Ciepło, ciepło, gorąco

Marcin Jakimowicz

publikacja 04.06.2009 10:59

Nie mogę patrzeć, bo z oczu ojca padają błyskawice! Twarz ojca stała się jaśniejsza od słońca, oczy bolą mnie od blasku!

Ciepło, ciepło, gorąco Henryk Przondziono/GN Modlitwa, post, czuwanie i wszelkie inne uczynki chrześcijańskie, chociaż są dobre same w sobie, nie stanowią celu życia chrześcijańskiego. Prawdziwy cel życia chrześcijańskiego polega na osiąganiu Świętego Ducha Bożego!

A to czytałeś? – znajomy zakonnik wręczył mi z błyskiem w oku niewielką broszurkę. „Serafin z Sarowa. Ogień Ducha Świętego” – przeczytałem na okładce. Zaraz, zaraz: czy to nie ten święty Wschodu, który obok Małej Tereski stał się patronem charyzmatycznej Wspólnoty Błogosławieństw? Tak! Wziąłem książeczkę i choć żywoty świętych nie są moją ulubioną lekturą do poduszki, połknąłem ją w całości. I wracam do niej nieustannie.

Serafin, ostatni święty prawosławia kanonizowany przed rewolucją październikową, schowany w leśnej głuszy, dysponował całym arsenałem darów Ducha Świętego. – Ja, ubogi Serafin, wyjaśnię teraz panu, jaki jest rzeczywisty cel życia chrześcijańskiego – notował Mikołaj Motowiłow, który odwiedził mnicha w pustelni nad rzeczką Sarowką. – Modlitwa, post, czuwanie i wszelkie inne uczynki chrześcijańskie, chociaż są dobre same w sobie, nie stanowią celu życia chrześcijańskiego. Prawdziwy cel życia chrześcijańskiego polega na osiąganiu Świętego Ducha Bożego!

Celem życia zwykłych ludzi jest zdobywanie pieniędzy, godności, odznaczeń. Zdobywanie Ducha Świętego jest także kapitałem, ale kapitałem łaski i wieczności! – W jaki sposób mogę rozpoznać, że znajduję się w łasce Ducha Świętego? – zapytał pielgrzym. – To bardzo proste, pobożny bracie – odpowiedział Serafin, chwycił gościa mocno za ramiona i zawołał: – Teraz jesteśmy obydwaj w Duchu Bożym! Dlaczego pan nie patrzy na mnie? – Nie mogę patrzeć, bo z oczu ojca padają błyskawice! Twarz ojca stała się jaśniejsza od słońca, oczy bolą mnie od blasku! Serafin powiedział: – Nie bój się, pobożny bracie! Pan stał się tak samo świetlisty jak i ja. Teraz pan jest też w pełni Ducha Bożego, inaczej nie mógłby mnie zobaczyć w tym stanie. A co pan odczuwa, pobożny bracie? – Odczuwam ciszę oraz pokój w mej duszy. Nie mogę tego wyrazić żadnymi słowami. Odczuwam również niezwykłą słodycz, radość i ciepło… – Jakie ciepło? Przecież siedzimy w lesie, jest zima, pod stopami leży śnieg. Jakim sposobem może być tu ciepło? – zaśmiał się mnich.

Kroniki wspominają, że wcześniej spędził aż tysiąc dni i nocy na modlitwie. Urodził się 19 lipca 1759 r. Jako siedemnastolatek pielgrzymował do Kijowa i tam postanowił zostać pustelnikiem. Otrzymał imię Serafin (czyli: płomienny) i już wkrótce dał się poznać jako pełen ognia „Boży szaleniec”. Służył darem proroctwa i uzdrawiania chorych. Nic dziwnego, że z całej Rosji ciągnęły do niego tłumy. Na kanonizacji 19 lipca 1903 r. w Sarowie modliło się około 300 tysięcy wiernych. Zanotowano wówczas mnóstwo przypadków uzdrowień.

Ikona Serafina patrzy na mnie z redakcyjnego biurka. Przypomina o tym, że mam być zimny albo gorący. Letniość jest obrzydliwością.