Przemówienie Benedykta XVI podczas spotkania ekumenicznego w Nowym Jorku

18 kwietnia 2008

publikacja 19.04.2008 22:16

Drodzy Bracia i Siostry w Chrystusie,

Moje serce pełne jest wdzięczności wobec Boga – „Ojca wszystkich, który jest i działa ponad wszystkimi, poprzez wszystkich i we wszystkich” (Ef 4,6) – za tę błogosławioną możliwość zgromadzenia się wraz z wami na tej modlitwie wieczornej. Dziękuję biskupowi Dennisowi Sullivanowi za jego serdeczne słowa powitania i gorąco pozdrawiam wszystkich was, którzy reprezentujecie tu wspólnoty chrześcijańskie z całych Stanów Zjednoczonych. Niech pokój naszego Pana i Zbawiciela będzie z wami wszystkimi!

Za waszym pośrednictwem wyrażam serdeczne uznanie za nieocenioną pracę wszystkim, którzy są zaangażowani w ekumenizm: Krajowej Radzie Kościołów, organizacji Kościoły Chrześcijańskie Razem, Sekretariatowi Biskupów Katolickich do Spraw Ekumenicznych i Międzyreligijnych oraz wielu innym. Wkład chrześcijan w Stanach Zjednoczonych do ruchu ekumenicznego daje się odczuć wszędzie na świecie. Zachęcam wszystkich was do wytrwałości, zawierzając się zawsze łasce Chrystusa zmartwychwstałego, któremu staramy się służyć, „ku chwale Jego imienia pozyskiwać wszystkich pogan dla posłuchu wiary” (por. Rz 1,5).

Wysłuchaliśmy przed chwilą fragmentu biblijnego, w którym Paweł – „więzień w Panu” – kieruje swój płomienny apel do członków wspólnoty chrześcijańskiej w Efezie. „Zachęcam was ja, więzień w Panu – pisze – abyście postępowali w sposób godny wezwaniu, jakim zostaliście wezwani. (...) Usiłujcie zachować jedność Ducha dzięki więzi, jaką jest pokój” (Ef 4,1-5). A zatem na zakończenie swego namiętnego apelu o jedność Paweł przypomina swoim czytelnikom, że Jezus, wstąpiwszy raz do nieba, rozlał na ludzi wszystkie dary niezbędne do budowania Ciała Chrystusowego (por. Ef 4, 11-13).

Z nie mniejszą siłą rozlega się to Pawłowe wezwanie dziś. Jego słowa napełniają nas pewnością, że Pan nigdy nas nie porzuci w naszym poszukiwaniu jedności. Wzywają nas one również do takiego życia, które zawiera w sobie świadectwo o „jednym duchu i jednym sercu” (Dz 4,32), które zawsze stanowiło cechę charakterystyczną chrześcijańskiej koinonii (por. Dz 2,42) i siłę, przyciągającą tych, którzy pozostają na zewnątrz, do udziału we wspólnocie wierzących, aby również oni mogli dzielić „niezgłębione bogactwo Chrystusa” (Ef 3,8).

Globalizacja podzieliła ludzkość na dwa bieguny. Z jednej strony jest rosnące poczucie wzajemnego powiązania i współzależności między narodami nawet wtedy, gdy – mówiąc geograficznie i kulturowo – są od siebie oddalone. Ta nowa sytuacja oferuje możliwość poprawy poczucia solidarności globalnej i dzielenia odpowiedzialności za dobro ludzkości. Z drugiej strony nie możemy zaprzeczać, że szybkie zmiany zachodzący w naszym świecie przedstawiają też pewne oznaki utrudniające rozczłonkowanie i powrót do indywidualizmu. Coraz szersze stosowanie elektronicznych środków łączności przynosi w pewnych wypadkach paradoksalnie wzrost izolacjonizmu. Wielu ludzi, łącznie z młodymi, szuka więc bardziej autentycznych form wspólnoty. Źródłem wielkiego zatroskania jest również szerzenie się ideologii sekularyzacyjnej, która podważa lub wręcz odrzuca prawdę nadprzyrodzoną. Samą możliwość Objawienia Bożego, a tym samym wiary chrześcijańskiej, często poddają w wątpliwość nurty kulturowe, szeroko obecne w środowiskach akademickich, w środkach przekazu i w opinii publicznej. Z tego powodu wierne świadectwo o Ewangelii jest dziś pilnie potrzebne, jak nigdy dotychczas. Chrześcijanie stają przed wyzwaniem zdawania jasnego rachunku z nadziei, która jest w nich (por. 1 P 3,15).

Nazbyt często niechrześcijanie, widząc podziały we wspólnotach chrześcijańskich, odczuwają – co zrozumiałe – wątpliwości co do samego przesłania Ewangelii. Podstawowe wierzenia i postawy chrześcijańskie są niekiedy zmieniane w łonie wspólnot w wyniku tzw. „działań proroczych”, opartych na hermeneutyce nie zawsze zgodnej z danymi Pisma Świętego i Tradycji. W następstwie tego wspólnoty odrzucają działanie jako jedno ciało i wolą nawet działać według zasady „miejscowych wyborów”. Gdzieniegdzie w procesie tym ginie potrzeba koinonii diachronicznej, tzn. komunii z Kościołem wszystkich czasów, i to właśnie w chwili, gdy świat zagubił kierunek działania i potrzebuje przekonującego wspólnego świadectwa o zbawczej mocy Ewangelii (por. Rz 1,18-23).

W obliczu tych trudności musimy przede wszystkim pamiętać, że jedność Kościoła wypływa z doskonałej jedności Trójjedynego Boga. W Ewangelii św. Jana czytamy, że Jezus modlił się do swego Ojca, aby Jego uczniowie byli jedno, „jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie jedno jesteśmy” (por. J 17,21). Ten werset odzwierciedla stanowcze przekonanie pierwotnej wspólnoty chrześcijańskiej, że jej jedność była owocem i odbiciem jedności Ojca, Syna i Ducha Świętego. To z kolei pokazuje, że wzajemna spójność wiernych opierała się na pełnej integralności ich wyznania wiary (por. 1 Tm 1,3-11). W całym Nowym Testamencie znajdujemy wzmianki o tym, że apostołowie byli co jakiś czas wzywani do zdawania rachunku ze swej wiary zarówno przed poganami (por. dz 17,16-34), jak i Żydami (por. dz 4,5-22; 5,27-42). Podstawowym rdzeniem ich argumentacji był zawsze historyczny fakt cielesnego zmartwychwstania Jezusa z grobu (Dz 2,24.32; 3,15; 4,10; 5,30; 10,40; 13,30). Ostateczna skuteczność ich przepowiadania zależała nie od „uczonych słów” czy od „ludzkiej mądrości” (1 Kor 2,13), ale przede wszystkim od działania Ducha (Ef 3,5), który potwierdzał autorytatywne świadectwo apostołów (por. 1 Kor 15,1-11). Jądrem nauczania Pawłowego i wczesnego Kościoła był nie kto inny jak tylko Jezus Chrystus, „i to ukrzyżowany” (1 Kor 2,2). Ale stwierdzenie to musiało być zagwarantowane przez czystość nauczania normatywnego, wyrażonej w formułach Credo – symbolach – które zawierały istotę wiary chrześcijańskiej i stanowiły podstawę jedności ochrzczonych (por. 1 Kor 15,3-5; Gal 1,6-9; Unitatis redintegratio, 2).

Moi drodzy przyjaciele, siła kerygmy nie straciła nic ze swego wewnętrznego dynamizmu. Musimy jednak zapytać samych siebie, czy jej pełna siła nie osłabła wskutek relatywistycznego podejścia do nauki chrześcijańskiej, podobnego do tego, które obserwujemy w ideologiach świeckich, które – twierdząc, iż tylko nauka jest „obiektywna” – spychają całkowicie religię do subiektywnej dziedziny uczuć jednostki. Odkrycia naukowe i ich zastosowanie dzięki ludzkiej przemyślności niewątpliwie stwarzają nowe możliwości poprawienia ludzkości. Nie znaczy to jednak, że „poznawalne” sprowadza się tylko do tego, co sprawdzalne doświadczalnie ani że religia ogranicza się do zmiennego królestwa „doświadczenia osobistego”.

Akceptacja tego błędnego poglądu myślowego mogłaby doprowadzić chrześcijan do wniosku, że prezentując wiarę chrześcijańską, nie jest konieczne podkreślanie prawdy obiektywnej, gdyż nie należy iść za własnym sumieniem i wybrać tę wspólnotę, która najlepiej odpowiada własnym gustom osobistym. Wynik jest łatwy do przewidzenia w postaci ciągłego szerzenia się wspólnot, które często unikają struktur instytucjonalnych i minimalizują znaczenie treści doktrynalnej dla życia chrześcijańskiego.

Nawet w łonie ruchu ekumenicznego chrześcijanie mogą odnosić się niechętnie do podkreślania roli doktryny z obawy, że mogłoby to raczej rozdrapywać niż leczyć rany podziałów. A jednak jasne i świadome świadectwo o zbawieniu, dokonanym dla przez Chrystusa Jezusa winno opierać się na pojęciu normatywnego nauczania apostolskiego – nauczania, które rzeczywiście podkreśla słowo inspirowane przez Boga i podtrzymuje życie sakramentalne dzisiejszych chrześcijan.

Tylko „trzymając się prostej linii prawdy” (2 Tes 2,15; por. Ap 2,12-29), będziemy w stanie odpowiedzieć na wyzwania, stojące przed nami w zmieniającym się świecie. Jedynie w ten sposób damy jednoznaczne świadectwo o prawdzie Ewangelii i o jej nauczaniu moralnym. Jest to orędzie, które świat chce usłyszeć od nas. Podobnie jak pierwsi chrześcijanie ponosimy odpowiedzialność dawania przejrzystego świadectwa o „powodach naszej radości”, tak aby oczy wszystkich ludzi dobrej woli mogły się otworzyć na to, że Bóg ukazał swe oblicze (por. 2 Kor 3,12-18) i dał nam dostęp do swego życia boskiego przez Jezusa Chrystusa. On sam jest naszą nadzieją! Bóg objawił nam swoją miłość do wszystkich narodów przez tajemnicę męki i śmierci swego Syna i wezwał nas, abyśmy głosili, że On naprawdę zmartwychwstał, zajął miejsce po prawicy Ojca i „ponownie przyjdzie w chwale sądzić żywych i umarłych” (Nicejskie Wyznanie Wiary).

Niech Słowo Boże, które usłyszeliśmy dzisiejszego wieczoru, rozpłomieni nasze serca nadzieją na drodze do jedności (por. Łk 24,32). Oby to spotkanie modlitewne mogło stać się przykładem centralnego miejsca modlitwy w ruchu ekumenicznym (por. Unitatis redintegratio, 8); bez niej bowiem struktury, instytucje i programy ekumeniczne zostałyby pozbawione swego serca i duszy. Podziękujmy Wszechmogącemu Bogu za postęp dokonany dzięki działaniu Ducha Świętego i przyznajmy z wdzięcznością osobiste ofiary tak wielu ludzi w naszych czasach i tych, którzy odeszli przed nami.

Krocząc ich śladami i pokładając naszą ufność w samym Bogu, wierzę, że – mówiąc słowami ks. Paula Wattsona – osiągniemy „tę jedność nadziei, wiary i miłości”, która sama może przekonać świat, że Jezus Chrystus został zesłany przez Ojca dla zbawienia świata.

Dziękuję wam wszystkim.