Kościelne przeszczepy?

Katarzyna Matejek

publikacja 01.02.2016 06:00

Prawosławna Eugenia Szablińska-Kruszczyńska płacze ze wzruszenia na katolickich kazaniach. Katolikowi Mirosławowi Szewczykowi cerkiewny śpiew a capella mówi o tajemnicy Boga. Ekumenizm to dla nich nie słownikowe pojęcie, lecz osobiste doświadczenie.

Eugenia i Marcin Kruszczyńscy z córkami Weroniką i Leną Katarzyna Matejek /Foto Gość Eugenia i Marcin Kruszczyńscy z córkami Weroniką i Leną

Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan jak co roku zgromadził wyznawców Chrystusa różnych wyznań w wielu miastach naszej diecezji: w Koszalinie, Wałczu, Świdwinie, Szczecinku, Bukowie Morskim, Słupsku, Darłowie, na Górze Chełmskiej i Górze Polanowskiej. Gościli w świątyniach rzymsko- i greckokatolickich, luterańskich, metodystycznych. Inauguracyjne nabożeństwo ekumeniczne odbyło się w koszalińskim kościele pw. św. Wojciecha.

Przybyłych zjednoczyły wokół ołtarza słowa pieśni: „Com przyrzekł Bogu przy chrzcie raz, dotrzymać pragnę szczerze”. Było to zarazem nawiązanie do obchodzonej 1050. rocznicy chrztu Polski. – Sakrament chrztu, udzielany w imię Trójcy Świętej, jest tym, co łączy wszystkich wyznawców Chrystusa – potwierdził wówczas w kazaniu ks. prof. Janusz Bujak, diecezjalny referent ds. ekumenizmu. Ten chrzcielny kierunek podjęli chrześcijanie z Łotwy, którzy przygotowali tegoroczne materiały ekumeniczne. Zadbali, by prowadziły one do odkrycia wagi tego sakramentu. W związku z tym na koszalińskim nabożeństwie najstarsza parafianka lokalnego Kościoła metodystycznego, Łotyszka Mirdza Widritis, wypowiedziała modlitwę „Ojcze nasz” w ojczystym języku.

Katolik? Tym lepiej

Jednoczący był wspólny śpiew. Państwo Szewczykowie z Koszalina, małżeństwo mieszane pod względem wyznania, są przekonani, że spotkania przy muzyce miałyby szansę pomóc chrześcijanom różnych wyznań zbliżyć się do siebie. Biorą to sobie do serca, co roku uczestnicząc w ekumenicznym kolędowaniu. Muzyka, przybliżająca choć częściowo do tajemnicy Boga, przyciąga do cerkwi Mirosława Szewczyka, który jest katolikiem. Jego prawosławną żonę Irinę, przyzwyczajoną, że w cerkiewnej liturgii lud Boży jest zazwyczaj wyręczany przez chór, ujmuje podczas rzymskokatolickiej Mszy św. wspólny śpiew wszystkich zebranych. Zaś ich 18-letnia córka łączy obydwie tradycje: w szkole uczy się gry na typowo katolickim instrumencie – organach, a w wolnym czasie staje ramię w ramię z mamą w prawosławnym chórze. Mimo że nie zna języka starocerkiewnego, śpiewa z pamięci. – Chyba przekazałam jej to w genach – śmieje się pani Irina. – To jest prawdziwy ekumenizm!

Irina Zincowa-Szewczyk jest Rosjanką. Znajomość z Mirosławem zawdzięcza Jadwidze, koleżance z moskiewskiego akademika. – Mam młodszego brata, tak jak ty, lubi rysować – wspomina jej śmieszne opowieści. Śmieszne, bo kiedy Jadzia zaprosiła ją do Polski, okazało się, że ten braciszek ma, bagatela, 190 cm wzrostu. I nie tylko jego talent jest wart uwagi. Zaczęła się korespondencja. Kawaler obłożył się polsko-rosyjskimi słownikami i pisał. Po roku pojechał do Rosji, a potem zabrał wybrankę do Polski. Ale najpierw był ślub w Moskwie, w katolickim kościele św. Ludwika, tuż za siedzibą KGB.

Rodzice bez oporów przystali na ślub córki z katolikiem. Mimo że zmurszałe zdjęcia rodzinne dowodzą, że ich przodkowie, ci z carskiej Rosji, byli silnym klanem prawosławnych duchownych, to huragan historii zmiótł stare tradycje tak skutecznie, że prawnuczka nobliwego batiuszki z dagerotypu wychowywała się w rodzinie niepraktykującej. A tych nie odstraszał katolicki kandydat do jej ręki. – Przeciwnie, jako osoba wierząca, był dla nich wiarygodny. Dlatego wydali mnie tak daleko, 2 tysiące kilometrów – domyśla się pani Irina.

Katolik? Oj, niedobrze

Państwa Eugenii i Marcina Kruszczyńskich z Koszalina nie dzielił tak wielki dystans w przestrzeni, ale mimo to mieli do siebie dalej. Mieszkający pod białoruską granicą rodzice prawosławnej Eugenii nie patrzyli przychylnym okiem na zaręczyny swych potomków z katolikami. Eugenia była uparta i nie bacząc na to, wyszła za Marcina, poznanego na studiach leśnych w Poznaniu. Lecz jej starszemu bratu, który jako pierwszy z rodzeństwa pokochał katoliczkę, pogmatwało to życiowe losy.

Ta historia o romantyczno-tragicznym zabarwieniu (ślub z inną, prawosławną kandydatką, potem rozwód i powrót do pierwszej miłości, już niestety bez sakramentalnego błogosławieństwa) wciąż powraca podczas rodzinnych spotkań. – Ciągle szukam jakiegoś dziewiątego dna tej historii, bo nie chce mi się wierzyć, że powodem tego dramatu była religia. A przecież po drodze zostało skrzywdzonych parę osób – mówi z żalem pani Eugenia.

Sama została przy prawosławiu ze względu na ukochaną babcię, bardzo wierzącą i ortodoksyjną. Czasem w formie zaczepki rzuca mężowi: „No, gdyby moja babcia cię poznała, to na pewno byś się jej nie spodobał. Bo jesteś katolikiem”. Ale czasy się zmieniają. W jej rodzinnej Czeremsze już od lat prawosławni sąsiedzi nie hałasują rżnięciem drewna w katolickie święta. I odwrotnie. Jest więcej zrozumienia.

Nie ma dublowania

A właśnie o postawę miłości, braterstwa i przyjaźni we wzajemnych kontaktach upomina się papież Franciszek. W niełatwym dialogu ekumenicznym to ona jest priorytetowa w stosunku do dysput teologów, jak przypominał zgromadzonym koszalinianom podczas nabożeństwa ekumenicznego ks. Bujak. Pokazał też wartość dialogu międzywyznaniowego jako przestrzeni, w której uwidaczniane są dary poszczególnych wspólnot kościelnych, za przykład dając dialog katolicko-prawosławny. – Papież Franciszek podkreśla, że o ile Kościół katolicki może w darze ofiarować prymat papieża, o tyle prawosławie może być ubogaceniem dla nas w zarządzaniu Kościołem w sposób synodalny. Małżeństwa mieszane tego bogactwa doświadczają na co dzień.

Podwójne obchodzenie świąt to nie kłopot, lecz przywilej. Więcej gotowania, sprzątania i godzin spędzonych w kościele? Owszem, ale za to można doświadczyć, że świętowanie ma wiele wymiarów. – Dzieci widzą to, że te święta nie są zdublowane – mówią Szewczykowie o swoich dwóch synach i córce. I zapewniają, że nie jest to powód do porównań, które tradycje są lepsze. Natomiast tym, co chętnie przeszczepiliby z Kościoła prawosławnego do katolickiego, jest wizyta duszpasterska. – Ta prawosławna polega na tym, że batiuszka jest u nas cały wieczór. Przychodzi z małżonką i kilkoma parafianami, siedzimy, biesiadujemy, śpiewamy. Ten dzień jest po prostu nasz – zachwala pani Irina.

Jej mąż Mirosław ma nawet pomysł, jak to urządzić po katolicku. Jest i coś, czego prawosławni wierni mogliby się nauczyć od katolików. – Kiedy przyjechałam do Polski, zrobiło na mnie wrażenie to, że do kościoła idą całe rodziny, nie tylko starsi – mówi pani Irina, ze wzruszeniem wspominając wracających ze Mszy św. staruszków trzymających się za ręce – ale także małżeństwa, dzieci, młodzież. To jest bardzo sympatyczne.

Kruszczyńscy cenią to, że kościoły katolickie są miejscem, gdzie dzieci chcą z nimi uczestniczyć w liturgii. Ich 16-letnia córka Weronika nie ma nic przeciwko uczęszczaniu do cerkwi, ale… – Poszłabym z mamą, gdyby to krócej trwało. I gdybym mogła zrozumieć język – mówi. Wielokroć czuła się z tego powodu zagubiona. Zarazem urzekają ją cerkiewne gesty: przyjęcie paschy, zapalanie świeczek, całowanie krzyża. – To takie osobiste wyznanie wiary – mówi, będąc u progu bierzmowania.

Razem

Szewczyków łączy coś jeszcze. Sztuka. To ich osobisty wkład w regionalny ekumenizm. Wspólnie wykonali wiele obrazów, fresków, ikon zdobiących świątynie naszej diecezji. Obecnie pracują nad obrazem św. Jana Pawła II, który ozdobi wnętrze koszalińskiego kościoła pw. Ducha Świętego. Prawosławna i katolik wydają więc niezwykłe duchowe owoce, bowiem pisanie ikon to nie tylko praca wyobraźni i dłoni, ale też modlitwy, postu. Razem tę pracę planują, pan Mirosław wykonuje większe elementy, pani Irina portretuje.

Rozmowa o ekumenizmie budzi w Eugenii Szablińskiej-Kruszczyńskiej głęboko zakorzenione pragnienia. – Uwielbiam tu, w Koszalinie, być w cerkwi – mówi. Zdaje sobie sprawę, że jednak za rzadko… – Łatwiej mi chodzić do kościoła katolickiego z mężem i córkami ochrzczonymi w Kościele katolickim. Ale czuję się przez to trochę zagubiona w Kościele prawosławnym, słabiej znam wschodni obrządek. – Do cerkwi chodzi co kilka tygodni. Zabiera czasem najmłodszą córkę, 5-letnią Lenę. – Zależy mi na tym, by chodziła ze mną cała rodzina. Może ta rozmowa nas zmobilizuje? – zwraca się do domowników.

Co łączy najbardziej?

Jako trzeci rodzaj ekumenizmu wymienił ks. Bujak ekumenizm praktyczny, czyli współpracę na różnych polach, np. działania charytatywne. Natomiast być może najważniejszy aktualnie jest ekumenizm męczenników. – Chrześcijanie są w dzisiejszym świecie prześladowani, zabijani, wypędzani ze swoich domów bez względu na wyznanie, ale właśnie ze względu na wiarę w Chrystusa – wyjaśniał papieską myśl ks. Bujak. – Ponieważ cierpienie tak wielu chrześcijan na świecie jest wspólnym doświadczeniem silniejszym od różnic, toteż męczeństwo jest najbardziej przekonującym znakiem naszej jedności. Mirosław Szewczyk interesuje się historią i jest świadomy, jak wiele krwi przelano w Europie z powodu nienawiści wobec innowierców. Ujmuje się za każdym człowiekiem, nie tylko tym, który jest innego wyznania, ale też tym, który choć raz w życiu miał pogłębioną refleksję nad sensem życia.

– Nie dzielić ludzi na superwierzących i tych gorszych – przestrzega przed „zamykaniem nieba” przed tymi, którzy nie mieszczą się w normach. – Jeśli jest prawdziwe miłosierdzie, to trzeba to pokazać.

TAGI: