Olsztyn modli się za Koptów

Krzysztof Kozłowski

publikacja 09.03.2015 06:00

To były ich ostatnie słowa przed ścięciem: „Jezus – to jest nasz Bóg” – opowiada Milad, który znał Koptów zamordowanych w Libii.

Kapucyni przed ołtarzem stawiają koptyjski krzyż. Obok niego 21 świec. Zapalają jedną po drugiej. Po minucie płomienie palą się już równomiernie, wyciągając się ku górze Krzysztof Kozłowski /Foto Gość Kapucyni przed ołtarzem stawiają koptyjski krzyż. Obok niego 21 świec. Zapalają jedną po drugiej. Po minucie płomienie palą się już równomiernie, wyciągając się ku górze

Beshara Adel i Milad Youssef mieszkają w Olsztynie. Pochodzą z Egiptu. – Dla Polaków Arab to muzułmanin. Kiedy poznaję się z ludźmi i dowiadują się, że jestem z Egiptu, często pytają: „Masz cztery żony?” – śmieje się Milad. – Odpowiadam, że jestem chrześcijaninem i mogę mieć tylko jedną. Bo ludzie nie wiedzą, że w Egipcie jest wielu chrześcijan – dodaje. Beshara i MIlad są Koptami z Koptyjskiego Kościoła Ortodoksyjnego.

Raz w miesiącu jeżdżą do Warszawy na Eucharystię, co dzień czytają Pismo Święte, odmawiają „Ojcze nasz…”. Kiedy, jadąc autobusem, otwierają Pismo Święte w języku arabskim, niektórzy patrzą na nich z obawą. Strony zapisane robaczkami? To musi być muzułmanin czytający Koran. Same negatywne skojarzenia. Tak w pierwszej chwili pomyślał br. Andrzej, kapucyn. – Niedawno jechałem autobusem z Olsztyna do Warszawy. Siedziałem obok Milada. Kiedy wyciągnął książkę z arabskim pismem, zastanowiłem się, czy mam się bać – śmieje się, br. Andrzej. Po chwili dostrzegł, że na kartkach jest krzyż. Zaczął rozmowę. – Jestem chrześcijaninem, w Egipcie jest nas wielu – odpowiedział Milad. A później opowiadał, jak tam żyją chrześcijanie. Milad i br. Andrzej jeszcze wtedy nie wiedzieli, że za kilka miesięcy spotkają się w kościele.

Tu jest dobrze

W Egipcie Milad pracował w biurze podróży. Przyjechał do Polski na kurs języka polskiego, gdy Egiptem wstrząsnęła rewolucja, która doprowadziła do zmiany władz. Z powodu niepokojów i zamieszek, turyści zaczęli omijać kraj nad Nilem. Milad postanowił zostać w Polsce. Wcześniej kontaktował się z Besharem, który mieszkał w Olsztynie. Ten zaproponował mu dach nad głową i pracę. – Ja również przyjechałem tu na kurs języka polskiego. Był rok 2008. Byłem przewodnikiem turystycznym, a dobra znajomość polskiego miała mi ułatwić oprowadzanie grup po Egipcie. Wróciłem do kraju, ale już po kilku miesiącach postanowiłem przyjechać do Polski na stałe – opowiada Beshara. Dziś obaj czują się w Olsztynie prawie jak u siebie w rodzinnej miejscowości Dafash, położonej 200 km na południe od Kairu. – Mamy tu wielu przyjaciół i znajomych. Spotykamy się z nimi, wspólnie spędzamy czas – mówi Beshara. Kontakt z rodzinami utrzymują przez internet. Piszą do siebie maile, rozmawiają przez Skype’a. – Ostatnio w domu byłem trzy lata temu. Wszystkich odwiedziłem. Oczywiście tęsknimy. Ale tu jest dobrze – wyznaje Milad.

Obok siebie

Gdy kilka tygodni temu islamiści zamordowali w Libii 21 chrześcijana z Egiptu, cały świat zainteresował się wyznawcami Chrystusa, którzy żyją w państwach islamskich. W każdym z nich chrześcijaństwo nieco się różni. – Wiele zależy od władzy. Kiedy byłem dzieckiem, w Egipcie trudno było dostać pozwolenie na budowę kościoła. Obowiązywało wciąż prawo napisane przez Turków, którzy kiedyś okupowali Egipt. Oni wyznaczyli, co chrześcijanie mogą, a czego nie. Trzeba było spełnić osiem warunków, żeby wybudować kościół. Wieża kościoła nie mogła być wyższa niż minaretu. Nie mogło być więcej świątyń koptyjskich w mieście niż jedna – wymienia Beshara. Gdy był uczniem liceum, społeczność koptyjska chciała wybudować świątynię. Zaczęła się walka, która trwała pięć lat. Dopiero po 10 latach udało się ukończyć jej budowę. Po ostatniej rewolucji w Egipcie wiele się zmieniło. Władze ogłosiły w 2013 roku nową konstytucję– Teraz rząd chce zjednoczyć Egipcjan, bo najważniejszy jest kraj. Nie chcą problemów między muzułmanami a chrześcijanami. Przecież żyjemy obok siebie, jesteśmy sąsiadami – mówi Milad. Jego zdaniem największym problemem są ludzie wychowani i kształceni w meczetach. – Najlepiej ich unikać – przyznaje.

Znaczenie słów

Dafash liczy 15 tys. mieszkańców, z czego połowę stanowią chrześcijanie. W ławach szkolnych siedzą obok siebie dzieci muzułmańskie i chrześcijańskie. – Każdy ma swoją wiarę. Kiedy były lekcje religii, chrześcijańska grupa szła do jednej klasy, muzułmańska do drugiej – wspomina Beshara. – Ale jak mieliśmy naukę arabskiego, to musieliśmy czytać wiele fragmentów Koranu. Z czasem okazało się, że niektóre z nich znamy na pamięć – śmieje się Milad. Dzięki temu wie, że Koran nie nawołuje do nienawiści i przemocy, a do życia w zgodzie i pokoju. – Ale są ludzie, którzy na swój sposób go interpretują, wzywają do zabijania chrześcijan, którzy nie chcą przejść na islam – mówi. Potwierdza to Beshara. – Niektórzy wybierają fragmenty Koranu, wyciągając je z kontekstu. Właśnie od takich ludzi wychodzi nienawiść – tłumaczy. Wiele więc zależy od imamów wyjaśniających słowa Koranu w meczetach. Oni tworzą obyczaje i mają wpływ na to, jak muzułmanie mają traktować Koptów. – Do meczetów przychodzą prości ludzie, którzy ich słuchają. Dla nich taki człowiek jest mądry, jest autorytetem. Jeśli nawołuje do przemocy, to wtedy zaczyna się problem – mówi Milad. Nie ukrywają, że wyjeżdżając, pozostawili przyjaciół muzułmanów, z którymi bawili się w dzieciństwie, chodzili do szkoły, studiowali i pracowali. – Muzułmanie i chrześcijanie pracują razem. To normalne – dodaje.

Trzeba żyć dalej

Mimo zmian religijnych sytuacja ekonomiczna po rewolucji w Egipcie jest zła. Trudno o stałą posadę. Właśnie dlatego chrześcijanie wyjeżdżają za pracą w różne miejsca, w tym do Libii. Wyjechali też i mieszkańcy Dafashu oraz pobliskich wsi. Beshara i Milad znali ich. Zbliżało się Boże Narodzenie. – Mieli na święta wrócić do domów. Nagle rodziny straciły z nimi kontakt. Po wielu dniach okazało się, że zostali porwani przez islamskich dżihadystów z grupy Izis. Później w internecie ukazał się film z ich egzekucji, która odbyła się dwa tygodnie przed upublicznieniem filmu – mówi Milad. Kim byli zamordowani Koptowie? Zwykłymi ludźmi, ciężko pracującymi na utrzymanie rodzin. W Libii pracowali fizyczne. – Jeden z nich miał żonę w ciąży. Nigdy nie zobaczy swojego dziecka, a ono jego… – Bashara milknie. Na twarzy pojawia się grymas bólu, w oczach błyszczą łzy. Po chwili mówi dalej: – W tej grupie był kuzyn mojej mamy – Ezat. Przed wyjazdem wyremontował mój rodzinny dom. Podczas pracy mówił, że to będzie jego ostatni wyjazd do pracy w Libii. Rodzina już rozglądała się za żoną dla niego, załatwili mu mieszkanie. Pracował parę lat w Libii, miał odłożone pieniądze. Ale… skończyło się… Ważne, że wytrwał przy Jezusie – mówi. Kiedy Milad i Bashara rozmawiali z krewnymi w Egipcie, przekonali się, że wśród Koptów zrodziła się nadzieja, wzmocniła wiara. – Ich rodziny są dumne: „Dzięki Bogu przez 43 dni nie ugięli się, nie wyrzekli się wiary”. Na pewno islamiści ich bili, wymuszali przejście na islam. A oni wypowiadając ostatnie słowa przed ścięciem, wyznali: „Jezus – to jest nasz Bóg”. To jest najważniejsze – mówi Milad. Koptowie z Olsztyna cieszą się, że prezydent Egiptu Abd al-Fattah as-Sisi nie zostawił ich samych w żałobie. Na drugi dzień egipskie samoloty zaatakowały miejsce, gdzie przebywają dżihadyści. 21 Koptów zamordowanych przez dżihadystów zostało uznanych przez Kościół koptyjski w Egipcie za świętych. Będą oni czczeni w koptyjskim kalendarzu liturgicznym jako męczennicy 8. dnia koptyjskiego miesiąca amszir, czyli 15 lutego w kalendarzu gregoriańskim. Jest to wspomnienie dnia, w którym islamiści rozpowszechnili wideo z ich egzekucji na plaży w Trypolisie. Wtedy też Kościół koptyjski obchodzi święto Ofiarowania Pańskiego. Rząd Egiptu ogłosił już decyzję o budowie kościoła ku ich czci w wiosce Samalut w prowincji Al-Minja, skąd pochodzili. – Wcześniej, jeśli ktoś zaatakował chrześcijan, nie pokazywali tego u nas. Zmieniło się. Teraz wszyscy rozmawiali o tym tragicznym wydarzeniu. Nareszcie budowana jest jedność. Mieszkamy w jednym kraju, wszyscy jesteśmy Egipcjanami – mówi Milad. – Oprócz łez jest i nadzieja, siła, bo nasze rodziny wiedzą, że nie są same. Trzeba żyć dalej, a zmarli zostaną na wieki w pamięci Koptów. Cały świat łączy się z nami, mówi o tym. Przykładem tego jest czuwanie w intencji naszych braci, które zorganizowali olsztyńscy kapucyni – wyznaje Beshara. – Dziś chrześcijanie w Egipcie mają lepiej – dodaje.

Olsztyn modli się za pomordowanych

Kiedy kapucyni dowiedzieli się o mordzie na Koptach, zadzwonili do swoich nowych przyjaciół Milada i Beshary. Zaproponowali wspólną modlitwę za zamordowanych. Informacja o tym szybko rozeszła się po Olsztynie. Okazało się nawet, że dotarła do różnych wspólnot na całym świecie. W modlitwie łączyli się ze sobą chrześcijanie z Austrii, Australii, z licznych miejsc w Polsce. Nie zabrakło nawet franciszkanów z Libii, którzy napisali: „Drodzy Ojcowie! W imieniu tutejszej wspólnoty chrześcijańskiej i własnym bardzo dziękuję wam i tym wszystkim, którzy wspierają nas modlitwą w tej ciężkiej próbie wiary i ufności w zwycięstwo Dobra nad złem, Miłości nad nienawiścią i przemocą. Będziemy jednoczyć się z Wami przed naszym Panem! Wraz z modlitwą, fr. Piotr OFM, Libia Al Beida (Cyrenajka)”. Niedzielny wieczór 22 lutego. Kościół pw. Najświętszej Maryi Panny Ostrobramskiej Matki Miłosierdzia. Mimo późnej pory w świątyni gromadzi się coraz więcej osób. Kapucyni ustawiają przed ołtarzem koptyjski krzyż, po jego obu stronach 21 świec. Zapalają jedną po drugiej. Równe płomienie wyciągają się ku niebu, do Boga, wraz z modlitwą zgromadzonych ludzi. Brat Marcin otworzył tabernakulum. Wyjął Najświętszy Sakrament. Monstrancję postawił wysoko. W kościele zgasły wszystkie światła. Czas adoracji w milczeniu, ciszy, sam na sam z bólem, żalem. Tylko czasem ciszę przerywało skrzypienie drzwi i kroki kolejnej osoby, która przyszła prosić Boga, by cierpienie przyniosło jak najlepsze owoce. – Byłem pod wrażeniem. W kościele wielu młodych ludzi. Wszędzie są dobrzy ludzie, którzy trzymają się Boga. Ta modlitwa była dla mnie bardzo ważna – mówi Beshara. – To dotyka naszego serca. Kościół pełen nieznanych mi ludzi, którzy modlili się za naszych braci… Dziękuję – mówi Milad.