Sami swoi

Jacek Dziedzina

GN 49/2014 |

publikacja 04.12.2014 00:15

I komu to przeszkadzało – cisnęło się na usta, gdy papież Franciszek i patriarcha Bartłomiej I trwali w braterskim uścisku. Wizyta biskupa Rzymu w dawnym Konstantynopolu pełna była gestów wyrażających tęsknotę za jednością chrześcijan.

Papież Franciszek prosi o błogosławieństwo patriarchę Konstantynopola Bartłomieja I SEDAT SUNA /epa/pap Papież Franciszek prosi o błogosławieństwo patriarchę Konstantynopola Bartłomieja I

Dwa dni przed przylotem papieża do Turcji patriarcha Konstantynopola powiedział: „Daty jeszcze nie znamy, ale jestem pewny, że nadejdzie dzień, kiedy wspólnie oddamy chwałę Bogu, spożywając ten sam Chleb i pijąc z tego samego kielicha. Wiara w odzyskanie pełnej jedności jest jak najbardziej realna”.

Wspomnienie chrześcijaństwa

Nie pierwszy raz Bartłomiej I dał wyraźny sygnał, że ekumenizm nie jest dla niego teologiczną zabawką akademików, tylko procesem, który musi mieć swój finał w widzialnej jedności chrześcijan. Dlatego scena, która obiegła świat w minioną sobotę, gdy Franciszek skłonił głowę przed Bartłomiejem, a ten ucałował ją i położył na niej rękę, nie była ani kurtuazją, ani żadną dyplomacją. To prawdziwy paradoks, że do tych symbolicznych, ale bardzo mocnych gestów dochodzi w kraju, gdzie chrześcijanie stanowią zaledwie ułamek procenta ludności. Czyli rzecz dzieje się na ziemi, na której nikt tak do końca nie jest właściwie u siebie: ani papież, bo katolików tutaj jest już dzisiaj garstka, ani patriarcha, bo choć jest bezpośrednim następcą swoich poprzedników, to realne centrum prawosławia znajduje się dzisiaj gdzie indziej. Nie są wreszcie u siebie nawet sami muzułmanie, choć stanowią ponad 95 proc. ludności – bo zanim świątynię Hagia Sofia zamienili w meczet, dzisiejszy Stambuł był właśnie Konstantynopolem, Drugim Rzymem, stolicą wschodniego chrześcijaństwa. Ślady Kościoła pierwszych wieków rozrzucone są po całej Turcji: od Efezu po Antiochię, od Tarsu po Hierapolis (dawne nazwy). Nie da się stanąć nad cieśniną Bosfor w Stambule bez emocji: przecież tu oddychało jedno z płuc chrześcijaństwa. I nawet do głowy nie przychodzi myśl, że to tylko „ich”, prawosławnych, historia. Dramat podziału chrześcijan nie zmienia faktu, że to historia jednego Kościoła. Wizyta Franciszka w tym kraju była wyjątkowa nie tylko z powodu wiszącej w powietrzu potrzeby zjednoczenia chrześcijan. W obliczu wyniszczającej wojny za miedzą, w Iraku i Syrii, przy szaleńczym pochodzie fanatyków z Państwa Islamskiego obecność głowy Kościoła katolickiego w państwie, które chce być liderem świata muzułmańskiego, musiała dotknąć również problemu starcia islamu z resztkami chrześcijaństwa na Bliskim Wschodzie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.