Wiary nam nie wydrą

Beata Zajączkowska


publikacja 23.04.2015 06:00

W ostatnich miesiącach komuniści w Chinach usunęli co najmniej pięćset krzyży. Buldożery zrównały z ziemią kilkadziesiąt kościołów i kaplic. To najsilniejsza od czasów rewolucji kulturalnej kampania usuwania chrześcijaństwa z przestrzeni publicznej.


Zburzony kościół w miejscowości Zhoushan. W akcji niszczenia świątyni uczestniczyło ponad 100 funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa China Aid Zburzony kościół w miejscowości Zhoushan. W akcji niszczenia świątyni uczestniczyło ponad 100 funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa

Za zmasowaną kampanią niszczenia krzyży i kościołów stoi sekretarz Komunistycznej Partii Chin w prowincji Zhejiang, Xia Baolong. To jeden z najbliższych współpracowników prezydenta Xi Jinpinga, który nie tylko stara się odkurzyć nieco zapomnianą ideologię maoistowską, ale i wzmocnić konfucjanizm ukierunkowany, tworząc z niego przeciwwagę dla coraz bardziej niepokojącego władze rozwoju chrześcijaństwa. W ubiegłym roku Baolong odwiedził Wenzhou, 9-milionowe miasto, którego ponad 15 proc. mieszkańców stanowią wyznawcy Chrystusa. To ważny ośrodek pielgrzymkowy, zwany chińską Jerozolimą. Nie spodobały mu się wówczas widoczne wzdłuż autostrady kościoły, które jego zdaniem „zbytnio dominują krajobraz”. Zarządził więc inspekcję w całej prowincji, która wykazała, że „chrześcijaństwo zbytnio rzuca się w oczy”. Od tego momentu rozpoczęła się systematyczna akcja obalania krzyży i niszczenia kościołów. Objęła ona także sąsiednie prowincje. 


Bronimy naszej wiary


– Wszystkie kościoły widoczne z autostrady zostały zniszczone, po co dalej kontynuować tę akcję? – pyta Zan Aizong, chrześcijanin z Pingyang. W tym 800-tysięcznym mieście grupa stu chrześcijan na zmianę od tygodni pilnuje ostatniego kościoła. Siedem innych świątyń już zburzono. – Chcą usunąć wszelkie ślady chrześcijaństwa. W czasie rewolucji kulturalnej palili nam Biblie, ale nawet wówczas tak masowo nie niszczono krzyży – mówi mieszkanka Sanjiang, gdzie władze zrównały z ziemią protestancki kościół. Cudem uniknęła aresztowania, gdy z grupą przyjaciół manifestowała przeciwko niesprawiedliwości. Broniąc świątyni, wierni utworzyli żywy kordon. Podobne protesty mają miejsce w wielu innych miastach, co budzi ogromne zaskoczenie komunistycznych władz przyzwyczajonych do posłuszeństwa i uległości ludzi. – Chcą zabrać mi kościół? Niech najpierw wezmą moje życie, nie poddamy się tak łatwo – mówi 56-letni Li Jingliu strzegący kościoła w Wenzhou. – Nie bronimy jakiejś pustej idei, bronimy naszej wiary. Bez Chrystusa w Eucharystii trudno byłoby nam żyć ­– dodaje 74-letni Yang Zhumei. 
W Xiangshan zburzono nawet najstarszy w regionie kościół. – Nasza świątynia została wybudowana w 1875 r. na ziemi zakupionej przez chrześcijan. Mamy na to wszystkie potrzebne dokumenty, jednak władze nawet nie chciały ich zobaczyć. To jawna walka z chrześcijaństwem – podkreśla w rozmowie z organizacją ChinaAid jeden z miejscowych chrześcijan.

Buldożer podjechał pod świątynię w nocy, w asyście policji. Wiernym nie pozwolono nawet wyciągnąć z gruzów zmiażdżonego tabernakulum. 
– Władze chcą powstrzymać rozwój kultury chrześcijańskiej w Chinach. Mamy do czynienia z prześladowaniem. By zniszczyć kościoły i obalić krzyże, uciekają się do przemocy – jest przekonany pastor Zhang Mingzuan.

Chrześcijańscy duchowni zauważają, że obecnie w Chinach jest więcej chrześcijan niż członków partii komunistycznej. To bardzo niepokoi komunistów, którzy wyznawców Chrystusa nazywają „yang jiao”, co znaczy „obce nauczanie”. Według różnych szacunków liczba chińskich chrześcijan waha się między 140 a 180 mln. 20 mln z nich to katolicy. Tymczasem do partii komunistycznej należy zaledwie 80 mln ludzi. Szef partyjnej komórki w Zhejiang zauważa, że z chrześcijaństwem trzeba walczyć na masową skalę, bo jego szybki rozwój może być przyczyną destabilizacji w kraju i osłabienia komunizmu. Ostrzega, że w szeregach partyjnych nie ma miejsca na potajemnie ochrzczonych komunistów. A tych przybywa. 
– Naszą siłą nie są budynki, ale żywy Chrystus. Doskonale oddaje to język chiński, wprowadzając rozróżnienie między kościołem – budynkiem a Kościołem – wspólnotą – mówi ks. Li Shih. – Może zostaniemy bez kościołów, ale wiary nikt nam z serc nie wydrze – dodaje. 


Kościół okradany


Za niszczeniem chrześcijańskich miejsc kultu stoją ogromne zyski materialne związane ze spekulacjami finansowymi. Często kościoły, które kiedyś znajdowały się na peryferiach, teraz znalazły się w centrach miast, gdzie ceny ziemi są bardzo wysokie. Na przykład w miejscu zburzonego kościoła w Sanjiang ma powstać centrum handlowe. Prowincja Zhejiang, gdzie leży Wenzhou, ogłoszona została chińską strefą przemysłową, w której do 2020 r. dokona się intensywny rozwój gospodarczy. Szacuje się, że chińskie ministerstwo ds. wyznań zagarnęło Kościołowi majątek wart 13 mld euro.

Tyle warte są przejęte budynki i grunty, na których się znajdują. Jeden z należących do Kościoła budynków zarekwirowanych w diecezji Henan komuniści wynajmują za 400 mln euro rocznie. Kościół otrzymuje z tego zaledwie 4 tys. euro! Nie tylko brak wolności, ale i brak materialnych środków sprawia, że chrześcijanie na o wiele mniejszą skalę, niż tego by chcieli, angażują się w prowadzenie szpitali, przychodni, sierocińców, jadłodajni czy przedszkoli. 
Niepokój komunistów budzi niespotykana dotąd tak wielka determinacja wyznawców Chrystusa w obronie swoich świątyń. Stają się oni także coraz aktywniejszymi obrońcami praw człowieka, zaangażowanymi w społeczeństwie obywatelskim przeciwko korupcji, nadużyciom władzy, przemocy, wykorzystywaniu najsłabszych. – Świadectwo wiary męczenników i rozczarowanie ateistycznym komunizmem sprawia, że wielu Chińczyków odnajduje w Kościele nadzieję, bardziej ludzki sposób życia, który potrafi sprostać również represjom. Stąd powrót władz do reżimu w stylu Mao Zedonga – twierdzi ks. Sergio Ticozzi, misjonarz od ponad 40 lat pracujący w Hongkongu i monitorujący sytuację Kościoła w Chinach. 


Władza ma plan… antykatolicki



Chińskie ministerstwo ds. wyznań w Pekinie, kontrolujące wszystkie kwestie dotyczące kultu, opublikowało właśnie plan pracy na najbliższy rok, podkreślając, że „będzie to bardzo ważny czas, jeżeli chodzi o pracę religijną”. Mowa w nim o konieczności umacniania Patriotycznego Stowarzyszenia Katolików Chińskich i Konferencji Episkopatu Chin (obu podległych komunistom i nieuznawanych przez Watykan), a także o planach zorganizowania Zgromadzenia Przedstawicieli Katolików Chińskich. Ostatnie takie spotkanie odbyło się w 2010 r. i przyjęte zostało przez Watykan „z wielkim bólem”. Stolica Apostolska apelowała do wiernych, aby w nim nie uczestniczyli. Ostatecznie spotkanie to okazało się komunistyczną farsą. 
Zapowiedziano też serię niezależnych, czyli bez zgody papieża, święceń biskupich oraz przypomniano, że warunkiem dalszych negocjacji mających przywrócić zerwane w 1951 r. relacje między Chinami a Stolicą Apostolską jest uznanie przez Watykan wszystkich ekskomunikowanych chińskich biskupów oraz nieupominanie się o los zaginionych duchownych i wiernych. To warunki nie do przyjęcia w czasach, gdy papież Franciszek głośno mówi o roli świadectwa męczenników i wyraża dezaprobatę dla ukrywania prześladowań chrześcijan na świecie. 
Każdego dnia kilka tysięcy Chińczyków przyjmuje chrzest. W ciągu ostatnich lat w Państwie Środka rozprowadzono 80 mln Biblii. Jednak Chrystus w Chinach wciąż przeżywa swą mękę i nic nie wskazuje na to, by miało się to wkrótce zmienić. Kiedy oddajemy do druku ten numer „Gościa” dociera informacja o porwaniu dwóch kapłanów z Kościoła podziemnego. Tuż po odprawieniu Mszy św., na oczach zszokowanych wiernych księża Quan Shaoyun i Cao Jianyou zostali zatrzymani przez policję i wywiezieni w nieznanym kierunku.