Czy ekumenizm ma przyszłość?

jk

publikacja 16.01.2008 13:10

O przyszłości ekumenizmu rozmawiali w ramach kolejnego spotkania z cyklu „Areopag na Freta” o. dr Marek Blaza SJ (jezuita, teolog ekumeniczny, kapłan-trirytualista), prof. Karol Karski (teolog ewangelicki) i Łukasz Nazarko (pracownik naukowy Politechniki Białostockiej, zaangażowany w dialog ekumeniczny po stronie prawosławnej). Dyskusję prowadził Jarosław Makowski.

Z zadawanych pytań przebijało zniechęcenie: dlaczego nie idziemy dalej? Czy ekumenizm się znudził? Rozmówcy podawali różne powody.

O. Marek Blaza mówił, że być może znudziliśmy się formą ekumenizmu. Produkowane są dokumenty, z których nic nie wynika, o których większość ludzi zapewne nawet nie wie. Z drugiej strony, stawiane jest pytanie, czy nie należy raczej wrócić do apologetyki, do konfrontacji? Wiele uwagi poświęcił również przywiązaniu do terminologii, do słów i pojęć, a nie ich sensu, które utrudnia dialog.

Dużo spokojniej mówił prof. Karski. „O kryzysie ekumenizmu słyszałem kilkanaście razy w ciągu ostatnich 40 lat.” – mówił. Na płaszczyźnie teologicznej dialog się toczy, na płaszczyźnie praktycznej nastąpił olbrzymi postęp. Wspominał sytuację z początku lat 70. ubiegłego wieku, gdy w kościele ewangelicko-reformowanym po raz pierwszy miał wygłaszać kazanie kaznodzieja katolicki, proboszcz pobliskiej parafii. Zaprosił on na nabożeństwo swoich parafian. Wkrótce przyszła do niego grupa parafian z pytaniem: „Czy my możemy tam wejść? Przecież tam jest w progu zakopana Matka Boska!” Teraz już takich stereotypów nie ma – mówił.

Dialog ekumeniczny wiele zawdzięcza Janowi Pawłowi II, który w czasie kolejnych pielgrzymek spotykał się z przedstawicielami innych wyznań. Te wydarzenia medialne zmieniły świadomość ludzi, poprawiła się atmosfera między wyznaniami.

Jeśli w ekumenizmie dochodzimy do ściany, może dlatego, że dotychczasowy, entuzjastyczny dialog był w rzeczywistości dążeniem, by drugi był taki jak ja. – mówił Łukasz Nazarko. – W tej chwili nie da się już wykonać kolejnych wielkich kroków, przyszedł czas małych kroczków. W ciągu ostatnich lat podpisano bardzo wiele dokumentów, ale ich treść nie została przyjęta do głów i serc ludzi, także hierarchii. Zaszłości ponad tysiąca lat nie da się odkręcić w lat kilkanaście czy kilkadziesiąt.

Sporo mówiono o znaczeniu czynników nieteologicznych: zaszłościach historycznych, tytulaturze (kto będzie ważniejszy w hierarchii, jeśli się zjednoczymy?), problemach socjologicznych, psychologicznych. Nie różnice teologiczne często najbardziej blokują dialog – podkreślali rozmówcy.

Czy rozbieżności moralne między kościołami zatopią statek ekumenizmu? Nie zatopią, bo nie my nim sterujemy – przypomniał Łukasz Nazarko. Spory dotyczące zagadnień etycznych toczą się w łonie każdego z kościołów chrześcijańskich – mówił prof. Karski. Podział nie przebiega na zewnątrz wspólnot, tylko wewnątrz nich. Teologia moralna staje się jednak problemem w dialogu ekumenicznym i zaczyna dominować nad dogmatyczną – dodał o. Marek Blaza.
Czy Deklaracja Dominus Jesus była dramatem ekumenizmu? Komentarz prof. Karskiego był dużo spokojniejszy niż pytanie prowadzącego. Pierwsza część deklaracji to wspaniała chrystologia – mówił. Natomiast część druga - eklezjologiczna - osób znających dokumenty Soboru Watykańskiego II nie zaskoczyła. W Deklaracji napisane jest dokładnie to samo, co w dokumentach soborowych, nie wykonano ani jednego kroku w żadną stronę.

Problemem było to, że Kościół katolicki w Europie zachodniej z praktyką poszedł dużo dalej, niż pozwalała doktryna. Do tego sprawa stała się newsem medialnym, który rozpoczął debatę. Pytani członkowie Kościołów protestanckich zostali niejako zmuszeni do skrytykowania dokumentu – mówił prof. Karski - bo oczywiście jako protestanci oczekujemy, że Kościoły katolicki i prawosławny nas uznają. Jednak krytykując dobrze wiedzieli, jakie zasady w Kościele katolickim obowiązują i nie czuli się zaskoczeni.

Czy Deklaracja próbowała słowami (używając pojęcia wspólnota w miejsce słowa Kościół) zmienić rzeczywistość? Czy przejawiła się w niej tendencja katolików do pouczania innych, kim są i kim mają się czuć? W odpowiedzi na to pytanie o. Marek Blaza przypomniał, że Deklaracja była dokumentem skierowanym do członków Kościoła katolickiego, więc nie ma mowy o pouczaniu w niej innych wyznań. Zauważył też, że pojęcie „wspólnoty kościelne” nie jest nowością i pochodzi z dokumentów Soboru Watykańskiego II.

Spokojnie o Deklaracji mówił także Łukasz Nazarko. Reakcję prawosławia ujął krótkimi słowami: „Aha, oni nie do końca nas uznają. Ale my ich w końcu też nie do końca uznajemy”. Może jest potrzebne jasne określenie, jak się postrzegamy, by dialog był szczerszy i bardziej konstruktywny – podsumował.

Czym jest prozelityzm i jak się ma do misji? Prozelityzm definiuje się go jako sytuację, gdy członkowie jednego związku wyznaniowego werbują wśród członków innej wspólnoty. Zdaniem prof. Karskiego granica między prozelityzmem a misją jest bardzo cienka. Trzeba jednak powiedzieć, że człowiek jest wolny, także w zakresie wyboru i zmiany swojej przynależności konfesyjnej. Jeżeli robi to z własnej woli, to jego sprawa. Nie wolno natomiast stwarzać zachęt typu materialnego i innych tym podobnych.

O. Marek Blaza poruszył problem oskarżeń wobec Kościoła katolickiego o uprawianie prozelityzmu na terenie Rosji. Z jednej strony – mówił – takie przypadki oczywiście mogą się zdarzyć, z drugiej – terytorium kanoniczne nie jest dogmatem wiary.
Krótko poruszono również problem dialogu międzyreligijnego. Jak pogodzić ekskluzywizm chrześcijański z dialogiem międzyreligijnym? – zapytano z sali. Bardzo sceptycznie na dialog międzyreligijny patrzy prof. Karski, który widzi niewiele lub wręcz wcale nie dostrzega punktów stycznych między religiami. Podawał przykład islamu, który dużo mówi o Jezusie Chrystusie, ale jego wyobrażenia zupełnie nie przystają do naszych. Punkt zaczepienia dla dialogu międzyreligijnego może istnieć w sektorze etycznym, ale nie doktrynalnym - mówił.

***

Podsumowując debatę muszę przyznać, że budzi nadzieję. Paradoksalnie właśnie tym co wielu krytykuje – spokojem, zrozumieniem, jasnością stanowisk i tożsamości. Znamienne wydawało mi się, że to teolog ewangelicki tłumaczył, że Dominus Jesus – tak często atakowana deklaracja – nie była krokiem w tył, a jedynie przypomnieniem doktryny, którą katolicy z niektórych środowisk zignorowali.

Gdy Łukasz Nazarko mówił, że dotychczasowy dialog był dążeniem, by drugi był taki jak ja, widzę w tym bardziej dążność do zatarcia różnic niż pojednanej różnorodności. Tymczasem zacieranie różnic do niczego nie prowadzi, poza odbiciem w kierunku fundamentalnym.

Z pewnością nie należy przywiązywać się bardziej do terminów teologicznych niż do treści. Ma rację o. Marek Blaza, gdy mówi, że słowa jedynie przybliżają tajemnicę. Nie wątpię, że wielu z tych, którzy czują się zniechęceni, pragnie byśmy już stanowili jedno. Ale rację ma chyba Łukasz Nazarko, gdy mówi, że kolejne postępy dialogu ekumenicznego będziemy zapewne kiedyś oglądać z nieba.

Właściwą drogą nie jest zamazywanie różnic, ale wzajemne poznanie, zrozumienie i pojednanie. W tej kolejności.