Tajemnica śmierci ojca Mienia

Andrzej Grajewski

publikacja 08.10.2015 06:00

9 września 1990 r. zamordowano prawosławnego kapłana, ojca Aleksandra Mienia, giganta duchowego, który u schyłku Związku Sowieckiego stał się jednym z symboli odrodzenia religijnego Rosji. Tajemnica jego śmierci nigdy nie została wyjaśniona.

O. Aleksander Mień  w swojej parafii w Nowej Dierewni Wojtek Łaski /East News O. Aleksander Mień w swojej parafii w Nowej Dierewni

Chociaż był tylko proboszczem niewielkiej parafii w miejscowości Nowa Dierewnia pod Moskwą, już w latach 70. ubiegłego wieku było o nim głośno. Był znany w kręgach inteligencji, zwłaszcza tej niepokornej, nastawionej krytycznie wobec komunistów. Utrzymywał także kontakty z osobami ważnymi dla rosyjskiej kultury, m.in. Nadieżdą Mandelsztam i Aleksandrem Sołżenicynem. Ochrzcił wielu ludzi ze środowisk dysydenckich, którzy nie mieli zaufania do oficjalnego Kościoła prawosławnego. Wspierał niepokornego kapłana ks. Gleba Jakunina, represjonowanego za obronę praw ludzi wierzących.

W drugiej połowie lat 80. o. Mień stał się znany już w całym kraju. Pierestrojka dała mu największą ambonę w Związku Sowieckim – pierwszy program telewizji. Religijne audycje z jego udziałem cieszyły się dużą popularnością. Szczególnie ważne były rozważania z pogranicza nauki i wiary, demaskujące prymitywizm oficjalnej ateistycznej propagandy. Wielu skłoniły do pytania o sens własnej wiary czy niewiary. O. Aleksander organizował także działalność dobroczynną oraz szkolnictwo religijne. Do jego niewielkiego kościoła w Nowej Dierewni przyjeżdżali nie tylko prawosławni, ale także chrześcijanie innych wyznań, a przede wszystkim poszukujący sensu istnienia, zagubieni, poranieni.

Człowiek z siekierą

9 września 1990 r. rano o. Aleksander (miał wtedy 55 lat) wyszedł z domu w miejscowości Siemchoz (dzisiaj to część miasta Siergiejew Posad), kierując się w stronę nieodległej stacji kolejowej. Udawał się do swej parafii w Nowej Dierewni. Miał tam odprawić poranną Liturgię. Droga na stację wiodła przez las. Tam na kapłana czekał morderca – jeden albo dwóch. Jedna z wersji zakłada bowiem, że pierwsza z osób miała czymś zająć uwagę kapłana, a ktoś drugi uderzył go siekierą w głowę. Według innej wersji była to saperka, jakiej używają wojska specjalne. Cios był śmiertelny, ale duchowny nie skonał na miejscu. Zakrwawiony podniósł się z kolan i szedł jeszcze kilkaset metrów, kierując się w stronę domu. Po drodze spotkały go kobiety, które pytały, kto na niego napadł. Odpowiedział: „Ja sam” i były to jego ostatnie słowa. Doszedł do domu, gdzie upadł pod płotem i skonał z upływu krwi.

Później okazało się, że z miejsca zbrodni zniknęła teczka, z którą duchowny szedł rano na stację. Chociaż lasek, gdzie doszło do zbrodni, starannie przeszukano, nie znaleziono ani teczki, ani narzędzia zbrodni. Dlatego kolejni śledczy stawiali sobie pytanie, czy o. Aleksander miał w chwili śmierci przy sobie przedmioty bądź dokumenty, które chciał zdobyć morderca? Teczka musiała być ważna dla o. Mienia, gdyż – jak zeznawali świadkowie – w ostatnich dniach życia praktycznie się z nią nie rozstawał. Jedna z kobiet, która spotkała rannego kapłana, twierdziła, że chociaż ledwo trzymał się na nogach, szukał teczki w pobliżu miejsca, gdzie został napadnięty.

Czy mogło chodzić o rabunek? Krótko przed śmiercią o. Aleksandrowi w pociągu, którym dojeżdżał do domu, wypadły z teczki pieniądze zbierane na remont kościoła w Nowej Dierewni. Ktoś mógł to zauważyć i zaplanował rabunek. Gdyby tak było, zabójca po sprawdzeniu zawartości teczki powinien ją odrzucić w krzaki, aby nie obciążała go w czasie ucieczki. Teczki jednak nie znaleziono, podobnie jak siekiery, którą o. Aleksander został zarąbany. W obiegu publicznym pojawiły się także informacje, że o. Mień miał w teczce materiały kompromitujące najważniejszych hierarchów Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego, współpracujących z KGB, i zamierzał je ujawnić. Nie wydaje mi się, aby to była prawda. Pierwsze dokumenty na temat współpracy prawosławnych hierarchów z bezpieką wypłynęły dopiero rok później, po nieudanym puczu w sierpniu 1991 r. Patriarcha Aleksy wyraźnie dystansował się od działalności o. Aleksandra, ale bardziej nie podobały mu się ekumeniczne poglądy zamordowanego kapłana aniżeli rzekome lustracyjne zapędy, których o. Aleksander nie przejawiał.

Z inspiracji KGB?

Wielu podejrzewało, że zbrodnię popełniono z motywów politycznych. Po rozpadzie Związku Sowieckiego okazało się, że o. Aleksander przez wiele lat był inwigilowany przez KGB. Sprawa jego rozpracowania nosiła pseudonim „Misjonarz” i była prowadzona w V Zarządzie Głównym KGB, formalnie odpowiedzialnym za ochronę porządku konstytucyjnego, w rzeczywistości zwalczającym działalność antysowiecką. Za jego inwigilację odpowiadał płk Władimir Syczow, doświadczony czekista, specjalizujący się w sprawach religijnych. Publiczne zaś głoszenie Ewangelii niewątpliwie podpadało pod taki paragraf. Dom o. Mienia był obserwowany, a telefon podsłuchiwany. Systematycznie inwigilowano wszystkich jego znajomych. Dla KGB nie było tajemnicą, że o. Aleksander wydaje swoje książki na Zachodzie. Jednak pod koniec lat 80. władza KGB wyraźnie osłabła, a represje z przyczyn religijnych zdarzały się rzadko. Trudno sobie wyobrazić, aby sowieckiej bezpiece zależało na zamordowaniu człowieka, który stał się symbolem nowej polityki realizowanej przez Michaiła Gorbaczowa. Tym bardziej że o. Aleksander, w odróżnieniu od o. Gleba Jakunina, który w tym czasie stał się jednym z liderów ruchu „Demokratyczna Rosja”, dystansował się od działalności politycznej. Przekonywał swojego biskupa, że szkoda czasu na politykę, kiedy można dzień i noc głosić słowo Boże. Działał w innej perspektywie, starając się zmienić system przez nawrócenie ludzi, a nie nakłanianie ich do buntu.

Pojawiały się ponadto sugestie, że morderca mógł wywodzić się ze środowiska rosyjskich nacjonalistów, którzy zarzucali o. Mieniowi, że swym ekumenizmem niszczy prawosławie i zagraża prawdziwej rosyjskiej idei. Do tego mogły dochodzić również wątki antysemickie, pobrzmiewające w propagandzie nacjonalistów. Dla tych ludzi skandalem było, że najbardziej znanym prawosławnym kaznodzieją w Rosji jest kapłan żydowskiego pochodzenia i mason, jak dowodzili. Jednak żadnych twardych dowodów na taką inspirację śledczy nie znaleźli.

Parada zabójców

Śmierć o. Mienia wywołała szok w całym kraju. Władze obiecywały wykrycie sprawców mordu. Głos zabrał m.in. prezydent Borys Jelcyn, obiecując, że osobiście będzie sprawował nadzór nad śledztwem. Polityczna kuratela jednak bardziej zaszkodziła, aniżeli pomogła w wyjaśnieniu okoliczności śmierci kapłana. Nagle bowiem pojawiła się cała grupa ludzi twierdzących, że to oni zamordowali o. Aleksandra.

Pierwszym był niejaki Gienadij Bobkow, pospolity kryminalista. Śledztwo wykazało, że nie mógł tego zrobić, chociaż do pomocy w zabójstwie przyznał się także jego brat. Zgłosił się nawet świadek, który twierdził, że widział, jak jeden z Bobkowów zabijał kapłana, a drugi mu w tym pomagał. Bobkow wskazał strumień, do którego rzekomo wrzucił topór po zbrodni, oraz ujawnił zleceniodawcę zabójstwa – prawosławnego archimandrytę Josyfa Pustoustowa. Wszystko okazało się kłamstwem. W końcu bracia wycofali się ze swych zeznań i stwierdzili, że zostali do nich zmuszeni. Nie wyjawili jednak, kto nakłaniał ich do fałszywych oświadczeń.

Na milicję zgłosiło się też kilku innych potencjalnych morderców, ale w trakcie śledztwa wyjaśniło się, że żaden z nich nie mógł zabić o. Aleksandra. Dlaczego kłamali? Niektórzy z nich byli mitomanami żądnymi sławy. Inni być może realizowali plan, aby tak zamotać wszystkie tropy, by nikt nie zdołał ich rozplątać.

Sukces w śledztwie ogłoszono, kiedy aresztowany został Igor Buszniew. Kilkanaście godzin przed morderstwem o. Aleksandra (wieczorem 8.09.1990 r.) Buszniew został wyrzucony z podmiejskiego pociągu przez chuliganów. Działo się to w pobliżu stacji Siemchoz. W pociągu została jego przyjaciółka, którą później znaleziono martwą, gdyż wpadła na stacji pod pociąg. Według prokuratury zbrodnia miała następujący przebieg: Buszniew po powrocie do domu w Siergiejew Posadzie, a więc w pobliżu, wziął topór i krążył po okolicy, szukając przyjaciółki. Rano miał przypadkowo trafić na księdza, którego omyłkowo wziął za jednego ze swoich prześladowców. Zabił go w napadzie szału. Według prokuratury była to zbrodnia w afekcie. Buszniew nie potrafił jednak wskazać miejsca, gdzie schował narzędzie zbrodni oraz teczkę. Podczas procesu wszystko odwołał, tłumacząc, że zmuszano go do mówienia nieprawdy. W 1996 r. prokuratura sama wycofała się z oskarżenia go o zabicie o. Mienia.

W ciągu 25 lat, które minęły od zbrodni, chociaż przesłuchano kilkaset osób, postawiono wiele hipotez i sprawdzano wiele wersji, sprawców zabójstwa o. Mienia nie znaleziono. W domu, w którym przez ostatnie 20 lat swego życia mieszkał i stworzył najważniejsze swoje dzieła, powstała izba pamięci. Nie zapomnieli go także ludzie, gromadzący się tłumnie w miejscu, gdzie zginął. Przed pięcioma laty stanął tam kościół pw. św. Sergiusza z Radoneża.

Przygotowywana jest nowa edycja dzieł wszystkich o. Aleksandra, a w okolicznościowej sesji naukowej, oprócz hierarchów prawosławnych, wziął udział również abp Paolo Pezzi, metropolita katolicki w Moskwie. Pozostali wreszcie liczni jego uczniowie, którzy działają w różnych Kościołach chrześcijańskich, nie tylko w Rosji.

TAGI: