Spowiedź

ks. Bogdan Wawrzeczko

publikacja 16.10.2009 11:28

Z czym kojarzymy spowiedź? Z kościołem, księdzem, konfesjonałem, komunią, starokościelnym zwyczajem, z ludzkim wymysłem wprowadzonym kiedyś do kościoła, z ...

Spowiedź fot. Henryk Przondziono (GN)

Czy nasze wyobrażenia są właściwe? Czy na pewno poprawnie rozumiemy to słowo?

Jestem świadomy tego, że różne są nasze doświadczenia czy przekonania odnośnie formy spowiedzi i nie zamierzam tutaj udowadniać wyższości jednej nad drugą. Proponuję raczej chwilę refleksji nad jej istotą. Zamiast stawiać pytanie o to, która forma jest właściwsza, zapytajmy raczej: czym jest spowiedź? Do czego była potrzebna? A może, czy nam żyjącym w XXI wieku jeszcze jest potrzebna?

Nowotestamentowa nauka mówi, że będąc usprawiedliwionym przez Boga, dzięki ofierze Chrystusa, pozostajemy grzesznymi ludźmi. Ludźmi, którzy o własnych siłach nie potrafią naśladować Jezusa, którzy nadal są niedoskonali... (zainteresowanych rozwinięciem tego wątku odsyłam np. do artykułu pt. "Wynaturzenie" w jednym z poprzednich numerów "Warto").

Elementem spowiedzi jest wyznanie. Jeden ze słowników Nowego Testamentu tak tłumaczy to słowo: "Homologeo, dosł. mówić tę samą rzecz; zgadzać się, potwierdzać; oznacza albo (a) wyznawanie, deklarowanie, przyznawanie się, albo (b) wyznawanie czegoś przez przyznanie się do bycia winnym tego, o co jest się oskarżonym, spowodowane wewnętrznym przekonaniem".

Można zapytać, po co mam wyznawać moje grzechy Bogu, skoro On i tak je zna? Spróbujmy odpowiedzieć sobie na pytanie: czy dziecko powinno przeprosić rodziców za to, że podczas zabawy zniszczyło jakąś rodzinną pamiątkę, skoro oni i tak o tym wiedzą?

Boża wszechwiedza i nasza skrucha to dwie różne rzeczy. Nie wyznaję przecież moich grzechów Bogu po to, aby Go uświadomić, ale żeby za nie przeprosić. A może należałoby zapytać, czy potrafię jeszcze przyznać się do grzechu? Czy umiem jeszcze wypowiedzieć jedno z owych "magicznych" słów? Przepraszam - wypowiedzieć nie dlatego, że tak wypada, że tak trzeba, ale dlatego, że naprawdę żałuję tego, co zrobiłem, że zawiodłem, że jest mi wstyd, że nie jestem taki, jakbym chciał.

Czy zdarzyło ci się, drogi czytelniku, być przepraszanym przez kogoś tylko dlatego, że tak wypada? Oczywiście nie chodzi mi o standardowe przepraszam, kiedy ktoś np. usiłuje przedrzeć się do drzwi w zatłoczonym autobusie. Jeśli jednak ktoś zawinił wobec ciebie i przepraszał cię bez poczucia swojej winy, to jak się wtedy czułeś?

Bogu nie zależy na naszym przepraszam, dlatego że tak wypada. Nie interesuje Go spowiedź dlatego, że robią to wszyscy, że każdy powinien co najmniej dwa, a może cztery razy do roku stanąć przed Bogiem i przyznać się do swoich grzechów.
 

Spowiedź to rozmowa między winowajcą a tym, wobec którego zawiniliśmy; rozmowa, która ma nie tylko na celu poinformowanie o zaistniałym stanie rzeczy i przyznanie się do błędu. Ten często trudny dla nas dialog ma na celu oczyszczenie naszego wnętrza z toksyn egoizmu, wygodnictwa, nieposłuszeństwa i innych, które niszczą tę szczególną więź, jaką Bóg nawiązał z człowiekiem.

Ciekawe może wydać się zdanie Chryzostoma, który tak powiedział: "Nie mówię ci, abyś publicznie występował lub obwiniał się przed innymi, lecz chcę, byś był posłuszny prorokowi mówiącemu: Wyjaw swą drogę przed Bogiem (Ps 36,5). Przeto w modlitwie wyznaj swe grzechy Bogu, sędziemu prawdziwemu. Zdaj sprawę ze swych występków nie językiem, lecz według pamięci twego sumienia".

Myśląc o spowiedzi przychodzi mi do głowy biblijny obraz zgubionej owcy, która gdzieś w głuszy woła do swojego Pasterza o ratunek, przyznając się tym samym do stanu, w jakim się znalazła. Myśląc o tym, należałoby chyba zadać pytanie, jak często taka rozmowa ma się odbywać? Dwa czy cztery razy w roku? A może co miesiąc?

Psalmista mówi: Uchybienia - któż znać może? (Ps 19,13), a prorok Jeremiasz dodaje: Podstępne jest serce, bardziej niż wszystko inne i zepsute, któż może je poznać? (Jr 17,9). Można stąd wyciągnąć dwie prawdy. Po pierwsze - sami nie jesteśmy w stanie wyliczyć naszych niedociągnięć względem Boga, więc nie chodzi tylko o wyliczanie, ale o zdanie sobie sprawy z pozycji, w jakiej się znaleźliśmy. Po drugie - nie jesteśmy w stanie wyliczyć sobie właściwej częstotliwości rozmowy z Bogiem na temat naszej grzeszności.

Wokół spowiedzi narosło sporo nieporozumień, jednym z nich jest tak ścisłe łączenie jej z Wieczerzą Pańską, że pojęcia spowiedź i komunia są traktowanie jako synonimy tego samego wydarzenia, przez co spowiedź nabiera znaczenia sakramentu, chociaż nim nie jest (od red. wiara.pl: autor niniejszego artykułu przedstawia nauczanie Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego; więcej n/t spowiedzi tutaj).

Rozumiem to, że przystępując do Stołu Pańskiego najpierw chcemy nasze sprawy z Bogiem uregulować, aby móc godnie i z czystym sumieniem brać w nim udział, chcę jednak zwrócić uwagę, że obie rzeczy mają inny charakter.

Nie można też ująć tego w matematycznej formule, że ilość komunii, do których przystępuję czy w których biorę udział, równa jest ilości spowiedzi. Spowiedź jest tym, czego codziennie potrzebuję, kiedy np. rozmawiam z Bogiem wieczorem przed snem, mogę w ciszy mojego pokoju rozmawiać z Nim o moich niepowodzeniach, grzechach, upadkach i nie potrzebuję do tego nikogo innego, oczywiście nie oznacza to, że dobrodziejstwa spowiedzi indywidualnej, czy nabożeństwa spowiedniego mamy traktować jako relikt przeszłości. Rozmawiajmy więc z Bogiem.


Artykuł pochodzi z kwartalnika "Warto" wydawanego przez Centrum Misji i Ewangelizacji Kościoła Ewangelicko Augsburskiego w RP