publikacja 13.02.2014 00:15
Przeszli przez piekło. Pożar zniszczył wszystko, co posiadali. Ciało Håkana było poparzone w 89 proc. Gdy było najtrudniej, doświadczyli, że to, o czym mówią wiernym w kościele, sprawdza się w praktyce.
Andreas Carlsson /archiwum Gunilli i Håkana Gniste
Koncert uwielbieniowy zorganizowany dla Håkana
Gdy Gunilla otwiera mi drzwi do domu i woła swojego męża, czuję pewien niepokój. Jak zareaguję na widok osoby, której prawie całe ciało było poparzone? Czy na widok blizn moja twarz mimowolnie nie wykrzywi się w trudny do ukrycia grymas? Czy mogę uścisnąć jego dłoń? Od pożaru minęło już kilka lat, ale dopiero w styczniu 2013 roku udało się rozdzielić sklejone ze sobą kciuk i palec wskazujący. Transplantacje skóry ciągle trwają. Moje obawy okazują się zupełnie nieuzasadnione.
Gunilla wita mnie szerokim uśmiechem i woła:
- Dzisiaj świętujemy – mąż po raz pierwszy od 4 lat był w stanie odkurzyć pokój i zaparzył mi kawę!
Żywa pochodnia
W Uddevali, 30-tysięcznym miasteczku na południu Szwecji, znają ich prawie wszyscy. Przyjechali w 1975 roku jako członkowie Armii Zbawienia. Pilnie obserwowali, co dzieje się w kościołach, w których modlono się o wylanie Ducha Świętego. Czując przynaglenie do życia wspólnotowego i modlitwy za Uddevalę, celowo wynajęli mieszkanie, wybierając za sąsiadów chrześcijan z innych Kościołów protestanckich. Stało się to zaczątkiem nowego zboru Fristaden (City of Refuge), który założyli w 1987 roku. Dynamiczni ewangelizatorzy z misjonarskim zacięciem, rodzice sześciorga dzieci. Pożar zaskoczył ich w środku marcowej nocy 2009 roku.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.