zaledwie ramę dla tzw. płci kulturowej, na którą składa się normatywny system zachowań, sposobu bycia i noszenia, utartych stereotypów i nabytych przekonań dotyczących zasad wchodzenia w relacje, także te o charakterze intymnym. Można powiedzieć, że indywidualna tożsamość płciowa konstytuuje się na płaszczyźnie rzeczywistości społecznej i poprzez nią, i jako taka stanowi jednocześnie tożsamość społeczną.

Proces powstawania roli płciowej dokonuje się na drodze przyswajania określonych wzorców, norm, wartości i postaw charakterystycznych dla danej zbiorowości, mających uwarunkowania historyczne i kulturowe, zapośredniczonych w języku, literaturze, mediach, rodzinie, wspólnocie eklezjalnej, szkole, grupie rówieśniczej, środowisku pracy itp. Innymi słowy, wbrew temu, co widać gołym okiem, nie tyle rodzimy się kobietami lub mężczyznami, co stajemy się nimi przez całe życie na drodze socjalizacji mającej charakter właśnie rodzajowy. W tym sensie seksualność człowieka kojarzoną potocznie z płciowością postrzegać wypada w kategoriach zaledwie jednego z wymiarów realizacji siebie jako kobiety i mężczyzny w świecie i nie sposób rozważać jej, nie uwzględniwszy szerszej perspektywy wychowawczej.

Społeczny system ról płciowych sankcjonujący różnice pomiędzy kobietami i mężczyznami (atrybuty męskości i kobiecości, typy zadań podejmowanych w życiu rodzinnym, zawodowym i obywatelskim, standardy ich wykonania) powstaje i kształtuje się w procesie wychowania, a ściślej, edukacji, za który odpowiedzialne są poszczególne podmioty życia społecznego dokonujące swego rodzaju uprawomocnienia porządku publicznego i prywatnego – m.in. rodzina, szkoła i Kościół. Każdy z nich na swój sposób, używając właściwych dla siebie argumentów, podpowiada, jak się zachować, ustala reguły gry, nazywa granice, poza którymi króluje szeroko pojęta nieobyczajność i bezprawie. I choć otrzymany obraz może być nieco schematyczny, powstaje swoisty układ odniesienia, który dla jednych będzie gwarantem bezpieczeństwa, dla innych źródłem kontestacji i walki o nowe prawo.

Bez wszelkiej wątpliwości pierwszym i niezbywalnym środowiskiem wychowawczym jest dom rodzinny, będący miejscem pierwotnej interpretacji ról płciowych, gdzie rodzice pomagają dziecku podjąć wybrane role. By temat przybliżyć, ułatwiają zrozumienie – wybierają synowi lub córce stosowne imię, kolory ścian w pokoju, małych ubranek w szafie i adekwatnie dobranych do rodzicielskich wyobrażeń zabawek. Tworzą paletę życiowych możliwości. Potem tylko stosowna zabawa, podział obowiązków, przekaz funkcji i kompetencji domowych i gotowe – projekt „dziewczynka” lub „chłopczyk” rozpoczęte… Rzadko widzimy nasze dzieci jako przyszłych dorosłych kobiety i mężczyzn, wydaje się, że mamy tak wiele czasu, by podjąć ważne tematy, nauczyć dziecko relacji z innymi i samym sobą, czekamy, aż trochę podrośnie, będzie „mądrzejsze”, tymczasem one samo nieustannie się uczy – poprzez obserwację i trening, za pomocą narzędzi, jakie ma do dyspozycji.

Z bliskości rodziców, tonu ich rozmów, wzajemnej uwagi lub jej braku, pielęgnowanej intymności, wspólnego sposobu na czas wolny i pracę tworzy pierwowzór związku dwojga ludzi. To, co zobaczy, uzna za normatywne i wszystko, co przyjdzie później, będzie przedmiotem konfrontacji z pierwszym obrazem. Wychowanie seksualne zaczyna się właśnie w tym miejscu – w relacji rodziców, ale i ich stosunku do dzieci – matka będzie dla swojego syna zawsze pierwszą kobietą, podobnie jak ojciec dla córki prawzorem mężczyzny. Kobieta uczy córkę kobiecości, mężczyzna przekazuje synowi męskość. Świat, zdawałoby się podzielony na dwa światy, będąc jednocześnie absolutnie komplementarny.

By umieć kochać i być kochanym, dobrze mieć wcześniej kochających i wspierających rodziców, łatwiej potem wejść w dojrzewanie i w końcu dorosnąć… (nie wszystkim się udaje). Wsparcie rozumiem również w kategoriach szacunku i dbałości o sferę intymną dziecka – szacunku do ciała, rezygnacji z przemocy, dzieleniu się własną intymnością przy zachowaniu prywatności, nazywaniu tematów intymnych po imieniu, określaniu różnicy pomiędzy dobrym i złym dotykiem. Jeśli my tego nie zrobimy, z pewnością zrobi to ktoś inny, a dziecko pozostanie wobec tej wiedzy bezradne. Chcąc znaleźć swoje miejsce w życiu, popełni sumę błędów, by nawiązać właściwe relacje.

Środowisko domowe stanowi podstawową płaszczyznę odniesienia dla zrozumienia ról społecznych, których treść zostaje potwierdzona lub zanegowana na dalszych etapach edukacji. Z wyobrażeniami społecznymi przekazywanymi przez rodziców, które składają się na tzw. rolę przypisaną (pierwotny scenariusz roli), wiąże się konceptualizacja roli subiektywnej, gdy dziecko adekwatnie do poszczególnych etapów rozwoju próbuje ustalić znaczenie i sens swojej egzystencji społecznej nierozerwalnie związanej z identyfikacją
płciową (typizacja płci)1. Obraz wyniesiony z domu ulega wówczas weryfikacji w rzeczywistości pozadomowej, inaczej mówiąc, następuje wcale nie łatwa konfrontacja z medialnym przekazem ról kobiet i mężczyzn – obecnym w reklamach, serialach telewizyjnych, na ulicy, korytarzach szkół…

W Polsce wzorzec ról kobiecych i męskich jest wciąż uproszczony i dość tradycyjny – mężczyzna gości w domu jako ekspert (potrafi doradzić nie tylko w doborze samochodu, banku, ale proszku do prania i pasty do zębów, smakosz sproszkowanych zup i sosów), w sprawach damsko-męskich typ o mentalności macho – zawsze i wszędzie wymaga się od niego, by sprostał wyzwaniom, do podanego na stół posiłku wypije piwo reklamowane przez długonogą blondynkę sprowadzoną do roli seksownego ozdobnika. Czasem tylko w najnowszych serialach bywa nieszczęśnikiem w ciele wiecznie niedojrzałego trzydziestolatka, który szuka siebie, chce być partnerem dla swojej kobiety, ojcem dla swoich dzieci, ale sprawa nie jest prosta, skoro w praktyce oznacza poważną dekonstrukcję modelu dotychczasowych ról męskich.

Współcześni małżonkowie w przeważającej większości deklarują, iż chcą żyć w związkach partnerskich, ale partnerstwo tożsame z możliwością realizacji żony w sferze pozadomowej jest możliwe, jeśli wspomniane lepiej zorganizują swoje obowiązki rodzinne i pogodzą je z pracą. Co więcej, kobiety myślą podobnie, pełniąc rolę służebną wobec szeroko rozumianego gospodarstwa domowego2. Badania pokazują, że dość często niestety udaje im się stworzyć obraz nieugiętej, zaradnej i wszechobecnej Matki Polki, z którą mężczyźnie chcącemu ugotować obiad, posprzątać dom lub całkiem się zadomowić, biorąc np. urlop tacierzyński (komputer trzeci raz poprawił mi na „macierzyński”!) trudno konkurować. Przeżywają wówczas tzw. dylematy roli, nieobce kobietom, wybierającym samotność, rezygnującym z macierzyństwa lub bezdzietnym, chcącym zejść z obrazków w złotych ramkach, postrzegającym związek jako utwór napisany na cztery ręce… Być może między innymi dlatego mówi się o współczesnym kryzysie kobiecości i męskości – zmęczenie, niemoc podjęcia wyznaczonych zadań, brak powietrza w związkach podpowiadają konieczność dopisania nowych ról, jakie nadałyby nową jakość życia tych, którzy w starych się nie mieszczą.

Wprowadzanie korekt do znanego scenariusza wymaga jednak wiele cierpliwości i czasu – związanych z wypracowaniem alternatywnych metod i narzędzi socjalizacji. Dotychczasowe, wzmacniające stereotypowe myślenie, mocno trzymają się w siodle, z pewnością bez walki nie oddadzą pola obcym. Czasem chodzi o łatwy pieniądz, to domena mediów – znana scenarzystka wielu polskich seriali mających największą oglądalność, na zarzut podtrzymywania i kreowania stereotypowego modelu ról kobiet i mężczyzn odpowiedziała, że pisze tylko to, co się dobrze sprzedaje, a ludzie chcą w telewizji oglądać wierne kopie siebie, po co zatem wchodzić z widzem w dialog, nie daj Boże – zdenerwować go przed snem? Podobną logiką kierują się twórcy reklam, które nie tylko arbitralnie dowodzą, jakie produkty warto mieć w domu i w jakim celu, ale o wiele bardziej na drugim planie ukazują określony porządek domowy szybko zyskujący status wzorca dla wielu ludzi. Ten, kto jest inny, nie ma, nie chce mieć, nie chce być taki i siaki, chce inaczej – zdaje się być poza rolą…

Schematyczną wizję rzeczywistości podtrzymuje szkoła, realizując nie tylko ukryty program edukacji rodzajowej, podająca dziewczynkom i chłopcom według płci wiedzę o świecie, jawnie odzwierciedlaną w podręcznikach. Dla potrzeb tematu przytoczę tylko fragment podręcznikowych mądrości. Wiadomym jest, że w znanym nam tradycyjnym scenariuszu społecznym nie ma miejsca na wychowanie seksualne – wątków w sumie wiele, ale jak je ubrać w język, jak nazwać, skoro wachlarz możliwości pozostawia do dyspozycji albo wulgaryzmy, albo wydumaną łacinę? Jeśli rodzice uznają, że sami nie podołają i gotowi oddać pączkującą seksualność swoich dzieci w strefy wpływów edukacji szkolnej, pozostaje przedmiot noszący zwykle nazwę wychowania do życia w rodzinie lub – w nieco bardziej wyzwolonych placówkach – wychowania seksualnego.

Pierwszy, zwany tradycyjnym, stara się przekazać wzorce funkcjonowania społecznego kobiet i mężczyzn, drugi, tzw. biologistyczny, uczy techniki poza wszelkimi wzorcami. Ten ostatni pominę, ponieważ takie podręczniki w Polsce są dwa i stanowią przedruk ze szkolnej literatury amerykańskiej. Analiza pozostałych wykazuje ich służebność wobec określonej ideologii związanej z polityczną falą.

W obecnych na rynku dominuje model kobiety matki i żony, niezastąpionej w opiece nad dzieckiem, kochającej bezwarunkowo, przyjmującej swoją seksualność w kategoriach prokreacyjnych, naturalnie planującej rodzinę i rezygnującej ze środków antykoncepcyjnych. Zdaniem autorki pracy poświęconej analizie podręczników do wychowania seksualnego, „płodność kobiety staje się wartością nadrzędną, porządkującą i podporządkowującą swoim prawom życie seksualne obu małżonków”3. Właściwe przygotowanie do funkcji rodzicielskich jest fundamentem małżeństwa, stąd chłopcy i dziewczęta powinni znać różnice psychiczne i biologiczne wynikające z płci po to, by w sposób odmienny, ale zarazem komplementarny podjąć życiowe role. Prezentowany materiał nie pozostawia przestrzeni do dyskusji nad resztą społeczeństwa, oparty jest na tzw. hierarchicznej strukturze związku z dominującym mężem i ojcem i podległej mu kobiecie, przy zachowaniu praw i obowiązków każdego z małżonków. Ostatnim razem kobieta równa mężczyźnie, świadoma swojego ciała, świadomie realizująca swoje macierzyństwo, będąc zarazem aktywną zawodowo, przedstawiona została w podręcznikach z lat 60.

Przekaz określonych wzorców, norm, wartości i zachowań, także tych o charakterze intymnym, tworzących wspomniane już społeczne nakazy roli, konstytuuje się również na płaszczyźnie kościelnej, gdzie Kościół/parafia tworzą przestrzeń, w której funkcjonuje specyficzny układ społeczny i realizowane są role przypisane tradycyjnie kobiecie i mężczyźnie w obrębie wspólnoty, mające określone implikacje na gruncie ogólnospołecznym. Często i tutaj współczesna seksualność przypomina demoniczny twór, trochę sztucznie wyjęty z całości ludzkich doświadczeń, zamieciony pod chrześcijański dywan. Któż miałby dość odwagi, by rozprawiać o swoich słabościach i grzechach?

Wstrzemięźliwość, czystość, umiarkowanie, dążenie do typów idealnych, bo bezcielesnych, wypierają rzeczową rozmowę o radości mogącej płynąć dla kobiety i mężczyzny z relacji intymnej, nie tylko w kontekście prokreacji. By mogła się w pełni wydarzyć, potrzebnych jest wiele innych spotkań, ponieważ człowiek dorasta do indywidualnej i niepowtarzalnej roli kobiety i mężczyzny poprzez doświadczenia wyniesione ze spotkań i relacji z ludźmi i Bogiem. Z każdego z nich dowiaduje się czegoś o sobie, próbuje sił, gubi się i odnajduje nowe drogi do siebie i drugiego człowieka. Niezależnie od płci, by otworzyć ciało, trzeba najpierw umieć otworzyć ręce, pozwolić się pogłaskać słowem i gestem, powierzyć komuś, umieć wziąć, ale dając, jednocześnie zapomnieć o sobie, by znaleźć wspólnie nową rzeczywistość, w której jest miejsce na dom, drzewo, dziecko i codzienną intymność.

Gdy człowiek jest na właściwym miejscu w życiu, przyjęta przezeń rola przylega do niego niczym wygodne ubranie, można powiedzieć – jest z nią tożsamy. Gdy zamiast żyć, odgrywa nie swoją, lecz zadaną sobie rolę, pozostaje zaledwie przebrany w strój świętego czy grzesznika, w duchu jednak jest głęboko nieszczęśliwy. Nikomu tego nie życzę.

Artykuł pochodzi z kwartalnika "Warto" wydawanego przez Centrum Misji i Ewangelizacji Kościoła Ewangelicko Augsburskiego w RP

***

Przypisy:
1. Dorota Pankowska, Wychowanie a role płciowe, Gdańsk 2005, s. 23.
2. Iwona Chmura-Rutkowska, Joanna Ostrouch, Mężczyźni na przełęczy życia, Kraków 2007.
3. Dorota Pauluk, Modele ról kobiety w podręcznikach do wychowania seksualnego, Kraków 2005.