Nowe inspiracje

Czy ekumenizm jest dziś potrzebny? Wydarzenia ostatnich lat pokazują, że coraz bardziej.

Nowe inspiracje

Wizyta w Polsce patriarchy Cyryla komentowana jest najczęściej w kontekście relacji polsko-rosyjskich. I słusznie. Człowiek identyfikujący się jako chrześcijanin powinien jednak chyba uzmysłowić sobie także jej wymiar ekumeniczny. Nie jest on oczywiście tak spektakularny. Podpisane orędzie nie posunęło ani o krok dialogu teologicznego. Jest jednak szansą na ocieplenie relacji między naszymi Kościołami. A te zdają się czasem ważniejsze niż same uczone uzgodnienia teologów.

Moskwa, uwikłana w konflikt z Konstantynopolem o przywództwo w świecie prawosławnym (dokładniej: o sposób rozumienia owego przywództwa) – eufemistycznie rzecz ujmując –  niezbyt chętnie angażuje się w rozpoczęty parę lat temu dialog z katolikami na temat prymatu papieskiego. Zainspirowane prośbą jeszcze Jana Pawła II rozmowy na ten temat właściwie utknęły w oczekiwaniu na panprawosławny sobór czy przynajmniej dogadanie się głównych prawosławnych Kościołów. W zamian Rosja proponuje skoncentrowanie się w relacjach ekumenicznych na wspólnej obronie wartości. Koncepcja ta znalazła także swój wyraz w podpisanym w Warszawie orędziu do narodów Polski i Rosji, w którym hierarchowie mocno podkreślili konieczność takich działań.

Nie ma co ukrywać, że są one potrzebą chwili. W tak zwanym cywilizowanym świecie ataki na wszystko co chrześcijańskie to już plaga. Unaoczniają to ostatnio chyba najbardziej dobitnie profanujący chrześcijańskie świętości obrońcy Pussy Riot.  Na dłuższą metę taka wspólna obrona wartości powinna jednak też pomóc w likwidowaniu uprzedzeń, jakie istnieją między naszymi Kościołami; pomóc w zauważeniu, że jesteśmy braćmi; że „tiara papieska” niekoniecznie jest gorsza niż „turban turecki”. Przecież w wielu regionach świata chrześcijanie różnych denominacji jednakowo przelewają krew z powodu wierności Chrystusowi. Ten wspólny los łączy nas dziś chyba najbardziej.

Póki co, choć dialogi ekumeniczne przynoszą wspaniałe wyniki, słabo przekłada się to na zbliżenie między Kościołami. Na przykład podpisanie w 1999 roku wspólnej deklaracji o usprawiedliwieniu między katolikami a luteranami nie przyniosło jakiejś znaczącej zmiany w relacjach między naszymi wspólnotami. Podobnie jest  z deklaracjami chrystologicznymi z Kościołami przedchalcedońskimi (trochę ostatnio o nich głośniej z powodu zamieszek w zamieszkałym przez Koptów Egipcie czy śmierci przywódcy Etiopskiego Kościoła Ortodoksyjnego). Skoro nie jesteśmy dla siebie heretykami, dawno powinniśmy przywrócić między nami widzialną jedność. Dzieli nas jednak nie dogmat, ale uprzedzenia i ogólna niemoc w przezwyciężaniu mało istotnych różnic. Proponowane przez Moskwę wspólne stawanie w obronie wartości może pomóc zakopać te wykopane między nami przez lata podziału rowy. Także z tego względu warto takie działania podjąć.