Dwa płuca chrześcijaństwa

Paweł Milcarek

publikacja 24.03.2016 06:00

Ktoś powiedział mi kiedyś: chcesz wiedzieć, na czym polega różnica między chrześcijańskim Zachodem i Wschodem? Na Zachodzie odprawia się Eucharystię na winie białym, przejrzystym i wytrawnym – pragmatycznie i prosto; zaś na Wschodzie do Eucharystii używa się wina czerwonego, gęstego i słodkiego – symbolicznie i na bogato. To symbol tej różnicy: ta sama Eucharystia, lecz jakże różny styl!

Dwa płuca chrześcijaństwa ADALBERTO ROQUE /epa/pap Niedawne spotkanie na Kubie papieża Franciszka i patriarchy Cyryla skłania do refleksji nad wzajemnym oddziaływaniem na siebie dwóch nurtów chrześcijaństwa: wschodniego i zachodniego

Różnica między Wschodem i Zachodem nie idzie w chrześcijaństwie dokładnie po linii podziału wyznaniowego. Na Wschodzie obok chrześcijan oddzielonych od Stolicy Apostolskiej są także katolicy obrządków wschodnich. Nie jest to również różnica geograficzna, ponieważ wiele wspólnot chrześcijan wschodnich żyje w zachodniej części świata, a „zachodniacy” są też licznie obecni nawet w dalekiej Azji. Ktoś powie, że wszystko tłumaczy historia, a w niej przed wiekami zależność chrześcijaństwa zachodniego od Rzymu i cesarstwa zachodniego, a wschodniego – od Bizancjum i tamtejszych cesarzy. Różnice polityczne mają oczywiście znaczenie, choćby dlatego, że na Zachodzie łatwiej było Kościołowi bronić swojej niezależności od władzy świeckiej, a na Wschodzie ta zależność od władców była coraz ściślejsza. W Rosji na przykład skończyła się pełną podległością Cerkwi wobec cara. Decydująca była także odmienna kultura, z której wynikły bardzo odmienne wrażliwości duchowe. Odległe od siebie Zachód i Wschód nie utraciły jednak zupełnie szansy spotkania i wzajemnego dopełniania, a czasami prostowania. To w tym kontekście święty Jan Paweł II upominał się o to, by Kościół oddychał obydwoma płucami – wschodnim i zachodnim.

Liturgia

Dotyczy to na przykład liturgii. Różnice są tu znaczące: obrządek rzymski narodził się w starożytności w Afryce Północnej i zawsze bardzo różnił się od liturgii wschodnich. Od początku był zwarty i powściągliwy, oszczędny w słowach, pełen dostojeństwa i powagi. Od początku też podkreślano w nim precyzję słów i ścisłe trzymanie się przyjętego kanonu. Obrządki wschodnie natomiast są o wiele bardziej wylewne, przeciągłe, ekspresyjne, skłonne do przepychu, kierujące myśl ku liturgii niebiańskiej. Na terenie kultu Bożego Wschód i Zachód szły swoimi drogami. Jednak dzisiaj – kiedy liturgia zachodnia choruje na desakralizację i często wygląda jak „robiona” przez ludzi – doświadczenie liturgii wschodnich przypomina o „odgórności” świętej Liturgii, o tym, że jest ona dziełem Bożym i powinna także w swoim rytuale zachować właściwości sacrum. Lekcja płynąca ze Wschodu mówi nam, że w liturgii mniej ważna jest śmiałość dokonywania zmian, a bardziej liczy się odwaga trwania przy rzeczach świętych nierozumianych przez świat. Z tą lekcją człowiek Zachodu może i powinien wrócić do swojego dziedzictwa: zobaczyć, jakie dobro do modlitwy katolików dzisiaj może wnieść „starsza forma” rytu rzymskiego, ta wprowadzona ponownie do zwykłego życia kościelnego w roku 2007 przez Benedykta XVI. Przecież – tak jak pisał w roku 2001 w przesłaniu do Kongregacji Kultu Bożego sam Jan Paweł II – te same wartości duchowe, „najgłębsze poczucie pokory i szacunku wobec świętych misteriów”, wyróżniają od wewnątrz zarówno tradycyjny mszał rzymski, jak i starożytne liturgie wschodnie.

Sztuka

Podobnie ważna będzie lekcja dotycząca sztuki sakralnej czy promieniowania rzeczy świętych w kulturze. Wschodnia ikona pozostaje zawsze wyzwaniem dla obecnej mentalności zachodniej, nastawionej na swobodną ekspresję, zgłębianie efektów zmysłowych, portretowość lub abstrakcję. Ikona uczy przedstawiania świętych postaci w taki sposób, aby ich człowieczeństwo nie przesłoniło cichego głosu nadprzyrodzoności. Kontakt z ikoną nie będzie zatem dla chrześcijanina zachodniego tylko spotkaniem jakiejś orientalnej egzotyki. Będzie przypomnieniem rzeczy, które sztuka religijna na Zachodzie musi ponownie przeżyć i zgłębić, jeśli chce rzeczywiście promieniować Boskim światłem, a nie tylko geniuszem artysty.

Jeśli chce być pośrednikiem w tajemnicy Kościoła, a nie tylko zwierciadłem dla ludzkich przeżyć wspólnotowych. Co ciekawe, ta wschodnia „ikoniczność” daje nam dziś niezwykle ciekawe efekty daleko poza kręgiem sztuki sakralnej. Kto dzisiaj robi filmy bardziej religijne niż Zwiagincew czy Łungin, nawet w obrazach tak skrupulatnie unikających religijnej dosłowności jak „Powrót”, „Wygnanie” czy „Lewiatan”? Jest to kino unikające nie tylko gromkiego dydaktyzmu protestanckich produkcji z Ameryki, ale i stojące z boku naszej katolickiej „Pasji” Gibsona. Również z tą lekcją trzeba nam wrócić do naszego dziedzictwa na Zachodzie. Co prawda już od gotyku sztuka sakralna na Zachodzie poszła wyraźnie inną drogą niż Wschód, jednak przypomnienie reguł „ikoniczności” każdego przedstawienia religijnego może być jak busola przy wybieraniu własnej drogi. Pisał o tym przed laty w swym świetnym „Duchu liturgii” kard. Ratzinger.

Tradycja

I jeszcze lekcja znaczenia tradycji. Pisał o tym Jan Paweł II w liście „Orientale lumen” z roku 1995: „Często czujemy się dzisiaj zamknięci w granicach teraźniejszości: człowiek jakby zagubił świadomość, że przynależy do historii, która go poprzedza i po nim następuje. W tym wysiłku określenia swojego miejsca między przeszłością a przyszłością, (…) Kościoły Wschodu dają świadectwo wyjątkowego poczucia ciągłości, którego przejawem jest Tradycja i oczekiwanie eschatologiczne. (…) Tradycja jest dziedzictwem Kościoła Chrystusowego, żywą pamięcią o Zmartwychwstałym (…). To Tradycja broni Kościół przed niebezpieczeństwem przyswajania sobie jedynie zmiennych opinii i poręcza ich pewność oraz ciągłość. (…) Tradycja nie jest nigdy samą tylko tęsknotą za rzeczami czy formami z przeszłości ani też żalem za utraconymi przywilejami, ale żywą pamięcią Oblubienicy, zachowywanej w wiecznej młodości przez Miłość, która w niej trwa”. To zetknięcie ze wschodnim szacunkiem – zarówno dla wielkiej Tradycji, jak i i dla tłumaczących ją tradycji kościelnych – będzie dla człowieka Zachodu lekarstwem na zamknięcie w chwilowości i na kult władzy. Także w swym znaczeniu religijnym tradycja jest bowiem ochroną przed naszym poczuciem, że „władza może wszystko”, byle miała za sobą opinię publiczną.

W tej sprawie chrześcijański Wschód mówi zdecydowanie: hierarchia kościelna jest bardziej strażnikiem depozytu niż twórcą nowego porządku. Żadne pokolenie Kościoła nie może uznać, że wolno mu zapomnieć tradycję, a w jej miejsce postawić swoje zarządzenia. Jest więc wiele ważnych rzeczy, które Wschód chrześcijański może przypomnieć naszemu katolickiemu Zachodowi. A wtedy inaczej spojrzymy na nasze własne dziedzictwo; że – wciąż na nasz własny zachodni sposób – będziemy bardziej wierni wspólnym źródłom apostolskim.

Jest też wiele rzeczy, z których Wschód może skorzystać w ramach wymiany darów z Zachodem. Znaczenie zupełnie zasadnicze miało to – i ma nadal – w przypadku Kościołów wschodnich, odnajdujących wartość prymatu biskupa Rzymu. Świadectwo unitów – często męczeńskie – jest lekcją, w jaki sposób chrześcijanie wschodni mogą pozostać wierni swym tradycjom duchowym, równocześnie korzystając z pełni dóbr jedynego Kościoła, przyjmując prymat papieski i posłuszeństwo Stolicy Apostolskiej.

Zapewne jednak nie chodzi wyłącznie o to. Jest wiele składników doświadczenia Kościoła na Zachodzie, które zawsze może być oparciem dla naszych braci na Wschodzie. Należą do nich: doświadczenie niezależności Kościoła od władzy świeckiej, zachodnia kultura prawa, naukowe studium teologii, duchowość łącząca intensywne życie religijne z zaangażowaniem w sprawy społeczne. Tak wiele jest „tematów do rozmowy” między braćmi, nieraz poróżnionymi, czasami podejrzliwymi wobec siebie!

Niedawno, gdy świat zobaczył spotkanie papieża Franciszka z metropolitą Cyrylem, pojawiły się w mediach znowu wielkie wizje zjednoczenia „na szczycie”, niemal jak z „Gościa Papieża”, głośnej powieści Vladimira Volkoffa, w której rozmawiają Jan Paweł I i metropolita Leningradu. Niezależnie od dalszego ciągu tych serdeczności, wymienianych między Watykanem i Moskwą, sprawa wzajemnej wymiany natchnień między Wschodem i Zachodem jest kwestią ważną dla pełni naszego chrześcijaństwa, tu i tam.