Ojciec pustyni

Jacek Dziedzina

publikacja 10.12.2015 06:00

Dżihadyści nakłaniali go do przejścia na islam. Wiedzieli, że pozyskanie tak znaczącego księdza wpłynie na garstkę pozostałych chrześcijan. Ojciec Jacques Mourad nie wyrzekł się wiary. Niedawno uciekł z niewoli Państwa Islamskiego. Dzięki pomocy innych muzułmanów.

Ojciec pustyni www.facebook.com O. Jacques Mourad, syryjski zakonnik katolicki, przyjaciel muzułmanów. To oni pomogli mu uciec z niewoli Państwa Islamskiego

Syryjczyk z krwi i kości. Imię Jacques myli nieco niektórych zachodnich dziennikarzy, którzy nazywają go Francuzem. Tymczasem w Syrii to norma, że chrześcijanie często przyjmują francuskie imiona, czasami tylko nieco je „arabizując” (np. Antoine – Antoun). Ksiądz Mourad przed porwaniem był przełożonym syryjsko-katolickiego klasztoru św. Eliana (Eliasza) w Kariatejn (w mediach anglojęzycznych i niektórych polskich używa się zapisu angielskiego Al-Qaryatayn) koło Homs. Monaster znajdował się jeszcze po stronie kontrolowanej przez wojsko syryjskie. Jednak 21 maja tego roku Państwo Islamskie wkroczyło na ten obszar, armia rządowa nie miała szans. Dzień wcześniej o. Jacques rozesłał wiadomość: „Ekstremiści z Państwa Islamskiego zbliżają się do naszego miasta. W Palmyrze zabili wielu ludzi, ucinając im głowy. Proszę, módlcie się za nas”. Następnego dnia sam trafił do niewoli. Informację o jego uwolnieniu 5 miesięcy później usłyszałem od o. Zygmunta Kwiatkowskiego, który 30 lat pracował w Syrii i zna dobrze o. Jacques’a. „Co za radosna wiadomość!” – napisał. „Ojcu Jacques’owi Mourad udało się uciec z niewoli Państwa Islamskiego. On sam uważa, że to cud, za który dziękuje przede wszystkim Matce Najświętszej, ale również modlitwom wielu osób. Codziennie pytano go, czy nie zmienił zdania i nie porzuci chrześcijaństwa dla »prawdziwej wiary«. Codziennie obiecywano mu poderżnięcie gardła za upieranie się przy »fałszywej wierze«. Codziennie wyrażał gotowość, aby ponieść śmierć dla imienia Chrystusa. Przed paru dniami udało mu się uciec, w przebraniu, na motocyklu, dzięki młodemu mężczyźnie, muzułmaninowi, który go znał i cenił”.

Po tej informacji od o. Zygmunta próbowaliśmy skontaktować się z o. Jacques’em. Tym bardziej, że w tym czasie BBC udało się nawiązać krótką rozmowę telefoniczną z duchownym. Nasi pośrednicy powiedzieli jednak, że w ostatnim czasie urwał się kontakt z klasztorem Mar Musa, gdzie obecnie ma przebywać zakonnik. Za to o. Kwiatkowski opowiedział nam o człowieku, który był bohaterem jeszcze przed porwaniem i który teraz na pewno stanie się nim jeszcze bardziej dla ocalałych z zagłady chrześcijan na Bliskim Wschodzie.

Negocjator

Ojciec Jacques był znany z doskonałych relacji z muzułmanami. Z tymi, z którymi chrześcijanie żyli razem od wieków. Z tymi, którzy sami nie akceptują dżihadystów z Państwa Islamskiego, traktując ich jak najeźdźców. W czasie wojny przyjął do swojego klasztoru i pomagał setkom rodzin muzułmańskich, które także cierpiały z powodu „rewolucji”. To dzięki o. Jacques’owi nie doszło do zniszczenia miasta Kariatejn podczas walk „rebeliantów” z wojskami rządowymi. Brał udział w negocjacjach, dzięki którym miasto zostało nieruszone, a ceną za to była zgoda na to, by „rebelianci” mogli opuścić je w pełnym uzbrojeniu. Do Kariatejn przyjechał wiele lat temu z klasztoru Mar Musa (w którym schronił się teraz po ucieczce). Niemal od początku zarówno klasztor, jak i mieszkańcy miasta odczuwali efekty działalności nowego przełożonego.

– Owoce jego pobytu w Kariatejn są widoczne zarówno od strony duchowych więzi z mieszkańcami tego miasteczka, jak i dokonań materialnych – opowiada o. Kwiatkowski. – To on zainicjował tam profesjonalne wykopaliska archeologiczne, sprowadzając kompetentną ekipę naukowców. To on przyczynił się do rekonstrukcji zrujnowanego klasztoru, budowy nowych pomieszczeń dla stałych mieszkańców Mar Elian, bo tak oficjalnie nazywa się jego placówka na pustyni, oraz pomieszczeń dla gości, którzy coraz liczniej do niego przybywali – dodaje.

Umieranie na pełnym oddechu

W swojej wydanej niedawno książce „Życie między pustyniami”, która jest zresztą smutną opowieścią o umieraniu chrześcijaństwa w Syrii, o. Zygmunt nazywa o. Jacques’a „ukrytym bohaterem”. Co ciekawe, występuje on w książce pod zmienionym imieniem – Jihad (po spolszczeniu… Dżihad). To dość popularne imię w tamtym świecie, choć nam kojarzy się głównie z dżihadystami. Tak pisze o klasztorze w Kariatejn:

„Mar Elian leży na dalekich obrzeżach miasta, praktycznie już na pustyni. Tym bardziej jest przez to widoczny i podziwiany jako zielona oaza z winnicami i sadem, znajdującym się na piasku, gdzie każde drzewo jest podlewane dzięki systemowi plastikowych węży, czerpiących wodę ze studni głębinowej. Wystarczy odwiedzić »deir«, aby się przekonać, kim jest o. Jihad, że posiada on wschodnią duszę poety, która kocha się w bogactwie form architektonicznych, mnóstwie dekoracji, czasem się nawet wydaje, że jest ona wręcz dziecięcą fantazją (…). Potrafił wyczarować na pustyni oazę architektoniczną, która łączy piękno z funkcjonalnością, pozwalając w ten sposób poznać jeszcze inną prawdę, że o. Jihad troszczy się o mieszkańców, a nie tylko o formalne efekty architektoniczne. Tym bardziej jest to widoczne, gdy widziało się pokój, który on zamieszkuje. Jest to niewielka izba o kamiennych ścianach, z bardzo prostym i tylko niezbędnym wyposażeniem. Najbardziej jednak jest to widoczne w jego serdecznym i pełnym radości przyjmowaniu gości, mając dla nich wielką cierpliwość i wyrozumiałość. Jeszcze bardziej istotne jest to, że masa zajęć i obowiązków, które na nim ciążą, nie wyalienowały go z najważniejszego, to jest modlitwy. Stanowi ona centrum jego dnia codziennego i centrum jego posługi jako proboszcza i jako przeora klasztoru Mar Elian. Ktokolwiek do niego przybędzie, prędzej czy później zostanie wciągnięty do rozmowy o Bogu i o tym, co znaczy prawdziwa religijność. Każdego chętnie też prowadzi do grobu świętego Eliana”.

Tyle z książki o umierającym chrześcijaństwie. Umierającym jednak w innym znaczeniu niż w Europie Zachodniej, bo umierającym na pełnym oddechu. I dającym świadectwo wiary do końca.

Ksiądz muzułmaninem?

Ojciec Mourad w wywiadzie, jakiego udzielił BBC po swojej ucieczce, powiedział, że obecnie w Kariatejn zostało już tylko 160 chrześcijan. „Zostali, bo tak chcieli”, mówił. Są w pełni świadomi zagrożenia, jeśli pozostaną wierni Chrystusowi. To ważne w kontekście tego, że o. Jacques nie został od razu zamordowany przez dżihadystów. Przecież w większości przypadków nie mają żadnych skrupułów. Dlaczego teraz ograniczyli się tylko do gróźb i tortur? Ojciec Zygmunt Kwiatkowski widzi jedno wytłumaczenie: – Nie zabili go, bo widocznie liczyli na to, że mogą pozyskać dla islamu kogoś znaczącego, znanego, a to oddziaływałoby na innych. Gdyby o. Jacques przeszedł na islam, miałoby to ogromny wpływ na pozostałych wiernych – tłumaczy jezuita. To by się zgadzało z tym, co mówił sam o. Mourad w rozmowie z BBC. Przyznał, że członkowie Państwa Islamskiego, a przynajmniej ci, którzy nim się „opiekowali”, nie są tylko przypadkowymi bandytami, przeciwnie: są wykształceni, z dyplomami uniwersyteckimi, sprytni i niezwykle wyrachowani. Działają więc zgodnie z określonym planem. A jego elementem jest też działalność propagandowa, do której również miał przyczynić się sukces, jakim byłaby konwersja na islam znanego i szanowanego zakonnika.

Wiedzą, co robią

W czasie niewoli o. Jacques’a i jego współpracownika zakuto w kajdanki i zawiązano im oczy. Wywieziono ich w góry i trzymano w jaskini. Cztery dni później porywacze przewieźli ich do Ar-Rakka – bastionu Państwa Islamskiego, gdzie byli przetrzymywani przez 84 dni. Ksiądz Mourad powiedział, że w tym czasie mieli dostateczną ilość jedzenia oraz leki. Ciągle jednak mówiono o nich „niewierni”, a oni o swojej wierze chrześcijańskiej mówili, mając wycelowane w siebie lufy gotowych do strzału karabinów. Ciągle im powtarzano, że jeśli się nie zdecydują przejść na islam, zostaną zabici. 

Porywacze „w szczegółach opowiadali nam, jak będziemy umierali”, relacjonował ks. Mourad. „Oni mają wielki talent do terroryzowania słowami i przedstawianymi wizjami”, dodał zakonnik. Syryjski ksiądz był również szczegółowo pytany przez bojowników Państwa Islamskiego o kościoły i klasztor w Al-Qaryatayn. Przyznał, że nie doceniał wiedzy dżihadystów, a tymczasem „oni wiedzą wszystko, znają każdy szczegół”.

Nowa siła dla chrześcijan

W ucieczce pomogli mu sami muzułmanie. Musiał uciekać w stroju dżihadysty, na motocyklu. To wsparcie udzielone przez miejscowych muzułmanów jest naturalne, jeśli prześledzi się działalność o. Jacques’a. W swoim klasztorze zorganizował przecież centrum dialogu chrześcijan i muzułmanów. A ci drudzy właśnie jemu zawdzięczają życie w czasie toczącej się wojny.

Wystarczy jeden przykład. Ojciec Zygmunt Kwiatkowski: – Kiedy miasteczko zostało otoczone przez wojska rządowe, szykujące się do decydującego ataku na pozycje rebeliantów, los tych ostatnich wydawał się przesądzony. Trzeba się było liczyć z wielką liczbą ofiar po obu stronach. Oczywiście podczas tych walk uległyby zniszczeniu również domy i znajdujące się w nich mienie. Mieszkańcy miasteczka wiedząc o tym, w popłochu je opuścili i koczowali rozproszeni, w rodzinnych grupkach, na pustyni. Wielu uciekło do Mar Elian, gdzie zostali przyjęci przez o. Jacques’a. Znalazło się wówczas w klasztorze i na jego zapleczu ok. 2 tys. ludzi. Zdecydowaną większość stanowili muzułmanie. W chrześcijańskim klasztorze i u katolickiego księdza zakonnego – dodaje o. Kwiatkowski.

Z jego ucieczki cieszą się zatem i chrześcijanie, i muzułmanie. W Mar Musa też nie jest bezpieczny. Nawet w Libanie, do którego chcą go przerzucić, musiałby się liczyć z tym, że zostanie namierzony przez dżihadystów, którzy „po cywilu” penetrują obozy dla uchodźców. Teraz najważniejsze jest jednak to, że jego postawa w niewoli i codziennie wybieranie Chrystusa z lufą karabinu przy głowie z pewnością wpłyną mocno na umęczone prześladowaniami wspólnoty chrześcijańskie na Bliskim Wschodzie.